Ostatnią noc spędziłam w objęciach Mastertona. Wiem, jak to
brzmi, ale dokładnie tak właśnie było. Za jednym podejściem przeczytałam jego
powieść „Trauma”, przypominając sobie stare dobre czasy licealne, kiedy to
„wsiąkałam” w Kinga, Mastertona, Pattersona i czytałam do świtu, a potem lekko nieprzytomna jechałam do szkoły. Taki
posmak wspomnień, ślad przeżytych dni i doznanych wrażeń. Czy to możliwe, żeby
krwawy thriller wywoływał takie rzewne myśli? No cóż, powiedziałabym, horrory
to moja specjalność. Ale do rzeczy.
„Trauma” nie jest do końca horrorem, twierdzę, że to
thriller z wątkiem kryminalnym i lekką nutką elementów nadprzyrodzonych. Główna
bohaterka to Bonnie Winter, żona Duke’a i matka dorastającego Raya. Bonnie
pracuje w korporacji sprzedającej kosmetyki a także prowadzi firmę sprzątającą.
Lecz nie jest to ścieranie kurzu z bibelotów ustawionych na komodzie z
afrykańskiego drewna w jednym z kalifornijskich domów. To wywabianie plam krwi,
które wsiąknęły w jasną klepkę podłogi. To usuwanie resztek mózgu, które
rozbryzgnęły się na ścianie. To zbieranie tkanki ludzkiej, która podczas
gwałtownego samospalenia ofiary, przylepiła się do drzwi. Firma Bonnie świadczy
usługi komunalne, polegające na sprzątaniu miejsc, w których znaleziono ludzkie
ciała. Czasami są to zgony naturalne, innym razem samobójstwa, jeszcze innym
zabójstwa. I właśnie te ostatnie najbardziej wstrząsają przywykłą już do swojej
profesji kobietą. Zwłaszcza, że w każdym mieszkaniu znajduje kokon dziwnego
owada. Gdy dowiaduje się, czym są owe kokony i co oznaczają w kulturze Azteków,
zaczyna dostrzegać pewną analogię w dokonanych morderstwach. Lecz czy
ktokolwiek uwierzy w tę prastarą legendę? Jednocześnie kobieta zmaga się z
problemami osobistymi, ma męża, który całe dnie spędza pijąc piwo i oglądając
mecze w telewizji. Syna, który wdaje się w bójki na tle rasowym. Szefa, który
czuje do niej coś więcej. Matkę, która jej nie rozumie. A w tym wszystkim jest
ona, Bonnie i jej dziwne domysły i przypuszczenia.
Jak zakończy się ta opowieść? No cóż. Masterton to Masterton
i nie oczekujmy falbanek, uśmiechów i pełnego optymizmu jutra. Bo wszystko się
wyjaśni i skończy, teraz, tutaj.
Nie powiem, żeby mi czegoś nie brakowało. Pewne wątki
sprawiały wrażenie niedokończonych i jak sam autor napisał wstępie, ta książka
nie jest zbyt obszerna. Końcówka opowieści zdaje się przyspieszać i mknąć na
łeb na szyję do finału, który też nie do końca zaskakuje. Aczkolwiek wszystko
zostało podane z taką finezją, postaci są wielowymiarowe, wyraziste, przedstawione
sceny ociekają plastycznością, co sprawia, że „Traumę” czyta się w
traumatycznie błyskawicznym tempie. Do tej powieści dołożone zostały dwa
opowiadania, „Bazgroły” i „Szampański kompas”, które stanowią doskonałe
uzupełnienie lektury.
Oczywiście polecam, oczywiście jestem nieobiektywna,
oczywiście na ślepo wejdę w każdą książkę tego autora. Nie chcecie, nie
czytajcie, to znaczy, że lubicie spać w nocy i nie budzicie się na każdy
najmniejszy szmer i w pojawiających się nocnych cieniach nie dostrzegacie tego
nadnaturalnego świata, który NA PEWNO istnieje.
Ja też uwielbiam Mastertona, ale niektóre książki mam wrażenie nie są już takie, jak te pierwsze...a może to mój gust przez ostatnie x lat zmienił się..narzekam,narzekam, a i tak po ksiażkę sięgnę:)
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam - bardzo lubię Mastertona
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA MOJĄ PIERWSZĄ ROZDAWAJKE