I czas na fragment IV tomu "Bezlitosnej siły", zatytułowanego "Mars"
- Chodź. Liwia. Nie zjem cię.
Na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach poczułam dziwną słabość. Ale zeskoczyłam ze stołka i podałam mu rękę. Jego dłoń była duża i ciepła. Ruszył w kierunku wyjścia, gdy odchodziliśmy, machnęłam do moich przyjaciółek, że zaraz wracam. Widziałam niepokój w oczach Martyny i uśmiech na twarzy Inez. A także dostrzegłam Konrada, który zmarszczył brwi. Spokojnie, poradzę sobie. Chyba.
Darek torował drogę pomiędzy zbitymi na masę ludźmi, którzy rozstępowali się przed nim niczym Morze Czerwone. Widziałam zachwycone spojrzenia dziewczyn, które oczywiście wiedziały, kim on jest. Na mnie zerkały z zazdrością. Oj, dziewczęta, to tylko kumpel. Nikt więcej.
Kiedy zaczął mnie prowadzić w kierunku korytarza, gdzie mieściły się pokoje do prywatnych tańców, zatrzymałam się. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Jeśli myślisz, że tam z tobą wejdę, to... chyba jakiś żart. - Może i byłam trochę wstawiona, ale nie zalana i na pewno nie zamierzałam być jednym z jego licznych „zaliczeń”.
Darek zmarszczył brwi i po chwili zerknął na czerwone drzwi i na mnie. Jego czoło się wygładziło, ciemne oczy zrobiły się niemal czarne i wyglądał prawie jak Polluks. Uśmiechnął się tym swoim kpiącym uśmiechem, podnosząc jeden kącik ust.
- Serio, pani doktor, taki z pani tchórz?
- Akurat odwaga ma niewiele z tym wspólnego. - Zamierzałam wyrwać się z jego uścisku i wrócić do dziewczyn, zła, że zachowuje się jak idiota. Ale on przyciągnął mnie do siebie, uderzyłam o jego twarde ciało, wszystkie moje zmysły zapaliły się niemal jak alarm w centrum handlowym. Boże, co za durne porównania przychodziły mi do głowy!
- Spokojnie, Liwia, tu cię prowadzę. - Pochylił się do mnie i szepnął, a jego ciepły oddech pachnący gumą do żucia, musnął mi szyję. Zagryzłam policzek od wewnątrz i wzięłam głęboki wdech. On uniósł brew, gnojek, obserwował mnie, wszystko wyczuwał. Uśmiechnął się szerzej i wciągnął mnie w wąski korytarz i już wtedy wszystko zrozumiałam. Zapomniałam o tym tajnym przejściu. Prowadził mnie do podziemi.
- Nie martw się, kotek. Do czerwonego pokoju pójdziesz ze mną z własnej woli. - Zaczęliśmy schodzić w dół.
- Niedoczekanie. - Burknęłam i podążyłam za nim.
Musiałam przyznać sama przed sobą. On mi się cholernie podobał. Ale to nie wszystko. On mnie pociągał. Nie czułam czegoś takiego przy żadnym mężczyźnie. Nie czułam tego przy Mariuszu. Ale pożądanie to nie wszystko. A Darek był dzieciakiem. Mogłam się z nim dobrze bawić, ale nic więcej. Poza tym on raczej nie sprawiał wrażenia, jakby dorósł do czegokolwiek, poza wożeniem się swoim BMW, zadymami, walką w klatce i zaliczaniem dziewczyn.
Weszliśmy do podziemi, Darek zapalił światła, włączył muzykę.
- Chodź, spuścisz trochę pary. Widzę, że za bardzo główkujesz, kotek.
- Nie jestem żadnym kotkiem. - Pokręciłam głową. Ale w sumie... to było nawet fajne.
Chyba naprawdę musiałam wyluzować. Sztywna pani doktor.
- Jesteś. - Darek oczywiście uwielbiał się ze mną droczyć. - Wskakuj.
- W tych szpilkach?
Skrzywił się.
- Może jednak zdejmij.
- Okej.
Miałam na sobie dżinsy, obcisłą bluzkę i skórzaną marynarkę. Tę zdjęłam, zsunęłam też szpilki. Stanęłam na macie, on wszedł do środka. Wziął rękawice i podszedł do mnie. Górował nade mną, wpatrywał się we mnie przez chwilę, miałam wrażenie, że zaraz zrobi coś, za co dostanie ode mnie po łapach, albo i nie... ale on po chwili wziął głęboki wdech i powiedział spokojnie:
- Ręce.
Czy ja poczułam rozczarowanie? Zaczynałam sama siebie wkurzać. Wysunęłam dłonie, a on zaczął zakładać mi rękawice.
- To sparingówki. Jak walniesz mi kilka razy, to może polubisz mnie trochę?
Wzruszyłam ramionami.
- Lubię cię bez bicia.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
- To może polubisz mnie bardziej.
Na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach poczułam dziwną słabość. Ale zeskoczyłam ze stołka i podałam mu rękę. Jego dłoń była duża i ciepła. Ruszył w kierunku wyjścia, gdy odchodziliśmy, machnęłam do moich przyjaciółek, że zaraz wracam. Widziałam niepokój w oczach Martyny i uśmiech na twarzy Inez. A także dostrzegłam Konrada, który zmarszczył brwi. Spokojnie, poradzę sobie. Chyba.
Darek torował drogę pomiędzy zbitymi na masę ludźmi, którzy rozstępowali się przed nim niczym Morze Czerwone. Widziałam zachwycone spojrzenia dziewczyn, które oczywiście wiedziały, kim on jest. Na mnie zerkały z zazdrością. Oj, dziewczęta, to tylko kumpel. Nikt więcej.
Kiedy zaczął mnie prowadzić w kierunku korytarza, gdzie mieściły się pokoje do prywatnych tańców, zatrzymałam się. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Jeśli myślisz, że tam z tobą wejdę, to... chyba jakiś żart. - Może i byłam trochę wstawiona, ale nie zalana i na pewno nie zamierzałam być jednym z jego licznych „zaliczeń”.
Darek zmarszczył brwi i po chwili zerknął na czerwone drzwi i na mnie. Jego czoło się wygładziło, ciemne oczy zrobiły się niemal czarne i wyglądał prawie jak Polluks. Uśmiechnął się tym swoim kpiącym uśmiechem, podnosząc jeden kącik ust.
- Serio, pani doktor, taki z pani tchórz?
- Akurat odwaga ma niewiele z tym wspólnego. - Zamierzałam wyrwać się z jego uścisku i wrócić do dziewczyn, zła, że zachowuje się jak idiota. Ale on przyciągnął mnie do siebie, uderzyłam o jego twarde ciało, wszystkie moje zmysły zapaliły się niemal jak alarm w centrum handlowym. Boże, co za durne porównania przychodziły mi do głowy!
- Spokojnie, Liwia, tu cię prowadzę. - Pochylił się do mnie i szepnął, a jego ciepły oddech pachnący gumą do żucia, musnął mi szyję. Zagryzłam policzek od wewnątrz i wzięłam głęboki wdech. On uniósł brew, gnojek, obserwował mnie, wszystko wyczuwał. Uśmiechnął się szerzej i wciągnął mnie w wąski korytarz i już wtedy wszystko zrozumiałam. Zapomniałam o tym tajnym przejściu. Prowadził mnie do podziemi.
- Nie martw się, kotek. Do czerwonego pokoju pójdziesz ze mną z własnej woli. - Zaczęliśmy schodzić w dół.
- Niedoczekanie. - Burknęłam i podążyłam za nim.
Musiałam przyznać sama przed sobą. On mi się cholernie podobał. Ale to nie wszystko. On mnie pociągał. Nie czułam czegoś takiego przy żadnym mężczyźnie. Nie czułam tego przy Mariuszu. Ale pożądanie to nie wszystko. A Darek był dzieciakiem. Mogłam się z nim dobrze bawić, ale nic więcej. Poza tym on raczej nie sprawiał wrażenia, jakby dorósł do czegokolwiek, poza wożeniem się swoim BMW, zadymami, walką w klatce i zaliczaniem dziewczyn.
Weszliśmy do podziemi, Darek zapalił światła, włączył muzykę.
- Chodź, spuścisz trochę pary. Widzę, że za bardzo główkujesz, kotek.
- Nie jestem żadnym kotkiem. - Pokręciłam głową. Ale w sumie... to było nawet fajne.
Chyba naprawdę musiałam wyluzować. Sztywna pani doktor.
- Jesteś. - Darek oczywiście uwielbiał się ze mną droczyć. - Wskakuj.
- W tych szpilkach?
Skrzywił się.
- Może jednak zdejmij.
- Okej.
Miałam na sobie dżinsy, obcisłą bluzkę i skórzaną marynarkę. Tę zdjęłam, zsunęłam też szpilki. Stanęłam na macie, on wszedł do środka. Wziął rękawice i podszedł do mnie. Górował nade mną, wpatrywał się we mnie przez chwilę, miałam wrażenie, że zaraz zrobi coś, za co dostanie ode mnie po łapach, albo i nie... ale on po chwili wziął głęboki wdech i powiedział spokojnie:
- Ręce.
Czy ja poczułam rozczarowanie? Zaczynałam sama siebie wkurzać. Wysunęłam dłonie, a on zaczął zakładać mi rękawice.
- To sparingówki. Jak walniesz mi kilka razy, to może polubisz mnie trochę?
Wzruszyłam ramionami.
- Lubię cię bez bicia.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
- To może polubisz mnie bardziej.
Fot: internet /MGK/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz