poniedziałek, 22 lipca 2013

Marcin Ciszewski, Krzysztof Liedel "Gliniarz"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.
 
Wszyscy, którzy czytają mojego bloga, wiedzą, że olbrzymią atencją darzę tematykę związaną z pracą policji, służb specjalnych, szpiegów, agentów i złych chłopców „z miasta”. Interesuje mnie sposób działania tych niewątpliwych opozycjonistów, budzące grozę rozgrywki, niuanse, metajęzyk, układy i zależności. Dlatego nawet przez chwilę się nie zastanawiałam, kiedy otrzymałam propozycję zrecenzowania paradokumentalnej powieści „Gliniarz”. Książkę napisał Marcin Ciszewski, na podstawie opowieści Krzysztofa Liedla. Gliniarza właśnie, a obecnie eksperta ds. zwalczania terroryzmu.
Zaczyna się niewinnie, a właściwie bardzo prosto i czasami boleśnie powtarzalnie. Młody chłopak trafia w szeregi  przyszłych adeptów trudnego policyjnego fachu. Polska jest tuż po przemianach, zamiast milicji mamy policję, jednak jeśli Krzysiek Zaręba liczy, że będzie człowiekiem środka, z trudem rozwiązującym skomplikowane śledztwa, albo uczestniczącym w spektakularnych i niebezpiecznych akcjach, grubo się myli. Jest tylko „Misiem”, którego zadaniem jest doprowadzanie posadzki koszar do idealnej czystości. Jednak Krzysiek jest ambitny, nieustępliwy i dlatego powoli pnie się coraz wyżej, jednocześnie przedstawiając czytelnikowi kolejne sprawy, nad którymi przyszło mu pracować, gdy rzucany do poszczególnych miejscowości zaprowadzał porządek na mieście. Albo pisał nużące raporty, bo właśnie taka jest praca gliniarza. Raporty, biurokracja i czekanie. Jest to zawód, który wymaga ogromnych pokładów cierpliwości. I Zaręba cierpliwy był, zarówno podczas poszczególnych akcji, a także w drodze do celu. Pionki, Lublin, Puławy, Warszawa. Tysiące spraw, różne akcje, postrzał, ataki, bójki wręcz. „Gliniarza” czyta się jak kawałek doskonałej sensacji. Bo musi to być dobre, skoro historię napisało życie, a Marcin Ciszewski przedstawił wszystko językiem prostym, wciągającym i pełnym realizmu. A potem? Potem to już CIA, ośrodek szkoleniowy FBI w Quantico, a także Londyn tuż przed zamachami w metrze, w 2005 roku. Wraz z Zarębą oglądamy wszystko od środka, poznajemy tajniki policyjnego zawodu, widzimy różnicę, a właściwie przepaść, pomiędzy warunkami pracy, czy regułami w profesji policjanta z Anglii , czy USA, a gliniarza znad Wisły.
Książka jest doskonałą lekturą dla każdego pasjonata powieści sensacyjnych, a także dla tych, którzy chcą zobaczyć, jak naprawdę wygląda praca policjanta w Polsce. Jak ważny jest uchol, dlaczego domorosła mafia nie weszła w układ z restauratorem w Legionowie, jak czasami życiem gliniarza rządzi przypadek. Każda opowieść jest wciągająca, od początku do końca pokazuje realizm i czasami bezradność. To nie amerykański sensacyjny film, pełen huku, hałasów i spektakularnych pościgów. To często godziny spędzone w zimnym samochodzie, obrzydliwa kawa i wszechogarniające zmęczenie. Niewątpliwie „Gliniarz” będzie stanowił doskonałą lekturę dla wszystkich, którzy cenią realizm, poczucie humoru i akcję. Polecam.
 
 

2 komentarze:

  1. Myślę, że mogłaby mi się bardzo spodobać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Realizm owszem, akcja także- więc za książką się rozajrzę :)

    OdpowiedzUsuń