czwartek, 18 sierpnia 2011

David Nicholls "Jeden dzień"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu DużeKa. Recenzja jest dostępna także TUTAJ


„Przyjaźń poznaję po tym, że nic nie może jej zawieść, a prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć”.

Antoine de Saint-Exupéry

Po lekturze książki „Jeden dzień” Davida Nichollsa, jestem pewna, że powyższe stwierdzenie jest prawdą. Jeśli dwoje ludzi łączy przyjaźń, ale taka szczera, z głębi serca, oscylująca na granicy uzależnienia, wówczas nawet najgorsze czyny nie są w stanie jej zawieść. A jeśli jest pomiędzy nimi coś o wiele większego, miłość tak mocna i trwała, a jednocześnie pełna zawirowań i uderzeń losu, to pomimo tego ostatniego, nic nie jest w stanie jej zniszczyć.

Na pewno o wiele więcej na ten temat mogliby powiedzieć bohaterowie „Jednego dnia”.Emmę Morley i Dextera Mayhew poznajemy 15 lipca 1988 roku, w momencie gdy po rozdaniu dyplomów lądują w sypialni wynajmowanego pokoiku Emmy. Dziewczyna to idealistka w okularach, kompletnie nieświadoma swojej urody, Dexter to łamacz serc niewieścich, pozbawiony problemów natury finansowej, za to przepełniony pewnością siebie i poczuciem własnej wartości. Czy to, co ich łączy, będzie trwałe? Czy to przyjaźń? A może coś więcej?Będziemy świadkami wielu takich „15 lipca”, wyrwanych z ich życia na przestrzeni dwudziestu lat. Autor przedstawia losy Emmy i Dextera w postaci jednodniowych obrazów, dzięki którym jesteśmy świadkami ich wzlotów i upadków, marzeń, tęsknot, pragnień, związków. A jednocześnie widzimy jak bardzo są ze sobą związani, chociaż tutaj określiłabym to nawet uzależnieniem, zwłaszcza ze strony Dextera. Który w swoim życiu miał więcej upadków, niż wzlotów, popełniał mnóstwo błędów i zawsze, gdy czuł się, że grunt zaczyna usuwać mu się spod nóg, wzywał na pomoc Emmę. Bohaterowie żyją swoim życiem, ale ciągle mają świadomość istnienia tej drugiej osoby, może będącej tą „drugą połówką”? Tego nie wiedzą, tego nie wie nawet czytelnik, ale pewne jest, że łączy ich coś, czego nie da się zawieść i nie da się zniszczyć.

Na uwagę zasługuje ciekawa kompozycja powieści, swobodny i ujmujący język, żywe barwne dialogi, niekiedy żartobliwe, w innym miejscu bardzo wzruszające. To wielka umiejętność, aby z historii o życiu kobiety i mężczyzny zrobić opowieść, której akcja dzieje się w dwóch dekadach przełomu XX i XXI wieku i nawet jeśli nie ma tu wyraźnie zaznaczonego wątku głównego, to i tak od książki nie można się oderwać. „Jeden dzień” wciąga, sprawia że chce się jak najszybciej dotrzeć do finału, aby zobaczyć, czy przyjaźń jest przyjaźnią, czy może miłością? 

Polecam tę opowieść przede wszystkim wrażliwcom, gdyż można podczas jej lektury i wzruszyć się i spłakać. Autor ukazuje życie, takie jakim jest, z wszystkimi zagrożeniami, jakie pojawiają się przed ludźmi, z pokusami, złymi wyborami, podejściami do naprawiania tego, co zostało popsute. Ta historia sprawia, że bohaterowie stają się nam bliscy i znamy ich prawie, tak jak siebie samych. Możemy z tej perspektywy spojrzeć na swoje życie i doszukać się w nim swoich własnych piętnastych dni lipca.

2 komentarze:

  1. Bardzo miło wspominam tę książkę, zakończenie totalnie wbiło mnie w ziemię. Prawdziwa przyjaźń jest często równie ciekawszym zjawiskiem jak miłość. Z chęcią obejrzę film na podstawie tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie czytałam tej książki, ale zbieram się w sobie i zebrać nie mogę :-)

    OdpowiedzUsuń