czwartek, 8 marca 2012

Dawid Kain "Punkt wyjścia"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości serwisu Zbrodnia w Bibliotece i wydawnictwa Oficynka.

Dziwny ekletyczny świat, pełen niespodziewanych obrazów, zaskakujących, poruszających, brudnych, ponurych. Bohaterowie tak odmienni, z pozoru pochodzący z rożnych rzeczywistości, a jednak coś ich łączy. Ich myśli tkwiące głęboko w obecnym świecie, który znamy i my i w którym żyjemy.
Dawid Kain w swojej metafizycznej powieści „Punkt wyjścia” wprowadza czytelnika niemal w trans, tworząc historię pozornie chaotyczną, ale jednocześnie anektującą uwagę czytającego i nie dającą się tak łatwo zapomnieć.
Trzech mężczyzn, tak innych, sobie obcych, poszukujących.
Damian to neurotyczny pisarz, izolujący się, unikający innych ludzi, żyjący w dusznym zamkniętym świecie, mający nadzieję na stworzenie wiekopomnego dzieła.
Rafał, szalony, żyjący chwilą, na krawędzi, bez zasad i ograniczeń, z nowo poznaną dziewczyną rzuca się w wir ryzykownego nocnego życia, pełnego perwersji i atawistycznego zepsucia.
Uzdrowiciel, który daje i odbiera, leczy i rani, może także odpowiedzieć na pytania, które nurtują bohaterów.
Wydaje się, że tylko odnalezienie białej chaty będzie i wyjaśnieniem i ukojeniem i zbawieniem.
Lecz nie można zakładać niczego z góry, bo sama fabuła jest tak samo nieprzewidywalna, jak i bohaterowie.
Język poraża, fascynuje, jest tożsamy ze światem, jaki opisuje. Prosty, wulgarny, brudny. Cała historia, pomimo swojej zagadkowości jest jednak czymś nietuzinkowym, czymś intrygującym, jednocześnie klimatycznym i wciągającym.
Dla kogo jest „Punkt wyjścia”? Chyba dla czytelnika, który szuka w literaturze czegoś nowego, nie deprymują go wyszukane wulgaryzmy, niesmaczne opisy i brak wyrazistego wątku, na rzecz urywanych wrażeń, strzępków wyrwanych z kontekstu. A jednak prowadzących do jakiegoś finału.
Ostra, świeża, inna. Tak mogłabym określić książkę Dawida Kaina. Z niewątpliwym pazurem i pomysłem na siebie.
Pożałowałem, że tu jestem. W tym tramwaju, na tej planecie, w ogóle. Lepiej byłoby nie być, tak, o wiele lepiej. Zawsze mam głęboki żal do rodziców, że mnie zrobili. Nie mogę im tego wybaczyć, a i zapomnieć trudno, codziennie budząc się w tej samej znoszonej już skórze, codziennie widząc w lustrze tego samego faceta, z którym nie mam przecież nic wspólnego. Jakie mieli pobudki? Na pewno wystarczające? Jeżeli nie była to tylko zwyczajna wpadka, to naprawdę nie wiem, jaki cel im przyświecał i czy uświęcał podjęte środki. No rozumiem-trochę obopólnej radości z włożenia członka w pochwę... Ale w efekcie ileż lat moich cierpień skutkiem tej ich zabawy!”1
1Str. 24, Punkt wyjścia, Dawid Kain, Oficynka, 2012.


1 komentarz:

  1. Po takiej rekomendacji, aż chce się przeczytać książkę. Lubię, kiedy pisarz nie boi się wyjść poza przyjęte standardy, choć zdarza się, że nie potrafi podołać zadaniu. Jeśli w tym przypadku się udało to wciągam "Punkt wyjścia" na listę książek do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń