Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Świat Książki.
Recenzja przedpremierowa.
Blogi, pamiętniki, wspomnienia, przemyślenia. Głęboko
schowane, a jednocześnie przelewane na papier w formie osobistych listów do
nikogo. Czy nie lubimy pobawić się w podglądaczy i poznać ludzkie tajemnice, ich skrywane marzenia,
pragnienia, osobiste przeżycia? Pozwala to uczestniczyć w życiu bohaterów,
poznawać ich najskrytsze myśli i choć przez moment poczuć się członkiem ich
sekretnego świata. A jeśli bohaterka pisze swój pamiętnik
żartobliwo-sardonicznym językiem i w dodatku mieszka na zamku w pierwszej
połowie XX wieku, to tym bardziej cała historia zyskuje na swej atrakcyjności.
Takim właśnie zabiegiem posłużyła się Dodie Smith, autorka
wielokrotnej przekładanej i wydawanej w różnych krajach powieści, pod tytułem
„Zdobywam zamek”. Książka miała swą premierę w 1948 roku w Anglii i od tamtej
pory doczekała się kilkudziesięciu wydań, zarówno w formach tradycyjnych, a
także jako ebooki i audiobooki.
W „Zdobywam zamek” poznajemy historię siedemnastoletniej
Cassandry, która wraz z siostrą Rose, bratem Thomasem, ekscentrycznym ojcem i
jeszcze bardziej szaloną macochą, a także z przystojnym Stephenem mieszka w
opuszczonym zamku niedaleko Londynu. Rodzina żyje na skraju nędzy, mimo, że pan
domu ma swoim koncie jedyną napisaną książkę, która okazała się międzynarodowym
bestsellerem, a za którą tantiemy już dawno zostały spożytkowane przez członków
rodziny Mortmain. Teraz wszyscy żyją nadzieją, że senior rodu powróci do
pisania i może w końcu zacznie zarabiać jakieś pieniądze. Wszystko zmienia się,
gdy pojawiają się właściciele zamku, bogaci Amerykanie, bracia Cotton. Simon i
Neil okazują się być nie tylko przystojni, ale także nieżonaci, co nie
pozostaje bez związku ze starszą siostrą Rose i panującą na zamku biedą.
Jak zakończą się losy tego czworokąta, a właściwie
pięciokąta, bo nie można zapomnieć o przystojnym Stephenie, który darzy gorącym
uczuciem Cassandrę? Ta ostatnia jest narratorką opowieści, a wszystkie
wydarzenia otrzymujemy w formie pamiętnika, pisanego przez nastolatkę. I
nieważne, że powieść ta została napisana ponad sześćdziesiąt la temu, marzenia
i pragnienia, namiętności i zawody pozostały takie same, w końcu to technika i
medycyna się rozwinęły, ale pasje rządzące ludźmi, aż tak bardzo się nie
zmieniły.
Powieść ujmuje prostotą, lekkością, poczuciem humoru, a
także licznymi analogiami do znanych dzieł literackich. Nieodparcie
towarzyszyło mi wrażenie, że czytam jakąś nieznaną do tej pory część Dumy i
uprzedzenia. Może z lekkim powiewem nowoczesności.
Książka Dodie Smith to uczta dla wrażeń, uczuć i wyobraźni,
pozwala przenieść się na chwilę na zimne angielskie wzgórza i zaznać wolności i
swobody, mimo, że w domu chłód, a wszystkie świece już dawno się wypaliły.
Gorąco polecam, lektura, która powinna znaleźć się chyba w każdym kanonie.
Uwielbiam takie klimaty. Dziękuję za polecenie dobrej lektury
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce do tej pory, lubię takie uniwersalne historie, więc się rozejrzę :)
OdpowiedzUsuńNiezwykle mi się ta twoja recenzja podoba :). Też mi się ta lekkość spodobała - i chociaż to nie moje klimaty, to powieść tę przeczytałam niesamowicie szybko :).
OdpowiedzUsuńZdecydowanym jej plusem jest cała plejada sympatycznych i jednocześnie barwnych bohaterów. Miło jest widzieć, jak wraz z rozwojem powieści nabierają własnego życia.
http://zakamarek2013.blogspot.com/2013/12/zdobywam-zamek-i-corka-tatarskiego-chana.html