A wszystko przez cholerny deszcz...
Pojechałam po moją Magdę, ale najpierw postanowiłam wstąpić na pocztę, aby powysyłać zaległą korespondencję. Poczta mieści się tuż przy ulicy, która z jednej strony zastawiona jest samochodami, więc obszar samego przejazdu jest dość ograniczony. Nieważne. A w sumie ważne, ale do rzeczy. Więc wybiegam z auta, telefon do kieszeni, paczki pod brodę i zasuwam w stronę wejścia na pocztę. Kątem oka widzę nadjeżdżającą śmieciarę. Chcę wbiec do budynku i słyszę jakieś stuknięcie. Zaniepokojona łapię się za kieszeń i co? Nie ma telefonu. Rozglądam się wokół siebie i...
Nie! Nie mogło być prosto? Upadł, rozsypał się, podnoszę i jest. Nie, nie ze mną, nie teraz. Okazuje się, że telefon wpadł do piwniczki przy poczcie, jakieś pół metra poniżej poziomu chodnika, a dzieli mnie od niego metalowa krata.
- Zajebiście!
Mamroczę, wpatrując się w piwniczną otchłań, nie wiem w sumie po co, bo chyba nie oczekuję, że części mojej komórki uniosą się w górę prowokowane siłą mego spojrzenia.
- Co się stało?
Dwaj faceci (nie w czerni), ale w granacie (niewybuchu;)) zaintrygowani chyba moją nieruchawą postawą niczym żona Lota, podeszli bliżej i teraz już w trójkę zaglądamy do piwniczki.
- Upadł mi telefooon - mój głos jest żałosny, a jednocześnie zawiera w sobie to coś, co sprawia, że w panów w granacie wstępuje prawdziwie męski duch. Zaczynają się szamotać z zardzewiałą kratką, na początku mają problem, ale po chwili silne chłopaki dają radę. Ja stoję nadal obok, bo nie zamierzam zeskakiwać w pełną pajęczyn dziurę. A! Czy pisałam już, że uliczka jest dość wąska? I że za moimi plecami stoi śmieciara? Chyba tak. Zatem za rzeczoną śmieciarą tworzy się całkiem niezły korek. A jakby tego było mało, z naprzeciwka nadjeżdża karetka.
Bohaterski pan granatowy wskakuje do środka i próbuje dosięgnąć mojego telefonu (w częściach dodam, telefon, nie pan). Jednak jest wąsko i pan ma problem ze schyleniem się.
- Kurwa, szybko - drugi bohater z niepokojem spogląda na zamieszanie na ulicy. Ja tupię z radością i dopinguję pana w dziurze:
- Już blisko, może bokiem, już prawie, zaraz będzie!
Wreszcie zdenerowawany chłopak robi jakiś skręt bioder i hura! Jest!
Podziękowałam stokrotnie, mówiąc panom, że uratowali mi życie:)
I wiecie co, telefon działa!
A i jeszcze jedno. To żadna wyimaginowana scena z mojej książki. To działo się dosłownie przed niecałą godziną.
I potem ktoś mi powie, że życie nie pisze dziwnych scen!
"Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej". Rozmówki, przemyślenia, recenzje młodej pisarki. Bo jestem gadułą, choć czasami milczę. Bo jestem milcząca, choć czasami ględzę. Bo jestem miła, choć czasami trudno mnie znieść. Bo jestem niesympatyczna, choć czasami trudno w moim towarzystwie się smucić. Bo kocham słowo pisane. I kocham słowo czytane. I nie lubię fałszu i zawiści, a frustratom mówię stanowcze NIE. Szkoda czasu i atłasu, a życia to na pewno. :)
czwartek, 31 maja 2012
Graham Masterton "Trauma"
Ostatnią noc spędziłam w objęciach Mastertona. Wiem, jak to
brzmi, ale dokładnie tak właśnie było. Za jednym podejściem przeczytałam jego
powieść „Trauma”, przypominając sobie stare dobre czasy licealne, kiedy to
„wsiąkałam” w Kinga, Mastertona, Pattersona i czytałam do świtu, a potem lekko nieprzytomna jechałam do szkoły. Taki
posmak wspomnień, ślad przeżytych dni i doznanych wrażeń. Czy to możliwe, żeby
krwawy thriller wywoływał takie rzewne myśli? No cóż, powiedziałabym, horrory
to moja specjalność. Ale do rzeczy.
„Trauma” nie jest do końca horrorem, twierdzę, że to
thriller z wątkiem kryminalnym i lekką nutką elementów nadprzyrodzonych. Główna
bohaterka to Bonnie Winter, żona Duke’a i matka dorastającego Raya. Bonnie
pracuje w korporacji sprzedającej kosmetyki a także prowadzi firmę sprzątającą.
Lecz nie jest to ścieranie kurzu z bibelotów ustawionych na komodzie z
afrykańskiego drewna w jednym z kalifornijskich domów. To wywabianie plam krwi,
które wsiąknęły w jasną klepkę podłogi. To usuwanie resztek mózgu, które
rozbryzgnęły się na ścianie. To zbieranie tkanki ludzkiej, która podczas
gwałtownego samospalenia ofiary, przylepiła się do drzwi. Firma Bonnie świadczy
usługi komunalne, polegające na sprzątaniu miejsc, w których znaleziono ludzkie
ciała. Czasami są to zgony naturalne, innym razem samobójstwa, jeszcze innym
zabójstwa. I właśnie te ostatnie najbardziej wstrząsają przywykłą już do swojej
profesji kobietą. Zwłaszcza, że w każdym mieszkaniu znajduje kokon dziwnego
owada. Gdy dowiaduje się, czym są owe kokony i co oznaczają w kulturze Azteków,
zaczyna dostrzegać pewną analogię w dokonanych morderstwach. Lecz czy
ktokolwiek uwierzy w tę prastarą legendę? Jednocześnie kobieta zmaga się z
problemami osobistymi, ma męża, który całe dnie spędza pijąc piwo i oglądając
mecze w telewizji. Syna, który wdaje się w bójki na tle rasowym. Szefa, który
czuje do niej coś więcej. Matkę, która jej nie rozumie. A w tym wszystkim jest
ona, Bonnie i jej dziwne domysły i przypuszczenia.
Jak zakończy się ta opowieść? No cóż. Masterton to Masterton
i nie oczekujmy falbanek, uśmiechów i pełnego optymizmu jutra. Bo wszystko się
wyjaśni i skończy, teraz, tutaj.
Nie powiem, żeby mi czegoś nie brakowało. Pewne wątki
sprawiały wrażenie niedokończonych i jak sam autor napisał wstępie, ta książka
nie jest zbyt obszerna. Końcówka opowieści zdaje się przyspieszać i mknąć na
łeb na szyję do finału, który też nie do końca zaskakuje. Aczkolwiek wszystko
zostało podane z taką finezją, postaci są wielowymiarowe, wyraziste, przedstawione
sceny ociekają plastycznością, co sprawia, że „Traumę” czyta się w
traumatycznie błyskawicznym tempie. Do tej powieści dołożone zostały dwa
opowiadania, „Bazgroły” i „Szampański kompas”, które stanowią doskonałe
uzupełnienie lektury.
Oczywiście polecam, oczywiście jestem nieobiektywna,
oczywiście na ślepo wejdę w każdą książkę tego autora. Nie chcecie, nie
czytajcie, to znaczy, że lubicie spać w nocy i nie budzicie się na każdy
najmniejszy szmer i w pojawiających się nocnych cieniach nie dostrzegacie tego
nadnaturalnego świata, który NA PEWNO istnieje.
wtorek, 29 maja 2012
Mariusz Zielke "Księga kłamców"
Nie ma to jak zamieszać czytelnikowi w głowie, zostawić go z
rozdziawionymi ustami, wyrazem niedowierzania na twarzy, a nawet nieco debilnym
jej wyrazem. Bo kto tu kogo zrobił w konia? Kto z kogo zrobił idiotę? A może
ktoś tu się przeliczył, wierząc, że wszystko będzie takie jasne w odbiorze?
Ależ skąd. W najnowszej powieści Mariusza Zielke „Księga kłamców” NIC nie jest
jasne, NIC nie jest proste, WSZYSTKO z chirurgiczną precyzją stworzone zostało
po to, aby biedny czytelnik zaliczył uderzenie koparą o podłoże.
O czym więc jest ta książka? Ech, gdyby było to takie łatwe,
na pewno z chęcią odpowiedziałabym na to odwieczne pytanie. „O czym jest ta
powieść?” „Co autor miał na myśli?”
A skąd ja, na litość boską, mam to wiedzieć? Wiem tylko, że
występuje tutaj znana malarka Anna, która najbardziej lubi malować nago. Jest
zafascynowany nią młodziutki Bastian. Jest jego dziewczyna, Ina, która nie do
końca wie, kogo właściwie kocha. I on. Siergiej. Pojawia się w najmniej
oczekiwanych momentach. Zaskakuje. Szokuje. Jest bezwstydny, pewny siebie i
swojej zniewalającej mocy, którą wykorzystuje wobec płci przeciwnej. Zawsze
gotowy, zawsze chętny, biorący, ale i czasami hojny. Bóg seksu? Też. Demon? Na
pewno. Ale… czy wierzę w to, co napisałam? Tego nie wiem.
Autor stworzył historię wielowymiarową, inspirującą, burzącą
powszechny osąd na to co dobre, a co złe, na to co czarne i białe, znane i
słyszane. Przekomarza się niemal w każdym słowie i w każdej scenie, burzy
stereotypy, kala świętości, mówiąc kolokwialnie, ukręca na siebie bat. Nie ma
dla niego rzeczy niemożliwych, nie ma granic, nie istnieje dobro ogółu, ani
jednostki, jest fantazja, jest nieposkromiona wyobraźnia, jedna historia
wychodząca z drugiej, które na zmianę wciągają, innym razem oburzają,
odrzucają. A jednak nie pozwalają się oderwać i rzucić niedokończoną powieść w
kąt. Tak więc jest to idealna książka dla każdego, kto nie boi się wyzwań, kto lubi
się trochę zakręcić, komu nieobce psychodeliczne klimaty, gdzie nigdy nie
wiadomo co jest jawą, a co snem.
W sumie nie wiem po się tyle rozpisałam. Bo „Księgi
kłamców” nie da się jednoznacznie określić, zdefiniować, a tym bardziej nie da
się zrecenzować jej treści. Najlepiej po nią sięgnąć i po przeczytaniu udawać, że się nie
zwariowało.
Majowa porcja lektur-odsłona 2
Troszkę się nazbierało, przybyło, wzrosło:)
Będzie głównie kryminalnie i sensacyjnie, ale to chyba oczywiste, że kocham te gatunki.
Oto kolejna porcja lektur, które zawitały do mojej domowej biblioteki:
Od góry:
Magdalena Zimniak "Pokój Marty" - wyd. Replika (jestem w trakcie lektury)
Mariusz Zielke "Księga kłamców" - od Autora (lada chwila recenzja)
Joanna Jodełka "Polichromia" - od Autorki
31.10 Halloween po polsku - nasza antologia:)
Maria Ulatowska "Przypadki pani Eustaszyny" - wyd. Prószyński
I teraz prezenty od portalu Zbrodnia w Bibliotece :*
Inge Lohnig "Zapłatą będzie śmierć"
A.B. Międzyrzecki "Consul"
Chris Tvedt "Uzasadniona wątpliwość"
Michael Kobr, Volker Klupfel "Operacja Seegrund"
Izabela Żukowska "Gotenhafen"
Jesli chodzi o maj, to chyba wszystko.
Chyba :)
Będzie głównie kryminalnie i sensacyjnie, ale to chyba oczywiste, że kocham te gatunki.
Oto kolejna porcja lektur, które zawitały do mojej domowej biblioteki:
Od góry:
Magdalena Zimniak "Pokój Marty" - wyd. Replika (jestem w trakcie lektury)
Mariusz Zielke "Księga kłamców" - od Autora (lada chwila recenzja)
Joanna Jodełka "Polichromia" - od Autorki
31.10 Halloween po polsku - nasza antologia:)
Maria Ulatowska "Przypadki pani Eustaszyny" - wyd. Prószyński
I teraz prezenty od portalu Zbrodnia w Bibliotece :*
Inge Lohnig "Zapłatą będzie śmierć"
A.B. Międzyrzecki "Consul"
Chris Tvedt "Uzasadniona wątpliwość"
Michael Kobr, Volker Klupfel "Operacja Seegrund"
Izabela Żukowska "Gotenhafen"
Jesli chodzi o maj, to chyba wszystko.
Chyba :)
sobota, 26 maja 2012
Viva Las Sanok!
Ubiegły weekend spędziłam w magicznym miejscu. Od soboty do poniedziałku byłam w pięknym Sanoku, gdzie brałam udział w panelu pisarek, w ramach II Nocy Kultury Galicyjskiej.
Spotkałam się z moimi koleżankami-pisarkami, co już samo w sobie było czymś wspaniałym. No i ta okolica. Piękne widoki, cudowna wystawa ikon (olbrzymi sentyment mam do tych dzieł, gdyż siostra mojej babci malowała ikony, mamy w rodzinie kilka takich obrazów), nowo otwarte muzeum z całym dorobkiem artystycznym Beksińskiego, śliczny Rynek. No i ludzie. Ci zarządzający miastem ugościli nas tak, że czułyśmy się naprawdę wyjątkowo. A na koniec zostałyśmy obdarowane wspaniałymi upominkami.
Dziękuję serdecznie za zaproszenie:) To wspaniałe, że miałam okazję uczestniczyć w tak magicznym spotkaniu, które odbyło się w równie magicznym miejscu.
Sanoku, na pewno do Ciebie wrócę:)
Od lewej siedzą:
Mariola Zaczyńska
Magdalena Zimniak
Maria Ulatowska
Lucyna Olejniczak
Ja
Manula Kalicka
Joanna Jodełka
Anna Fryczkowska
Charles Cumming "Ukryty człowiek"
Mnogość wątków, wyraziści, ale nie przerysowani bohaterowie,
powoli rozwijająca się akcja, stopniowanie napięcia, intryga, zagadka, poczucie
zagrożenia. To chyba podstawowe wyróżniki dobrze skonstruowanej powieści
szpiegowskiej. Ale nie mającej wiele wspólnego z gadżeciarskim Jamesem Bondem.
Tutaj nie liczy się efektowne wejście bohatera, tylko tajemnica i intrygujące
jej rozwiązanie.
Podobny schemat dostrzegłam w powieści Charlesa Cumminga,
zatytułowanej „Ukryty człowiek”. To nowa propozycja na naszym rynku
wydawniczym, którą prezentuje wydawnictwo Enigma. Autor zastosował tutaj taki
sposób przedstawienia bohaterów, jaki bardzo lubię. Bo oto mamy dwóch braci,
Marka i Bena Keen. Mark jest biznesmenem, pracującym w dużej międzynarodowej
korporacji, Ben to artysta, który ciągle boryka się z problemami finansowymi.
Ma również szereg problemów w życiu uczuciowym, bo jego żona Alice, prężna i
ambitna dziennikarka pragnie luksusu, jakiego Ben nie jest jej w stanie
ofiarować. Obaj bracia są ze sobą bardzo związani, ale już wkrótce pomiędzy
nimi stanie ktoś, kto może być powodem rozłamu pomiędzy mężczyznami.
Christopher Keen wraca po latach i chce rozliczyć się z
przeszłością. A może nawet naprawić błędy? Keen to były agent brytyjskiego
wywiadu, który dwadzieścia pięć lat temu zostawił swoją żoną z dwoma synami.
Czy teraz uda mu się nawiązać kontakt z dorosłymi już mężczyznami? Mark jest
gotów rozmawiać z ojcem i nawet próbuje go zrozumieć. Ben nie chce słyszeć
nawet o spotkaniu z kimś, kto tylko na papierze może nazywać się jego ojcem.
Ale wydarza się coś, co sprawia, że obaj bracia znajdą się w
samym środku międzynarodowej zawieruchy, gdzie działania pracowników MI5
przenikają się z akcjami prowadzonymi przez rosyjską mafię. A nad tą morderczą
wręcz rozgrywką widnieje tajemnica, dotycząca przeszłości Christophera. Jak
bracia poradzą sobie i z uporządkowaniem przeszłości swojej i ojca? Komu
naprawdę mogą ufać i czy uda im się wyjść cało z tej niebezpiecznej
konfrontacji, w jakiej przyszło im uczestniczyć? Myślę, że lektura może
odpowiedzieć na te pytania.
Przyznam szczerze, że niełatwo czytało mi się tę powieść.
Mnogość wątków, duża liczba pojawiających się postaci, retrospekcje, wszystko
to sprawiało, że czasami gubiłam się w chronologii wydarzeń. Taką lekturę
należy czytać w skupieniu, a ja ostatnio miałam z tym problem, tak więc
podejrzewam, że wina leży po mojej stronie. Klimat powieści przypomniał mi moje
czasy licealne, kiedy zaczytywałam się w książkach Roberta Ludluma. Tak więc
wielbiciele ciekawie skonstruowanych historii szpiegowskich, nie powinni czuć
się zawiedzeni. Na uwagę zasługuje na pewno konstrukcja głównych postaci,
których nie sposób nie lubić. I nie sposób im nie kibicować. Dla wyznawców
około bondowskich historii z mocnym wątkiem szpiegowskim-lektura w sam raz.
Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania-KONIEC
Kochani:)
Dziękuję wszystkim za udział w naszym tygodniowym BlogTour z pismem "Coś na progu". To była naprawdę fantastyczna zabawa.
Dziękuję Wydawnictwu Dobre Historie, które zaproponowało mi udział w tej akcji.
Mam nadzieję, że nawet ci, którym nie udało się wygrać konkursowego egzemplarza, dobrze się bawili i sięgną po to ciekawe wydawnictwo. Bo warto!
W ostatniej, piątej odsłonie konkursu, szczęście uśmiechnęło się do: rajzarogiem.
Gratuluję i czekam na adres do wysyłki nagrody:)
Do zobaczenia przy kolejnym BlogTour!
piątek, 25 maja 2012
"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part 5
Dziękuję za wczorajsze zgłoszenia:) Szkoda, że nie mam więcej egzemplarzy do rozdania, bo chętnie nagrodziłabym Was wszystkich. Ale los jaki jest, każdy widzi i tym razem uśmiechnął się do BRYNDZI. (adres proszę wysłać na mojego maila)
Tymczasem zapowiadam ostatnią odsłonę konkursu z pismem "Coś na progu". Aby zdobyć 1 numer tego kryminalnego czasopisma, wraz z zakładką, należy zostawić swój komentarz o treści: Coś na progu-rozdawajka.
I polecam felieton Joanny Kułakowskiej, w którym ukazuje nam świat prozy Howarda Philipa Lovecrafta, zatytułowany "Bluźniercza przestrzeń"
czwartek, 24 maja 2012
"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part 4
Witajcie w 4 odsłonie BlogTour z czasopismem "Coś na progu".
Wczoraj moja maszyna losująca, czyli Magda, wylosowała Evie13. Zatem serdecznie gratuluję i czekam na adres do wysyłki.
Tymczasem zabawa trwa dalej, kto chce wziąć w niej udział, niech zostawi wpis pod niniejszym postem "Coś na progu-rozdawajka".
A gdy będziecie mieć już ten numer w rękach, warto przeczytać artykuł Moniki Samsel-Chojnackiej i Rafała Chojnackiego, zatytułowany "Mordercy przyszli z północy". W tekście przedstawiona jest postać znanego detektywa, Kurta Wallandera, bohatera serii kryminałów Henninga Mankella.
Polecam także artykuł "Medyk sądowy na miejscu przestępstwa-fakty i mity", w którym wypowiadają się pracownicy Katedry Medycyny Sądowej we Wrocławiu.
środa, 23 maja 2012
"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part 3
Dziękuję za zgłoszenia w naszym blogowym konkursie:)
Tym razem los wskazał na: Lonny_lunatic (proszę o dane kontaktowe na mojego maila)
Ale to jeszcze nie koniec.
Aby zdobyć kolejny egzemplarz czasopisma "Coś na progu", wraz z zakładką, należy pod poniższym postem zostawić wpis: "Coś na progu-rozdawajka".
Jutro ogłoszę, kto otrzyma nagrodę z dzisiejszej odsłony konkursu, a tymczasem już polecam świetny felieton Marcina Wrońskiego "Lęki i strachy" traktujący o tym, jak to jest, gdy człowiek nie boi się horrorów.
wtorek, 22 maja 2012
"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part 2
Dziękuję za wczorajsze zgłoszenia. Numer "Coś na progu" wraz z zakładką powędruje do:
Joanny Rorat :) (pani Joanno, proszę o adres do wysyłki na mojego maila: agnieszka.loniewska@gmail.com)
Joanny Rorat :) (pani Joanno, proszę o adres do wysyłki na mojego maila: agnieszka.loniewska@gmail.com)
Tymczasem bawimy się dalej. Jeśli chcecie zdobyć egzemplarz tego kryminalnego czasopisma, zostawcie wpis pod tym postem o treści "Coś na progu-rozdawajka". Jutro ogłoszę, kto wylosował kolejny egzemplarz.
A ja tradycyjnie polecam kolejny artykuł z numeru. Tym razem jest to przegląd polskich seryjnych morderców, którego dokonał Bartosz Czartoryski w tekście "Celebryci z kości i krwi".
niedziela, 20 maja 2012
"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part1
Witam serdecznie na moim pierwszym blogtour z wydawnictwem Dobre Historie, wydającym dwumiesięcznik "Coś na progu". To niewątpliwie pasjonująca lektura dla miłośników horrorów, thrillerów i opowieści z dreszczykiem.
Od dzisiaj aż do piątku, codziennie będzie można wygrać na moim blogu pierwszy numer pisma wraz z zakładką. Wystarczy zostawić pod postem swój ślad w postaci wpisu:
Coś na progu-rozdawajka.
Codziennie będę wrzucała tutaj post informujący o konkursie, codziennie każdy, kto chce wziąć udział w losowaniu, wrzuca powyższy wpis.
A już teraz polecam Wam opowiadanie Edwarda Lee, zatytułowane "Makak". Krwawa opowieść o dilerze narkotyków i transakcji jego życia.
Czekam na wpisy osób, chcących wygrać pierwszy numer pisma "Coś na progu" w 1 dniu rozdawajki :)))
Terri Blackstock "Drapieżca"

Czy w dzisiejszych czasach możemy
pozostać anonimowi? Czy możemy zamknąć się w swoim własnym
świecie, otaczając się tylko garstką najbliższych? Przecież
jesteśmy kuszeni tak wielką ilością nowości technologicznych,
które pomagają w nawiązywaniu kontaktów, a jednocześnie
sprawiają, że pragnienie bycia anonimowym jest trudne do
zrealizowania. Portale społecznościowe, fora, blogi, czaty. To
wszystko może być sposobem na zdobywanie nowych znajomych, na
promowanie siebie i swoich dokonań, na organizowanie różnego
rodzaju przedsięwzięć, zbiórek pomocy potrzebującym, akcji
ratowania zwierząt. Cele szczytne i potrzebne, a obecna technologia
bardzo ułatwia prowadzenie tego rodzaju działań. Ale czy do końca
jesteśmy bezpieczni? Może tam, po drugiej stronie jest ktoś, komu
w głowie lęgnie się krwiożerczy plan, a każdy nasz ruch w sieci
jest pilnie śledzony?
O takim właśnie problemie pisze w
swojej książce „Drapieżca” Terri Blackstock. To opowieść o
dwudziestopięcioletniej Kristy, której młodsza siostra została w
brutalny sposób zamordowana. Okazuje się, że nastolatka z wielkim
zaangażowaniem korzystała z portalu społecznościowego
GrapeVyne.net, na którym kilkanaście razy dziennie umieszczała
posty dotyczące jej życia. Korzystając z tak zwanych „dymków”
wrzucała szczegółowe informacje odnośnie tego, gdzie właśnie
jest, co robi, o czym myśli. Skorzystał z tego psychopatyczny
morderca, który dzięki owym wpisom z łatwością wyśledził
dziewczynę, porwał i zabił. Krista i jej ojciec z trudem radzą
sobie z tragedią, ale postanawiają sami odnaleźć mordercę
siostry i córki. Oczywiście każde na własną rękę. David,
ojciec, w każdym znajomym mężczyźnie upatruje zabójcy swego
dziecka, co stwarza wiele ryzykownych sytuacji. Krista śledzi grupę
znajomych siostry z portalu, wierząc, że wśród nich znajduje się
psychopata. Zakłada fikcyjne konto nastoletniej dziewczyny,
przygotowując pułapkę, w którą ma nadzieję schwytać mordercę.
Jednocześnie nawiązuje kontakt z twórcą GrypeVyne.net, którym
jest młody miliarder, Ryan Adkins. Mężczyzna na początku nie
poczuwa się do odpowiedzialności za to, że dzięki jego portalowi
zginęła nastolatka. Jednak już wkrótce pojawia się nowa ofiara,
Ryan zaczyna dostrzegać pewne niebezpieczeństwo związane z
użytkowaniem portalu i przez to ściąga na swoją głowę wiele
problemów. Jednocześnie zauważa, że Kristy staje mu się coraz
bliższa i chęć współdziałania nie do końca podyktowana jest
tylko współczuciem czy odpowiedzialnością.
Autorka dodatkowo pokazuje aspekt
wiary, załamania się wartości, w które wierzą bohaterowie w
momencie, gdy w ich życiu wydarza się tak wielka tragedia. Również
Ryan zaczyna zastanawiać się na swoim życiem, wyborami,
przekonaniami. A to wszystko jest tłem do pasjonującej akcji
kryminalno-sensacyjnej, która jest głównym wątkiem powieści.
Plus oczywiście problem braku anonimowości w naszej egzystencji.
„Drapieżca” to wciągający
kryminał z przesłaniem i ostrzeżeniem. Książka, którą powinien
przeczytać chyba każdy rodzic i aktywny użytkownik portali
społecznościowych. Polecam.
piątek, 18 maja 2012
Happy day :))))))))
Właśnie dotarły. Pachną farbą drukarską, czyściutkie, nieskalane, dziewicze. Oto one. Autorskie egzemplarze mojej najnowszej książki "W zapomnieniu". Od dzisiaj powieść już w sprzedaży. Za około tydzień ukaże się także w formie audiobooka.
A od 21 mają będą puszczane spoty reklamujące historię Magdy i Michała, które będzie można usłyszeć w Radio Gdańsk i Radio Kampus. W czerwcowym numerze Bluszcza będziecie mogli także przeczytać recenzję. A już wkrótce konkursy, w których będzie można wygrać egzemplarz "W zapomnieniu". (Na fejsbukowej stronie Naszego Wałbrzycha właśnie trwa 2 odsłona konkursu).
A tu lista patronów medialnych "W zapomnieniu":
Radio Gdańsk
Radio Kampus
Gazeta Bluszcz
portal dlalejdis.pl
portal webook.pl
serwis granice.pl
A tutaj wrzucam linki, pod którymi można zamawiać moją książkę (i nie tylko ten tytuł oczywiście:) )
Księgarnia wydawnictwa Novae Res
Księgarnia Atena Kamienna Góra
merlin.pl
Matras
jeśli koniecznie musicie robić zakupy w Empiku, to polecam raczej zamawianie na stronie:
empik.com
No nic, wracam do radowania się i po raz setny oglądania moich książek:) Aaa, spakowana już jestem, bo dzisiaj w nocy wyjeżdżam do Sanoka, na Galicyjską Noc Kultury:)))
A od 21 mają będą puszczane spoty reklamujące historię Magdy i Michała, które będzie można usłyszeć w Radio Gdańsk i Radio Kampus. W czerwcowym numerze Bluszcza będziecie mogli także przeczytać recenzję. A już wkrótce konkursy, w których będzie można wygrać egzemplarz "W zapomnieniu". (Na fejsbukowej stronie Naszego Wałbrzycha właśnie trwa 2 odsłona konkursu).
A tu lista patronów medialnych "W zapomnieniu":
Radio Gdańsk
Radio Kampus
Gazeta Bluszcz
portal dlalejdis.pl
portal webook.pl
serwis granice.pl
A tutaj wrzucam linki, pod którymi można zamawiać moją książkę (i nie tylko ten tytuł oczywiście:) )
Księgarnia wydawnictwa Novae Res
Księgarnia Atena Kamienna Góra
merlin.pl
Matras
jeśli koniecznie musicie robić zakupy w Empiku, to polecam raczej zamawianie na stronie:
empik.com
No nic, wracam do radowania się i po raz setny oglądania moich książek:) Aaa, spakowana już jestem, bo dzisiaj w nocy wyjeżdżam do Sanoka, na Galicyjską Noc Kultury:)))
Piotr Ibrahim Kalwas "Tarika"
Czasami warto udać się w podróż. Podróż do własnej
przeszłości, rekonesans po własnych dokonaniach, tych większych i tych całkiem
bez znaczenia. Wycieczkę po szczątkach wspomnień, sięgających najdalszych
przeżytych momentów, jakie zachowały się w naszej pamięci. Taka indywidualna
retrospekcja czasami może pomóc ułożyć swoje obecne życie, a także nie bez
znaczenia może mieć wpływ na przyszłe losy potencjalnego podróżnika.
Takim właśnie zabiegiem posłużył się Piotr Ibrahim Kalwas w
swojej najnowszej książce, zatytułowanej „Tarika”. Tytułowa tarika oznacza w języku arabskim właśnie
drogę. I w taką drogę wyrusza autor w
swoich opowieściach, które funduje nam z prozatorskim mistrzostwem. Jak sam
twierdzi, nauczycieli nie chce i nie potrzebuje, to ta książka jest jego nauką
i drogą ku zrozumieniu. „Tarika” może być postrzegana jako powieść, albo jako
zbiór opowiadań, esejów, felietonów. Autor podróżuje, raz jest w Polsce lat
peerelowskich, innym razem odnajdujemy go w Aleksandrii, albo w Ghanie. Raz
jest dorosłym człowiekiem z pewnym dorobkiem życiowym, innym razem uczniem,
który nie chce dać się wpasować w sztywne ramy szkolnego drylu.
Właśnie te historie nawiązujące do przeżyć w rzeczywistości
lat osiemdziesiątych i nie tylko, bardzo przypadły mi do gustu. Autor
wykorzystuje także dorobek światowej literatury, częstując nas licznymi
odniesieniami do twórczości Schulza, Cortazara, Gombrowicza. Umiejętnie wplata
ich teksty w swoje historie, czasami wprowadzając zamęt w umyśle czytającego.
Odnoszę wrażenie, że wszystkie historie Kalwasa stworzone
zostały po to, aby czytelnik poczuł się odurzony, jak po zażyciu czegoś
mocniejszego. Nie można czasami się odnaleźć, a jednocześnie magia języka,
prozatorskie żonglowanie autora pomiędzy humorem a szyderstwem, złością a poezją,
sprawiają że „Tarika” staje się czymś więcej, niż tylko lekturą dla
wymagającego odbiorcy. To istna uczta dla wielbicieli sztuki słowa i treści,
wielocząstkowa historia skłaniająca do przemyśleń, czasami denerwująca, innym
razem bawiąca czytelnika swym gorzko-słodkim humorem. A przede wszystkim
prowokująca do zastanowienia się, co dla autora jest jego tariką, a czym owa tarika
jest dla nas. Polecam.
czwartek, 17 maja 2012
Majowa porcja lektur, odsłona 1 plus zapowiedź ROZDAWAJKI:)
W maju trochę przystopowałam z pozycjami książkowymi, gdyż mam ich jeszcze sporo w zapasie i chcę terminowo wywiązać się z wszystkich zobowiązań. Ale kilka nowych książek pojawiło się w mojej biblioteczce i oto mam przyjemność je zaprezentować:)
I tak:
"Coaching doskonały" pod red. Jonathana Passmore'a - wyd. Muza (do życia zawodowego się przyda:) )
"Las. Pytania i odpowiedzi" Paweł Fabijański - wyd. Muza
"Maja poznaje świat 2" Magdalena Zarębska - wyd. Skrzat
"Strasznie trudne wierszyki" + audiobook Izabela Mikrut - wyd. Skrzat
I jeszcze jedna paczuszka:
A w niej:
"Tajfun" Charles Cumming
"Ukryty człowiek" Charles Cumming
Obie książki z Wydawnictwa Enigma, które niedawno zaproponowało mi współpracę recenzencką, co oczywiście bardzo mnie ucieszyło. I jestem niezmiernie ciekawa tych dwóch pozycji:)
................................................................................................................................................................
A od poniedziałku, codzienny BlogTour z czasopismem "Coś na progu". Od poniedziałku do piątku będę wrzucała post związany z tym właśnie pismem i wystarczy zostawić komentarz, aby wziąć udział w losowaniu egzemplarza tego kryminalno-horrorowatego dwumiesięcznika wraz z zakładką.
Zapraszam:)))
Olga Rudnicka "Cichy wielbiciel"
Jesteś młoda, pełna życia, masz ukochanego mężczyznę, pracę,
która sprawia ci przyjemność, przyjaciółki, dobre układy z rodzicami. Wydaje ci
się, że świat i los ci sprzyja. Nie wiesz jednak, że czasami właśnie los może
zadecydować i sprawić, że to co do tej pory zbudowałaś, nagle legnie w gruzach.
Bo ślepy zdecydował o tym, że na drodze Julii, bohaterki najnowszej powieści
Olgi Rudnickiej, pojawił się ON. „Cichy wielbiciel”.
A wszystko zaczęło się od bukietu kwiatów, przyniesionego
przez posłańca do salonu telefonii komórkowej, w którym pracuje Julia Rogacka.
Oczywiście, wszystko zaczęło się nieco wcześniej, kiedy złośliwy los sprawił,
że Julia znalazła się właśnie w tym miejscu, w tym momencie, gdzie był także i
ON. Ale to uzmysłowiła sobie dużo później. Tak więc dziewczyna zaczyna dostawać
kwiaty, potem rozpoczynają się głuche telefony na służbowy numer komórki. Po
głuchych telefonach zaczynają się esemesy pełne miłosnych wyznań. Romantyczny
wielbiciel? Czyż nie marzy o tym każda kobieta? Jasne, miło czytać o tym w romansach,
ale gdy telefon dzwoni niemal nieprzerwanie, w dzień i w nocy, a miłosne
wyznania zastępowane są często przez wyzwiska i wyrzuty, to już przestaje być
romantyczne. Julia na początku nikomu o tym nie mówi, ale wkrótce problem
zaczyna ją przerastać, o nękającym wielbicielu dowiadują się przyjaciółki,
rodzice, koleżanka z pracy i wreszcie pracujący w innym mieście ukochany
Robert. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że to dopiero początek tragicznych
wydarzeń, które doprowadzą Julię na skraj wyczerpania nerwowego i zmienią jej
życie o sto osiemdziesiąt stopni. Jak zakończy się ta mrożąca krew w żyłach
historia? Czy w Polsce prawo chroni ofiary stalkera?
Gdy rozgrywa się akcja książki, w polskim ustawodawstwie jeszcze nie było
takiego paragrafu. Jak zatem Julia i jej rodzina uwolnią się od chorego
mężczyzny?
Książka Olgi Rudnickiej to na pozór opowieść o dziewczynie,
którą prześladuje zakochany facet. Ale dla mnie to horror z prawdziwego
wrażenia. Autorka w tak umiejętny sposób ukazała pętlę zacieśniającą się wokół
bohaterki, pokazała macki, jakie prześladowca umiejętnie rozpościera w życiu
Julii, że niemal czułam ściskanie w gardle, za każdym razem, gdy w opisanych
scenach dzwonił do bohaterki telefon. W powieści poruszony jest oczywiście
problem stalkingu i pokazane metody,
jak należy radzić sobie w przypadku, gdy stajemy się ofiarami uporczywego
nękania.
„Cichy wielbiciel” to powieść na poły sensacyjna, na poły
psychologiczna ze świetnym rysem postaci będącej ofiarą nękania i z opisem
zmian i fizycznych i psychosomatycznych jakie zachodzą u takiej osoby. Powieść
napisana jest wciągającym językiem, a akcja rozwija się w sposób przypominający
świetnie skonstruowany thriller psychologiczny. Polecam, kawał porywającej
lektury.
wtorek, 15 maja 2012
Dla wielbicielek trylogii "Zakręty losu"
Dostałam ostatnio kilka próśb o wrzucenie fragmentów z kolejnych części trylogii "Zakręty losu". Już jesienią będzie można kupić całość, właśnie rozpoczął się proces wydawniczy tej serii.
Ale pomna Waszych maili wrzucam krótkie fragmenty z II tomu, zatytułowanego "Zakręty losu-Braterstwo krwi" i z tomu III, czyli "Zakręty losu-Historia Lukasa". Tekst surowy, przed korektą.
BRATERSTWO KRWI
Gdy Krzysiek witał się z nową aplikantką, Łukasz Borowski siedział na skórzanej sofie w swoim nowym mieszkaniu i uczył się, jak zakładać szkła kontaktowe, zmieniające mu kolor oczu z brązowych na niebieski. Ratajczak musiał wyjść, bo ktoś próbował się do niego dodzwonić i teraz wrócił, wpatrując się w siedzącego na sofie potężnego faceta, z potarganymi jasnymi włosami i niebieskimi jak niebo oczami. Łukasz popatrzył na wchodzącego mężczyznę, wstał i powiedział po polsku z wyraźnym niemieckim akcentem:
- I co powiesz,Ratajczak? Reprezentuję doskonały okaz rasy nordyckiej?
- Jesteś chory, Lukas. Ale wyglądasz na niezłego, szwabskiego sukinsyna. - Ratajczak był pod wrażeniem umiejętności swoich ludzi, którzy nie tylko poprzez zmianę samego wyglądu, ale i odpowiedni dobór garderoby i różnych gadżetów sprawili, że Marcus Borycki wyglądał tak, jak powinien wyglądać właściciel nocnego klubu, o niezbyt chlubnej przeszłości. I to ostatnie dotyczyło zarówno właściciela, jak i samego klubu. Do tego dochodziły umiejętności Łukasza, który genialnie potrafił wczuć
się w rolę i zmieniać tożsamość jak wąż skórę. Dlatego Ratajczak przekonał swoich szefów, żeby zaangażować starszego Borowskiego do tej akcji. Zwłaszcza po tym, kiedy dowiedział się ze swoich źródeł, że Siergiej postawił mecenasa Borowskiego w sytuacji bez wyjścia. Na początku szefostwo nie chciało słyszeć o pozyskaniu Łukasza, uznając, że nie będzie
można mu zaufać. Ale Ratajczak ręczył za niego głową, wiedząc, że skoro wtedy postanowił z nimi współpracować, tym bardziej zrobi to teraz, kiedy się dowie, w jakie gówno wchodzi jego młodszy brat. Jasne! Bazował tutaj na uczuciach, na oddaniu, na tym, co łączy obu braci. To było kurestwo, ale dla niego, Ratajczaka, liczył się efekt końcowy a nie środki, jakie do niego poprowadzą. A efektem miało być aresztowanie Igora Siergiejewicza. Osobą, która mogła do tego doprowadzić był tylko i wyłącznie Łukasz Borowski, który w strukturach mafijnych funkcjonował od siedemnastego roku życia.
- Jestem szwabskim sukinsynem i zrobię w tym mieście niezły rozpierdol. - Łukasz nadal mówił z niemieckim akcentem i Mirek w końcu się roześmiał.
- Uważaj, bo cię polubię... - usiadł na sofie i kiwnął głową do Łukasza, żeby także zajął miejsce. - Siadaj, muszę ci coś powiedzieć.
- Co jest?
- Dzwonił do mnie twój brat.
Łukasz spojrzał na niego niebieskimi oczami i zacisnął szczęki.
- Jutro się z nim spotkasz.
- Jak to?
- Przywiozę go tutaj.
- On... on ma o tym wszystkim wiedzieć? - Łukasz spytał cichym głosem.
- On szuka pomocy. Znasz swojego brata. Jest z gruntu uczciwy. Chce chronić siebie i żonę, ale wie, że to nie jest rozwiązanie. Dlatego zadzwonił do mnie. Poza tym niejednokrotnie próbował się dowiadywać czegokolwiek na twój temat. Szukał cię. Dzwonił do nas.
- Naprawdę?
W oczach potężnego jasnowłosego mężczyzny pojawiła się iskierka radości, która zaraz zgasła.
- Tak - Mirek Ratajczak kiwnął głową. - Dlatego włączymy go do tego. Jemu będzie łatwiej, wiedząc, że jest ktoś, kto tym wszystkim steruje. Będzie mógł działać dla nich, chroniąc rodzinę, a my będziemy i tak robić swoje. A poza tym...
- Poza tym? - Łukasz zacisnął pięści i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w ścianę.
- Spotkacie się. To chyba dobra wiadomość?
- Tak... Tak... - Łukasz zamrugał oczami, odrywając się od dręczących go myśli. - To najlepsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć w ciągu ostatnich lat - spojrzał na Ratajczaka wzrokiem przepełnionym radością i jeszcze czymś, co do tej pory było głęboko schowane w jego sercu i teraz na chwilę uwolniło się i pokazało, że Łukasz Borowski naprawdę ma duszę.
HISTORIA LUKASA
Wróciłem z ćwiczeń naszej szkolnej grupy rockowej. Byłem w
drugiej klasie liceum, miałem siedemnaście lat i kochałem muzykę. Grałem na
saksofonie w naszym lokalnym zespole, który założyliśmy z kumplami z klasy.
Dyrektor szkoły, doceniając zaangażowanie i chęci, udostępnił nam stary szkolny
magazynek, który zaanektowaliśmy na klub. I teraz, po ośmiu miesiącach
działalności mieliśmy za sobą kilka szkolnych występów, między innymi na
studniówce najstarszych klas, a od kilku tygodni przygotowywaliśmy się do
udziału w konkursie zespołów rockowych, który mógłby dać nam szansę i
perspektywy na dalszy rozwój w tym kierunku. Oczywiście, staraliśmy się nie
zaniedbywać nauki, żeby rodzice się nas nie czepiali, ale teraz ten konkurs był
dla nas najważniejszy.
Po cichu wszedłem do domu, bo było już dość późno, miałem
nadzieję, że uda mi się przemknąć niepostrzeżenie, tak aby nie spotkać się z
ojcem, z którym ostatnio miałem na pieńku. Hm. Ostatnio? Chyba od zawsze,
raczej. Ale ta nadzieja umarła, zanim na dobre zdołała zakwitnąć w mojej
głowie, bo gdy tylko złapałem za poręcz, chcąc pobiec na górę, do swojego
pokoju, mój ojciec wyszedł ze swojego gabinetu. Patrząc na mnie jak zawsze,
czyli z krytyką.
-
Nie za późno? - Spytał, z marsową miną.
-
Sorry. Próba się przeciągnęła – burknąłem.
-
Nie zapomnij, że w weekend wyjeżdżasz ze mną na
spotkanie z członkami rady adwokackiej.
-
W ten weekend?
-
Tak w ten.
-
To miało być za tydzień – patrzyłem na ojca
zszokowanym wzrokiem.
-
Pomyliłem terminy. Wyjeżdżamy w piątek wieczorem
– ton ojca był zimny jak lód.
-
Nie ma mowy – wzruszyłem ramionami, mocniej
zaciskając palce na rączce futerału, w którym spoczywał mój saksofon.
-
Słucham?
-
Mówiłem ci chyba z milion razy, że jadę do
Zielonej Góry na przesłuchanie. Robią nabór do konkursu „Młoda Rockmania”.
Przeszliśmy pierwszy etap, jeśli teraz przejdziemy, pojawi się szansa na
nagranie płyty.
Ojciec wzniósł oczy do nieba, jakby szukał tam natchnienia
do wygłoszenia kolejnej tyrady. Ale powiedział tylko:
-
Będziesz musiał wybierać.
Spojrzałem na niego z uśmiechem.
-
Już wybrałem.
-
To znaczy? - Zmrużył brwi i podszedł do mnie.
Pomimo że był wysoki i tak musiał unieść głowę, żeby spojrzeć mi w oczy. Nie
sądzę żeby teraz odnalazł w nich odrobinę ciepłych uczuć. Muzyka była dla mnie
wszystkim i wiedziałem, jaki on ma do tego stosunek. Bolało mnie to bardzo, ale
ukrywałem to przed nim, bo musiałem przecież być stonowanym przyszłym
prawnikiem z maską zamiast twarzy.
-
To znaczy, że w sobotę rano pakujemy się do
pociągu i wyjeżdżamy. Na przesłuchanie – odpowiedziałem pewnie, chociaż moje
serce szalało ze zdenerwowania.
-
Śmieszny jesteś – parsknął i wydawał się być
naprawdę nieźle rozbawiony.
Ja za to byłem wkurzony. I to bardzo.
-
Może jestem śmieszny. Ale pogódź się z tym, że
na weekend ze swoimi prawnikami pojedziesz beze mnie.
-
To się jeszcze okaże.
-
Załóż się – warknąłem, wchodząc na schody.
-
Łukasz. - No tak, znałem ten ton. Doskonale.
Zaczynało się. Ale tym razem nie miałem zamiaru tego słuchać.
-
Oszczędź sobie. Nie jesteś w sądzie. Wcale nie
muszę tam z tobą jechać, wydepczesz dla mnie ścieżkę kiedy indziej – powiedziałem
przez zęby i pobiegłem do siebie, trzaskając drzwiami tak, że pewnie obudziłem
mojego młodszego brata Krzyśka, który miał pokój naprzeciwko mnie.
Kurwa!
Kląłem w myśli, bo generalnie nie przeklinałem i wiedziałem,
że mama tego nie toleruje. Czy kiedykolwiek mój ojciec spojrzy na mnie inaczej,
niż jak na obiekt utrzymania rodzinnej tradycji i poważania dla nazwiska
Borowski w tym jego śmiesznym świecie? Chyba znałem odpowiedź na to pytanie. A
przecież zawsze robiłem wszystko, aby był ze mnie zadowolony. Nigdy nie miał ze
mną najmniejszych problemów. Nigdy. Uczyłem się dobrze, nie paliłem, nie
ćpałem, szanowałem matkę, kochałem brata. A ojciec... też go szanowałem, ale...
Czy go kochałem?
Boże...
Oczywiście, że tak. Ale...
Czy on kochał mnie?
PREMIERA: jesień 2012 :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)