środa, 12 września 2012

W szpilkach od Manolo... pisze się:)

Bardzo lubię tę moją zwariowaną Lilianę, trochę nerwową, nadpobudliwą i posiadającą zbyt wybujałą wyobraźnię. Przez to i nie tylko przez to, wpakuje się w wielkie kłopoty i jeszcze większe niebezpieczeństwo;)

Kolejny dzień zaczął się zupełnie zwyczajnie. Znowu jechałam do fabryki, słuchając głośno radia i starając się uniknąć korków. Tym razem byłam pewna, że nikt nie zajmie mojego miejsca na parkingu, bo koleżka z księgowości poszedł na niezasłużony urlop. 
Tak więc swobodnie wjeżdżam na parking, kierując się strzałkami, gdy nagle z naprzeciwka, jadąc pod prąd, nadjeżdża czarna beemka, świecąc mi ksenonami prosto w oczy. W zamian za to, ja błyskam kierowcy „długimi”, ale facet (bo to facet), nic sobie z tego nie robi, tylko ścina zakręt i wjeżdża na moje miejsce. Na MOJE miejsce. Uff... Czuję, że zaczynam się gotować, poluźniam apaszkę, parkuję po drugiej stronie i wychodzę wściekła z samochodu. Wyszarpuję torebkę, laptopa, papiery, nad którymi pracowałam w domu. Widzę kątem oka faceta z beemki, który wyciąga teczkę z bagażnika i przygląda mi się ukradkiem. Idę w stronę biurowca, wściekle stukając obcasami.
-        A swoją drogą, przydałaby się znajomość zasad poruszania się na parkingu i nie tylko! - Mówię głośno, nie patrząc na faceta. A szkoda. Bo jest na co popatrzeć. Facet ma około metra dziewięćdziesięciu wzrostu, niebieski ślad zarostu na twarzy, ciemne włosy i cholernie niebieskie oczy. Kiedy zdążyłam się przyjrzeć? Błagam. Co to w ogóle za pytanie? Mam to opanowane do perfekcji. „Obcinam” i oceniam i to tak, że obiekt nawet nie wie, że już znalazł się na mojej osobistej liście. Tylko cholera... teraz mam problem. Bo facet nie mieści się w mojej skali. Co nie znaczy, że nie jestem na niego wkurzona i co nie znaczy, że liczę na coś więcej. Zerkam na rejestrację jego auta - warszawska. Pewnie przyjechał w interesach, w naszym biurowcu mieści się bardzo dużo firm. Chcę go ominąć, ale facet nie zamierza puścić mojej sarkastycznej uwagi mimo uszu.
-        A gdzie jeszcze?
Patrzę na niego przez ułamek sekundy i czuję lekki zawrót głowy. Dlatego nie reaguję tak jak zwykle i ta chwila zawahania jest od razu przez niego wykorzystana. Uśmiecha się lekko (co sprawia, że zaciskam dłonie na rączce torby z laptopem) i tłumaczy jak pięciolatce:
-        Gdzie jeszcze powinienem poznać zasady poruszania się?
Mrugam, jakby stado much wpadło mi do oczu. Czy facet próbuje ze mną flirtować? Wyszłam z wprawy, że nie rozpoznaję symptomów. Biorę głęboki wdech i odzyskuję równowagę.
-        Wszędzie. Na drodze szczególnie. Poza tym zaparkował pan na moim miejscu.
Facet patrzy na mnie, na moje auto i na swoje. Zaczyna się rozglądać, wreszcie, ku mojemu zdumieniu kuca i zagląda pod własny samochód.
-        Co pan robi? - Nie wytrzymuję. Powinnam odejść, ale coś mnie powstrzymuje.
-        Jak pani ma na imię? - Jego niebieskie gały wwiercają się we mnie. Ale trzymam się i nie daję, może dziesięć lat temu... Ech, o czym ja w ogóle myślę!
-        Co to ma do rzeczy?
-       Szukam jakiś oznaczeń, może wygrawerowanego pani imienia na tym miejscu parkingowym, może słupka, znaku, ale nic nie widzę.
Prycham, wzruszam ramionami, szkoda, że jeszcze się nie poplułam. Odwracam się i chcę odejść z godnością, ale nie jest mi to dane. Teczka z papierami wyślizguje mi się z rąk i w spektakularny sposób ląduje na betonowej podłodze. Lekki wiatr podrzuca dokumenty, które zwiewnie szybują niczym falujące małe chmurki. Moja reakcja jest mniej romantyczna, niż ten widok.
-        O kurwa!
Rzucam się i próbuję dogonić cholerne papiery, które wybrały wolność. Facet spokojnie zaczyna zbierać kartki, opatrzone logo firmy, w której pracuję. A także moim imieniem i nazwiskiem. I nazwą stanowiska. Widzę, że czyta to, co jest tam napisane.
Wreszcie zbiera wszystko w ładną kupkę, odbiera mi teczkę, chowa wszystko do środka i wręcza niczym bukiet.
-        Proszę, pani Liliano.
Mruczę coś niezrozumiałego, co świadczy o mojej kulawej inteligencji, nie patrzę już na faceta, tylko zmierzam w kierunku biurowca. Słyszę, czuję, nie wiem co jeszcze, w każdym razie wiem, że on idzie tuż za mną i mam wrażenie, że gapi się na moje nogi. W duchu dziękuję sobie, że założyłam dzisiaj kostium, bo co jak co, ale nogi mam świetne. Wchodzę do biurowca, naciskam guzik windy i czekam. Staram się nie rozglądać, bo wiem, że facet stoi tuż za mną. Zastanawiam się, dokąd on zmierza, nasz biurowiec ma dziesięć pięter, na każdym kilka firm, moja mieści się na piątym i szóstym. Ja urzęduję na piątym. Wreszcie przyjeżdża winda i do środka wchodzi tłumek ludzi. O tej porze zawsze jest przepełnienie, nawet tutaj. Jedziemy ściśnięci jak szprotki w konserwie, mój parkingowy prześladowca stoi przede mną, bez skrępowania gapię się na jego szerokie plecy. Facet ładnie pachnie, jego włosy lśnią w świetle jarzeniówki. Jest naprawdę wysoki, cholera, podoba mi się, co mnie bardzo denerwuje, bo prawdopodobnie nie zobaczę go już nigdy więcej. Wreszcie dojeżdżamy do piątego piętra, otwierają się drzwi i przeciskam się do wyjścia. Ocieram się o rękę „mojego” faceta, ten patrzy na mnie i się uśmiecha. I gdy go mijam, mówi cicho „do zobaczenia”. Wysiadam i nie wiem, czy naprawdę coś powiedział, czy mi się wydawało? Gdy wchodzę do swojego pokoju czuję się dziwnie, chcę opowiedzieć coś moim dziewczynom, ale te są podekscytowane czymś innym. 


3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Bujaczek też!! Zapowiada się kolejna świetna książka... Tylko nie wiem czy powinnam, ale muszę to powiedzieć. Uśmiałam się do łez czytając tą scenę ;D

      Usuń
  2. I to była prawidłowa reakcja Bujaczku, bo książka ta to kryminalna komedia:) Mam nadzieję, że wyjdzie:)))

    OdpowiedzUsuń