No właśnie. Piszę tę moją komedię kryminalną. Trochę powoli mi to idzie, bo i czasu brakuje i jakoś ostatnio jestem ciągle śpiąca:( Ale obiecałam sobie, że do października skończę i to mój deadline, nie ma bata!
A tymczasem dla moich czytelniczek fragmencik nowego tworu, trzymajcie kciuki za szczęśliwe ukończenie:)
Niektórzy bohaterowie:
Liliana, lat 35, dyrektor w firmie finansowej
Baśka, lat 33, menadżerka, przyjaciółka Lilki
Lidka, Marta - przyjaciółki Lilki i Baśki
Michał Maliszewski - super ekstra ciacho, pojawiające się w firmie, a także w wielu innych miejscach, facet-zagadka
Mamulka - mama Lilki, bolejąca nad odwiecznym wolnym stanem córki.
Lejdi - szefowa Lilki, powiedzmy, że nie pałają do siebie sympatią;)
Oczywiście to nie wszystkie postaci ze "Szpilek", ale powiedzmy taki trzon, na pół żartobliwy, na pół... niebezpieczny:)
Chciałam pomyśleć nad tą dziwną rozmową, ale nie miałam
okazji, gdyż od razu przyszpiliła mnie Lejdi. Moja ulubienica. Ten dzień jednak
miał być do dupy.
- Liliano – odezwała się tym swoim afektowanym tonem i
uśmiechnęła, jakby była moją serdeczną przyjaciółką – czy możesz przejrzeć
wszystkie umowy z partnerami? Trzeba sprawdzić jakie mamy okresy wypowiedzeń.
Niech któraś z twoich dziewczyn to zrobi.
- Zamykamy miesiąc. Mamy co robić – odparłam spokojnie,
widząc, że Maliszewski wyszedł na korytarz. Lejdi odrzuciła głowę w tył,
zaśmiała się i powiedziała na tyle głośno, że na pewno to słyszał.
- Jak zawsze zabawna, do jutra do dwunastej potrzebuję
mieć raport w tej sprawie.
- Jasne – mruknęłam, odwróciłam się i ruszyłam w stronę
wind. Tam nacisnęłam guzik, miażdżąc go i wyobrażając sobie różne miłe rzeczy
jakie robię przy użyciu fizycznej siły.
- Ja jestem zabawna? – Mamrotałam do siebie. – Doprawdy?
Jak ja jestem zabawna, to ciebie wcale nie ma!
Gdy wreszcie nadjechała winda, kątem oka dostrzegłam
stojącego w holu Maliszewskiego, który przyglądał mi się z rozbawionym wyrazem
twarzy. Nie mogłam się pohamować, wykrzywiłam się w uśmiechu i zwiałam do
windy. Boże! Czasami zachowywałam się jak idiotka, ale było mi wszystko jedno.
Lejdi w ogóle nie czuła klimatu. Na koniec miesiąca grzęzłyśmy w zestawieniach,
analizach, raportach, niektóre generował nam system, ale wiele gównianych
tabelek trzeba było przygotowywać „na piechotę”. Pewnie prezes zapytał ją o
którąś z umów, ona nie miała bladego pojęcia, no ale jest
przecież
pogotowie
ratunkowe w postaci Liliany i jej zespołu. Gdy słyszałam to jej „twoje
dziewczyny” otwierał mi się scyzoryk w kieszeni. A raczej cały zestaw świeżo
naostrzonych noży. Wpadłam do swojego pokoju, moje towarzyszki korporacyjnej
niedoli od razu wiedziały, że coś jest nie tak.
- Ciacho cię wkurzył? – Marta spytała, nie odrywając
spojrzenia od monitora.
- Też. A właściwie on nie – opowiedziałam o rozmowie z
Michałem, pomijając dziwne kwestie, które do mnie wypowiadał. A potem rzuciłam
bombę, którą na moje barki zrzuciła Lejdi.
- Jasne kurwa, to jest mega pilne! – Baśka nie
przebierała w słowach.
- Pięćdziesiąt groszy!!! – Marta i Lidka wydarły się jak
opętane, wskazując na szklaną świnkę-skarbonkę, którą dostałam od jednego z
naszych partnerów biznesowych. Do tej pory wrzucałyśmy tam groszówki „na czarną
godzinę”.
- Walcie się – Baśka wściekła rzuciła monetę do świni.
- O co chodzi? – Spytałam, obawiając się o zdrowie
psychiczne moich koleżanek.
- Uznałyśmy, że za bardzo przeklinamy, dlatego za każdą
„wiąchę” wrzucamy pięćdziesiąt groszy.
- O rany. A można abonament wykupić? – roześmiałam się.
- Nie można – Baśka machnęła ręką z rezygnacją. – Pilnuj
się, bo możesz być liderką.
- Tutaj o to nie trudno. No nic babki, musimy sprawdzić
te pieprzone umowy.
- Pięćdziesiąt groszy!!!! – Przyjaciółki zgodnie zawyły.
- O kurwa!
- ZŁOTÓWKA!!!!!
Z godnością wrzuciłam żądaną złotówkę, zagryzając wargi,
bo coś mocniejszego cisnęło mi się na usta, ale nie miałam już więcej drobnych.
Potem w milczeniu zasiadłam do swoich obowiązków, wiedząc, że jak je skończę
będę jeszcze musiała zająć się umowami. Pieprzonymi umowami! Acha! W myślach
mogę kląć i to za darmo!
Siedziałyśmy nad rzeczonymi papierzyskami do osiemnastej,
Lidka pojechała wcześniej, bo musiała odebrać chłopców z przedszkola. Miała
dwóch synów, jej mąż pracował na drugą zmianę-zrozumiałe. Potem wysłałam Baśkę
i Martę do domu, postanawiając resztę dokończyć już sama. Zanim się
zorientowałam, było już po dziewiętnastej. Biuro o tej porze było wyludnione,
nieliczni pracowali tak długo. Zebrałam papiery, łapiąc się na tym, że po raz
kolejny biorę robotę do domu. Gdy zjechałam windą na parking, było tam niemal
pusto. Moje auto stało w odosobnieniu, czarnej beemki oczywiście już nie było.
Jasne, skoro przyjeżdżał z samego rana (i zajmował moje miejsce), to i
wychodził wcześniej. Oczywiście moje rozumowanie było bez sensu, ale nie
wiedzieć czemu trafiało do mnie takie wytłumaczenie. Otworzyłam bagażnik i
wrzuciłam tam dokumenty, laptopa i zakupy, które zrobiłam w czasie pracy. Nagle
doszedł mnie jakiś dziwny odgłos. Obejrzałam się, w nadziei że zobaczę
jakiegoś pracusia zmierzającego do swojego samochodu, ale nic nie dostrzegłam.
Za to za jedną z kolumn dojrzałam jakiś cień. Jakby ktoś się tam krył.
Zorientowałam się, że jestem tutaj zupełnie sama, na dworze zapadł już
zmierzch, połowa parkingowych lamp nie działała. Moja wybujała wyobraźnia
zaczęła podsuwać mi nader sugestywne obrazy. W których moje zmasakrowane ciało
spoczywało gdzieś w rowie, będąc smakowitym kąskiem dla czerwi. Ostatnio byłam
po lekturze serii o antropologu sądowym, gdzie bardzo obrazowo opisano to, co
dzieje się z ciałem człowieka po śmierci. A raczej po morderstwie.
- Opanuj się! – Warknęłam do siebie i nie patrząc w
kierunku, z którego dochodziły mnie podejrzane odgłosy, wsiadłam do samochodu.
„Piękna brunetka zamordowana na parkingu!”
„Parkingowy morderca powrócił!”
„Piękność z Biskupina zaginęła w dramatycznych
okolicznościach!”
Tak mogłyby wyglądać nagłówki gazet po moim gwałtownym,
acz efektownym opuszczeniu tego łez padołu. Wyjechałam na ulicę i śmiałam się w
głos. Powinnam pisać książki! A najlepiej kryminały.
Słuchając mojego ukochanego Within Temptation wjechałam
na ulicę Promień, gdzie mieszkałam od trzech lat. Miałam dwupoziomowy
apartament, który kupiłam za własne pieniądze, posiłkując się niewielkim
kredytem. Oprócz epizodu z wiarołomnym Mareczkiem, mieszkałam sama, to znaczy z
kotami i żyło mi się całkiem miło. Ale, nie ukrywajmy, gdyby teraz czekał na mnie
jakiś przedstawiciel płci męskiej, taki około metra dziewięćdziesięciu wzrostu,
z diabelnie niebieskimi oczami, byłabym na pewno bardzo zadowolona.
- Pomysły, rodem z harlequina – parsknęłam, wysiadając.
Wyciągnęłam rzeczy z bagażnika i przeszłam na drugą stronę osiedlowej drogi. I
gdy już miałam wchodzić do mojej klatki schodowej, kątem oka (którego podobno
nie mam, jeden pan z reklamy ostatnio przekonywał) dostrzegłam duże czarne auto
wyjeżdżające z mojej ulicy. Usiłowałam dojrzeć markę, ale było już ciemno, a
auto… miało wygaszone światła. Kształt wskazywał na pewną znajomą i ulubioną
markę. Ale… co do diabła robił Michał Maliszewski pod moim domem, siedząc w
samochodzie z wygaszonymi światłami? Chyba zmęczenie, irytacja i pewne budzące
emocje poranne spotkania sprawiły, że widziałam to, co chciałabym widzieć. Nie
było innego wytłumaczenia, chyba że pan blue
eye to seryjny zabójca i wkrótce zostanę jego kolejną ofiarą. Weszłam do
bramy i dla pewności zatrzasnęłam za sobą drzwi. Nienormalna wyobraźnia to
jedno, ale zachowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa jeszcze nikomu nie
zaszkodziło. W domu nakarmiłam koty, zjadłam lekką kolację, wzięłam prysznic i
padłam niemal nieprzytomna do łóżka, zasypiając w locie. Śniłam o przystojnym
seryjnym zabójcy, który zakochał się we mnie do pierwszego wejrzenia i zaczął
mordować dla mnie tych, którzy mnie denerwowali. To był naprawdę… fantastyczny
sen.
komedia kryminalna... która pierwotnie miała tylko ten pierwszy człon w sobie... :P Czekam :)
OdpowiedzUsuńwiesz jak jest... to coś z mózgiem chyba, albo we krwi... no blood no fun;)
OdpowiedzUsuńKryminał to podstawa :P
OdpowiedzUsuńno ładnie, już śnimy o mordowaniu ;-) Strasznie lubię zaglądać do książek, które jeszcze nie zostaly wydane :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze, jeszcze, jeszcze:):):)
OdpowiedzUsuńSuper - już chcę czytać całość ... kiedy będzie wydana?
OdpowiedzUsuńPewnie w przyszlym roku:)
OdpowiedzUsuńDopiero w przyszłym? :( Ech...
OdpowiedzUsuńTak Bujaczku:) Bo w tym roku ukaże się cała trylogia o Krzyśku i Lukasie. Właśnie głowię się nad okładkami...
OdpowiedzUsuń