"SALA SAMOBÓJCÓW"
Czy można być niewidzialnym? Żyć w wielkim domu, ale być niedostrzeganym przez bliskich? Mieć wszystko, a tak naprawdę nie mieć nic. Mieć rodziców, znajomych, ale tak naprawdę być samotnym? Przez dziesięć dni nie wychodzić ze swojego pokoju i nie zaniepokoić tym swoich rodziców? Mieć przyjaciół, ale tak naprawdę mieć wrogów? Owszem. Jest to możliwe. To właśnie przeżywa bohater filmu „Sala samobójców”, Dominik. Osiemnastolatek, który ma sto dni do matury. Kim są jego rodzice? Matka, wykształcona, nieco porywcza, właścicielka firmy reklamowej. Ojciec, stonowany, prawie zawsze nad sobą panujący (prawie), robiący karierę w polityce. Mieszkają w pięknym domu, mają gosposię, Dominik jest przywożony i odwożony do prywatnego liceum przez osobistego szofera. Ma wszystko. Dosłownie wszystko, o czym mógłby marzyć osiemnastolatek. Lecz nie ma jednej jedynej rzeczy, na której mu najbardziej zależy. Zainteresowania rodziców. I ich wsparcia. I zrozumienia. Zrozumienia jego inności, jego wrażliwości i jego potrzeby miłości.
Czy wiecie jakie książki czytam? Czy wiecie jakiej słucham muzyki? Czy znacie moje pasje? Zainteresowania? Czy wiecie jakiej orientacji seksualnej jestem? Lubię dziewczyny? A może kocham się w koledze? A może sam jeszcze nie wiem? Może szukam własnej drogi ale potrzebuję was, do cholery! Może potrzeba mi tej iskierki uwagi, która sprawi, że dostrzeżecie coś więcej, poza karierą, pieniędzmi, kolejnymi spotkaniami, czy rautami z kimś, kto może was popchnąć wyżej, w tej waszej pogoni za sławą, blichtrem, władzą i kasą.
Na pewno takimi słowami mógłby się zwrócić Dominik do swoich rodziców. Ale nie zrobił tego. Bo chłopak znalazł w internecie stronę „sala samobójców” i spotkał tam ludzi, którzy także szukają wyjścia. Wyjścia z tej gry, zwanej życiem. Dominik oczywiście na początku wcale nie myśli o odebraniu sobie życia. Ale wiele się zmienia. I chłopak wreszcie nie jest sam. Żyje w wirtualnym świecie, poznaje dziewczynę, Sylwię, która zaczyna dla niego coraz więcej znaczyć. I w końcu... ma rodzinę.
Ale... czy na pewno?
To musicie zobaczyć sami.
Na uwagę zasługuje również świetna ścieżka dźwiękowa, a także ciekawa animacja komputerowa.
Według mnie, jest to film, który powinien obejrzeć każdy rodzic, zwłaszcza nastolatka. My byliśmy na seansie z naszym szesnastoletnim synem, który wyszedł z kina bardzo poruszony.
Dodam jeszcze, że końcowe ujęcie wbiło mnie w fotel i chyba nie tylko mnie, bo gdy zgasł ekran, cała sala siedziała w milczeniu i to było chyba jedyną możliwą reakcją na ten film.
Jedna z piosenek z filmu: POSŁUCHAJ
Na pewno zobaczę ten film, a powinni go zobaczyć ci, którzy tylko mijają się ze swoją rodziną
OdpowiedzUsuńDokładnie Kasia! Poza tym to doskonaly film dla tych, dla ktorych tolerancja to puste słowo.
OdpowiedzUsuńTolerancja stała się słowem, którym ucina się wszelkie spory i opory - tak łatwiej usprawiedliwić brak zainteresowania tym co dzieje się z drugim człowiekiem
OdpowiedzUsuńzdecydowanie wart uwagi, szkoda że w ubiegłą środę nie dałam jednak rady pójść do kina :(
OdpowiedzUsuńFilm robi ogromne wrażenie !!! jest bardzo innowacyjny warty obejrzenia !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :0