Jak to się stało, że powstała
historia Sylwii i Aleksa? Bo każda historia ma swój początek,
wynika z czegoś, nie powstaje ot tak. Czasami są to przeżyte
chwile, wydarzenia z przeszłości, czasami coś się człowiekowi
przyśni, innym razem gdzieś o czymś przeczyta i opowieść zaczyna
nabierać kształtów w umyśle autora. W przypadku "Zakładu o
miłość" sprawczynią wszystkiego była moja przyjaciółka
Sylwia. Gdy zakończyłam we wrześniu 2010 pisać trzecią część
trylogii Zakrętów losu – Historię Lukasa, byłam wypomopowana
jak pompa strażacka po walce z żywiołem. To jedna z moich
najbardziej ulubionych książek (oczywiście Historia Lukasa, nie
pompa) i kosztowała mnie wiele, dlatego też postanowiłam zrobić
sobie dłuższą przerwę. Ale przecież przy takich wariatkach, jak
Sylwia i Kasia, jest to rzecz prawie niemożliwa. Tym razem Sylwia
przypuściła atak.
- No i co? Nic nie piszesz? -
spytała przez telefon, z jakąś nutą niecierpliwości w głosie.
- Muszę odpocząć.
- Taa, odpoczywać będziesz na
emeryturze. - Niby ma wielkie serce, ale potrafi być nieubłagana.
- Wykończyła mnie ta książka.
- Bo za dużo w niej dramatu. Napisz
coś lekkiego. Jakiś romansik. Miły i przyjemny, taki do
relaksu...
- Nie umiem.
- Jasne, nie chcesz po prostu.
Wiesz, ona i on, ona z jakiejś dobrej rodziny, on po przejściach,
wyparł się wszelkich pozytywnych uczuć, takie tam, a potem bach
bach i happy end. To co? Piszesz?
No i napisałam. Tylko... Gdy Sylwia i
Kasia czytały na bieżąco to co piszę, w końcu nie wytrzymały:
- Cholera! To miał być romansik,
lekki i przyjemny! Zero dramatów. A ty co znowu robisz??? Jesteś
niereformowalna!
No cóż. Jestem. Tak więc z pozornie
błahego pomysłu urodziło się coś, co powinno wywołać łzy i
wzruszenie. I może mam spaczony charakter, ale jeśli tak się
stanie, to bardzo będę zadowolona:)
Dodam jeszcze, że na początku
opowieść miała tytuł "Historia pewnego zakładu", ale w
końcu zmieniliśmy na "Zakład o miłość", bo ten
pierwszy tytuł mógłby sugerować, że opisuję jakiś zakład
produkcyjny, albo co gorsza pogrzebowy:)
Czekam zatem z niecierpliwością na 9
listopada i na Wasz odbiór tej powieści.
My także z niecierpliwością czekamy na twoją najnowszą książkę. Ja już czuje, że będzie ona grała na emocjach.
OdpowiedzUsuńDobrze, że masz tak wierne i oddane przyjaciółki, które stoją nad tobą z przysłowiowym ,,młotem'' i mobilizują do działania, dzięki czemu i my czytelnicy będziemy mieli z tego korzyści :-)
No i bardzo dobrze, że gonią Cię do pisania. Co bym czytała, gdybyś zrobiła sobie dłuższy odpoczynek? No fakt... Przespałabym wreszcie spokojne noce, bo po premierze nie walczyłabym z czasem o dobycie Twojej książki, a nie zarwałabym godzin przeznaczonych na sen. ;)
OdpowiedzUsuńChcę żeby już był 9 listopada!
P.S. Nie wiesz przypadkiem, kiedy ukaże się 2 część "Zakrętów losu", bo ja tu z niecierpliwości niedługo korzenie zapuszczę ;)
Lena, nie wiem, najpierw padła data grudzień 2011, ale wątpię. Pewnie premiera przesunie się na wiosnę 2012.
OdpowiedzUsuńAguś nie możesz iść jeszcze na emeryturę, bo bez Twoich książek czytelniczki (w tym oczywiście ja) rozniosłyby wydawnictwa w proch domagając się książek i obawiam się że zamiast telefonów miałabyś zapchaną skrzynkę mejlową z prośbami lub żądaniami o kolejną książkę tak więc sorry majory ale emerytura od pisania musi poczekać :D
OdpowiedzUsuńjuż się tego 9 listopada nie mogę doczekać :) ściskam mocno
Jejku... Chyba specjalnie kusicie nas... Ja tu jak na szpilkach siedze, a tu jeszcze takie, takie...no! Dręczenie o! A kiedy będzie wydana druga część Zakrętów losu? ;)
OdpowiedzUsuńAaaaa... dopiero zauważyłam pytanie Leny i odpowiedz :D
OdpowiedzUsuńJeszcze tyle mamy czekać?? Idę popłakać w koncie ;(
napisałam powyżej;) teraz po prostu nie jestem w stanie podać terminu, ale nauczona doświadczeniem, przypuszczam że w okolicach wiosny 2012
OdpowiedzUsuńJakoś inaczej przypominam sobie tę rozmowę.... ale zasadniczy przekaz jest taki sam... w tamtej musiałoby być znacznie więcej kropek (piiiip) Ale teraz cię nie męczę. A ty się Lenko nie martw. Aga może przez 5 lat nie pisać, tyle książek czeka na wydanie. A ja tu tupam. 2 część ZL, 3 część ZL czeka, a potem... JK, ON, WZ, ZGS... eh...
OdpowiedzUsuńA tu się kolejne wiekopomne dzieła tworzą...
Dobrze, że zdecydowałaś się zmienić tytuł, bo faktycznie wersja początkowa mnie od razu skojarzyła się z zakładem pogrzebowym:) Już nie mogę się doczekać, kiedy ją przeczytam:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSil - dobrych dzieł nigdy za wiele. Jak dla mnie książki Agnieszki mogą być wydawane co miesiąc i co ten miesiąc mogę nawet zarywać noce :D
OdpowiedzUsuńLena nawet nic nie mów.. w Polsce wydawanie książek jest na poziomie żłobka... raczkuje
OdpowiedzUsuńCo fakt to fakt. Zanim się człowiek czegoś doczeka, to prędzej wykituje.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać czytania:) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJak to się dzieje że końcowy efekt jest inny od zamierzonego?
OdpowiedzUsuńbo to prawda, że ksiązka żyje swoim życiem, bohaterowie postepują wbrew temu co chce autor, a nasze wewnętrzne skłonności i tak biorą górę. I tak cud, że nie było w tej książce wątku kryminalnego;)
OdpowiedzUsuńZaczyna mnie skręcać z ciekawości. Nic nie czytałam :-/
OdpowiedzUsuńAgnesto, jeszcze nic straconego:)
OdpowiedzUsuńMasz rację Agnieszko, w pewnym momencie pisania bohaterowie zaczynają żyć swoim życiem... :)
OdpowiedzUsuń