Wszyscy, którzy czytają mojego bloga, wiedzą, że olbrzymią
atencją darzę tematykę związaną z pracą policji, służb specjalnych, szpiegów,
agentów i złych chłopców „z miasta”. Interesuje mnie sposób działania tych
niewątpliwych opozycjonistów, budzące grozę rozgrywki, niuanse, metajęzyk,
układy i zależności. Dlatego nawet przez chwilę się nie zastanawiałam, kiedy
otrzymałam propozycję zrecenzowania paradokumentalnej powieści „Gliniarz”.
Książkę napisał Marcin Ciszewski, na podstawie opowieści Krzysztofa Liedla.
Gliniarza właśnie, a obecnie eksperta ds. zwalczania terroryzmu.
Zaczyna się niewinnie, a właściwie bardzo prosto i czasami
boleśnie powtarzalnie. Młody chłopak trafia w szeregi przyszłych adeptów trudnego policyjnego
fachu. Polska jest tuż po przemianach, zamiast milicji mamy policję, jednak
jeśli Krzysiek Zaręba liczy, że będzie człowiekiem środka, z trudem
rozwiązującym skomplikowane śledztwa, albo uczestniczącym w spektakularnych i
niebezpiecznych akcjach, grubo się myli. Jest tylko „Misiem”, którego zadaniem
jest doprowadzanie posadzki koszar do idealnej czystości. Jednak Krzysiek jest
ambitny, nieustępliwy i dlatego powoli pnie się coraz wyżej, jednocześnie
przedstawiając czytelnikowi kolejne sprawy, nad którymi przyszło mu pracować,
gdy rzucany do poszczególnych miejscowości zaprowadzał porządek na mieście.
Albo pisał nużące raporty, bo właśnie taka jest praca gliniarza. Raporty,
biurokracja i czekanie. Jest to zawód, który wymaga ogromnych pokładów
cierpliwości. I Zaręba cierpliwy był, zarówno podczas poszczególnych akcji, a
także w drodze do celu. Pionki, Lublin, Puławy, Warszawa. Tysiące spraw, różne
akcje, postrzał, ataki, bójki wręcz. „Gliniarza” czyta się jak kawałek
doskonałej sensacji. Bo musi to być dobre, skoro historię napisało życie, a
Marcin Ciszewski przedstawił wszystko językiem prostym, wciągającym i pełnym
realizmu. A potem? Potem to już CIA, ośrodek szkoleniowy FBI w Quantico, a
także Londyn tuż przed zamachami w metrze, w 2005 roku. Wraz z Zarębą oglądamy
wszystko od środka, poznajemy tajniki policyjnego zawodu, widzimy różnicę, a
właściwie przepaść, pomiędzy warunkami pracy, czy regułami w profesji
policjanta z Anglii , czy USA, a gliniarza znad Wisły.
Książka jest doskonałą lekturą dla każdego pasjonata
powieści sensacyjnych, a także dla tych, którzy chcą zobaczyć, jak naprawdę
wygląda praca policjanta w Polsce. Jak ważny jest uchol, dlaczego domorosła
mafia nie weszła w układ z restauratorem w Legionowie, jak czasami życiem
gliniarza rządzi przypadek. Każda opowieść jest wciągająca, od początku do
końca pokazuje realizm i czasami bezradność. To nie amerykański sensacyjny
film, pełen huku, hałasów i spektakularnych pościgów. To często godziny
spędzone w zimnym samochodzie, obrzydliwa kawa i wszechogarniające zmęczenie.
Niewątpliwie „Gliniarz” będzie stanowił doskonałą lekturę dla wszystkich, którzy
cenią realizm, poczucie humoru i akcję. Polecam.
Myślę, że mogłaby mi się bardzo spodobać ;)
OdpowiedzUsuńRealizm owszem, akcja także- więc za książką się rozajrzę :)
OdpowiedzUsuń