"Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej".
Rozmówki, przemyślenia, recenzje młodej pisarki. Bo jestem gadułą, choć czasami milczę. Bo jestem milcząca, choć czasami ględzę. Bo jestem miła, choć czasami trudno mnie znieść. Bo jestem niesympatyczna, choć czasami trudno w moim towarzystwie się smucić. Bo kocham słowo pisane. I kocham słowo czytane. I nie lubię fałszu i zawiści, a frustratom mówię stanowcze NIE. Szkoda czasu i atłasu, a życia to na pewno.
:)
wtorek, 5 lutego 2013
Jak Lukas spotkał Małgorzatę... wielką miłość i wielkie przekleństwo...
Małgorzata. Małgorzata. Małgorzata.
Dlaczego to imię ciągle siedzi w mojej głowie? Od tamtego wieczoru,
kiedy niemal znokautowałem szczupłą blondynkę, a potem trzymałem ją w
ramionach, podczas gdy Jacek zakładał opatrunek na jej zranioną dłoń,
nie mogłem przestać o niej myśleć. Gdy już doszła do siebie, wyszła ze
swoimi znajomymi i już jej nie widziałem. Byłem zły na siebie, że nie
wziąłem od niej numeru telefonu, że z nią nie porozmawiałem, ale po
pierwsze, nie chciałem przestraszyć dziewczyny; już i tak dość bólu jej
sprawiłem. A po drugie, była młodziutka – mimo że miała delikatny
makijaż, stwierdziłem, że wygląda na góra osiemnaście lat. Dobrze by
było, gdyby okazała się pełnoletnia. Ale pomimo tych wątpliwości cały
czas przypominałem sobie to przejmujące uczucie, jakie mnie ogarnęło,
kiedy trzymałem drobne ciało w objęciach, a wzrok dziewczyny przenikał
mnie całego. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się coś takiego i byłem
oszołomiony. Tak. Inaczej nie mogłem tego nazwać. Oszołomiony,
oczarowany, zafascynowany. Codziennie pojawiałem się w Imperialu,
mając nadzieję, że znowu ją zobaczę, ale w tygodniu nie zjawiła się tam
ani razu. W mojej głowie szalały myśli. Nie dawały mi spać. Nie mogłem
się skupić na codziennych czynnościach. Z natury byłem małomówny, ale
teraz stałem się jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Moi ludzie, którzy i
tak czuli przede mną respekt, od jakiegoś czasu unikali mnie jak ognia,
bo skoro się nie odzywałem, to pewnie coś musiało mnie wkurwić. A ja po
prostu myślałem. O niej. O Małgorzacie… Nadeszła kolejna sobota.
Zły na siebie pojechałem do Imperiala. Miałem tam zaplanowane krótkie
spotkanie z jakimś człowiekiem Jara, który prowadził małą knajpkę na
obrzeżach miasta i chciał się podłączyć. Nie lubiłem detalistów, ale
skoro koleś był pełen zapału i chęci współpracy, a do tego miał zamiar
dzielić się wpływami, to czemu nie? Gdy skończyłem z nim rozmawiać,
podszedłem do Jacka i poprosiłem o wodę. Miałem zamiar wrócić do domu,
bo nie byłem szczególnie zabawowo nastawiony. I wtedy, tak jak ostatnio,
ona… pojawiła się znikąd. Była jak sen. Pojawiała się i znikała,
zostawiając mnie z zamętem w głowie. Poczułem tylko zapach jaśminu i
usłyszałem rozbawiony głos: – Dzisiaj też masz zamiar mnie podeptać? Spojrzałem w bok. Siedziała na wysokim stołku i uśmiechała się. Przełknąłem ślinę. – Dzisiaj postaram się tego nie zrobić. Jak ręka?
– Dobrze. Obyło się bez szwów – machnęła lekceważąco zdrową dłonią. –
Jesteś tu co tydzień? – spoglądała na mnie z zainteresowaniem.
Przyjrzałem się jej uważnie. Dzisiaj ubrała się w obcisłe dżinsy i
czarną bluzkę na ramiączkach. Była bardzo zgrabna. Miała mocniejszy
makijaż niż ostatnio i wyglądała na starszą. Dałbym jej ze dwadzieścia
jeden lat. To już byłoby lepiej. O niebo lepiej. – Jestem tu dosyć często – odparłem wymijająco. – A ty?
– Niedawno zaczęłam przychodzić o tego klubu. Koleżanka mnie namówiła. Z
tego wszystkiego nie wiem nawet, jak masz na imię… – przechyliła głowę i
wpatrywała się we mnie. Miała ładne niebieskie oczy. Wszystko było w
niej piękne… – Łukasz – odparłem, mierząc ją spojrzeniem. Nie
speszyła się. W ogóle wyglądała na otwartą, ale nie nachalną, w
przeciwieństwie do niektórych dziewczyn, które przychodziły do klubu. – Małgorzata – podała mi rękę. – Wiem. Pamiętam – szybko ująłem jej dłoń. Niemal cała zginęła w mojej. Trzymałem ją przez chwilę i puściłem. Zauważyła to. Jej oczy błyszczały. – Zatańczymy? – spytała nieoczekiwanie. Uśmiechnąłem się kącikiem ust. – Ja nie tańczę.
– Nie umiesz? Rozdeptujesz partnerki? Och! – teatralnie dotknęła
palcami ust. – No tak, zapomniałam, że jesteś w tym mistrzem – jej oczy
się śmiały. – Bardzo śmieszne – pokręciłem głową, czując się tak
swobodnie, tak lekko, jak jeszcze nigdy w życiu. A to za sprawą krótkiej
rozmowy z tą nowo poznaną dziewczyną. Doprawdy… złe rzeczy się ze mną
działy. – Nie daj się prosić. Poza tym… jesteś mi coś winien… – Tak? – pochyliłem się, odurzony jeszcze bardziej jej zapachem. – Nawet nie wiesz, jak mnie ta ręka bolała. Kilka nocy nie mogłam przez nią spać – westchnęła. „To całkiem jak ja” – pomyślałem, a głośno powiedziałem: – No to chyba będę musiał cię zaprosić na kolację. Albo do kina. Albo jedno i drugie. – Ale najpierw zatańczysz – uśmiechnęła się przekornie. Zaśmiałem się i pokręciłem głową. – Nie, piękna, nie zatańczę. W tym momencie podszedł do mnie Fazi. Zerknął obojętnie na dziewczynę i powiedział do mnie, nie przejmując się niczym: – Szefie, pojadę do tego przydupasa Jara i obczaję, jaki mają grunt. – Dobrze, Fazi. Jedź – kiwnąłem głową i spojrzałem na Małgorzatę. – Szefie? – spytała, unosząc brew. Odchrząknąłem. – To mój klub. – Ach tak… – mruknęła. – No dobrze, to już nie będę cię namawiała na pląsy na parkiecie.
– Dzięki – oparłem się o bar, patrząc na tańczących ludzi. Ona usiadła
obok mnie na wysokim stołku i też spojrzała na bawiących się gości.
Nieznacznie otarła się udem o moją nogę. Nawet przez dżinsy poczułem
ciepło jej ciała. Nie było dobrze… Było… bardzo, bardzo źle. – To jak się umówimy? – spytała po chwili, zerkając na mnie z boku. – Może jutro? Przyjadę po ciebie. Gdzie mieszkasz? Potrząsnęła głową. – Spotkajmy się na mieście. Gdzieś w rynku. – Dobrze, jak chcesz. Masz jakiś telefon? – Podam ci domowy numer koleżanki. – A swojego nie możesz? – Jeszcze nam nie założyli. Niedawno wprowadziłyśmy się z matką do nowego domu. „Z matką” – więc już co nieco się o niej dowiedziałem.
– Dobrze. Zapisz sobie mój numer do mnie. Tutaj do klubu. Mam też pager
– wymieniliśmy się numerami, raz po raz zerkając na siebie. Gdy
zapisywała numer do tej koleżanki, pochyliła się, a jej długie włosy
opadły na twarz. Miałem wrażenie, że dłonie aż mnie palą od tego
przejmującego pragnienia, aby dotknąć jej jedwabistych włosów. Aby
dotknąć jej skóry. Aby ją poczuć. Po chwili spojrzała na zegarek i powiedziała, że musi już iść. Była sama. Trochę mnie to zdziwiło. Odprowadziłem ją do wyjścia. – Może zawiozę cię do domu? – zaproponowałem. – Nie – potrząsnęła głową. – Wrócę taksówką, dziękuję.
– Nie ma problemu – wzruszyłem ramionami. Gdy wychodziliśmy, widziałem
głupi uśmiech na twarzy Jara, który stał przy szatni i czarował jakąś
laskę. Popatrzyłem na niego niezbyt przyjaznym wzrokiem i otworzyłem
drzwi przed idącą przede mną dziewczyną. Ona nagle się zatrzymała, a ja
wpadłem na nią. Znowu. – Nie mam portfela! – złapała się kieszeń
kurtki, po czym zajrzała do małej torebki, którą trzymała w ręku. – Nie!
Jest! – krzyknęła uszczęśliwiona, odwracając się nieznacznie i unosząc
twarz, aby na mnie spojrzeć. Gdy jej ciało zetknęło się z moim, poczułem
przejmujący dreszcz. Cholera… Pragnąłem jej. Bardzo. Pragnąłem tej
dziewczyny, której nie znałem i o której nic nie wiedziałem. Musiała coś
dostrzec w moich oczach, bo po raz pierwszy, odkąd rozmawialiśmy,
spłoszyła się. Uciekła gdzieś wzrokiem i zaczerwieniła się. Wyszliśmy. – Ile masz lat? – spytałem bez ogródek, gdy zeszliśmy po szerokich schodach i stanęliśmy koło postoju taksówek. – Takie obcesowe pytanie – mruknęła. – Po prostu chcę wiedzieć.
– A ty? – uniosła zawadiacko brodę. Miałem ochotę złapać ją za ten
wojowniczo wysunięty podbródek i przycisnąć usta do jej ust. Właśnie…
Jej usta. Były śliczne. Pociągające. I na pewno… smakowite. Jasny gwint! Musiałem się natychmiast uspokoić! – Co ja? – spytałem zachrypniętym głosem. Przewróciła oczami, jakby miała do czynienia z kimś opóźnionym. Była niemożliwa. I zabawna. – Ile masz lat, panie nietańczący?
Roześmiałem się. Głośno. Stojący przed klubem moi ludzie popatrzyli na
mnie z zaskoczeniem. Śmiejący się w głos Lukas – to było coś nowego. – Dwadzieścia sześć – odparłem.
– To jesteś starszy ode mnie o osiem lat. Jestem pełnoletnia, nie martw
się. A tak w ogóle… przyjechałam tu tylko po to, żeby cię spotkać –
odparła, uśmiechnęła się szeroko, patrząc mi prosto w oczy i wsiadła do
pierwszej taksówki. Patrzyłem za nią, jak odjeżdżała. Gdy zatoczyła koło
i przejechała koło mnie, widziałem, że uśmiecha się tym swoim
rozbrajającym uśmiechem. W pewnym momencie uniosła dłoń do ust i
przesłała mi całusa. I wtedy… Wiedziałem, że wpadłem. Po same uszy.
Ja. Lukas. Zakochałem się. Ot tak. Po prostu. Z dnia na dzień.
Niesamowite. Kurewsko niesamowite.
He, he... Agnieszka, jesteś rewelacyjna!!! Moja córka ma na imię Małgosia, to imię uważam więc za piękne!!! Ja dzięki tej książce spojrzałam na książkową Gośkę zupełnie inaczej, z innej strony ją zobaczyłam... tej jaśniejszej.
Aga, czytałam, właśnie po pierwszym uważałam ja za niezłą... a tu jakoś trochę inaczej na nią spojrzałam, wiesz... ona była młodziutka, chciała się wyrwać ze szponów matki, więc... trochę mogłam przymknąć oko
Mam zamiar konsekwentnie bojkotować te fragmenty z nadzieją że kiedyś poznam całość ;-)
OdpowiedzUsuńMam zamiar wrzucać więcej fragmentów, abyś szybciej sięgnęła po mojego Lukasa :D
OdpowiedzUsuńHe, he... Agnieszka, jesteś rewelacyjna!!!
OdpowiedzUsuńMoja córka ma na imię Małgosia, to imię uważam więc za piękne!!! Ja dzięki tej książce spojrzałam na książkową Gośkę zupełnie inaczej, z innej strony ją zobaczyłam... tej jaśniejszej.
Jak przeczytasz III tom, to nie wiem... nie wiem... ;)
OdpowiedzUsuńAga, czytałam, właśnie po pierwszym uważałam ja za niezłą... a tu jakoś trochę inaczej na nią spojrzałam, wiesz... ona była młodziutka, chciała się wyrwać ze szponów matki, więc... trochę mogłam przymknąć oko
OdpowiedzUsuńJedna z lepszych książek , jakie czytałam ;)
OdpowiedzUsuń