„Książę i aktoreczka” to film
nakręcony na podstawie sztuki Terence'a Rattigana, w reżyserii
Laurence'a Oliviera. W rolach głównych wystąpili: właśnie
Laurence Olivier i Marylin Monroe. Wcześniej, sztuka ta wystawiana
była na deskach brytyjskiego teatru, a Olivierowi partnerowała jego
żona, Vivien Leigh, znana z roli Scarlett O'Hary w produkcji
„Przeminęło z wiatrem”.
Książka, którą miałam przyjemność
przeczytać, przedstawia krótki epizod z życia Colina Clarka, który
w 1957 roku był trzecim reżyserem na planie filmowym „”Księcia
i aktoreczki”. W swych wspomnieniach z tamtego okresu, wydanych
przez wydawnictwo Znak, pod tytułem „Mój tydzień z Marylin”,
opowiada o krótkich chwilach z życia wielkiej gwiazdy Hollywood,
kiedy starała się być naprawdę sobą, a nie „nią”, czyli
seks bombą wszech czasów. Wówczas okazywało się, że Marylin, a
właściwie Norma Jean, jest zagubioną, depresyjną i pełną
kompleksów małą dziewczynką, która nigdy nie miała dorosnąć.
Akurat postać MM to mój konik, przeczytałam wiele książek
dotyczących życia, dzieciństwa, kariery tej aktorki i „Mój
tydzień z Marylin” stanowi doskonałe uzupełnienie zebranych już
wiadomości. A także pewne potwierdzenie tego, co już ułożyło mi
się w głowie i co w sumie jest wiadome i niezaprzeczalne. Marylin
miała wrodzony talent do grania, jednakże w środku była
stłamszona przez olbrzymią ilość doradców (Milton Green), czy
przyklaskiwaczy (Lee Strasberg). Stając na planie filmowym z
mistrzem desek teatralnych, Laurencem Olivierem, mając w głowie to,
że jej rolę wcześniej grała Vivien Leigh, czuła niesamowitą
presję, przez którą zdjęcia na planie przedłużały się w
nieskończoność, bo Marylin albo notorycznie zapominała roli, albo
w ogóle nie pojawiała się w studio. Krótka, pełna zabawy,
wrażeń, ale pozbawiona seksu przygoda z Clarkiem, dała jej chwilę
na zaczerpnięcie oddechu i pozwoliła dokończyć ten film. Może
Colin Clark na próżno przypisuje sobie udział w sukcesie tej
produkcji, a może naprawdę był swego rodzaju odskocznią dla
amerykańskiej gwiazdy.
Krótko przed lekturą tej książki,
obejrzałam film, nakręcony na jej podstawie. Nie jest to może
wskazana kolejność, ale w sumie w niczym mi to nie przeszkodziło.
„Mój tydzień z Marylin” to właściwie smutna opowieść, ukazująca drogę do samozagłady, a może
drogę do zniszczenia kobiety, która potrzebowała czasami chwili
normalności i oddechu, zrzucenia z siebie maski MM i bycia po prostu
sobą. Na pewno jest to lektura dla wielbicieli tej postaci, ale
myślę, że przygodę z życiem i dorobkiem aktorskim Marylin Monroe
można zacząć właśnie od przeczytania wspomnień Colina Clarka.
Polecam.
A ja właśnie obejrzałam film. I po jego obejrzeniu mam ochotę na więcej książek i filmów z Marilyn. Po tę książkę na pewno sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Książkę z chęcią przeczytam, na razie jednak planuję obejrzeć film o tym samym tytule :)
OdpowiedzUsuń