poniedziałek, 17 września 2018

Bezlitosna siła. KASTOR

Fragment I tomu kwadrylogii:


Zacisnąłem zęby, zacisnąłem pięści i kompletnie nie wiedziałem co jest grane. Gdy dziewczyna wyszła, spojrzałem na Martynę.
- Posłuchaj…- zacząłem, ze zmrużonymi oczami, ale ona oczywiście nie dała mi dojść do słowa.
- Zawsze musisz wrzucać te swoje beznadziejne teksty. Robiłam ci ostatnio wykład o mobbingu. Cholera, Kostek.
Dodam, że tylko ona tak się do mnie zwracała i wciąż jeszcze oddychała.
Przewróciłem oczami i usiadłem za biurkiem.
- Jeśli wpuszczasz tutaj nowych pracowników, bądź łaskawa ich poinformować, o zasadach jakie wszystkich obowiązują. - Powiedziałem zimnym tonem.
- Och, daj spokój! - Machnęła ręką i usiadła na rogu mojego biurka. Wiedziała, że tego nienawidzę. - Dostałam dzisiaj info od znajomego, że ProtectFinance traci głównego udziałowca. Jest szansa na odkupienie 51% udziałów.
- Skąd ty wiesz takie rzeczy, Martyna? - Oparłem dłonie o metalowe oparcia fotela i spojrzałem na moją przyjaciółkę. Jej ciemnobrązowe oczy śmiały się do mnie. Była piękną kobietą, pracowaliśmy razem od pięciu lat, wiedziałem o niej wszystko, znałem jej przeszłość i sekrety. Ona także wiedziała prawie wszystko o mnie. Prawie.
- Ty masz swoje źródła, ja mam swoje, szefuniu. - Uniosła znacząco brew.
- Jesteś niemożliwa.
- Wiem.
- Zajmiemy się tym. A jak przygotowania do imprezy?
Czekała nas w sobotę impreza rocznicowa, moja firma świętowała siódme urodziny. Nie chciałem robić z tej okazji wielkiej fety, ale Martyna była innego zdania. Dlatego w Hotelu Monopol we Wrocławiu miał się odbyć wielki raut, połączony z dyskoteką. Patryk pomagał to organizować, w końcu on najlepiej znał się na takich rzeczach, miał trzy dyskoteki we Wrocławiu i jeszcze kilka innych, nazwijmy to, biznesów.
- Idealnie.
- To okej.
- Dobra, o dwunastej mamy spotkanie, pamiętasz? - Uniosła brew, zeskoczyła z biurka i spojrzała na mnie znacząco.
- Zawsze.
- I pamiętaj co ci mówiłam. Wszyscy…
- Tak, tak. - Przerwałem jej, zniecierpliwiony. - Wszyscy są zespołem.
- No. Dobry szef.
Gdy wyszła, uśmiechnąłem się. Miałem do niej słabość, ale nie w jakimś gównianym damsko-męskim znaczeniu. Bardzo ją lubiłem, kiedyś jej pomogłem, łączyła nas jakaś dziwna przyjaźń, coś jakby była moją siostrą. Nie liczą się więzy krwi, tylko więzy duszy, czy innego gówna. Wziąłem głęboki wdech, otworzyłem laptopa i przez interkom zamówiłem kawę. Moja asystentka wiedziała, że do południa nie wchodzi się do mnie, a gdy czegoś chcę, sam zamawiam. Jednak zanim zacząłem pracować, wziąłem telefon i wybrałem numer do Patryka. Przyjaciel odebrał po trzech sygnałach. Był zaspany.
- Człowieku, jest poniedziałek. - Powiedział, zamiast standardowego „halo”.
- Tak się najczęściej dzieje po niedzieli. - Wstałem, okrążyłem biurko i oparłem się o nie. - Wstałeś?
- Ty sobie kurwa żartujesz?
- Nie, tak pytam bez zainteresowania.
- Kostuchna, o co kaman?
- Chciałem cię zapytać o twój personel.
- Z klubu, czy…?
- I tu i tu.
- O kogo chodzi? - Patryk chyba się dobudził. Słyszałem szum ekspresu do kawy.
- Dziewczyna.
- Stary, mówiłem ci, żebyś nie tykał hos…
- Nikogo nie tykam. Pracuje u ciebie Anita Sokół? - Spytałem bez ogródek. Znałem zasady Patryka. Dziewczyny pracujące u niego były nietykalne. Szanowałem tę regułę i nigdy jej nie łamałem. Poza tym… brałem tylko to, co mi ofiarowano. A personel, to był personel.
- Jest taka. A co? - Słyszałem rezerwę w głosie kumpla.
- Powiesz mi coś więcej o niej?
- Niewiele wiem. Pracuje od kilku miesięcy. Pracowita. Spokojna. Jakaś taka przytłumiona. Każdy ma swoje story, sam dobrze wiesz, stary. Po co ci ona?
- Ona mi do niczego niepotrzebna. Ale wygląda na to, że obydwaj ją zatrudniamy.
- Co ty bredzisz?
Opowiedziałem w skrócie Patrykowi o dzisiejszym spotkaniu w moim gabinecie. Kumpel wziął głęboki wdech, który usłyszałem w telefonie.
- To bardzo niedobrze.
- Ale co niby?
- Dobrze wiesz.
- Nie ma szans. - Odparłem.
- Niby nie, ale jednak. Poza tym my się znamy.
- No co ty?
- Kostuchna, powiedz szczerze, tylko dlatego cię zainteresowała? Że pracuje u ciebie? I u mnie?
- Tak. - Odparłem sucho. Tak właśnie było. Nie widziałem innego powodu. Absolutnie.
- Yhym. - Mruknął Patryk. - I lepiej, żeby tak zostało.
- Tak zostanie. Słuchaj, bierzesz swoich ludzi na sobotę?
- No jasne, tak jak ustalaliśmy. Kilka hostess i trzech twoich ulubionych kucharzy. W „Monopolu” wszystko dograne.
- Okej. Weź ją.
- Co?
- Masz ubytek słuchu? - Westchnąłem.
- Stary, nie pakuj się w to. Dziewczyna wygląda, jakby…
- Wiem, jak wygląda. Wydaje mi się, że potrzebuje kasy, skoro pracuje w kilku miejscach. Niech dostanie porządną premię za swoją pracę na imprezie. To wszystko.
- A ty podobno nie lubisz ludzi. - Patryk się zaśmiał.
- Nienawidzę. Ludzie to mendy, a świat to pies.
- Amen.




1 komentarz:

  1. Książkę pochłonęłam w dwa wieczory, cudownie się czyta, zresztą jak wszystkie książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Książka porusza temat przemocy, ale autorka nie obciąża czytelnika trudnymi emocjami. Ludzie pozornie nie pasujący do siebie, dzielą się swoją siła, miłością i przezwyciężają traumy z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń