"Tak sobie myślę, że
wystarczyłoby, jakby każdemu poborowemu dali do przeczytania
"Dobrego wojaka Szwejka" i kazali stosować jego zasady.
Daję słowo, że będziemy wtedy najlepszą armią na świecie.
Zresztą Szwejk to chyba nadal jest w naszej armii, bo wszystko, co
tam jest opisane, pasuje do nas jak przysłowiowa dupa do majtek.
Może ciasna, ale jak się człowiek zaweźmie, to się zmieści.
Najważniejsza zasada jest taka (...) Nigdy nie śpiesz się z
wykonaniem rozkazu, gdyż zawsze może on zostać zmieniony. I to
sprawdza się w stu procentach".
To jedna z wielu odkrywczych i nader
prawdziwych myśli szeregowca Piotra Leńczyka, bohatera książki
Władysława Zdanowicza "Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na
misji w Iraku. Część I, PINKY czyli Nowicjusz". Leńczyk
wskutek dziwnego zbiegu okoliczności i biurokratycznych zasad
panujących w wojsku, trafia do oddziału wyjeżdżającego na misję
stabilizacyjną w Diwaniji. Jest w oddziale plutonowego Zalewskiego
"Zalewa", wraz z nim Zdanowicz, Baryła, Jasiński i wielu
innych żołnierzy próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości
i jednocześnie nie dać się zabić. Sami zresztą nie wiedzą, co
jest gorsze, wyjazdy na patrole z dwiema paczkami amunicji, czy
pilnowanie swoich rzeczy, żeby nie zabrała ich amba. A amba to
takie zwierze, co z wojska wszystko zabierze. Więc każdy
żołnierz musi mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nie wiadomo co
amba sobie upatrzy. Pas, menażkę, naboje, kamizelkę, ukrytą
butelkę wyskokowego napoju? Trzeba być czujnym na każdym kroku.
Książka ta jest jedną wielką
skarbnicą powiedzonek, zachowań, zasad, czasami ich braku, utartych
przekonań dotyczących armii i ludzi w niej będących. Czytając tę
opowieść o szeregowcu Leńczyku i jego kompanach, trzeba
przygotować się dosłownie na wszystko. I na pewno mieć bardzo
silne mięśnie brzucha, gdyż lektura ta gwarantuje notoryczne
wybuchy śmiechu. I uważny czytelnik dostrzeże także, że czasami
może to być śmiech przez łzy. Bo jest to również gorzka satyra
na polską armię i ludzi nią zarządzających. Na skostniałe
przepisy i biurokratyczne zasady, które czasami nijak się mają do
rzeczywistości. Władysław Zdanowicz stworzył historię, w kórej
realizm miesza się z satyrą, a przedstawione sytuacje są czasami
tak nieprawdopodobne, że zwykłemu "cywilowi" mogłoby się
wydawać, że jest to tylko bogata wyobraźnia autora. Lecz tutaj
dostajemy właśnie tę gorzką pigułkę do przełknięcia. Bo nie
zawsze jest to tylko fikcja literacka.
Zachęcam do lektury tej historii,
zabawnej, wzruszającej, czasami trzymającej w napięciu, z
niebywale wyraziście nakreślonymi postaciami i zastanawiającymi
podobieństwami do osób realnych i z bohaterami noszącymi
sparafrazowane nazwiska ludzi z pierwszych stron gazet.
Nie ukrywam, że tematy związane z
wojskiem stanowią obszar moich... powiedzmy zainteresowań, ale
sposób, w jaki Autor przedstawił tę historię, po prostu zwala z
nóg. Rewelacyjna lektura, od której nie można się oderwać. Teraz
nie pozostaje mi nic innego, jak sięgnąć po część drugą.
Polecam, zachęcam i uprzedzam...
Gwarantowane wybuchy dzikiego śmiechu! To w sumie powinno znaleźć
się na okładce, jako ostrzeżenie!
Wybuchy dzikiego śmiechu są potrzebne ;)
OdpowiedzUsuńKolejna książka do wypożyczenia, dobę się jeszcze wydłuży by starczyło czasu na wzystk ;)
OdpowiedzUsuń