Bardzo lubię tę moją zwariowaną Lilianę, trochę nerwową, nadpobudliwą i posiadającą zbyt wybujałą wyobraźnię. Przez to i nie tylko przez to, wpakuje się w wielkie kłopoty i jeszcze większe niebezpieczeństwo;)
Kolejny dzień zaczął się zupełnie zwyczajnie. Znowu jechałam
do fabryki, słuchając głośno radia i starając się uniknąć korków. Tym razem byłam
pewna, że nikt nie zajmie mojego miejsca na parkingu, bo koleżka z księgowości
poszedł na niezasłużony urlop.
Tak więc swobodnie wjeżdżam na parking, kierując
się strzałkami, gdy nagle z naprzeciwka, jadąc pod prąd, nadjeżdża czarna
beemka, świecąc mi ksenonami prosto w oczy. W zamian za to, ja błyskam kierowcy
„długimi”, ale facet (bo to facet), nic sobie z tego nie robi, tylko ścina
zakręt i wjeżdża na moje miejsce. Na MOJE miejsce. Uff... Czuję, że zaczynam
się gotować, poluźniam apaszkę, parkuję po drugiej stronie i wychodzę wściekła
z samochodu. Wyszarpuję torebkę, laptopa, papiery, nad którymi pracowałam w
domu. Widzę kątem oka faceta z beemki, który wyciąga teczkę z bagażnika i
przygląda mi się ukradkiem. Idę w stronę biurowca, wściekle stukając obcasami.
-
A swoją drogą, przydałaby się znajomość zasad
poruszania się na parkingu i nie tylko! - Mówię głośno, nie patrząc na faceta.
A szkoda. Bo jest na co popatrzeć. Facet ma około metra dziewięćdziesięciu
wzrostu, niebieski ślad zarostu na twarzy, ciemne włosy i cholernie niebieskie
oczy. Kiedy zdążyłam się przyjrzeć? Błagam. Co to w ogóle za pytanie? Mam to
opanowane do perfekcji. „Obcinam” i oceniam i to tak, że obiekt nawet nie wie,
że już znalazł się na mojej osobistej liście. Tylko cholera... teraz mam
problem. Bo facet nie mieści się w mojej skali. Co nie znaczy, że nie jestem na
niego wkurzona i co nie znaczy, że liczę na coś więcej. Zerkam na rejestrację
jego auta - warszawska. Pewnie przyjechał w interesach, w naszym biurowcu
mieści się bardzo dużo firm. Chcę go ominąć, ale facet nie zamierza puścić
mojej sarkastycznej uwagi mimo uszu.
-
A gdzie jeszcze?
Patrzę na niego przez ułamek sekundy i czuję lekki zawrót
głowy. Dlatego nie reaguję tak jak zwykle i ta chwila zawahania jest od razu
przez niego wykorzystana. Uśmiecha się lekko (co sprawia, że zaciskam dłonie na
rączce torby z laptopem) i tłumaczy jak pięciolatce:
-
Gdzie jeszcze powinienem poznać zasady
poruszania się?
Mrugam, jakby stado much wpadło mi do oczu. Czy facet
próbuje ze mną flirtować? Wyszłam z wprawy, że nie rozpoznaję symptomów. Biorę
głęboki wdech i odzyskuję równowagę.
-
Wszędzie. Na drodze szczególnie. Poza tym
zaparkował pan na moim miejscu.
Facet patrzy na mnie, na moje auto i na swoje. Zaczyna się
rozglądać, wreszcie, ku mojemu zdumieniu kuca i zagląda pod własny samochód.
-
Co pan robi? - Nie wytrzymuję. Powinnam odejść,
ale coś mnie powstrzymuje.
-
Jak pani ma na imię? - Jego niebieskie gały
wwiercają się we mnie. Ale trzymam się i nie daję, może dziesięć lat temu...
Ech, o czym ja w ogóle myślę!
-
Co to ma do rzeczy?
- Szukam jakiś oznaczeń, może wygrawerowanego pani
imienia na tym miejscu parkingowym, może słupka, znaku, ale nic nie widzę.
Prycham, wzruszam ramionami, szkoda, że jeszcze się nie
poplułam. Odwracam się i chcę odejść z godnością, ale nie jest mi to dane.
Teczka z papierami wyślizguje mi się z rąk i w spektakularny sposób ląduje na
betonowej podłodze. Lekki wiatr podrzuca dokumenty, które zwiewnie szybują
niczym falujące małe chmurki. Moja reakcja jest mniej romantyczna, niż ten
widok.
-
O kurwa!
Rzucam się i próbuję dogonić cholerne papiery, które wybrały
wolność. Facet spokojnie zaczyna zbierać kartki, opatrzone logo firmy, w której
pracuję. A także moim imieniem i nazwiskiem. I nazwą stanowiska. Widzę, że
czyta to, co jest tam napisane.
Wreszcie zbiera wszystko w ładną kupkę, odbiera mi teczkę,
chowa wszystko do środka i wręcza niczym bukiet.
-
Proszę, pani Liliano.
Mruczę coś niezrozumiałego, co świadczy o mojej kulawej
inteligencji, nie patrzę już na faceta, tylko zmierzam w kierunku biurowca.
Słyszę, czuję, nie wiem co jeszcze, w każdym razie wiem, że on idzie tuż za mną
i mam wrażenie, że gapi się na moje nogi. W duchu dziękuję sobie, że założyłam
dzisiaj kostium, bo co jak co, ale nogi mam świetne. Wchodzę do biurowca, naciskam
guzik windy i czekam. Staram się nie rozglądać, bo wiem, że facet stoi tuż za
mną. Zastanawiam się, dokąd on zmierza, nasz biurowiec ma dziesięć pięter, na
każdym kilka firm, moja mieści się na piątym i szóstym. Ja urzęduję na piątym.
Wreszcie przyjeżdża winda i do środka wchodzi tłumek ludzi. O tej porze zawsze
jest przepełnienie, nawet tutaj. Jedziemy ściśnięci jak szprotki w konserwie,
mój parkingowy prześladowca stoi przede mną, bez skrępowania gapię się na jego
szerokie plecy. Facet ładnie pachnie, jego włosy lśnią w świetle jarzeniówki.
Jest naprawdę wysoki, cholera, podoba mi się, co mnie bardzo denerwuje, bo
prawdopodobnie nie zobaczę go już nigdy więcej. Wreszcie dojeżdżamy do piątego
piętra, otwierają się drzwi i przeciskam się do wyjścia. Ocieram się o rękę
„mojego” faceta, ten patrzy na mnie i się uśmiecha. I gdy go mijam, mówi cicho
„do zobaczenia”. Wysiadam i nie wiem, czy naprawdę coś powiedział, czy mi się
wydawało? Gdy wchodzę do swojego pokoju czuję się dziwnie, chcę opowiedzieć coś
moim dziewczynom, ale te są podekscytowane czymś innym.
mniam, mniam.. Sil chce więcej
OdpowiedzUsuńBujaczek też!! Zapowiada się kolejna świetna książka... Tylko nie wiem czy powinnam, ale muszę to powiedzieć. Uśmiałam się do łez czytając tą scenę ;D
UsuńI to była prawidłowa reakcja Bujaczku, bo książka ta to kryminalna komedia:) Mam nadzieję, że wyjdzie:)))
OdpowiedzUsuń