środa, 28 lipca 2010

Łapiąc uciekający czas

Właśnie ciągle to robię.
Łapię.
Wydaje mi się, że już go mam, ale on jest zawsze szybszy. Sprytniejszy. Pogrywa sobie ze mną, pewnie złośliwie się uśmiechając i obserwując mnie zmrużonymi oczami z pogardą. I nonszalancją. I pobłażaniem dla moich marnych prób dopadnięcia go.
A ja ciągle próbuję i nie mogę znieść gorzkiej pigułki porażki.
Może dlatego...
Tak dużo piszę?
Pomysły szaleją w mojej głowie, przekrzykując się nawzajem, bo każdy chce być pierwszy, ważniejszy, szybciej wykorzystany.
Niemal przez całe życie powtarzałam, że kiedyś napiszę książkę. I wreszcie w ubiegłym roku ta moja osobista obietnica się spełniła. I ciągle się spełnia. Wciąż piszę i piszę i piszę. Kilka projektów czeka w świętym zeszycie, co chwilę ktoś podsuwa mi coś nowego, do napisania jeszcze kontynuacja, teraz kończę ostatnią część trylogii, której część pierwsza ukaże się już w październiku. A mi ciągle mało. Nie skończyłam jeszcze tej ostatniej książki a już tworzy się kolejna.
Czy to oznacza, że już nigdy nie skończę tej beznadziejnej pogoni?
A może... po prostu... nadrabiam te stracone lata?
Albo może... podświadomie czuję, że przede mną tego czasu coraz mniej.
Bo z każdą minutą jestem coraz dalej, ale i tak ciągle widzę jego plecy.
Sama nie wiem...
I chociaż czasem jestem zmęczona, to wystarczy jakaś iskra, błysk, piosenka usłyszana w radio, sytuacja zaobserwowana na ulicy, odzywka znajomej osoby, parsknięcie śmiechem przechodnia, a ja już wiem...
Już to czuję...
Tę nieznośną niecierpliwą nerwowość. Żeby poczuć pod palcami klawiaturę. I pisać, pisać, pisać. Bo nie mam już czasu na zastanawianie się co jest moją pasją. Moim celem. Moim życiem. Już to doskonale wiem. Bo przecież... wiedziałam to od zawsze, tylko wówczas... nie byłam jeszcze gotowa do tego biegu. Ale teraz... już jestem:)

1 komentarz:

  1. Na wszystko jest miejsce i czas ... Tak samo było i z Tobą :*

    OdpowiedzUsuń