"O książkach przeklętych, o
człowieku, który je napisał, o postaci, która uciekła ze stron
powieści, żeby ją następnie spalić, o zdradzie i utraconej
przyjaźni. To historia o miłości, nienawiści i marzeniach
żyjących w cieniu wiatru".
Ten cytat z książki Carlosa Ruiza
Zafóna "Cień wiatru" mógłby wystarczyć za wszystko to,
co chciałabym napisać w tej recenzji. Magiczna opowieść o
niespełnionej miłości, o szukaniu własnych dróg w życiu, o
demonach przeszłości, chorych fascynacjach i potędze uczuć, a
wszystko to osadzone w społeczno-politycznych realiach Hiszpanii
połowy ubiegłego wieku. Wiele już napisano o tej książce, opinii
jest niemal tyle, ilu czytelników. Na mnie ta książka zrobiła
ogromne wrażenie, wciągnęła mnie w swoją tragiczną opowieść i
nie pozwoliła przez pewien czas myśleć o niczym innym. Postaci
Juliana, Daniela, Bei, Penelope, Fermina i Fumero głęboko wryły
się w mój umysł, sprawiając że bardzo mocno przeżyłam to, co
stało się ich udziałem. Przedstawiona opowieść jest nie tylko
historią nieszczęśliwej, a wręcz tragicznej miłości, ale także
fabułą pełną kryminalnych i sensacyjnych, a nawet mrożących
krew w żyłach wydarzeń.
Zafón wspaniale dawkuje napięcie,
żongluje środkami stylistycznymi, porywając czytelnika bogactwem
metafor, a jednocześnie rysując bohaterów z krwi i kości, którzy
posługują się czasami prostym językiem, pełnym wulgaryzmów i
zwrotów charakterystycznych dla danej sfery społecznej. W tekście
nie brakuje także pełnych jadowitego humoru wypowiedzi, zwłaszcza
w wykonaniu wspaniałego Fermina.
Myślę, że "Cień wiatru"
nikogo nie pozostawi obojętnym, wzbudzi na pewno wiele sprzecznych
odczuć i sprowokuje do licznych kontrowersyjnych opinii. A to
świadczy o sile prozy Zafóna.
Według mnie ta książka tchnie magią,
jest zbiorem niezliczonej liczby cytatów, które na zawsze zostaną
w mojej pamięci.
Bo przecież...
"Książka jest lustrem i możemy
w niej znaleźć tylko to, co już nosimy w sobie".
Ja tę książkę omijałam szerokim łukiem, gdyż po przeczytaniu paru stron już mnie zniechęciła, jednak twoja recenzja i ten ostatni cytat przeważył wszystko i znów chyba sięgnę po tę pozycje i zobaczę jak tym razem ją odbiorę.
OdpowiedzUsuńCyrysiu, nie ukrywam, że trochę ciężko było mi się wciągnąć, ale około 100 strony nastąpił taki zwrot akcji, że nawet nie zauważyłam, jak byłam przy finale. Który jest dynamiczny i niezwykle zaskakujący. I wzruszający:)
OdpowiedzUsuńA mnie się podobała od A do Z...z pewnością kiedyś do niej powrócę...
OdpowiedzUsuńZaś to robisz... nęcisz :D
OdpowiedzUsuńZresztą już w Cro mnie nęciłaś .. sama wiesz.
Książkę koniecznie muszę nabyć.
recenzja jak zwykle niezwykle zachęcająca do zagłębienia się w świat wykreowany przez autora :)
Czaka na mnie:) I myśl, że niebawem siędoczeka:)
OdpowiedzUsuńWedług mnie Zafon nawiązuje do starej, dobrej klasyki i przez to jest taki magiczny. Dziś prawie nikt tak nie pisze - niełatwo jest bowiem dobry pomysł ubrać w kunsztowny język i jeszcze sprawić, że napięcie sięga zenitu. Ot, cały jego sekret;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jedna z nielicznych książek, którym nie dałam rady. Przemęczyłam coś ze 70 stron i odpuściłam...
OdpowiedzUsuńJakoś mnie ta książka nie porwała i nie rozumiem jej fenomenu niestety:(
Piter, mi może nie tak od A do Z, ale na pewno udało się jej mną zawładnąć, przynajmniej na jakiś czas.
OdpowiedzUsuńSil, Hadzia, lektura czeka:)
Inez, nie sposób się nie zgodzić:)
Anek i to jest właśnie wspaniałe, że książki odbierane są w tak różnorodny sposób. Inaczej... byłoby po prostu pospolicie i nudno...
Uwielbiam Zafona, "Cień wiatru" po prostu wbił mnie w czytelniczy fotel!
OdpowiedzUsuńTeż byłam absolutnie zachwycona "Cieniem". I Fermina lubię zdecydowanie najbardziej - bardzo mi go było chwilami żal.
OdpowiedzUsuńHehe...a ja ta książkę dostałam kilka dni temu od koleżanki i właśnie jestem na 100 stronie. Na razie przypadła mi do gustu i te cytaty... ;-) wracam do czytania skoro teraz ma byc jeszcze lepiej ;-)
OdpowiedzUsuń