wtorek, 12 lutego 2013

Jak miłość niszczyła Łukasza...



Och, Boże…
Jakże cudownie było karmić się strachem tego gnoja. To było naprawdę fantastyczne uczucie. Po chwili Buźka przestał widzieć cokolwiek, bo dostał ode mnie potężny cios w szczękę i stracił przytomność, osuwając się w ramiona Faziego.
– Do samochodu – mruknąłem do niego, a ten zarzucił sobie Buźkę na ramię, jakby facet ważył dziesięć kilo, i poszedł w stronę swojego auta. Odwrócił się i jeszcze zapytał, aby mieć pewność:
– Ale szefie, do bagażnika?
– A gdzie? – spytałem cicho i spojrzałem na Jarka, który trzymał zapłakaną Gośkę. Kiwnąłem do niego, żeby nas zostawił. Podszedłem i patrzyłem, jak usiłuje się zakryć rozerwaną bluzką i patrzy na mnie z przerażeniem.
– Nie zakrywaj się. Wszystko już widziałem – powiedziałem sucho.
– On miał mnie tylko odwieźć. Nie wiem, co mu odbiło. Ja… – jej głos drżał, ale nie robiło to na mnie wrażenia.
– Włazisz do samochodu handlarza prochami średniego szczebla, jedziesz z nim do lasu i myślisz, że będziecie dyskutować o ostatnio przeczytanej książce? Jesteś nienormalna czy głupia? – mój ton głosu, gdyby miał takie właściwości, mógłby zamrażać.
– Ja nie wiedziałam. Nie pomyślałam… Boże, jak to dobrze, że tu byłeś… – wyciągnęła do mnie dłonie, ale odsunąłem się, jakby jej dotyk mógłby wypalić we mnie dziurę. Bo mógł…
– Nie byłem tutaj dla ciebie. Pilnowałem tego gnoja, bo diluje na moim terenie.
– Łukasz… – znowu chciała mnie dotknąć, ale uderzyłem ją w dłonie, aż jej delikatna skóra lekko się zaczerwieniła. Patrzyła na mnie ze strachem. I znowu poczułem się cudownie. A jednocześnie nienawidziłem siebie jak nigdy wcześniej.
– Jestem Lukas. Zapomniałaś? Jakoś ostatnio świetnie o tym pamiętałaś.
– Boże, przeprosiłam cię. Dostałeś moje esemesy? Proszę… – złożyła dłonie jak do modlitwy. Stała naprzeciwko mnie zapłakana, z zaczerwienionymi policzkami, dłońmi, na których odbiły się moje palce, z lekko naderwanymi guzikami bluzki. Czułem, że w moim sercu zaczyna się coś budzić. Jakiś przejmujący żal. I smutek. I tęsknota.
Nie!
Nie mogłem znowu do tego dopuścić!
Musiałem to zakończyć tutaj i teraz. Bo lepiej mi było w tych chwilach, kiedy tylko nienawidziłem i nie musiałem się liczyć z czyimiś uczuciami. O niebo lepiej!
– O co mnie prosisz? Żebym cię przeleciał, tak jak zrobiłby to ten dupek? A potem może rzuciłby ci w twarz działką, którą byś wzięła i udawała, że to pomaga ci żyć? – szedłem w jej stronę, wyrzucając z siebie słowa jak najgorszą obelgę. Gośka cofała się bezwiednie, wpatrując się we mnie z przerażeniem.
– Ale co ty… – jęknęła, ale potrząsnąłem głową, nie chcąc jej słuchać.
– Jesteś naiwna i głupia. I za młoda, od początku to wiedziałem. Ale jeszcze wtedy wierzyłem, że może się nam udać – nadal na nią napierałem, a ona się cofała, aż w końcu oparła się o drzwi auta Buźki i nie miała już gdzie uciec. – Chcesz zrobić na złość swojej matce? To dlaczego nie uciekniesz z domu? Może zaczniesz się puszczać za działkę koksu lub amfy? Może zaczniesz pracować w klubie na starszych panów? Mogę załatwić ci tam wejście. Jako byłej Lukasa, będzie ci łatwiej poruszać się w tych klimatach. Chcesz? – oparłem się dłońmi o samochód i patrzyłem na nią z góry. Kuliła się z przerażenia i płakała. – Załatwię ci to. Załatwię ci wszystko. Co tylko będziesz chciała, żeby spierdolić swoje życie. Ale wiedz jedno: nikt nigdy nie będzie cię kochał, tak jak ja cię kochałem. I pewnie to dla ciebie nic nie znaczy, ale chcę, żebyś o tym wiedziała. Bo teraz… ty dla mnie też nic nie znaczysz. Jesteś naiwną małolatą, która wsiada z nieznajomym facetem do samochodu i myśli, że dla jej pięknych oczu koleś zrobi dla niej wszystko. Tutaj to tak nie działa. Chcesz towar, musisz płacić. Nie masz kasy, to obciągasz albo dajesz się wypierdolić gdzieś na tylnym siedzeniu samochodu. Jeśli tak tego pragniesz, to zacznij ćwiczyć już teraz – warknąłem i zerwałem z niej bluzkę, rozdarłem jej bieliznę i szarpnąłem za ramię, półnagą prowadząc w stronę swoich ludzi, którzy obserwowali wszystko z pewnej odległości. Gośka płakała, czepiała się moich ramion i błagała, żebym przestał. Popchnąłem ją tak, że prawie wpadła na Jarka, który przytrzymał ją za ramiona. Popatrzył na mnie twardym wzrokiem, ale wiedział, że nie może w żaden sposób zareagować. Postawił ją i puścił. Próbowała zakryć nagie ramiona i piersi, ciągle zanosząc się płaczem.
– Proszę. Któremu zrobisz dobrze? Dostaniesz działkę, a jak pójdzie ci nieźle, to może nawet dwie.
– Proszę, Łukasz…
– Co proszę?! – wrzasnąłem, trzymając ją za ramiona. Wiedziałem, że na drugi dzień będzie miała siniaki od mojego uścisku. – Przecież tego chciałaś. Szybkiego życia. Ryzyka. Stałego dostępu do dragów. Ja nie zamierzałem ci tego dać, ale znajdzie się wielu chętnych, którzy, póki jeszcze nie jesteś zniszczona przez to gówno, będą cię pierdolić na wszystkie sposoby, a ty będziesz żyła w ułudzie, że jesteś szczęśliwa i niezależna. Chcesz tego? – krzyczałem jej w twarz.
Łkała i kręciła głową.
– Chcesz tego, kurwa, czy nie?!!!
– Nie, nie, nie!!! – krzyknęła i wolną ręką uderzyła mnie w twarz.
Puściłem ją i patrzyłem, jak zakrywa się resztkami ubrania i wstrząsana spazmami płaczu, biegnie w stronę swojego domu.
Gdy zginęła mi z pola widzenia, spojrzałem na moich kumpli, którzy nie wiedzieli, gdzie podziać oczy. Stałem i próbowałem uspokoić oddech i zapanować nad sobą. Jarek podszedł do mnie, klepnął w ramię i powiedział cicho:
– Dobrze zrobiłeś, Lukas. Może ona zrozumie…
Popatrzyłem na kumpla i zacisnąłem szczęki.
– Może…
– Ale mnie przestraszyłeś – Jarek pokręcił głową i uśmiechnął się.
– Wiem… Ale teraz zajmiemy się tą mendą z bagażnika – dodałem i kiwnąłem do moich ludzi, żeby wsiadali do samochodu.
Odjeżdżając stamtąd, nie czułem kompletnie nic. Żadnego żalu, żadnych wyrzutów sumienia, żadnego bólu. Myślałem tylko o tym, co zrobię z tym skurwielem, tłukącym się teraz w bagażniku samochodu mojego człowieka, gnojkiem, którego lepkie ręce dotykały Gosi. Ona była moim całym światem, potem jednak ten świat zniszczyła i zdeptała, a na koniec wyrzuciła resztki jak niepotrzebne śmieci.

Zakręty losu-Historia Lukasa


1 komentarz: