wtorek, 9 września 2014

Małgorzata Warda "Miasto z lodu"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Gdy najnowsza powieść Małgorzaty Wardy trafiła pod mą strzechę, czułam, że muszę zostawić inną książkę, którą akurat czytałam i zabrać się za "Miasto z lodu". Ale jednocześnie obawiałam się tej lektury, bo poprzednia powieść "Jak oddech" nieco mnie sponiewierała i zostawiła z szeregiem pytań cisnących się na usta. No, ale wiadomo, że głoszę zasadę, iż "książka musi wywoływać obrażenia", nie lubię smętów i przegadania, dlatego wzięłam Wardę na tapetę. No i co? Wystarczył jeden wieczór, a zostałam pochłonięta przez mroczno-lodowy klimat, który zafundowała nam autorka w swojej najnowszej powieści.

Nie lubię za bardzo opisywać fabuły, powiem tylko, że mamy tutaj do czynienia z trzynastoletnią Agatą, którą od czasu do czasu zajmuje się jej chora na afektywną chorobę dwubiegunową matka. Teresa, bo tak ma na imię, jest piękną kobietą, w przeszłości pracowała jako fotomodelka i miała wiele sesji dla grzecznych i grzesznych magazynów. Od siedemnastego roku życia walczy z chorobą, w wieku lat osiemnastu urodziła Agatę i od tamtej pory w wychowaniu córki pomaga jej matka. Jednak teraz Teresa czuje się nieźle i dlatego zabiera Agatę z rodzinnej Gdyni i rusza na południe. Matka i córka trafiają do małego miasteczka tuż u podnóży Tatr i wynajmują (nie bez problemów) stary dom pod lasem. Agata zaczyna chodzić do miejscowego gimnazjum, a Teresa znajduje pracę w restauracji Dawida Marciniaka, miejscowego bogacza, z którym zaczyna wkrótce łączyć ją coś więcej. Jednocześnie śledzimy walkę kobiet o każdy nadchodzący dzień i mamy wiele retrospekcji ukazujących dzieciństwo i młodość Teresy.

Książka zaczyna się od wielkiego BUM, a potem jest już tylko lepiej. Można by się obawiać, że takie postawienie sprawy i odwrócenie akcji o sto osiemdziesiąt stopni w jakiś sposób zaburzy napięcie, na którym niewątpliwie autorce zależało, ale tak nie jest. Tajemnica od pierwszych stron wylewa się z fabuły i sprawia, że gnamy przez lekturę jak odurzeni, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. Podczas czytania targało mną wiele emocji, wkurzała mnie ludzka niesprawiedliwość, egoizm, głupie stereotypy, małomiasteczkowość. Na uwagę także zasługuje sposób prowadzenia narracji, ponieważ większość teraźniejszych wydarzeń opisuje Agata, leżąca w śpiączce. 

"Miasto z lodu" ma też niezwykle trafny tytuł. Można go oczywiście odebrać w sposób dosłowny, bo akcja toczy się na południu Polski, w górach. Ale dla mnie jest to miasto, w którym żyją ludzie, mający właśnie lód zamiast serca. Zapatrzeni w siebie, zaściankowi, zamknięci na wszystko to co inne, nowe, nieznajome, typowy obraz społeczeństwa, nie tylko z małych miejscowości. To nie miejsce dla kolorowego, skrzywdzonego i chorego ptaka, jakim jest Teresa Tomaszewska.
Finał wzbudził we mnie wiele sprzecznych uczuć, pewna krwiożerczość się we mnie obudziła, ale chyba taki musiał być, aby stał się zamknięciem całej historii.

Gorąco polecam, to świetnie skonstruowana i napisana powieść łącząca w sobie wiele elementów, gdzie każdy klocek fabuły znajduje się w odpowiednim czasie i miejscu. Polecam!

4 komentarze:

  1. Nie mogę powiedzieć, że tematyka mnie nie ciekawi, aczkolwiek jakoś nie jestem przekonana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem świeżo po lekturze innej książki Pani Wardy "Nikt nie widział, nikt nie słyszał", uczucia mam mieszane, mimo wszystko z przyjemnością sięgnę po kolejne książki autorki, zwłaszcza, że bardzo podoba mi się okładka "Miasta lodu"

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa nowej powieści p. Wardy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam autorki, może to okazja by to zmienić:)

    OdpowiedzUsuń