"Komputerów nie było, telefonów też. W telewizji dwa programy... Co oni robią? Muszą mieć masę wolnego czasu."
To słowa bohatera najnowszej książki Magdaleny Zarębskiej, pt.:"Kaktus na parapecie". Jest to ujmująca opowieść o chłopcu, uczniu IV klasy szkoły podstawowej, który żyje beztrosko w 2009 roku, korzystając z dobrodziejstw epoki. Słucha muzyki z iPoda, ma swój komputer, telefon komórkowy, nie koleguje się z mało popularnym Antkiem i jest wiecznie naburmuszony i niezadowolony. Pewnego dnia zagląda do gabinetu ojca, w którym ten pracuje nad nową grą komputerową i wskutek niezrozumiałych okoliczności, przenosi się do roku 1979r. Trafia do mieszkania niejakiego Mikołaja Szydełko. Chłopiec nie tylko nazywa się tak samo, ale i jest bardzo podobny do Mikołaja z 2009 roku. Ale nigdzie go nie ma. Okazuje się, że tych dwóch Mikołajów, których dzieli róznica trzydziestu lat, zamieniło się miejscami na zagmatwanej linii czasu. Nasz Mikołaj musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości i przychodzi mu to z trudem. Na szczęście z pomocą przychodzi Krzysiek, sąsiad i kolega tamtego chłopca z lat 70-tych, który odkrywa uroki życia tamtego okresu. Nie ma komputerów, telefonów, w telewizji są tylko dwa programy, mało kto ma samochód, rano mleko rozwozi mleczarz, w szkole za najmniejszą odzywkę można dostać uwagę, a czasami nie ma lekcji, tylko jeździ się na wykopki. Za to dzieci niemal cały wolny czas spędzają na podwórkach, jeżdżąc na składakach, grając w kapsle, nikt nikogo nie kontroluje, ale i nie pilnuje. Chłopiec tęskni za swoimi czasami i dostrzega również, jak wiele wspaniałych było w jego życiu rzeczy, których nie doceniał, o których myślał, że mu się po prostu należą. Dla mnie niewątpliwą atrakcją jest umiejscowienie akcji książki, gdyż wszystko rozgrywa się w moim mieście, czyli we Wrocławiu. A lata, w które trafia Mikołaj, to lata mojego dzieciństwa, więc czułam się, jakbym to ja powróciła do przeszłości, znowu wsiadła na swój rower Wigry 3 i pojechała wałami nad Odrą na beztroską wycieczkę.
Polecam książkę Magdaleny Zarębskiej, gdyż czyta się ją naprawdę dobrze, jest napisana zgrabnym, ujmującym językiem, który wciąga nawet dorosłego czytelnika. Myślę, że to doskonała lektura dla naszych dzieci, aby po pierwsze pokazać im, w jakim otoczeniu dorastali ich rodzice, a po drugie, może historia Mikołaja Szydełko uświadomi im, w jak dobrych czasach przyszło teraz im żyć i należałoby to docenić. I polecam także dorosłym, zwłaszcza urodzonym w latach 70-tych, to będzie niezapomniana podróż do przeszłości, bo pomimo że w sklepach nic nie było, a bajka puszczana była w telewizji tylko raz dziennie, to jednak cudowne to były czasy naszego beztroskiego dzieciństwa.
Mam podobne wspomnienia z dzieciństwa, może trochę więcej programów i o dekadę późniejsze, ale wciąż jeszcze świat gdzie podwórko było najważniejsze ;
OdpowiedzUsuńświetna recenzja, książkę zaklepuje dla mojej siostry :) Może przy okazji i ja przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPolecam, i starszym dzieciom i młodzieży i dorosłym też :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dzisiaj zamierzam ją przeczytać, bo się do mnie ślicznie uśmiecha:) i jej błyszcząca okłada spogląda na mnie ze stosiku:)
OdpowiedzUsuńkupię ją do biblioteki, a i sama pewnie przeczytam, może na głos sobie i synowi? I ja też miałam Wigry, tyle, że 2
OdpowiedzUsuńZ różnych stron atakuje mnie opinia o książce i mam wielką ochotę ją przeczytać :-)
OdpowiedzUsuńDziewczyny warto:) A Ty Patrycja chyba z Wrocławia jesteś? To tym bardziej:)
OdpowiedzUsuńta ta książka jest bardzo fajna polecam xd
OdpowiedzUsuń