Z twórczością Eriki Spindler spotkałam się już niejednokrotnie, czytając jej kryminały z wątkiem romansowym i zawsze byłam bardzo na tak.
Teraz jestem po lekturze jej najnowszej książki, otwierającej serię z Micki Dare i powiem szczerze, że moje odczucia są bardziej, niż mieszane.
„Siódemka” zaczyna się jak klasyczny kryminał. Akcja rozgrywa się w Nowym Orleanie, gdzie daje się wyczuć klimat gorącego południa, gdzie nie brakuje ponurych uliczek, przestępców i wszechobecnych turystów. Główna bohaterka, detektyw Micki „Wściekły Pies” Dare jest piękną blondynką o kobiecych kształtach, ale niech nikogo nie zmyli jej powierzchowność. To ostra babka, której cięty język jest równie szybki, co chęć wyciągania broni. Ale nic nie może poradzić na to, że przełożeni zmieniają jej partnera. Pojawia się on, prosto z Hollywood. Zach Harris, oszałamiająco przystojny, o niesamowitym spojrzeniu. Lecz Micki nie wie jeszcze, że Zach nie jest ot tak, zwykłym gliniarzem. Właśnie ukończył eksperymentalne szkolenie w Quantico, gdzie pod okiem swego mentora, Parkera, został zakwalifikowany do tzw. Szóstek. Czyli do jednostki, która skupia ludzi posiadających ponadludzkie moce. Tak, tak, właśnie o to chodzi. Zach potrafi wyczuć głębokie uczucia ludzi, których dłonie dotyka, albo odczytuje to z ich osobistych rzeczy. Wyczuwa także to, co nastąpi. Micki oczywiście początkowo nie wierzy w te całe „czary-mary”, ale Harris dosyć szybko przekonuje ją do swoich zdolności.
W Nowym Orleanie giną młode kobiety, ktoś na drzwiach w mieszkaniu jednej z zaginionych wyrył cyfrę siedem, a Zach wyczuwa wszechobecne zło, które dysponuje ogromną siłą. Rozpoczyna się śledztwo, które jednak nie ma nic wspólnego z typowymi sprawami, z którymi miała do tej pory do czynienia detektyw Dare. W dodatku Harrison także dowiaduje się czegoś o swojej przeszłości i to chyba początek jego historii.
Jak wspomniałam powyżej, książka ta wzbudziła we mnie szereg ambiwalentnych uczuć. Z jednej strony pomysł ciekawy, nieszablonowy, z drugiej można by powiedzieć, to trochę przerysowane i jakby na siłę napisane. Bohaterowie mnie niestety nie ujęli, śledztwa prowadzone są bez ikry, wszystko się po prostu „dzieje”, ale bez szału, bez napięcia. Może to nowe zderzenie się z nieszablonową fabułą wcale nie było dla autorki takie dobre? Jeśli ukaże się tom drugi, dam mu szansę, ale uważam, że wcześniejsze powieści Spinlder były o wiele ciekawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz