sobota, 30 marca 2013

Liz Fielding "Wszystkie chwyty dozwolone"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MIRA.


Chociaż w kalendarzu już pora wiosenna, to za oknem nieszczególnie ją widać. Dlatego czas odpowiedni, aby nastroić się nieco wiosennie, relaksująco i optymistycznie. Ale jak to zrobić? Oczywiście, jest zapewne wiele metod, aby poprawić sobie humor i nie dać się zimowej (niestety ciągle) chandrze, ale ja mam jeden sprawdzony sposób. Lekka, niezobowiązująca, optymistycznie nastrajająca lektura. I taka właśnie książka trafiła w moje zmarznięte dłonie, dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira.

„Wszystkie chwyty dozwolone” Liz Fielding to podzielona na trzy części opowieść o perypetiach rodziny Claibourne i Farraday. A właściwie o trzech siostrach Claibourne: Romanie, Florze i Indii, oraz trzech braciach Farraday: Niallu, Bramie i Jordanie, którzy są udziałowcami luksusowego domu handlowego „Claibourne&Farraday”. Do tej pory biznesem zarządzał ojciec trzech pań, ale wskutek jego problemów ze zdrowiem, siostry z powodzeniem stanęły na czele zarządu. Jednak, zgodnie z umową sprzed lat, firmą może zarządzać tylko mężczyzna. Dlatego trzej bracia Farraday stają do trudnej rozgrywki, w której zwycięzcą może być tylko jedna strona. Każdy z braci przez miesiąc zamierza obserwować jedną z sióstr, aby ocenić jej przydatność i umiejętność zarządzania określoną działką w firmie. Jak nietrudno się domyśleć, mężczyźni nawet nie wiedzą, w jakie tarapaty wpadną, gdy tylko znajdą się w pobliżu Romany, Flory czy Indii. Oprócz wątku romansowego, jest jeszcze kilka tajemnic do odkrycia, demonów do zwalczenia i uczuć do okazania. Wszystko kończy się happy endem, co jest jak najbardziej pożądane w tego typu powieści.

„Wszystkie chwyty dozwolone” to lekka, optymistyczna książka, z całkiem ciekawie nakreśloną fabułą i sympatycznymi bohaterami. Opowieść nastraja pozytywnie i jest miłą rozrywką w te piękne zimowe dni tej wiosny. Zachęcam.

czwartek, 28 marca 2013

Marcin Wroński "Pogrom w przyszły wtorek"

Książkę w formie ebooka przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa WAB.


Kolejna odsłona z Zygą, czyli Zygmuntem Maciejewskim w roli głównej. W „Pogromie w przyszły wtorek” Marcin Wroński ukazuje rzeczywistość powojennej Polski, gdzie wrogiem może być każdy, gdzie nikomu nie można ufać, a z ludzi wychodzi najgorsze cwaniactwo, zawiść, egoizm i brutalność. W tym wszystkim musi odnaleźć się Zyga, który wypuszczony przez „ubecję” musi umiejętnie lawirować pomiędzy wrogiem a wrogiem. I jednocześnie pamiętać o swojej ukochanej Róży i małym synku Olku.

Postawiony w patowej sytuacji, porusza się wśród ludzi, którzy tak jak i on próbują odnaleźć się w nowym świecie, zarządzanym przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, pod okiem NKWD. Oczywiście przedstawiona jest intryga, nie tyle kryminalna, co polityczna, nad której rozwikłaniem pracuje Maciejewski, ale śledztwo zostało umiejętnie wkomponowane w tło społeczno-polityczne, tak, że stanowi właściwe uzupełnienie prezentowanej historii. Opowieści o ludziach, którzy sami nie wiedzą co jest dobrem, a co złem, komu można ufać, a komu raczej nie, ba! Czy w ogóle komukolwiek można ufać w tym świecie, zdawałoby się pozbawionym zasad? Bo co nie zniszczyła wojenna zawierucha, teraz w sposób bezkompromisowy niszczy ustrój i ludzie, działający w nim jak trybiki w dobrze naoliwionej maszynie. A Zyga wciąż musi pilnować tyłów i tłumaczyć się, sam już nie wiedząc z czego i komu. Czy ubecji, czy gangsterom, zbijającym fortunę na powojennej zawierusze, czy może ukochanej Róży, która także padła ofiarą szantażu i wyzysku. A sprawnie przenikając pomiędzy tymi, jakże różnymi, a jednocześnie zasymilowanymi światami, Maciejewski nie traci nic ze swego policyjnego (teraz milicyjnego) nosa i sprawnie ujmuje bestialskich morderców.

Najnowsza powieść lubelskiego pisarza to prawdziwy majstersztyk, łączący zarówno elementy świetnie zarysowanej intrygi kryminalnej, a także dramatu politycznego i wszelkich jego społecznych konsekwencji. Tygiel kulturowy, a właściwie narodowościowy, w jakim porusza się bohater, doskonale oddaje atmosferę powojennych lat i oprócz warstwy rozrywkowej, jaką stanowi przecież dobry kryminał, pełni także funkcję poznawczą i historyczną. Sam Zyga nie stracił nic ze swej ujmującej szorstkości, jest człowiekiem z krwi i kości, częściej pod wozem, niż na, co stanowi o jego autentyczności i sprawia, że łatwiej jest się nam z nim utożsamiać. Doskonała kolejna powieść Marcina Wrońskiego z jednym z moim ulubionych bohaterów literackich. Gorąco polecam.

środa, 27 marca 2013

Marcowe lektury, part 2

Tym razem skromnie, biorąc pod uwagę moje obciążenia obowiązkami różnistymi... i tak nadto;)

Z wydawnictwa Mira dwie pozycje:
Erica Spindler "Ukarać zbrodnię"
Liz Fielding "Wszystkie chwyty dozwolone"









i z wydawnictwa WAB ebook: Marcin Wroński "Pogrom w przyszły wtorek" (recenzja wkrótce)




niedziela, 24 marca 2013

"Pola" Magdalena Zimny-Louis

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.

W ostatnim czasie kolejna powieść zasiliła moją biblioteczkę. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika trafiła do mnie książka Magdaleny Zimny-Louis pod tytułem „Pola”. Już kiedyś pisałam, że nie należy sugerować się tym, co widzimy na okładce. I rzeczywiście nigdy tego nie robię. Aczkolwiek obraz w jakiś sposób sugeruje nam treść, przynajmniej tak odbiera to nasz mózg. Czego oczekiwałam po wzięciu tej właśnie powieści do ręki? Historii o jakiejś kobiecie, o jej perypetiach, złamanym sercu, zawistnych koleżankach, kobiecie współczesnej, żyjącej może gdzieś obok mnie. Co otrzymałam?

Faktycznie, „Pola” jest opowieścią o kobiecie. A właściwie kobietach. Równie dobrze mogła nosić tytuł „Tosia”. Bo to właśnie Tosia, a właściwie Antonina Pogorzelska jest bohaterką i narratorką tej wielopokoleniowej historii. Bardzo osobistej, którą można potraktować niemalże jak spowiedź życia, albo bardzo rozbudowany życiorys. Z wieloma wątkami pobocznymi i całą plejadą postaci. Tosię poznajemy jako osiemdziesięcioletnią staruszkę, która podejmuje decyzję o niewychodzeniu z domu. Uznaje, że nie jest to jej do niczego potrzebne i tym samym budzi olbrzymi niepokój u swoich dzieci, Zuzanny i Artura. Jedynie młody sąsiad, Jacek, rozumie to i obiecuje pomoc. Właściwie to Jacek jest jej jedynym przyjacielem i nieocenionym wsparciem. Artur jest zajęty swoim dobrze prosperującym biznesem, Zuzanna poświęca swój czas, np. na sprzątanie na plebanii, bo wraz z mężem są zapalonymi i niezwykle oddanymi katolikami. Tak więc Tosia przedstawiając się na początku jako bardzo konsekwentna i stanowcza, zaczyna toczyć przed nami opowieść swojego życia. Począwszy od dzieciństwa w jednej z polskich wsi, przez zawieruchę wojenną i nowe życie w wolnej Polsce. W jej życiu najwierniejszą towarzyszką i przyjaciółką jest siostra jej matki-Pola. Dzięki niej Tosia wyjeżdża do Warszawy i ma szansę na rozwinięcie skrzydeł. Historia jest taka prosta, życiowa, przedstawieni ludzie są tak różnorodni, tacy ludzcy, z wszystkimi ich przywarami, wadami, złymi i dobrymi twarzami. Bo takie po prostu jest życie. 

„Pola” to wydawać by się mogło zwykła historia o zwykłej kobiecie, która w jesieni życia opowiada o swoich losach. Lecz wszystko to podane jest wciągającym i czasami humorystycznym językiem, tytułowa Pola niejedną tajemnicę ma w zanadrzu, a wokół Tosi toczy się prawdziwa burza. I ideologiczna i rodzinna i zmysłowa. Nie spodziewałam się, że tego typu historia będzie w stanie mnie w jakiś sposób porwać, a właśnie tak się stało i jest to kolejna dla mnie niespodzianka. Tak więc nie ma co sugerować się tym, co widzimy na okładce, nie warto nawet czytać opisów znajdujących się na tylnej obwolucie. Należy kierować się sercem i swoistym czytelniczym węchem. Czasami, dzięki niemu, trafimy na powieść, którą powinniśmy przeczytać. I „Pola” jest właśnie taką książką. Polecam.

piątek, 22 marca 2013

Stefan Wroński "Dzidek"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.


Czasami lubię przenieść się w czasy, które znam tylko z opisów, obrazów, dokumentów. Albo z opowieści mojej babci, która urodziła się przed wojną i doskonale pamięta ten czas beztroski, wolności i swobody. Dlatego z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po powieść warszawskiego  dziennikarza, Stefana Wrońskiego, o przewrotnym tytule „Dzidek”.

Już sam tytuł i okładka, przedstawiająca warszawskiego „gawrosza”, sprawiły, że wiedziałam, iż koniecznie muszę ten powieść umieścić na półkach mojej biblioteczki. Ogromnym sentymentem darzę tamte czasy, posiadam wiele fotografii mojego dziadka z czasów jego młodości, kiedy życie było takie normalne i wspaniale… młode. Tak jak i w tej powieści.

Główny bohater to oczywiście Dzidek, rozrabiaka i łobuziak, postrach warszawskich podwórek. A wraz z nim cały kalejdoskop postaci, idealnie odzwierciedlających różne warstwy społeczne przedwojennej Warszawy. Chłopca poznajemy w momencie, gdy na świat przychodzi jego siostra-Jola. Tej właśnie Joli zadedykowana jest powieść, ta Jola jest babcią autora książki. To jeszcze bardziej sprawia,  że historię czyta się z prawdziwą przyjemnością. Bo pewnie wzbogacona została o wątki, które autor sobie dopisał, „doprawił’, jak informuje nas okładka. Ale tę opowieść napisało życie i realizm przedstawionych wydarzeń, zarysowanych postaci, czy zaprezentowanych miejsc nie jest przypadkowy. To prawdziwa przedwojenna Warszawa i czytając, czuje się to, rozumie i widzi. 

Druga część powieści już nie jest taka radosna i beztroska. Nadchodzi wojenna pożoga, rodzina Dzidka znajdzie się w jej samym środku, próbując przetrwać w mieście opanowanym przez wroga. To także czyta się z wielkim przejęciem i zaangażowaniem. To życie, do tej pory proste, cudowne, pełne wrażeń i planów nagle się skończyło. Teraz trzeba chronić siebie i rodzinę niemal na każdym kroku. Ale rodzina Dzidka robi coś jeszcze. Ukrywa tych, o których najbardziej chodzi Niemcom. Jak zakończy się ta pasjonująca walka z czasem, wrogiem, wojenną zawieruchą? Sięgnijcie po „Dzidka” i dajcie się porwać w tamten beztroski, a jednocześnie groźny czas.

Powieść napisana jest prostym wciągającym językiem, o ile pierwsza część zawiera sporo humoru i dowcipu, to im dalej, tym poważniej, więcej ludzkich dramatów, rozpaczy i bezsilności. Wspaniale pokazana przeciwwaga, tym bardziej ukazuje dramatyzm i ogrom nieszczęść, które spadły na ówczesnych ludzi. Doskonała wycieczka w przeszłość, może ostrzeżenie, może lekcja na przyszłość? Polecam, warto poznać historię Dzidka i jego rodziny.

środa, 20 marca 2013

Patrick Bauwen "Tylko on wie"

Czy chcesz zostać moim przyjacielem?

Te słowa po lekturze tej książki zawsze chyba będą mi towarzyszyć, zwłaszcza w chwili, kiedy otrzymam zaproszenie na Facebooku i to od nieznajomej osoby. Patrick Bauwen w powieści „Tylko on wie”, doskonale pokazał, jak od niewinnej zaczepki na portalu społecznościowym można trafić w sam środek międzynarodowej intrygi i wielowątkowego dramatu.

Główna bohaterka, Marion Marsh, mieszka w Paryżu i pracuje jako asystentka szefowej dużej stacji telewizyjnej. Mieszka z Panem Kotem, rzadko spotyka się z zajętym wciąż ojcem i jest bardzo samotna. Jednak to nie dziennikarstwo było jej kiedyś pisane. Kiedyś… piętnaście lat temu była stażystką w jednym z paryskich szpitali. Pracowała ze zdolnym chirurgiem, Nathanem Chess, w którym była szaleńczo zakochana. A on w niej. Wiedzieli, że zawsze będą razem, że takie uczucie zdarza się tylko raz w życiu. Że o taką miłość warto walczyć. A nawet trzeba. Jednak los chciał inaczej. Nathan znika, w momencie, w sekundzie, jest, a za chwilę po prostu ulatnia się jak para. Marion zostaje sama, zrozpaczona, na skraju przepaści. Nienawidzi siebie, jego i życia. Mija piętnaście lat. Jedna krótka wiadomość od nieznajomego Trojana na Facebooku, sprawia, że wszystkie uśpione demony zaczynają budzić się z niespokojnego snu. Marion wylatuje do USA, w nadziei, że uratuje ukochanego, że w końcu pozna prawdę, co tak naprawdę zdarzyło się piętnaście lat temu.

Od tego momentu, wraz z bohaterką, nie znamy ani sekundy z wydarzeń, które przyjdzie nam przeżywać. Bo przeżyć jest naprawdę ogrom. Dynamika ukazywanych scen, zaskakujące zwroty akcji, zupełna nieprzewidywalność fabuły, to wszystko sprawia, że tej powieści naprawdę nie można odłożyć na półkę. Bez poznania zakończenia. A ono? Uwierzcie mi, dawno nie czytałam książki, która by mnie aż tak bardzo zaskoczyła. Sprawiła, że po zamknięciu ostatniej strony wracam jeszcze raz, aby dokładniej przeczytać, aby lepiej zrozumieć. Doskonały thriller z świetnie i pragmatycznie zarysowaną fabułą, zaskakujący i wzruszający. Świetne uczta na jedną noc, bo dla takiej lektury warto poświęcić swój sen. Gorąco polecam.

I na koniec piosenka, którą autor poleca, aby lepiej wczuć się w klimat opisywanych wydarzeń i która w jakiś sposób pomoże wyjaśnić zagadkę:
„Somewhere only we know” Keane.