niedziela, 30 lipca 2017

Rebekah Crane "Jak pokochać freaka"

Zander to szesnastolatka, która wciąż ukrywa prawdę o tym, co się wydarzyło w jej przeszłości. Cassie nienawidzi wszystkiego i wszystkich, żywi się cukierkami i  ma okropną bliznę na nodze. Bek nałogowo kłamie, a Groover Cleveland jest… bardzo przystojny i pewny, że zachoruje na schizofrenię jak jego ojciec.

Cóż to za zbiorowisko dziwaków? Nie, to tylko letni obóz dla zaburzonej młodzieży Camp Padua. Zander trafia tu dlatego, że zapisali ją rodzice, jak twierdzi. Co wzbudza niedowierzanie i niechęć wszystkich uczestników, a zwłaszcza Cassie. Która od samego początku dokucza Zander, a ta wbrew wszystkiemu zaczyna coraz bardziej zbliżać się do tej szczupłej dzikiej dziewczyny. A Groover? Co z nim nie tak? Dlatego tak patrzy na Zander, jakby nagle coś odkrył i od początku próbuje się przekonać, że dziewczyna jest prawdziwa? I dlaczego Zander nie je jabłek? Lato w Michigan jest gorące, a czasami deszczowe, tak jak przeszłość nastolatków, ich myśli i pragnienia. Jednak nawet w takim otoczeniu możliwe są pierwsze przyjaźnie, a także pierwsza miłość. 

Jednak czy młodzi ludzie będą potrafili wyznać prawdę o swojej przeszłości, odkryć siebie i zrzucić ciężar, który przecież nie powinien ciążyć na ich młodych barkach?

„Jak pokochać freaka” Rebekah Crane to fantastyczna książka o ludzkich tragediach, zaufaniu, pierwszym zauroczeniu, trudnym dzieciństwie i jeszcze trudniejszym dorastaniu. To nie tylko powieść dla młodych ludzi, ale także dla ich rodziców. Wciągająca i bardzo wzruszająca, miejscami zabawna. Polecam, świetna książka, refleksyjna, ale i odstresowująca.


Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Feeria Young.


piątek, 28 lipca 2017

Chris Carter "Jestem śmiercią"

Chciałoby się na początku napisać: tak wiele thrillerów, tak mało czasu… Oto jestem po lekturze książki Chrisa Cartera zatytułowanej „Jestem śmiercią”. Okazuje się, że to już siódmy tom serii z Robertem Hunterem. A ja dopiero teraz na ten świetny cykl trafiłam!
W każdym razie, lepiej późno niż wcale.

W „Jestem śmiercią” autor funduje nam wycieczkę w sam środek szalonego i spaczonego umysłu socjopaty. W Los Angeles pojawia się nowy seryjny zabójca. Robert Hunter i jego partner, Carlos Garcia jeszcze nie okrzepli po poprzedniej sprawie, a już muszą zmierzyć się ze złem w czystej postaci. Pojawiają się ofiary, okaleczone w okrutny sposób, na pozór nic ich nie łączy, ani modus operandi, ani pochodzenie, żadnych punktów wspólnych.

Ale genialny Hunter, wraz z Garcią, powoli odkrywają kolejne elementy układanki. Z drugiej strony obserwujemy działania psychopaty i dramat porwanego jedenastoletniego chłopca. Powiem szczerze, że sporo thrillerów, kryminałów czy horrorów za mną, ale to co zafundował tutaj Carter… Jeśli napiszę, że ta książka przeznaczona jest dla osób o mocnych nerwach, to uwierzcie, nie będzie to puste ostrzeżenie. Morderstwa, których dokonuje psychopata, są okrutne i bestialskie, a wszystko jest bardzo szczegółowo i obrazowo opisane. 

Wielki atutem jest zaskakujące zakończenie, umiejętnie zastosowane cliff hangery i postać mega inteligentnego detektywa Huntera. 

„Jestem śmiercią” to wyśmienity thriller, trzymający w napięciu, przerażający i ukazujący istotę zła. A w finale zaskakujący i to w taki sposób, że czytelnik musi kilka razy przeczytać końcowe rozdziały, aby lepiej zrozumieć całość przerażającej historii. Polecam, rewelacyjna lektura!


czwartek, 27 lipca 2017

JP Delaney "Lokatorka"

„Lokatorka” JP Delaney to jeden z tych thrillerów, w których akcja toczy się w tempie narastającym, nieustannie rzucając czytelnikowi kilka smaczków, tworzących obraz intrygi, budującej się głowach czytających. Lecz na pewno to, co sobie tam zinterpretowali, będzie odbiegało od tego, co przygotował dla nas autor.

W Londynie przy Folgate Street 1 stoi dom. Lecz nie jest to taki zwykły dom. To żywy organizm, zaprojektowany przez Edwarda Monkforda, w którym wszystko stworzone jest w minimalistyczny i futurystyczny sposób, zarządzany przez wewnętrzny komputer zwany Gospodarzem. Aby zostać zakwalifikowanym jako najemca, trzeba przejść przez kolejne etapy skomplikowanej rekrutacji, zaliczyć bardzo rozbudowany i trudny test, a nawet gdy dostąpi się zaszczytu rozmowy z samym Edwardem, nie ma żadnej gwarancji, że zostanie się zaakceptowanym przez właściciela i projektanta w jednym.

Emma przeżyła napad we własnym domu, pod nieobecność chłopaka, Simona. Dlatego koniecznie chce się stamtąd wyprowadzić, nie czuje się bezpieczna. Wraz z agentem nieruchomości trafia do dziwnego domu przy Folgate Street 1. I już wie, że tylko w tej małej fortecy, strzeżonej przez inteligentny system zarządzania będzie mogła się czuć bezpiecznie. A gdy spotyka się z przystojnym, charyzmatycznym i tajemniczym Monkfordem, tym bardziej pragnie akceptacji właściciela i umowy najmu. Mniejszym entuzjazmem wykazuje się jej chłopak, ale kocha ją bardzo i wie, że ona tego potrzebuje.
Jane straciła dziecko, jest w głębokiej depresji i potrzebuje zmiany we wszystkich aspektach życia. Straciła pracę i szuka tańszego lokum. Trafia do niesamowitego domu, zaprojektowanego z pedantyczną i minimalistyczną precyzją, w dodatku wynajmowanego za niewielkie pieniądze. Trzeba tylko spełnić szereg… wymogów. Ale Jane jest zdeterminowana i gotowa na wszystko. Poza tym… właściciel… O tak, to na pewno spora motywacja. 

Dwie kobiety, dwie historie, wielu mężczyzn, jeden dom. I mrok, który podobno kryje się w każdym z nas. Na pewno kryje się w bohaterach tej historii i to dokładnie we wszystkich.

„Lokatorka” to rasowy thriller, który do końca trzyma w napięciu, niepewności i na pewno zaskoczy nawet wytrawnych wielbicieli tego gatunku. Niebawem ekranizacja, którą także z ciekawością obejrzę, a tymczasem polecam wam tę lekturę. I chyba cieszę się, że mój dom jest jednak tradycyjną budowlą.


wtorek, 18 lipca 2017

Dot Hutchison "Kolekcjoner motyli"

Jest to jedna z tych książek, które wbijają się w naszą podświadomość i im dalej zagłębiamy się w fabułę, tym mocniej przenosimy się w przedstawiony świat. A jest to świat okrutny, bezwzględny, chory i drastyczny.

Maya i inne piękne dziewczyny żyją niczym w niebiańskim ogrodzie. Jedzą, śpią, noszą czarne suknie z odkrytymi plecami, aby obnażać piękne i przerażające tatuaże na plecach. Motyle. To właśnie znajduje się na ich ciałach i jest symbolem tego, czym są dla Ogrodnika. Piękne Motyle, które żyją tak samo krótko. Dożywają dwudziestych pierwszych urodzin, aby potem powiększyć kolekcję gospodarza. 
Akcja rozpoczyna się niejako od końca, gdy Ogród został odkryty i zlikwidowany, nieliczne ofiary przeżyły, a Maya, jako jedna z ważniejszych postaci, opowiada historię swego uwięzienia, jednocześnie wplatając sporo wątków z własnego tragicznego dzieciństwa.

Ogrodnik to socjopata, który zbudował Ogród pełen młodych kobiet, które porywa tuż po okresie dojrzewania, aby conajmniej pięć lat cieszyć się ich ciałami. Współsprawcą tego procederu jest jego sadystyczny i równie psychopatyczny starszy syn, a wkrótce pojawia się ktoś jeszcze. Chodzą legendy o jednej dziewczynie, której udało się uciec, ale Maya nie ma pojęcia jak mogła to zrobić. 
Agenci Victor Hanoverian i Brandon Eddison słuchają przerażającej opowieści, którą snuje dziewczyna, mówiąca o okropieństwach w taki sposób, jakby opowiadała o tym, jak spędziła popołudnie.


„Kolekcjoner motyli” Dot Hutchison to na pewno powieść dla czytelników o mocnych nerwach, porywająca od pierwszych wersów i brutalnie wciągająca w chory świat psychopatów. Doskonały thriller, który czyta się jednym tchem. Polecam.


poniedziałek, 17 lipca 2017

Erica Spindler "Siódemka"

Z twórczością Eriki Spindler spotkałam się już niejednokrotnie, czytając jej kryminały z wątkiem romansowym i zawsze byłam bardzo na tak.
Teraz jestem po lekturze jej najnowszej książki, otwierającej serię z Micki Dare i powiem szczerze, że moje odczucia są bardziej, niż mieszane.

„Siódemka” zaczyna się jak klasyczny kryminał. Akcja rozgrywa się w Nowym Orleanie, gdzie daje się wyczuć klimat gorącego południa, gdzie nie brakuje ponurych uliczek, przestępców i wszechobecnych turystów. Główna bohaterka, detektyw Micki „Wściekły Pies” Dare jest piękną blondynką o kobiecych kształtach, ale niech nikogo nie zmyli jej powierzchowność. To ostra babka, której cięty język jest równie szybki, co chęć wyciągania broni. Ale nic nie może poradzić na to, że przełożeni zmieniają jej partnera. Pojawia się on, prosto z Hollywood. Zach Harris, oszałamiająco przystojny, o niesamowitym spojrzeniu. Lecz Micki nie wie jeszcze, że Zach nie jest ot tak, zwykłym gliniarzem. Właśnie ukończył eksperymentalne szkolenie w Quantico, gdzie pod okiem swego mentora, Parkera, został zakwalifikowany do tzw. Szóstek. Czyli do jednostki, która skupia ludzi posiadających ponadludzkie moce. Tak, tak, właśnie o to chodzi. Zach potrafi wyczuć głębokie uczucia ludzi, których dłonie dotyka, albo odczytuje to z ich osobistych rzeczy. Wyczuwa także to, co nastąpi. Micki oczywiście początkowo nie wierzy w te całe „czary-mary”, ale Harris dosyć szybko przekonuje ją do swoich zdolności.

W Nowym Orleanie giną młode kobiety, ktoś na drzwiach w mieszkaniu jednej z zaginionych wyrył cyfrę siedem, a Zach wyczuwa wszechobecne zło, które dysponuje ogromną siłą. Rozpoczyna się śledztwo, które jednak nie ma nic wspólnego z typowymi sprawami, z którymi miała do tej pory do czynienia detektyw Dare. W dodatku Harrison także dowiaduje się czegoś o swojej przeszłości i to chyba początek jego historii.


Jak wspomniałam powyżej, książka ta wzbudziła we mnie szereg ambiwalentnych uczuć. Z jednej strony pomysł ciekawy, nieszablonowy, z drugiej można by powiedzieć, to trochę przerysowane i jakby na siłę napisane. Bohaterowie mnie niestety nie ujęli, śledztwa prowadzone są bez ikry, wszystko się po prostu „dzieje”, ale bez szału, bez napięcia. Może to nowe zderzenie się z nieszablonową fabułą wcale nie było dla autorki takie dobre? Jeśli ukaże się tom drugi, dam mu szansę, ale uważam, że wcześniejsze powieści Spinlder były o wiele ciekawsze.


czwartek, 13 lipca 2017

Abbi Glines "Dla ciebie płonę"

„Dla ciebie płonę” Abbi Glines to powrót do Rosemary Beach i przedstawienie losów jednej z najbardziej kontrowersyjnych i znienawidzonych przez wiele czytelniczek postaci. Nan, siostra Rusha przez całą serię dała się poznać jako rozpuszczona, kapryśna, wredna, nie licząca się z nikim i z niczym dziewczyna, która robiła wszystko, aby świat ją znienawidził. Przez swoje liczne występki zraziła do siebie sporo osób i trafiła też wiele razy na niezbyt ciekawe towarzystwo. To właśnie jej przeszłość powoduje, że staje się celem obserwacji tajnych agentów. Major ma zadanie zbliżyć się do Nan, aby dowiedzieć się coś więcej na temat barona narkotykowego Franco, z którym dziewczyna była kiedyś w krótkim związku. Mózgiem całej operacji jest Cope, mężczyzna o nieciekawej przeszłości, dla którego życie „undercover” jest wszystkim co ma. Gdy Major zawodzi, a Nan wyjeżdża do Las Vegas, na jej drodze staje tajemniczy, nieprzewidywalny i bardzo mroczny Gannon, który wydaje się być jedyną osobą potrafiącą zapanować nad równie nieprzewidywalną młodą kobietą. 

Gannon zabiera Nan do świata mrocznej miłości, a dziewczyna uświadamia sobie, że czegoś takiego cały czas szukała. Lecz nie tylko cielesność zaczyna ich łączyć, Nan łapie się na tym, że zaczyna cały czas myśleć o Gannonie, a narzucający się jej Major staje się bardzo męczący. Lecz czy Gannon jest tym, za kogo się podawał? I czy przeszłość i źli ludzie, którzy się w niej pojawili, nie zapukają pewnego razu do drzwi córki Kira?


Abbi Glines z rozmachem kończę serię Rosemary Beach, fundując nam mroczną erotyczną historię, nie pozbawioną wątków sensacyjnych. Książkę czyta się szybko, akcja przedstawiona jest  punktu widzenia poszczególnych bohaterów, a finał sygnalizuje, że jeszcze chyba poczytamy o jednym interesującym bohaterze. Polecam, zwłaszcza fankom tej serii i tej autorki.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Pascal.

wtorek, 11 lipca 2017

Megan Miranda "Miasteczko kłamców"

Może niektórzy z was pamiętają serial z lat dziewięćdziesiątych, którego akcja rozgrywała się w małym amerykańskim miasteczku, wszyscy zastanawiali się kto zabił Laurę Palmer, a mieszkańcy Twin Peaks z wielką starannością ukrywali swoje sekrety. Bo każdy ma jakieś tajemnice, które najchętniej zakopałby głęboko w przeszłości.
Nie inaczej jest w debiutanckim thrillerze „Miasteczko kłamców”, autorstwa Megan Mirandy, który poprzez stworzoną atmosferę eklektycznej społeczności, od razu przywiódł mi na myśl „Miasteczko Twin Peaks”.

Dwudziestoośmioletnia Nicolette przyjeżdża do rodzinnego Cooley Ridge, na prośbę starszego brata, Daniela. Ich ojciec znajduje się w domu opieki, walczy z demencją i nie może już się sam sobą opiekować. Daniel wraz z żoną Laurą spodziewają się dziecka i mężczyzna zamierza sprzedać dom. Nicolette ma za zadanie uporządkować rzeczy należące do rodziny, rodzeństwo podejmuje także kroki prawne, aby pozbawić ojca praw do domu. Nico ułożyła sobie życie z dala od Cooley Ridge, daleko na północy, skończyła studia, pracuje jako pedagog i ma narzeczonego, zdolnego prawnika, Everetta. Skutecznie wybiła sobie z głowy wszystko to, co wydarzyło się dziesięć lat temu w miasteczku, kiedy w tajemniczych okolicznościach zaginęła jej przyjaciółka Corinne. W Cooley Ridge został także pierwszy chłopak Nicolette, Tyler, który znowu pojawia się w jej życiu. Kiedy wkrótce po powrocie Nico, znika kolejna dziewczyna, która spotykała się z Tylerem, wszystko wraca z podwójną mocą. Okazuje się, że nie można po prostu zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Przeszłość zawsze powraca i nie daje tak łatwo o sobie zapomnieć. Czy Nicolette odkryje prawdę o tym, co stało się z Corinne, czy upora się z ogromem tajemnic, które wypływają z każdego niemal miejsca i czy odnajdzie spokój we własnym życiu? Na te wszystkie pytanie dostaniecie odpowiedzi podczas pasjonującej lektury tego thrillera, który wciąga niemal od pierwszych stron.

Na uwagę zasługuje i sama intryga, jak i sposób jej przedstawienia. Książkę czytamy niejako „od tyłu”. Począwszy od prawie ostatniej, intrygującej sceny, zaczynamy cofać się wraz z bohaterami do początku, a prawda, którą poznajemy, jest szokująca i zupełnie nieprzewidywalna. Takie historie zapadają w pamięć, a po skończeniu lektury wertujemy powieść od początku, aby znaleźć te sygnały, które mogłyby zapowiadać nieoczekiwany finał.


Polecam, wyśmienity thriller z suspensem godnym mistrzów tego gatunku.




Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.

niedziela, 9 lipca 2017

Huntley Fitzpatrick "Gra miłości"

Lubię czytać książki z gatunku New Adult, pomieszane z dramatem, poruszające często poważne problemy, z którymi muszą borykać się młodzi ludzie. Nie inaczej było w powieści „Gra miłości”, autorstwa Huntley Fitzpatrick. Autorka przedstawia tutaj zmagania z trudnym startem w życiu, z uzależnieniem, z odpowiedzialnością, z konsekwencjami tak zwanych „błędów młodości”.

Tom Mason, to osiemnastolatek, któremu grozi wydziedziczenie i odcięcie od rodzinnych finansów. Walczy z uzależnieniem od alkoholu, jest nieustającym wsparciem w nauce dla siostry-bliźniaczki i nie dogaduje się z ojcem. Można by powiedzieć-typowe problemy amerykańskiego nastolatka? Ale nie do końca. Tim to bardzo inteligentny facet, któremu w życiu brakuje chyba jednego: wsparcia. To jest olbrzymie ważne, zwłaszcza na życiowym nastoletnim starcie. Tim opuszcza rodzinny dom, na wyraźne życzenie ojca i przy milczącej aprobacie matki. Zamieszkuje w garażu przyjaciela, który pochodzi z wielodzietnej rodziny. Mieszka tam także starsza o nieco ponad rok siostra kumpla, Alice. Dziewczyna do tej pory traktowała Tima jako przyjaciela młodszego brata, chłopaka z problemami, nieradzącego sobie w życiu. Lecz czas pędzi, Tim staje się powoli mężczyzną i Alice to zauważa. Pomiędzy tą dwójką zaczyna się coś dziać, lecz czy los będzie dla nich łaskawy? O nie! Przygotował dla nich coś o wiele więcej, coś, z czym zapewne niejeden dojrzały człowiek miałby problem, aby się uporać.


„Gra miłości” to wciągający dramat obyczajowy z gatunku New Adult, ukazujący zmagania z życiem, ludzi niejednokrotnie z tym życiem skłóconych. A także pokazujący piękno pierwszej wielkiej miłości, ulotne chwile szczęścia i nadzieję na lepszą przyszłość. Polecam wszystkim romantyczkom.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Zysk i S-ka.

czwartek, 6 lipca 2017

Marcel Woźniak "Powtórka"

Takich bohaterów to ja lubię, proszę państwa! Leon Brodzki, detektyw z toruńskiego wydziału policji, to chodząca legenda. Poszedł w ślady ojca, zdolnego gliniarza i ma wiele sukcesów na koncie. Przestępcy się go boją, ale i szanują, przełożeni rozumieją jego chwilowe niesubordynacje, a kobiety szaleją za przystojnym i dobrze zbudowanym policjantem tuż przed pięćdziesiątką. Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. Nadchodzi ten straszny moment, dla każdego pracującego w wielkim napięciu faceta. Emerytura. Leon Brodzki żegna się z kolegami, ale nie wie jeszcze, że to będzie krótkie rozstanie. Bo już następnego dnia, gdy jeden z młodszych stażem policjantów, Tomasz Żółtko, znajdzie straszliwie okaleczone zwłoki młodej dziewczyny i wciąż żywego noworodka, a śledztwo w sprawie tej potwornej zbrodni będzie wymagać obecności Brodzkiego, jego odejście zostanie uznane za nieaktualne. Brodzki zaczyna zbierać ślady, niczym pies gończy, a trop poprowadzi do zbrodni sprzed lat, kiedy to ojciec policjanta, Franciszek Brodzki rozdawał karty w toruńskiej komendzie. Czy wówczas wszystko potoczyło się zgodnie z procedurami? I co ma wspólnego zamordowana i zgwałcona wtedy nastolatka z obecną makabryczną zbrodnią? Leon Brodzki raz po raz wpada na kolejne ślady i odkrywa poszczególne elementy układanki, ale to co w końcu odkryje, będzie chyba największym koszmarem, jaki mógł sobie wyśnić (a śni okrutne rzeczy dosyć często). Tak, moi drodzy, to dopiero początek, trup ściele się gęsto, a psychopaci są wśród nas.

Marcel Woźniak w swym pierwszym tomie zapowiadanej toruńskiej serii kryminalnej, stworzył bohatera nieszablonowego, któremu chce się kibicować już niemalże od pierwszych stron powieści. Poza tym intryga kryminalna jest doprawdy smakowita, a na uwagę zasługuje to, że Brodzki nie jest uszyty wedle miary, którą często posługują się autorzy powieści kryminalnych. Czyli nie ma żadnego nałogu (całe szczęście, bo to już nudne), jest za to facetem z krwi i kości, z wadami, jakie ma każdy z nas, kocha byłą żonę, kocha córkę i kocha zwierzęta. Już za to można go polubić. 

I tak sobie myślę, że prezydent Torunia powinien dać Marcelowi jakąś nagrodę za prawdziwe i realne ukazanie miasta. Takiej mapy dobrych, podejrzanych, urokliwych, niebezpiecznych, historycznych miejsc, stworzonej z humorem, niekiedy czarnym, ale wciąż z nieustającym realizmem, nie znajdziecie chyba nigdzie.
Polecam, to świetnie skrojony kryminał z niebagatelnymi bohaterami i główną postacią, która ląduje w czołówce moich ulubionych bohaterów literackich. Tymczasem czekam na drugi tom, bo tak kończyć książkę się nie godzi!






sobota, 1 lipca 2017

Alicja Sinicka "Oczy wilka"

Lubicie historie o pięknej miłości, oscylujące na granicy jawy i snu? Kiedy bohaterowie noszą w sobie tajemnicę, swego rodzaju mrok i postępują we wzbudzający dreszcz niepokoju sposób? Ja uwielbiam. 
W moje ręce trafił zaskakujący debiut. Alicja Sinicka i jej „Oczy wilka” to wciągająca od pierwszych stron historia baśniowej niemal miłości, której początek zaczyna się od bardzo złych rzeczy.

Lenka Kajzer dostaje pracę we włosko-polskiej firmie w małym miasteczku na Dolnym Śląsku. Opuszcza Katowice, w których niewiele ją trzyma i zamieszkuje z koleżanką ze studiów w Głębi. Jolka wraz z nią rozpoczyna staż w firmie zagadkowej rodziny Mangano, a Lenka już w pierwszym dniu uderza w samochód właściciela firmy, niesamowicie przystojnego Artura Mangano, który wzbudza respekt od pierwszego ich spotkania. Jego zimnoniebieskie oczy wilka onieśmielają dziewczynę, ale sprawiają, że nie może przestać myśleć o niesamowicie przystojnym i zagadkowym mężczyźnie.

Lenka zaczyna pracę w firmie Artura, poznaje Kornela, który pojawia się dość często w jej otoczeniu i Nadię, która okazuje się być bardzo wrogo nastawiona do dziewczyny. A sam Artur anektuje jej każdą wolną chwilę i sprawia, że Lena ucieka w świat namiętności, nieposkromionych uczuć, tajemnic i mrocznych działań swego towarzysza.

Okazuje się, że nic nie jest takim, jakim wydawało się na początku, a finał na pewno sprawia duże „wow” u nic nie spodziewającego się czytelnika.

Autorka wykazała się niesamowitą wyobraźnią, fabułę skomponowała naprawdę świetnie, a nakreśleni bohaterowie są idealnie dopasowani do tajemniczych i zaskakujących elementów powieści. Oczywiście, mogłabym się przyczepić do pewnych nieścisłości, typu: brak numeru na taksówkę (a gdzie google?), ale błagam, to rozrywka, a nie literatura faktu, w dodatku historia pełna niedopowiedzeń, tajemnic i mrocznych postaci. Fantazja gra tu główną rolę na całego, ale całość jest idealnie dopasowana, tak że do końca czytelnik trzymany jest w napięciu i przymyka oko na pewne niedociągnięcia.


Niezwykle udany debiut, który przeczytałam jednym tchem! Polecam serdecznie i mam nadzieję, że pani Alicja pracuje już nad kolejną, równie pasjonującą książką!



Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.