wtorek, 30 września 2014

Sarah Jio "Jeżynowa zima"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.


Z prozą Sarah Jio spotkałam się przy lekturze książki „Dom na plaży” i bardzo mile wspominam to spotkanie. Była miłość, tajemnica sprzed lat, uczucie, które przetrwało niemalże wieczność. Teraz skończyłam czytać „Jeżynową zimę” i jakie są moje odczucia? Tutaj także spotykamy się historią z początków XX wieku, jest miłość, pożądanie, problemy społeczne i zagadka. Wszystko to składa się na interesującą i wciągającą fabułę.

W „Jeżynowej zimie” mamy w sumie dwie główne bohaterki: współcześnie żyjącą Claire i Verę, która żyła w Seattle w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Dzieli je osiemdziesiąt lat historii, ale od początku czujemy, że coś je łączy. Obie coś straciły i obie związały z mężczyznami, którzy zdają się pochodzić z innych światów. Jak Claire trafia na historię Very? Młoda dziennikarka ciągle przeżywa osobistą tragedię i dostaje zlecenie od szefa, aby napisała artykuł o śnieżycy z lat trzydziestych, która wówczas sparaliżowała Seattle. Bo taka sama zima właśnie atakuje miasto. Uznając temat za mało atrakcyjny, szuka jakiegoś punku zaczepienia. I go znajduje. Tajemnicze zniknięcie trzyletniego Daniela Raya, syna ubogiej Very. Dziennikarka coraz głębiej wnika w historię, jednocześnie próbuje ratować swoje małżeństwo, ale czuje, że jej mąż, Ethan, coraz bardziej się od niej oddala. Ona od niego też. Oboje nie potrafią pogodzić się z dramatem, który ich spotkał, ale to Claire ma sobie najwięcej do wybaczenia. Lecz teraz pochłania ją całkowicie śledztwo w sprawie zaginięcia małego chłopca. Powoli odkrywa wszystkie elementy układanki i spotyka się z ludźmi, którzy pamiętają tamte wydarzenia. To co odkrywa, jest dla niej ogromnym szokiem i w pewien nierozwiązywalny sposób łączy się z nią samą. 

Jak zakończy się ta opowieść o rodzinnych sekretach, niespełnionych miłościach, ludzkich tragediach, różnicach społecznych i próbie wybaczenia samemu sobie? Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić was do sięgnięcia po „Jeżynową zimę”.
Rzadko zdarza mi się wzruszać do tego stopnia, żebym uroniła łzę, a w przypadku finału tej książki właśnie to miało miejsce. Pamiętam, że przy lekturze „Domku na plaży” też udało się autorce mnie wzruszyć, więc chwała jej za to! 


Książka nosi w sobie wszystkie cechy, które lubię: akcja jest dynamiczna, bohaterowie dobrze wykreowani, historia spójna, tajemnica ma zaskakujące wyjaśnienie, autor myli tropy. A na koniec wzrusza. I dla tych wzruszeń i nerwów podczas czytania i myśli, żeby zerknąć na ostatnią stronę naprawdę warto sięgnąć po powieść Sarah Jio. Polecam.

poniedziałek, 29 września 2014

Festiwal Literatury Kobiecej "Pióro i Pazur" Siedlce 2014

Trzy ostatnie dni dały mi nieźle w kość. W piątek wstałam i 2 w nocy, bo o 4 miałam już polskiego busa do Warszawy. Jechałam razem z moją koleżanką, też pisarką, Agnieszką Gil. W stolicy wylądowałyśmy (niczym orzeł) kilka minut po 9 rano. Zanim wsiadłam do metra, w ostatniej chwili złapała mnie Nike Farida, która specjalnie przyjechała na Młociny, aby się ze mną zobaczyć. Przejechałyśmy kilka stacji, aby chociaż przez chwilę porozmawiać. Nike to pełna pasji, szalona i otwarta kobieta. Z tego wszystkiego zapomniałyśmy sobie zrobić wspólne selfie. Ale nadrobimy :)
Dotarłyśmy na Dworzec Śródmieście i tam spotkałyśmy się z częścią naszej ekipy: Rysia Ulatowska, Magda Zimniak, Ania Fryczkowska i Jacek Skowroński czekali na nas (z utęsknieniem niewątpliwym, sądząc po sile uścisków, jakimi zostałyśmy z Agą obdarowane). Wsiedliśmy w pociąg do Siedlec, po drodze dosiadła się Lucyna Olejniczak i ruszyliśmy wprost w objęcia Marioli Zaczyńskiej (kierowniczki zamieszania) i Joasi Jodełki. Niedługo potem dołączyła Gosia Warda, Manula Kalicka, Ania Łacina i Hania Cygler. I tak oto Kapituła Wielbicielek Janusza znowu była razem!
W piątek miałam spotkanie w bibliotece na Młynarskiej, gdzie razem z Agą Gil, Gosią Wardą i Manulą Kalicką opowiadałyśmy o naszej pracy, pasjach, książkach.


Odwiedziłyśmy także panią wiceprezydent Siedlec, która uraczyła nas pyszną kawą i jeszcze bardziej smakowitymi opowieściami o własnych doświadczeniach pisarskich.


Wieczorem rozpoczęła się szeroko zakrojona integracja wszystkich pisarek, a także pań z jury.
A następny dzień? 
Równie intensywny. Spotkania, panele, wykłady (świetna rozmowa Ani Fryczkowskiej z Jakubem Winiarskim o tym, jaka jest recepta na bestseller). Podpisywałyśmy także plakat festiwalowy w Galerii Siedleckiej i uczestniczyłyśmy w pobijaniu rekordu wspólnego czytania.


O godzinie 18 rozpoczęła się Gala FLK, prowadziła ją nasza niezastąpiona Mariola Zaczyńska i aktor Waldemar Obłoza.


Atrakcją gali był występ młodziutkiej wokalistki, Karoliny KARO Sawickiej, córki naszej koleżanki-pisarki, Moniki Sawickiej. KARO zaśpiewała piosenkę "Domek dla lalek". 
(Fot. Maria Mazurkiewicz)



Nagrody tegorocznego festiwalu:


Główna nagroda w kategorii Pióro: Grażyna Jeromin-Galuszka za książkę "Magnolia".
Główna nagroda w kategorii Pazur: Danuta Noszczynska za książkę: "Wszystkie życia Heleny P."
Nagroda Czytelniczek w kategorii Pióro: Magdalena Zimniak za książkę : "Jezioro cierni".
Nagroda Czytelniczek w kategorii Pazur dla Olgii Rudnickiej za książkę "Drugi przekręt Natalii".
Nagroda blogerek polonijnych dla Wiesławy Maciejak za "A życie sie toczy..."
Nagroda magazynu "Piękno i pasje" dla Grażyny Jeromin-Galuszki za książkę: "Magnolia".
Nagroda fundacji Age of Reading za książkę przedstawiająca problem wykluczenia dla Lucyny Olejniczak "Opiekunka".


Serdecznie gratuluję wszystkim koleżankom "po piórze", ale w szczególności moim przyjaciółkom: Magdzie Zimniak i Lucynie Olejniczak :)))

Tutaj wszystkie pisarki na scenie:



Wieczorem wszyscy bawili się na cudownym bankiecie, a integracja miała swój dalszy ciąg. Poznałam świetne dziewczyny: Izabellę Frączyk, Agnieszkę Walczak-Chojecką, Grażynę Jeromin-Gałuszkę, z Sylwią Drożdżyk-Reszką z wydawnictwa Prozami wywijałam niezłe hołubce na parkiecie. Olga Rudnicka, przez te moje blond włosy nie poznała mnie i dopiero, gdy tańczyłyśmy obok siebie, spojrzała i: "Agnieszka!!! To ty???" Idąc tym tropem, powinnam być bardzo bogata, bo mało kto mnie poznawał :)


Dziękuję wszystkim za cudowny weekend, to było nie tylko święto literatury, ale przede wszystkim święto kobiet, które naprawdę potrafią wspólnie się bawić i cieszyć z sukcesów innych.

Do zobaczenia za rok!!!

czwartek, 25 września 2014

Rebecca Donovan "Powód by oddychać"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Feeria Young.


Zbieram myśli, zbieram, nie spodziewałam się, że po przeczytaniu książki, która jest reklamowana „pierwsza z trzech części serii dla dziewcząt” ta nabałagani mi w głowie tak, że będę się zastanawiać nad każdym słowem.

„Powód by oddychać” Rebecki Donovan to początek cyklu Oddechy, który otwiera i ukazuje historię szesnastoletniej Emmy. Dziewczyna jest półsierotą, jej ukochany ojciec zginął przed laty, a matka, będąca za pan brat z alkoholem, powołująca się na własną nieporadność, nie mogła opiekować się dziewczyną. Tak więc Emma trafiła pod opiekę brata ojca-Georga i jego żony Carol. Małżeństwo ma dwoje małych dzieci, Jacka i Laylę, co nie jest bez znaczenia, jeśli chodzi o rozwój wypadków.

Emma stara się być niewidzialna, uczy się świetnie, odnosi sukcesy w sporcie, chodzi na tyle zajęć pozalekcyjnych, na ile tylko może, a wszystko to ma jeden cel. Jak więzień odsiadujący wyrok i robiący kreski na ścianie, odliczające kolejne przeżyte dni, tak samo Emma liczy ile dni zostało jej do skończenia szkoły i wyjechania na studia. Marzy się jej Stanford. Dlaczego nastolatka ma tak ściśle nakreślony cel? Musi wydostać się z tego domu, w którym mieszkają dwa potwory. Carol, która notorycznie znęca się nad swoją podopieczną (bije, kaleczy, parzy) i George, który udaje, że niczego nie dostrzega. I teraz nasuwa się pytanie: dlaczego bohaterka, zdolna, inteligentna, tak bardzo broni tej okrutnej tajemnicy i nikomu nie mówi o swoim koszmarze? Martwi się bowiem o swoje kuzynostwo i w imię ich bezpieczeństwa postanawia wytrwać.

Jej sekret zna tylko jedyna przyjaciółka Sara, a już wkrótce pojawi się chłopak, Evan Matthews, który najpierw zabierze jej serce, a potem także odkryje co przechodzi dziewczyna, którą pokochał.
Jeśli myślicie, że w tym tomie znajdziecie rozwiązanie tej historii, to ogromnie się mylicie. Książka kończy się tak, że niezbędnym staje się posiadanie tomu drugiego, bo zakończenie jest więcej niż irytujące. Cała powieść to mieszanina emocji i nerwów. Może jestem za dorosła (aby nie powiedzieć za stara) na taką historię, gdyż ośli upór bohaterki, jej postawa, odrzucanie pomocy, ranienie przyjaciół niezmiernie mnie irytowały. Poza tym to nie malutkie dziecko, które wobec przemocy zamyka się w sobie i często nie wie, nie rozumie, że może poprosić o pomoc. Z drugiej strony gdzie szkoła, nauczyciele, którzy owszem, w końcu coś zauważyli, ale i tak nikt nie przeszkodził Carol w realizacji ostatecznego planu.

No dobrze, książka wyzwoliła we mnie emocje, nie zawsze te pozytywne, zgadza się. Pomijając główny wątek dziewczyny gnębionej przez psychopatyczną (nie ma co czarować) ciotkę, mamy tutaj pierwsze zauroczenia, chłopaka, którego chyba każda dziewczyna chciałaby mieć i przyjaciółkę, o której niejedna nastolatka marzy.

Mam nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość i w kolejnych tomach zło zostanie ukarane, a dobro zwycięży. Tak jak w bajkach i historiach dla nastolatków powinno być.

wtorek, 23 września 2014

Nike Farida "Panna młoda"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.



Opowieści, które opowiadają o losach wielu pokoleń, ukazują zmagania ze światem, innymi ludźmi, własnymi uczuciami, demonami, przekonaniami, historie, które rzucają swoich bohaterów w rozmaite zawirowania, zawsze zwracały moją szczególną uwagę. A jeśli w tych zawiłych losach czuć autentyczność, prawdziwość, nie są przerysowane, tylko takie, jakimi napisało je życie, tym bardziej okazują się być interesujące i przejmujące. Właśnie taką powieść stworzyła Nike Farida w pierwszym tomie swej libijskiej trylogii Róża Pustyni.

„Panna młoda” przedstawia wielopokoleniową historię kilku rodzin, pochodzących z różnych stron świata, wyznających różne religie, mających inne przekonania, wartości, priorytety. Jakie plany miały Mojry, tkając nici losów bohaterów książki, że ich życiowe historie okazały się być tak zaplątane, niebezpieczne i wzajemnie zależne?


Poznajemy losy bliźniaków, Jacka i Andrzeja, którzy wychowywali się w Libii, gdzie ich ojciec pracował jako lekarz, a matka Maria wykładała na uniwersytecie w Benghazi. Ważną postacią w życiu chłopców, a potem mężczyzn jest Karen, w której obaj kochają się od czasów nastoletnich. I ta miłość, a także pewne niezdecydowanie dziewczyny doprowadza do dramatycznych wydarzeń. Ale to wszystko później. Znaczące też są losy matki bliźniaków, Barbary, która pozostaje w dość zażyłych stosunkach z Faragiem, mającym olbrzymi wpływ na przyszłe losy Jacka. Inne ważne postaci, to Hassan, Jackie, Esther, John. Wraz z nimi poznajemy wszystko to, co budowało historię drugiej połowy XX wieku, będziemy świadkami wielu autentycznych wydarzeń (zamach podczas olimpiady w Monachium, dojście do władzy Kaddafiego, budowa siatki terrorystycznej). 

W wieloletniej podróży po świecie, wraz z bohaterami trafimy do Libii oczywiście, do Nowego Jorku, Rzymu, Jerozolimy, Polski, na Saharę. W książce znajdziemy także kulinarne tajemnice kuchni arabskiej, włoskiej, przepisy, które nienachalnie wkomponowane w fabułę wspomagają odbiór tej egzotycznej historii.

Ta książka to także kopalnia symboli. Począwszy od nazewnictwa poszczególnych rozdziałów, które odnoszą się do tytułów znanych dzieł, filmowych czy to literackich. „Piknik nad wiszącą skałą”, „Miłość w czasach zarazy”, „Orzeł wylądował’, to tylko niektóre z nich, idealnie oddające to, co znajdujemy w kolejnych rozdziałach powieści. Poza tym daty użyte w książce jednoznacznie zapowiadają to, co dopiero się pojawi, zapewne w drugim tomie, a co już pokazuje, że będzie jeszcze bardziej dramatycznie i tragicznie. Wystarczy dodać, że pierwszy tom nosi tytuł „Kronika zapowiedzianej śmierci” Giza-Nowy Jork, 11 września 1971 rok. Bardzo podobały mi się te symboliczne nawiązania do innych dzieł i subtelne, nienachalne zapowiedzi przyszłych wydarzeń, dające do zrozumienia, że to dopiero początek.

Książka jest autentyczna i widać, że autorka wie o czym pisze, a wie o tym z autopsji. Nike Farida to Polka, która wychowywała się w Libii i arabski świat nie stanowi dla niej wielkiej tajemnicy i nie jest także papierowym opisem w ilustrowanej książce, ale żywym organizmem, który poznała i z którym żyła. Po lekturze pozostaje się tylko zastanowić ile Nike jest w tej książce i w której bohaterce. A może to miks odczuć i przeżyć, ułożony w historię wielu ludzi, których przeznaczenie postanowiło złączyć?

Gorąco polecam „Pannę młodą”, niepowtarzalna atmosfera krajów islamskich, bliskowschodni klimat, otoczka społeczno-polityczna z domieszką historii i zapowiedź tego, co dopiero ma nadejść. Nie na darmo, w ostatnich scenach książki Karen dostaje pracę w Twin Towers w Nowym Jorku. To jak cliffhanger w serialach. Wiemy, że dramat dopiero zbierze kolejne żniwo, a jaki w tym udział będą mieć bracia bliźniacy dowiemy się zapewne w II tomie. 

sobota, 20 września 2014

K.A. Tucker "Jedno małe kłamstwo"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Filia.



Zastanawiałam się nad przeczytaniem kontynuacji książki K.A.Tucker „Dziesięć płytkich oddechów”. Owszem, podobała mi się, ale jakieś wątpliwości mnie dopadły, co do tego, co mogę znaleźć w „Jednym małym kłamstwie”. Zupełnie nie potrafię tego zdefiniować, dlaczego tak się działo, ale wiem jedno. Najpierw trzeba się przekonać na własnej skórze, a potem oceniać i nie dawać się sterować przypuszczeniom. Bo już wiem, że byłabym bardzo na siebie zła, gdybym jednak nie przeczytała tej książki (oczywiście to abstrakcja, bo nie miałabym o tym pojęcia, ale wiecie o o co mi chodzi).

„Jedno małe kłamstwo” przedstawia dalsze losy młodszej siostry Kacey - Livie. O ile dobrze pamiętacie tę dziewczynę z „Dziesięć płytkich oddechów”, była zupełnym przeciwieństwem swej starszej siostry, także przeżyła piekło, śmierć najbliższych, oddalenie i autodestrukcję Kacey, lepkie łapy wuja, to wszystko spadło na wówczas jeszcze dziewczynkę, ale jej nie złamało. Livie jest uosobieniem spokoju, wyważenia i ma dalekosiężne plany, które w idealny sposób odzwierciedlają to, czego spodziewał się po niej ojciec. Teraz rozpoczęła naukę na Uniwersytecie w Princeton, należącym do Ligii Bluszczowej i planuje zostać lekarzem-pediatrą. Dlatego też pracuje jako wolontariuszka w szpitalu dziecięcym, gdzie na każdym kroku spotyka się z koszmarem rodziców i ich dzieci.

Wszystko zdaje się układać wedle planu, do momentu, kiedy Livie nie da się porwać… galaretkowatym shotom. Niby nic, a jednak sprawi, że obudzi się w dziewczynie jakaś wewnętrzna bestia i pokaże, że życie to nie tylko nauka i powściąganie własnych emocji. Bo to o emocje tutaj chodzi, a zwłaszcza takie, które ujawniają się w pobliżu… jego. Ashton jest kapitanem uniwersyteckiej drużyny żeglarskiej, jest wysoki, przystojny i co jeszcze? Ach! Jest cholernym aroganckim dupkiem. Pomimo że spotyka się ze śliczną Daną, to zmienia dziewczyny jak rękawiczki i tym razem na pewnej imprezie trafia na Livie. Dziewczyna znajduje chwilę zapomnienia w jego ramionach, jednak nie posuwa się dalej, czego potem może i żałuje. Wkrótce poznaje Connora, który okazuje się… przyjacielem Ashtona.

A jeszcze później naprawdę poznaje tego aroganckiego chłopaka, który tak naprawdę jest… No właśnie, nic nie jest takim, jakie się wydaje, każdy ma swoją barierę obronną, mur, za którym się chroni. I za którym ukrywa własne demony i tragedie z przeszłości. Czy Livie uda się przez to przebić? Czy Ashton będzie potrafił szczerze mówić o swoich uczuciach? Czy Connor ma szansę u Livie? Czy sama dziewczyna na pewno wie, jaka ma być jej przyszłość?

Pytań jest wiele i wraz z przewracanymi kartkami uzyskujemy odpowiedzi na nie wszystkie. Jednak nie obędzie się bez nerwów i irytacji, a także łez wzruszenia.

Bardzo podobała mi się ta książka, o wiele bardziej niż tom pierwszy. Zapewne duża zasługa fajnej kreacji głównej bohaterki i świetnej postaci Ashtona. Lubię bad boyów z głębią i demonami szargającymi duszę. Polecam obie powieści, niezwykle wciągające i wzruszające.

piątek, 19 września 2014

Jennifer L. Armentrout "Onyks"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Filia.



„Onyks” Jennifer L. Armentrout to drugi tom trylogii o Luksjanach. „Obsydian” okazał się wciągającym romansem paranormalnym z elementami sensacji, dlatego też z chęcią przywitałam kontynuację, gdyż musiałam wiedzieć jak potoczą się losy zakręconej Katy i zniewalającego Deamona Blacka.

Akcja rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z finału tomu I, Katy została uleczona przez Deamona, który nadal siedzi za nią na trygonometrii i nie omieszkuje na każdej lekcji dźgać ją długopisem w plecy. Jednocześnie w życiu dziewczyny zachodzą niepokojące zmiany, zaczyna dostrzegać u siebie dziwne umiejętności, których wcześniej nie miała. A w jej otoczeniu, oprócz nieznośnego i pociągającego Deamona, pojawia się jasnowłosy surfer Blake, który od razu znajduje w Blacku wielkiego antagonistę. Czy to tylko zazdrość o Kate, zwaną „Kotkiem”, czy jednak przystojny Luksjanin wyczuwa coś więcej? Już wkrótce okazuje się, że Blake’a i Katy łączy coś niewytłumaczalnego i zaczynają razem… współpracować, jeśli można to tak nazwać. Co doprowadza Deamona do stanu wrzenia, a wiadomo, że jak Luksjanin się wkurzy, to dobrze nie będzie.


Kontynuacja interesująco brnie w rozpoczętą w „Obsydianie” fabułę, pojawia się wiele nowych zaskakujących wątków, jest akcja, tajemnica, napięcie i miłość. Na uwagę zasługuje świetnie wykreowana postać Deamona, który swoim poczuciem humoru (jego uporczywe mylenie imion Blake’a za każdym razem wywoływało u mnie śmiech), złośliwością, zarozumialstwem i zniewalającą powierzchownością może zawrócić w głowie niejednej czytelniczce. Co zresztą z powodzeniem czyni wśród czytelniczek bloga literackiego prowadzonego przez Katy. Nie ukrywam, że z kolei postać żeńska, czyli „Kotek”, niekiedy bardzo mnie irytowała, swoim niezdecydowaniem, wiecznym zwątpieniem i oślim uporem. Ale chyba taka właśnie jest konwencja, że widać, iż on za nią szaleje, a ona broni się przed tym nogami i rękami. Całe szczęście, że większość kwestii uczuciowych została wyjaśniona, natomiast pojawiły się nowe sekrety związane z Luksjanami i wrogimi im Arumianami. Okazuje się, że nikomu nie można ufać, a bohaterowie będą narażeni na szereg niebezpieczeństw. 

Tak więc z niecierpliwością czekam na tom trzeci serii, który będzie nosił tytuł „Opal” i zachęcam wszystkich do lektury tego cyklu. Niby wszystko już powiedziano w romansie paranormal, ale ten wyjątkowo przypadł mi do gustu, na pewno dzięki fajnemu pomysłowi i świetnie wykreowanemu głównemu bohaterowi. Polecam.

Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna. Tom I - już wkrótce...


czwartek, 18 września 2014

Abbi Glines "Przypadkowe szczęście"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Pascal.


Już kiedyś pisałam o nowym nurcie w literaturze, zwanym new adult, kilka książek z tego, powiedzmy cyklu, miałam okazję przeczytać. Jedne były lepsze, inne gorsze, ale wszystkie opierały się na wzorcu, który jest chyba charakterystyczny dla tej odmiany literackiej, jeśli można to tak zdefiniować. Bohaterowie są młodzi, ale już dorośli, mają za sobą jakąś traumę, nie mogą porozumieć się z rodzicami, zostali zranieni, zdradzeni, szukają drugiej połówki, pragną zrozumienia, chcą być kochani. A to wszystko okraszone namiętnymi scenami erotycznymi. Idealnie wpasowującą się w ten nurt jest książka Abbi Glines „Przypadkowe szczęście”.

Bohaterką jest dziewiętnastoletnia Della, która wyrusza w drogę, szukając i pracy i próbując odnaleźć siebie samą i w jakiś sposób zapanować nad własnym życiem. W dzieciństwie przeżyła traumę, która cały czas gdzieś głęboko w niej siedzi, uaktywniając się w zupełnie nieoczekiwanych sytuacjach, a także nocą, gdy demony wydostają się z najdalszych zakamarków umysłu i atakują całą swoją siłą. Poza tym dziewczyna pragnie kochać i być kochana, ale wie, że nigdy z nikim nie będzie mogła sobie ułożyć życia, bo piętno choroby psychicznej ciąży nad nią, jak miecz Damoklesa. Lecz czy tak jest w rzeczywistości?

Dla Woodsa, którego spotyka przypadkiem na stacji benzynowej, śliczna Della może być przygodą na jeden raz, zanim chłopak wejdzie w „biznesowe” małżeństwo z Angeliną, tak sprytnie zaplanowane już od lat przez jego ojca. Jednak to co miało być przygodą, okazuje się być czymś więcej. Bo oto, po czterech miesiącach do klubu golfowego, którym zarządza Woods trafia nikt inny,jak tylko Della i zaczyna tam pracę. Czy młody mężczyzna da radę trzymać się od niej z daleka i iść dalej drogą wytyczoną przez ojca? Czy Della poradzi sobie z własnymi demonami, a co ważniejsze, będzie umiała opowiedzieć o nich chłopakowi, który staje się dla niej coraz bardziej ważny?


Książka nie zaskoczy na pewno rozwojem fabuły, to typowy romans z problemami, jednak napisany sprawnie i wciągająco. Jest to pierwszy tom opowiadający o perypetiach Delli i Woodsa i kończy się niezłym „cliffhangerem”. Powieść obfituje w dosyć ostre sceny erotyczne, więc na pewno przeznaczona jest dla „widza” dorosłego i niepruderyjnego. Jeśli lubicie taką niezobowiązującą odskocznię, którą można przeczytać w jeden wieczór, to „Przypadkowe szczęście” na pewno przypadnie wam do gustu. Na całe szczęście (nomen omen) bohaterka nie była irytująca, jak to często zdarza się w tego typu literaturze i dlatego też z chęcią przeczytam kontynuację. Dla wielbicielek new adult zapewne pozycja obowiązkowa. Jedyne co mnie denerwowało, to nietłumaczenie słowa „fuck”, którego nader często bohater używał, zwłaszcza podczas karkołomnych wygibasów erotycznych. Nie wiem, czy tłumaczka bała się polskiego odpowiednika, tego akurat nie pojmuję. Ale to tak na marginesie.

wtorek, 16 września 2014

Paullina Simons "Dzieci wolności"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Świat Książki.


Osiem lat upłynęło od momentu, kiedy powieść „Jeździec miedziany” Paulliny Simons trafiła w moje ręce. Pamiętam, że czytałam książkę do czwartej nad ranem, a potem jak w amoku zamawiałam drugi tom „Tatiana i Aleksander” i trzeci „Ogród letni”. Jest to moja ukochana trylogia i często do niej wracam. Dlatego, gdy usłyszałam, że wydawnictwo Świat Książki wydało prequel wydarzeń znanych z Jeźdźca…, wiedziałam że muszę te książkę przeczytać. 

„Dzieci wolności” przedstawiają Stany Zjednoczone u schyłku XIX i na początku XX wieku i czytelnik ma okazję poznać losy Harolda i Giny, rodziców Aleksandra Barringtona, bohatera wspomnianej wcześniej trylogii.
Dziwnie czyta się powieść, jeśli zna się późniejsze, niezwykle tragiczne i bolesne losy bohaterów. Ale z drugiej strony chciałam wiedzieć, jak to wszystko się zaczęło, dlaczego bohaterowie powzięli takie, a nie inne decyzje, które w tak tragiczny sposób odbiły się na życiu ich syna, Aleksandra.
Ale zanim do tego doszło, najpierw musieli się poznać i zapałać do siebie mocnym uczuciem. Gdy Gina przypłynęła z gorącej Sycylii do Bostonu, miała tylko piętnaście lat. Ale już była piękna i świadomie, a raczej nie, przyciągała spojrzenia mężczyzn. Harry Barrington był od niej sporo starszy, właśnie kończył studia i walczył z własnymi demonami, które dotyczyły przede wszystkim tego, co ma robić w przyszłości i jak do końca nie rozczarować bogatego ojca. 

Jednocześnie poznajemy sytuację emigrantów przybywających do Stanów Zjednoczonych, pierwsze zniesmaczenie imperialistycznym systemem i zafascynowanie socjalizmem. To daje przedsmak tego, co nadeszło później i stało się przyczynkiem tak brzemiennej w skutkach decyzji rodziców Aleksandra. Ale teraz, oprócz przesłanek politycznych, najważniejsze jest to, że w tych trudnych czasach rodzi się miłość pomiędzy młodziutką, pełną życia Włoszką, a poważnym młodym mężczyzną, potomkiem ojców-założycieli, którzy kiedyś zeszli z pokładu „Myflower”, aby tworzyć nowe państwo. Już na wstępie dostrzegamy zgrzyt, powiedzmy społecznościowy i przeczuwamy dalsze kłopoty. Ale zanim dojdzie do jakichkolwiek deklaracji, minie pięć lat. Gina, teraz Jane, wyrośnie na piękną ognistą kobietę, a Harry, będąc permanentnie zaręczony z Alice, córką wspólnika ojca, wreszcie zdecyduje się na ślub. Na który, nawiasem mówiąc, zostanie zaproszonych siedemset osób.
Czy do tego dojdzie? Czy prawdziwa miłość jest w stanie pokonać rodzinne interesy i wielkie pieniądze? A może lepiej by było, aby oni nigdy się nie spotkali?

Paullina Simons ponownie zabiera nas na wycieczkę do czasów, gdzie podziały społeczne, konwenanse i przekonania odgrywały znaczące role i często wytyczały ludzki los. Jednak, gdy ktoś postanowił pójść własną drogą i był konsekwentny, mógł uwolnić się od tego, zwłaszcza, jeśli kierowało nim niezwykle silne uczucie. Do czego to doprowadziło, to już inna historia, niemniej jednak niezwykle dobrze czytało mi się tę opowieść i czekam niecierpliwie na kontynuację losów Giny i Harry’ego. Bo przecież… dla takiej miłości warto żyć.


„- Za późno na wyrzuty sumienia - powiedział, przyciskając ją do siebie. - Wiedziałaś, co robisz. Wbiłaś mi się w serce jak pocisk, wiedziałaś o tym, gdy tańczyłaś naga w mojej rewolucji. Tak właśnie wygląda rewolucja, Gino. Jest gwałtowna. Niszczy wszystko na swojej drodze. Zjada swoje własne dzieci. Popełnia takie same błędy jak wcześniejsze pokolenie. Marnuje i rozdziera na części rzeczy, które były całością. Tym jest rewolucja. Wzięłaś całe moje serce i nie możesz teraz powiedzieć, że go nie chcesz. Nie możesz cofnąć zburzenia Bastylii. Ani przekroczenia Rubikonu. Nie możesz rozbroić kolonialistów. Ja jestem twoją ścieżką do wolności. Wstań i zacznij nią iść.”*



* str. 303, Dzieci wolności, Paullina Simons, Świat Książki, Warszawa 2014

sobota, 13 września 2014

Kalendarz Szkolny Cwaniaczka


Wydawnictwo Nasza Księgarnia wydało świetny kalendarz uczniowski, zwany przewrotnie Kalendarzem Cwaniaczka. Jak głosi okładka, jest to "Zdumiewający cud techniki (...) Zasilany energią z kosmosu".
Okładka jest sztywna, więc nie grozi rychłym zagięciem lub zniszczeniem, kartki są dosyć grube, wewnątrz znajdują się zabawne rysunki i scenki sytuacyjne.
Na uwagę zasługuje to, że Kalendarz nie jest dedykowany na konkretny rok, gdyż zaznaczone są w nim tylko święta stałe. Wystarczy, że uczeń będzie podkreślał dzień tygodnia odpowiadający konkretnej dacie i kalendarz ten może mu służyć przez cały okres edukacji w danej szkole. Zawiera także plan lekcji i wiele rubryk niezbędnych do zapamiętania ważnych sprawy czy wydarzeń.
Bardzo fajna publikacja, atrakcyjna na pewno dla młodego użytkownika.
Warto zaopatrzyć swoją pociechę w ten produkt, który "pomoże pamiętać o pracach domowych i zarządzać własnym czasem".





piątek, 12 września 2014

Królowa Polskich Serc? Czemu nie? :)

W najnowszym numerze magazynu Mixer zapowiedź mojej najnowszej książki "Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna. Tom I". 

Ale najbardziej spodobał mi się ten fragment: Agnieszka Lingas-Łoniewska jest jedną z najpopularniejszych w Polsce autorek literatury kobiecej. Z pewnością można ją nazwać Królową Polskich Serc.

:))))




Catherine de la Gletais "Selena Gomez. Księżycowa dziewczyna"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Feeria (nowa seria Feeria Young).

Każda mama, która ma córkę w wieku powiedzmy 10-13 lat przeżyła zafascynowanie kanałem Disney Channel i serialem, który był emitowany właśnie tam.  Serial "Czarodzieje z Waverly Place" opowiadał o rodzinie o włosko-meksykańskich korzeniach i ukazywał przygody trójki rodzeństwa, posiadającej magiczne moce. Dwóch braci i siostra przez wiele lat doprowadzali do śmiechu młodych widzów, a czasami także i dorosłych. Sama wiele razy oglądałam ten serial z moją córką (obecnie nastolatką) i wspominam go z uśmiechem na ustach. Główną rolę żeńską-jedyną siostrę wśród braci grała tam Selena Gomez, dziewczyna, o której książkę miałam właśnie okazję przeczytać.

"Selena Gomez. Księżycowa dziewczyna" autorstwa Catherine de la Gletais to fabularyzowana opowieść o małej dziewczynce, która przyszła na świat jako córka swojej szesnastoletniej matki. Amanda marzyła o karierze filmowej i w tym celu jako nastolatka wyjechała do Nowego Jorku. Jednak zamiast upragnionej roli, przyszło jej grać inną, życiową: została mamą. Jednak nigdy nie zaprzestała realizować swoich marzeń, z tym że przerzuciła je teraz na swoją małą córeczkę. Mała Selena od początku przejawiała uzdolnienia zarówno aktorskie, jak i wokalne. Dlatego samotna już Amanda (dosyć wcześnie rozstała się z ojcem Seleny), zaczęła wozić dziewczynkę na wszelkie możliwe castingi. Wskutek tych działań Selena w wieku siedmiu lat dostała rolę w programie edukacyjnym dla dzieci "Barney i przyjaciele". Grała tam do ukończenia dziewiątego roku życia. Potem nadszedł czas niezliczonych przesłuchań i walki ze zniechęceniem i poczuciem porażki. Przełomem okazały się długoletnie castingi w wytwórni Disney Channel. Specjalnie dla Seleny napisano scenariusz wspomnianych wyżej Czarodziei i od tamtej pory nazwisko Seleny Gomez stało się powszechnie znane, zwłaszcza wśród młodej publiczności. Nieco później młoda aktorka zaczęła realizować się jako piosenkarka i nagrała swoją pierwszą płytę, która od razu pokryła się złotem. W tej chwili Selena ma dwadzieścia dwa lata i cały czas usilnie pracuje nad tym, aby zerwać z wizerunkiem "dziewczynki Disneya". Robi to o wiele mniej drastycznie, niż jej koleżanka i poniekąd rywalka, Miley Cyrus, znana z roli w znanym też serialu "Hannah Montana".

Książka ukazuje drogę na szczyt, wszelkie tego konsekwencje, a także kulisy związku młodej artystki ze znanym wśród nastoletniej publiczności piosenkarzem, Justinem Bieberem.
Jest to pozycja napisana prostym i nieco młodzieżowym językiem, dlatego na pewno stanowi odpowiednią lekturę dla fanek Seleny, nawet tych młodszych. Na pewno ważna pozycja dla wielbicielek tej amerykańskiej artystki, która zapewne jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa i tylko należy trzymać kciuki, aby nie dała pochłonąć się dzikiemu amerykańskiemu "szołbizowi".

środa, 10 września 2014

Konkurs z książką "Do zobaczenia w Barcelonie" Anny B. Kann


Wydawnictwo Pascal ufundowało dwa egzemplarze powieści Anny B. Kann "Do zobaczenia w Barcelonie".
Zapraszam wszystkich do udziału w konkursie.

Aby wziąć w nim udział, należy napisać trzy rzeczy, które sprawiają, że można zakochać się w Hiszpanii.

Konkurs potrwa do 30 września, a na Wasze propozycje czekam pod adresem maila:
polscyautorzy@gmail.com

Dopisek BARCELONA

Powodzenia!

"Benedict Cumberbatch. Biografia" Justin Lewis

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.


W tym roku dopiero trafiłam na odcinki angielskiego serialu o przygodach Sherlocka Holmesa we współczesnym Londynie. Wcześniej nawet nie słyszałam, że taka produkcja powstała, a tym bardziej nie słyszałam o aktorze, który zagrał tam główną rolę. Jednak, gdy zaczęłam oglądać, muszę przyznać, że "wsiąkłam" w klimat nieco inny, a przecież ciągle znajomy z poprzednich adaptacji opowiadań sir Arthura Conan-Doyle'a. Na pewno było to zasługą dynamicznego i innowacyjnego scenariusza, a także świetnych ról, zagranych przez Benedicta Cumberbatcha i Martina Freemana. Ale to właśnie ten pierwszy, praktycznie z dnia na dzień, bo zagraniu Sherlocka Holmesa w nowej odsłonie, stał się gwiazdą dużego formatu. I o tym aktorze jest książka Justina Lewisa, wydana przez wydawnictwo Replika, która trafiła do mojej biblioteczki.

Wielbiciele, a właściwie wielbicielki (bo nie ma co ukrywać, że Cumberbatch stał się bożyszczem kobiet i nastolatek na całym świecie) pewnie śledzą w internecie wszelkie newsy i wiadomości z przeszłości, tak więc mają sporą wiedzę o tym angielskim aktorze. Ale książka opowiada nie tylko o drodze aktorskiej Bena. Autor biografii zaprezentował losy rodziców aktora, Wandy Ventham i Timothy'ego Carltona Cumberbatcha. To znana w Wielkiej Brytanii para aktorska, cieszącą się ogromną sympatią, mająca na koncie wiele ról zarówno telewizyjnych, jak i teatralnych. Może to ukształtowało młodego Bena, który najpierw nosił się z zamiarem studiowania prawa. Ale miłość do grania zakorzeniła się w nim bardzo głęboko, a poza tym, podczas pobytu w elitarnej szkole w Harrow, gdzie zagrał w Śnie nocy letniej, świat teatru wciągnął go bardzo głęboko, do tego stopnia, że wkrótce stał się gwiazdą szkoły. To były początki, ale pokazywały ogromny talent chłopca, który także sprawdzał się świetnie w rolach żeńskich. Lecz na tym etapie na pewno nie myślał jeszcze o tym, że w przyszłości zostanie aktorem. To nadeszło o wiele później. 

Nie ma co ukrywać, że to właśnie rola Sherlocka Holmesa stała się punktem przełomowym w jego karierze, dostrzeżono go w Hollywood i zaczął pojawiać się w amerykańskich produkcjach, takich jak Sierpień w hrabstwie Osage, Zniewolony, W ciemność. Star Trek (tu świetnie zagrał mrocznego Khana). Na uwagę zasługuje także krótkometrażowy film Little Favour, który został zaprezentowany podczas tegorocznego pobytu aktora w Krakowie, na Festiwalu Off Plus Camera.

Oprócz wiadomości na temat dzieciństwa i kariery Benedicta, autor ukazuje go jako ciągle takiego samego faceta, szczerego, z dużym poczuciem humoru, nieco zdezorientowanego zamieszaniem, jakie się wokół niego wytworzyło. Gdy zdobył tytuł najseksowniejszego mężczyzny, śmiał się, że zgadza się z tym stwierdzeniem, bo w swoim mieszkaniu faktycznie jest najseksowniejszy (a mieszka sam).

Biografia autorstwa Justina Lewisa to skarbnica wiedzy na temat popularnego aktora i chyba niezbędnik dla wszystkich jego fanów. Napisana lekko, czyta się ją jak pamiętnik, w którym bohater przedstawia najważniejsze fakty ze swego życia, a także dzieli się mniejszymi i większymi sekretami. Szkoda tylko, że w książce nie znalazły się żadne fotografie, to na pewno uatrakcyjniłoby przekaz, bo w sumie miło popatrzeć na przystojnego Cumberbatcha. Pozycja dla fanów, zdecydowanie.

wtorek, 9 września 2014

Małgorzata Warda "Miasto z lodu"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Gdy najnowsza powieść Małgorzaty Wardy trafiła pod mą strzechę, czułam, że muszę zostawić inną książkę, którą akurat czytałam i zabrać się za "Miasto z lodu". Ale jednocześnie obawiałam się tej lektury, bo poprzednia powieść "Jak oddech" nieco mnie sponiewierała i zostawiła z szeregiem pytań cisnących się na usta. No, ale wiadomo, że głoszę zasadę, iż "książka musi wywoływać obrażenia", nie lubię smętów i przegadania, dlatego wzięłam Wardę na tapetę. No i co? Wystarczył jeden wieczór, a zostałam pochłonięta przez mroczno-lodowy klimat, który zafundowała nam autorka w swojej najnowszej powieści.

Nie lubię za bardzo opisywać fabuły, powiem tylko, że mamy tutaj do czynienia z trzynastoletnią Agatą, którą od czasu do czasu zajmuje się jej chora na afektywną chorobę dwubiegunową matka. Teresa, bo tak ma na imię, jest piękną kobietą, w przeszłości pracowała jako fotomodelka i miała wiele sesji dla grzecznych i grzesznych magazynów. Od siedemnastego roku życia walczy z chorobą, w wieku lat osiemnastu urodziła Agatę i od tamtej pory w wychowaniu córki pomaga jej matka. Jednak teraz Teresa czuje się nieźle i dlatego zabiera Agatę z rodzinnej Gdyni i rusza na południe. Matka i córka trafiają do małego miasteczka tuż u podnóży Tatr i wynajmują (nie bez problemów) stary dom pod lasem. Agata zaczyna chodzić do miejscowego gimnazjum, a Teresa znajduje pracę w restauracji Dawida Marciniaka, miejscowego bogacza, z którym zaczyna wkrótce łączyć ją coś więcej. Jednocześnie śledzimy walkę kobiet o każdy nadchodzący dzień i mamy wiele retrospekcji ukazujących dzieciństwo i młodość Teresy.

Książka zaczyna się od wielkiego BUM, a potem jest już tylko lepiej. Można by się obawiać, że takie postawienie sprawy i odwrócenie akcji o sto osiemdziesiąt stopni w jakiś sposób zaburzy napięcie, na którym niewątpliwie autorce zależało, ale tak nie jest. Tajemnica od pierwszych stron wylewa się z fabuły i sprawia, że gnamy przez lekturę jak odurzeni, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. Podczas czytania targało mną wiele emocji, wkurzała mnie ludzka niesprawiedliwość, egoizm, głupie stereotypy, małomiasteczkowość. Na uwagę także zasługuje sposób prowadzenia narracji, ponieważ większość teraźniejszych wydarzeń opisuje Agata, leżąca w śpiączce. 

"Miasto z lodu" ma też niezwykle trafny tytuł. Można go oczywiście odebrać w sposób dosłowny, bo akcja toczy się na południu Polski, w górach. Ale dla mnie jest to miasto, w którym żyją ludzie, mający właśnie lód zamiast serca. Zapatrzeni w siebie, zaściankowi, zamknięci na wszystko to co inne, nowe, nieznajome, typowy obraz społeczeństwa, nie tylko z małych miejscowości. To nie miejsce dla kolorowego, skrzywdzonego i chorego ptaka, jakim jest Teresa Tomaszewska.
Finał wzbudził we mnie wiele sprzecznych uczuć, pewna krwiożerczość się we mnie obudziła, ale chyba taki musiał być, aby stał się zamknięciem całej historii.

Gorąco polecam, to świetnie skonstruowana i napisana powieść łącząca w sobie wiele elementów, gdzie każdy klocek fabuły znajduje się w odpowiednim czasie i miejscu. Polecam!

środa, 3 września 2014

Przedsprzedaż "Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna" i już na liście bestsellerów!

Ruszyła przedsprzedaż I tomu mojej lawendowej historii i książka już znalazła się na liście bestsellerów empik.com 
Cieszy mnie to niezmiernie, widzę, że czekacie z wielką niecierpliwością na ten romans w chorwackiej scenerii.

Dziękuję wszystkim wiernym Czytelniczkom i Czytelnikom :)))

Książkę można zamawiać tutaj: empik.com









Przypominam, oficjalna premiera jest 25.10. na Targach Książki w Krakowie. 
Będę tam właśnie w tym dniu, o godzinie 13:15 na stoisku wydawnictwa Novae Res.


wtorek, 2 września 2014

Aleksandra Szarłat "Celebryci z tamtych lat"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.


Obecnie celebryci kojarzą się nam z większymi lub mniejszymi skandalami, portalami plotkarskimi, wypadkami samochodowymi i czasami kompromitującymi fotografiami w internecie. Gwiazdy i gwiazdki są obecne, tuż obok, stały się elementem krajobrazu, czymś powszechnym, a może przez to i czasami niezauważalnym, żeby nie powiedzieć, że bez większej wartości.

Gwiazdy z czasów PRL-u miały całkiem inny blask, a może i wymiar. Nie były łatwo dostępne, nie można było ot tak, pooglądać sobie ich zdjęć, a i wiadomości do szarego człowieka nie dochodziły zbyt szybko, a jeśli nawet to nie było żadnej gwarancji, że prawda to jest, a nie spreparowany news, przepuszczony przez cenzurę. Dlatego materiał dowodowy, który w swej książce zawarła Aleksandra Szkarłat, stanowi gratkę nie lada dla wszystkich tych, którzy uwielbiają anegdoty, ploteczki, kawałek historii i obraz tamtych "pięknych dwudziestoletnich" a czasami "szpetnych czterdziestoletnich". 

"Celebryci z tamtych lat" fundują nam wycieczkę do czasów, kiedy swe pierwsze aktorskie kroki stawiali Daniel Olbrychski, Zbigniew Cybulski, Kalina Jędrusik, Elżbieta Czyżewska, Stanisław Mikulski, Jan Nowicki, Andrzej Łapicki. Kiedy Tyrmand pisał "Złego", kiedy Hłasko zdobywał pisarskie szlify pod opieką Stefana Łosia, szefa wrocławskiego Związku Literatów Polskich, kiedy Agnieszka Osiecka "spadkobierczyni skamandrytów" zapisywała knajpiane serwetki kolejnymi utworami.

Czytając o ich życiu, a także wielu innych ludzi związanych ze światem filmu, teatru i literatury, żyjących w Polsce komunistycznej nasuwa się jeden wniosek. Ich codzienność to była jedna wielka balanga. Szlak celebrycki, obejmujący warszawską "Kameralną", kawiarnię PIW-u przy Foksal, kawiarnię Czytelnika przy Wiejskiej, kawiarnię i stołówkę Związku Literatów, hotel Bristol, basen Legii, wreszcie SPATiF. Kluby, stołówki, restauracje. Wszyscy tam "bywali", życie toczyło się od knajpy do knajpy. Niekiedy towarzystwo lądowało w wiecznie otwartym mieszkaniu Dygata i Jędrusik, ale nie każdy mógł tam się pojawić. Przyjęcie do domu gospodarzy było wielką nobilitacją i wszyscy tego pragnęli. Dobrze też było pokazać się w Sopocie i w Kazimierzu Dolnym. Artyści z tamtych lat robili wszystko, aby w jakiś sposób pokolorować tę szarą rzeczywistość, w której przyszło im żyć. A robili to najczęściej za pomocą alkoholu. Bo wówczas pili wszyscy. Bez wyjątku. Bo zgodnie z tym, co napisał Kisiel w jednym ze swoich felietonów "Polsko, bądź mniej nudna!", ograniczeni przez ustrój, zasady i zaściankowość artyści znaleźli swój własny sposób na zmianę. 

Książka Aleksandry Szarłat to pełna humoru retrospekcja, ukazująca znanych i lubianych, zdolnych, zagubionych, niszczących siebie i innych, szukających szczęścia, zazdrosnych, szalonych ludzi, którym przyszło żyć w nader trudnych czasach. I jedni umieli odnaleźć się w tej niesprzyjającej wolnym duszom rzeczywistości, inni niestety nie. 
Lektura nader interesująca, zabawna, ciekawa, z niekiedy dużą nutą refleksji, jaka pojawia się u czytającego. Kawał dobrego dokumentu, napisanego językiem dynamicznym, nieprzegadanego i od początku do końca wciągającego. Polecam.