wtorek, 29 maja 2012

Mariusz Zielke "Księga kłamców"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autora.

Nie ma to jak zamieszać czytelnikowi w głowie, zostawić go z rozdziawionymi ustami, wyrazem niedowierzania na twarzy, a nawet nieco debilnym jej wyrazem. Bo kto tu kogo zrobił w konia? Kto z kogo zrobił idiotę? A może ktoś tu się przeliczył, wierząc, że wszystko będzie takie jasne w odbiorze? Ależ skąd. W najnowszej powieści Mariusza Zielke „Księga kłamców” NIC nie jest jasne, NIC nie jest proste, WSZYSTKO z chirurgiczną precyzją stworzone zostało po to, aby biedny czytelnik zaliczył uderzenie koparą o podłoże.
O czym więc jest ta książka? Ech, gdyby było to takie łatwe, na pewno z chęcią odpowiedziałabym na to odwieczne pytanie. „O czym jest ta powieść?” „Co autor miał na myśli?”
A skąd ja, na litość boską, mam to wiedzieć? Wiem tylko, że występuje tutaj znana malarka Anna, która najbardziej lubi malować nago. Jest zafascynowany nią młodziutki Bastian. Jest jego dziewczyna, Ina, która nie do końca wie, kogo właściwie kocha. I on. Siergiej. Pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Zaskakuje. Szokuje. Jest bezwstydny, pewny siebie i swojej zniewalającej mocy, którą wykorzystuje wobec płci przeciwnej. Zawsze gotowy, zawsze chętny, biorący, ale i czasami hojny. Bóg seksu? Też. Demon? Na pewno. Ale… czy wierzę w to, co napisałam? Tego nie wiem.
Autor stworzył historię wielowymiarową, inspirującą, burzącą powszechny osąd na to co dobre, a co złe, na to co czarne i białe, znane i słyszane. Przekomarza się niemal w każdym słowie i w każdej scenie, burzy stereotypy, kala świętości, mówiąc kolokwialnie, ukręca na siebie bat. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, nie ma granic, nie istnieje dobro ogółu, ani jednostki, jest fantazja, jest nieposkromiona wyobraźnia, jedna historia wychodząca z drugiej, które na zmianę wciągają, innym razem oburzają, odrzucają. A jednak nie pozwalają się oderwać i rzucić niedokończoną powieść w kąt. Tak więc jest to idealna książka dla każdego, kto nie boi się wyzwań, kto lubi się trochę zakręcić, komu nieobce psychodeliczne klimaty, gdzie nigdy nie wiadomo co jest jawą, a co snem.
W sumie nie wiem po się tyle rozpisałam. Bo „Księgi kłamców” nie da się jednoznacznie określić, zdefiniować, a tym bardziej nie da się zrecenzować jej treści. Najlepiej po nią sięgnąć i po przeczytaniu udawać, że się nie zwariowało.


2 komentarze:

  1. Książka godna polecenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie jestem na świeżo po lekturze tej niesamowitej książki, początkowo bałam się że nie dam rady napisać recenzji, później recenzja praktycznie sama się napisała - w sumie po tej książce można się było tego spodziewać ;-)

    OdpowiedzUsuń