środa, 18 lipca 2018

Helen Russell "Nie ma mowy!"

Historie o tym, jak kobiety próbują poukładać swoje życie, odnależć jego sens, złapać rytm i nie zgubić w tym wszystkim własnego ja, mogą zostać uznane za nieskomplikowane opowiastki, czasami nawet nieco sztampowe. A co jeśli trzydziestosiedmiolatka niechcący zmienia się w walecznego Wikinga i ugania się po duńskich lasach w celu poszukiwania pożywienia, a tak naprawdę po to, aby dostrzec to, co jej do tej pory w życiu umykało?

Bohaterka książki Helen Russell, pt.: „Nie ma mowy!”, to zbliżająca się do czterdziestki Alice, dentystka, matka dwojga dzieci, która całe swoje życie zaplanowała w kilku tabelkach w excelu. Kiedy wyjeżdża na kolejną konferencję dla stomatologów i daje się ponieść, kolokwialnie mówiąc, „melanżowi”, nazajutrz budzi się w hotelowym pokoju, naga, na kacu i wszystko wskazuje na to, że nie spędziła tej nocy sama. Kolejne upokorzenia tylko czyhają, aby spaść na głowę Alice. Wówczas pojawia się jej siostra, Melissa, która proponuje wspólny relaksujący wyjazd. Alice powinna wiedzieć, że własnej siostrze ufać nie może, ale już widzi siebie na malowniczej plaży z drinkiem z palemką w dłoni. I zgadza się na wspólny wyjazd. Jednak okazuje się, że nie ma ani plaży, ani ciepłej wody, ani drinków. Alice i Melissa lądują na północy Danii, nad morzem Bałtyckim, na obozie przetrwania dla Wikingów. Wraz z dwiema innymi kobietami, pod opieką przystojnego Magnusa, próbują przetrwać w dziczy tydzień, odnajdując nie tylko pożywienie, ale także wiele odpowiedzi na zasadnicze pytania: co tak naprawdę liczy się w życiu? Bliskość sklepu tesco, dostępność kawy w papierowym kubku, jedzenie na szybko obiadów z rodziną wpatrzoną w telewizor lub tablet? Czy może… wolność. Miłość? Rodzina? Po prostu życie?

„Nie ma mowy” to zabawna, ale i pełna refleksji i ważnych spostrzeżeń historia dwóch sióstr, które utraciły to co powinno liczyć się dla nich najbardziej: siebie. Melissa nie bez powodu wyrywa Alice z jej nieustannej pogoni za uciekającym dniem. Obie kobiety, rzucone w zimny duński las, uczą się nie tylko polować i rozpalać ognisko, ale przede wszystkim odnajdują na powrót siebie, dowiadując się o sobie rzeczy, które na zawsze je zmieniają. I Alice zdaje sobie sprawę, że ma teraz dwadzieścia lat do nadrobienia.

Polecam wszystkim kobietom, które czują, że coś im umyka, które myślą, że nic już nie można zmienić we własnym życiu, ale które gdzieś tam głęboko w sobie pielęgnują waleczną duszę Wikinga i chcą jeszcze walczyć.

Świetna komedia, wzruszająca historia, wspaniała przygoda! Warto, a nawet trzeba przeczytać!


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Burda Książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz