Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki.
O uczuciach naprawdę nie jest łatwo pisać. Trzeba uważać,
aby nie dać się ponieść fantazji i nie przesadzić w opisach emocji, wrażeń,
pragnień, bo grozić to może nierealnością tychże. Z drugiej strony miło czytać
historie pełne emocji, nawet gdy nie do końca zdają się być prawdziwe. Ale
niemniej jednak nie jest to takie proste i autor musi uważać, aby czytelnik nie
poczuł się oszukany, przesłodzony, albo zdegustowany.
Tak więc wydawać by się mogło, że nie ma nic prostszego, jak
napisanie powieści obyczajowej, w której ona i on i problemy i
niedopowiedzenia. Cóż. Nic bardziej mylnego. To temat obszerny, ale
jednocześnie trudny i ryzykowny. Alina Białowąs w swojej najnowszej książce
„Galeria uczuć” właśnie na te ostatnie postawiła. I jak to odebrałam?
Bohaterką powieści jest trzydziestoletnia Olka, matka dwóch
synów, żona Pawła, faceta, który chce rodzinie zapewnić jak najlepszy byt. Sama
Ola pracuje w małej galerii, ale nie jest to jej ukochane zajęcie. O wiele
lepiej czułaby się jako matka i żona, niepracująca i zajmująca się domem.
Jednak zarobki jej ukochanego w tej chwili nie pozwalają na taki luksus,
dlatego też Ola musi znosić fanaberie szefowej-Fredzi i zaciskać usta, na które
czasami cisną się słowa, których za żadne skarby nie powinno wypowiadać się w
kierunku szefowej. Życie młodej kobiety toczy się powoli, całkiem normalnie, aż
do chwili, kiedy okazuje się, że jej małżonek spotyka się z inną kobietą.
Wówczas cały świat Oli wali się jak kamienica podczas rozbiórki, a my jesteśmy
niemymi obserwatorami ryzykownych posunięć w wykonaniu bohaterki. Temat stary
jak świat, jednak w sposobie jego przedstawienia pojawiło się coś, co mnie
zainteresowało. Postać głównej bohaterki. Niesamowicie irytująca i całkowicie
odmienna w swoich oczekiwaniach, przekonaniach, planach na przyszłość, niż ja
sama. Może dlatego tak bardzo starałam się zrozumieć jej postępowanie i czasami
miałam ochotę złapać ją i potrząsnąć, aby doprowadzić Olkę do porządku. Ale
jakiego, a raczej czyjego? Mojego własnego? No tak, ale to przecież Ola i jej
życie i jej wybory. Czasami irytujące, ale jej.
„Galeria uczuć” wzbudziła we mnie ambiwalentne odczucia. Z
jednej strony czasami denerwująca bohaterka, postępująca tak, jak sama nigdy w
życiu bym nie postąpiła i wyznająca takie zasady, które całkowicie nie
współgrają z moją naturą. A z drugiej… zrozumienie, że to przecież tylko
historia, fikcja, a przecież tak życiowa i wydarzająca się często tutaj, obok,
za rogiem. Dlatego z przekonaniem polecam tę kobiecą opowieść właśnie kobietom,
które czasami są na zakręcie, które nie widzą światełka w tunelu, które
potrzebują słodko-gorzkiej historii, która koniec końców daje nadzieję i tchnie
optymizmem. Tak więc na wiosenny wieczór „Galeria uczuć” może okazać się
lekturą idealną. A ja na plus daję jeszcze sarkastyczny humor i ironię, które
wyszły autorce całkiem nieźle.
Mam w planach tą książkę, ciekawi mnie ta słodko-gorzka historia życiowa :)
OdpowiedzUsuńMiałam podobne odczucia, też mnie irytowała bohaterka, ale przecież tak jak i ludzi dookoła nas nie wszystkich lubimy, tak też postaci nie wszystkie muszą nam odpowiadać.
OdpowiedzUsuńHumor, ironia to zdecydowanie duże opowieści, a i sama historia niegłupia.
Miło się czyta, bo potknięć ze strony autorki nie było, albo takowych nie wyłapałam.
PS. Ładne nowe logo ;-)
Nie jest moim priorytetem, ale kiedyś na pewno po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńCzytając, chciałam już szukać jej jutro w bibliotece, jednak kiedy doszłam o zdaniu o bohaterce, zwątpiłam. jak ja nie znosze, gdy główna postać nie jest dopracowana. Niestety jest tak w większości powieściach, a szkoda.
OdpowiedzUsuń