czwartek, 31 maja 2012

Graham Masterton "Trauma"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.


Ostatnią noc spędziłam w objęciach Mastertona. Wiem, jak to brzmi, ale dokładnie tak właśnie było. Za jednym podejściem przeczytałam jego powieść „Trauma”, przypominając sobie stare dobre czasy licealne, kiedy to „wsiąkałam” w Kinga, Mastertona, Pattersona i czytałam do świtu, a potem  lekko nieprzytomna jechałam do szkoły. Taki posmak wspomnień, ślad przeżytych dni i doznanych wrażeń. Czy to możliwe, żeby krwawy thriller wywoływał takie rzewne myśli? No cóż, powiedziałabym, horrory to moja specjalność. Ale do rzeczy.
„Trauma” nie jest do końca horrorem, twierdzę, że to thriller z wątkiem kryminalnym i lekką nutką elementów nadprzyrodzonych. Główna bohaterka to Bonnie Winter, żona Duke’a i matka dorastającego Raya. Bonnie pracuje w korporacji sprzedającej kosmetyki a także prowadzi firmę sprzątającą. Lecz nie jest to ścieranie kurzu z bibelotów ustawionych na komodzie z afrykańskiego drewna w jednym z kalifornijskich domów. To wywabianie plam krwi, które wsiąknęły w jasną klepkę podłogi. To usuwanie resztek mózgu, które rozbryzgnęły się na ścianie. To zbieranie tkanki ludzkiej, która podczas gwałtownego samospalenia ofiary, przylepiła się do drzwi. Firma Bonnie świadczy usługi komunalne, polegające na sprzątaniu miejsc, w których znaleziono ludzkie ciała. Czasami są to zgony naturalne, innym razem samobójstwa, jeszcze innym zabójstwa. I właśnie te ostatnie najbardziej wstrząsają przywykłą już do swojej profesji kobietą. Zwłaszcza, że w każdym mieszkaniu znajduje kokon dziwnego owada. Gdy dowiaduje się, czym są owe kokony i co oznaczają w kulturze Azteków, zaczyna dostrzegać pewną analogię w dokonanych morderstwach. Lecz czy ktokolwiek uwierzy w tę prastarą legendę? Jednocześnie kobieta zmaga się z problemami osobistymi, ma męża, który całe dnie spędza pijąc piwo i oglądając mecze w telewizji. Syna, który wdaje się w bójki na tle rasowym. Szefa, który czuje do niej coś więcej. Matkę, która jej nie rozumie. A w tym wszystkim jest ona, Bonnie i jej dziwne domysły i przypuszczenia.
Jak zakończy się ta opowieść? No cóż. Masterton to Masterton i nie oczekujmy falbanek, uśmiechów i pełnego optymizmu jutra. Bo wszystko się wyjaśni i skończy, teraz, tutaj.
Nie powiem, żeby mi czegoś nie brakowało. Pewne wątki sprawiały wrażenie niedokończonych i jak sam autor napisał wstępie, ta książka nie jest zbyt obszerna. Końcówka opowieści zdaje się przyspieszać i mknąć na łeb na szyję do finału, który też nie do końca zaskakuje. Aczkolwiek wszystko zostało podane z taką finezją, postaci są wielowymiarowe, wyraziste, przedstawione sceny ociekają plastycznością, co sprawia, że „Traumę” czyta się w traumatycznie błyskawicznym tempie. Do tej powieści dołożone zostały dwa opowiadania, „Bazgroły” i „Szampański kompas”, które stanowią doskonałe uzupełnienie lektury.
Oczywiście polecam, oczywiście jestem nieobiektywna, oczywiście na ślepo wejdę w każdą książkę tego autora. Nie chcecie, nie czytajcie, to znaczy, że lubicie spać w nocy i nie budzicie się na każdy najmniejszy szmer i w pojawiających się nocnych cieniach nie dostrzegacie tego nadnaturalnego świata, który NA PEWNO istnieje.

2 komentarze:

  1. Ja też uwielbiam Mastertona, ale niektóre książki mam wrażenie nie są już takie, jak te pierwsze...a może to mój gust przez ostatnie x lat zmienił się..narzekam,narzekam, a i tak po ksiażkę sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno przeczytam - bardzo lubię Mastertona
    ZAPRASZAM NA MOJĄ PIERWSZĄ ROZDAWAJKE

    OdpowiedzUsuń