Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MG.
„Dwudziestego
dziewiątego czerwca 1913 roku o godzinie szóstej rano na nasypie kolejowym w
centrum Sosnowca znaleziono ciało pozbawione głowy i na podstawie dokumentów,
które znajdowały się wciąż w wewnętrznej kieszeni marynarki, ustalono
natychmiast, że zwłoki należą do
Alojzego Korzeńca, syna Józefa, urodzonego we wsi Tuczna Baba, właściciela
firmy kafel karskiej”.
Można powiedzieć, że od tego wszystko się zaczęło.
Przynajmniej główny wątek książki Zbigniewa Białasa, zatytułowanej „Korzeniec”.
Ale tak naprawdę historia ta sięga wiele lat wstecz, rozpościera swoje macki
przeszłości na wiele osób, na wiele rodzin, obejmując szereg wydarzeń
historycznych, społecznych i politycznych. Poznajemy mnóstwo ciekawych postaci,
które żyjąc na granicy trzech cesarstw muszą radzić sobie w tym niepewnym
trochę politycznie świecie. Gdy na nasypie kolejowym zostaje odnalezione ciało
wyżej wymienionego Korzeńca, historia startuje z kryminalnym akcentem. Ale nie
jest to stricte kryminał. Oczywiście jest dziennikarskie śledztwo, prowadzone
przez redaktora „Iskry” Waleriana Monsiorskiego, który nawiasem mówiąc czuje
niebezpieczny pociąg do wdowy po ofierze, pani Jadwigi. Ta ostatnia jest także
niezwykle ciekawą postacią, niespełniona żona, której brakuje w życiu zwykłej
czułości i pożądania, realizuje się nieco na innym polu. Jako Klandestyn Bizukont
pisze romantyczne opowiadania, które drukowane są właśnie w „Iskrze”. O jej podwójnej tożsamości wie oczywiście
Walerian, który trzyma tę wiedzę w ścisłej tajemnicy. W powieści pojawia się
cały kalejdoskop postaci, z których każda ma swoją tajemnicę, swoją przeszłość,
swoją historię. A to wszystko umiejscowione w swoistym tyglu kulturowym, gdzie
mieszają się nacje Polaków, Niemców, Rosjan i Żydów. Zależności polityczne,
kulturowe, społeczne przeplatają się w życiu bohaterów, ukazując jak niepewne i
nawet niebezpiecznie było wówczas ich bytowanie w takim a nie innym miejscu. A
cała akcja rozgrywa się w przededniu wybuchu I wojny światowej, tuż przed
zamachem na arcyksięcia Sarajewa-Ferdynanda.
Jak czyta się „Korzeńca”? Na pewno bardzo uważnie. W
skupieniu. Gro postaci, ich historie, obrazy z życia, sprawiają że niekiedy
można się pogubić w gąszczu wątków i reminiscencji. Jednakże każda opowieść ma
swój urok i na pewno przybliża rys poszczególnej postaci występującej w tej
książce. „Korzeniec” to także swoisty tygiel gatunkowy, bo oprócz wątku
kryminalnego znajdziemy tu także wątek sensacyjny, historyczny, uczuciowy i
satyryczny. Książka ta niejednokrotnie wywoływała u mnie śmiech, gdyż pełno w
niej zabawnych dialogów bądź humorystycznego opisu poszczególnych bohaterów.
Na pewno to ambitna lektura, fascynująca dla mieszkańców
Śląska, którzy mogą śledzić wydarzenia sprzed lat i odnajdywać ich ślady w
czasach obecnych. Poza tym to doskonały dokument historyczny, dzięki któremu
możemy dowiedzieć się o sytuacji tego regionu i ludzi tam mieszkających na
początku ubiegłego wieku. Polecam czytelnikowi, który oprócz rozrywki oczekuje
od literatury czegoś więcej.
„(…) Bo jak nie… -
Szpigiel pogroził mi na pół żartobliwie - … to felczer będzie musiał palec
odjąć.
- Co znaczy odjąć? –
zaniepokoił się redaktor Monsiorski.
- Amputować. Uciąć.
- O mój Boże.
- A tak na wszelki
wypadek, gdyby nie pomogło, gdyby pan potrzebował felczera, to polecam
Szwajcera z Modrzejowskiej. Zna go pan?
- Nie znam. Z
felczerów znam tylko Warszawskiego, bo on jest też przy okazji dziennikarzem.
- Warszawskiego bym
nie polecał. – Mrugnął okiem aptekarz. – On jest podobno sympatykiem
socjal-syjonizmu. Mógłby panu za niektóre artykuły w „Iskrze” odciąć całą
stopę.
Szpigiel zarechotał,
jakby opowiedział przedni dowcip.
Wieczorem redaktor
Monsiorski zaczął sobie zadawać tortury – w nadziei uniknięcia gorszych. Krzyczał,
rytmicznie wsadzając nogę do miednicy:
- Wsadzić! Wyjąć!
Wsadzić! Wyjąć! Auuuu. Wsadzić! Wyjąć! Wsadzić! Ein! Zwei! Auuuu!”.
Tym razem nie czuje tej siły przyciągania do tej książki. Nie wiem w czym tkwi szczegół. Może tematyka mi nie podchodzi, albo ten klimat polityczny. W każdym razie, jak trafi przypadkowo w moje ręce to przeczytam, lecz nie zamierzam jej usilnie szukać.
OdpowiedzUsuńMnie do książki jakoś nie ciągnie, więc nie będę się za nią zabierała. ;]
OdpowiedzUsuńhmmm, to chyba nie mój świat... ale recenzja ci się udała kochana :P
OdpowiedzUsuńNa początek napiszę, że dla mieszkańców Śląska to niekoniecznie musi być fascynująca lektura - mam na myśli tylko tych bardziej szowinistycznie nastawionych. Rzecz dzieje się bowiem w Sosnowcu, a więc w stolicy Zagłębia :) ale ja nie szedłbym tym tropem - abstrahując od miejsca akcji, książkę się fajnie czyta ze względu na ciekawą intrygę. Rozbudowane dygresje bardzo mi się podobają - większość z nich jest dosyć humorystyczna a wszystkie ładnie splatają się z główną treścią. Sam jestem urodzony w Sosnowcu i kocham to miasto stąd moja fascynacja książką może nieco mylić - ale zachęcam do przeczytania - tło historyczne miasta z początku XX wieku jest równie interesujące jak sama intryga.
OdpowiedzUsuń