wtorek, 2 listopada 2010

Pisadło, pomysłodajnia, premierowo i inne choróbska, czyli z jednego gara to i Salomon… taa, chyba inaczej to szło…

No właśnie… Nawiązując do powyższego tytułu niniejszego wpisu, nie wiadomo „o so chodzi” no i bardzo dobrze, bo ja sama nie wiem co jest grane. Wiem tylko tyle, że przez dwa tygodnie pisałam jedną scenę z mojej nowej opowieści, którą tworzę gdzieś od połowy września, chyba… Bo się zgubiłam w obliczeniach. No ale jak to tak? Żeby to jeszcze jakaś trudna scena była, skomplikowana, pełna ważnych kwestii bohaterów, odbijających swe piętno na ich dalszych losach. No właśnie nie. Taka sobie rozmowa, bez szaleństw. Zupełnie nie wiem, czemu mi się zacięło. Albo może wiem? Po pierwsze… ostatnio dużo pracuję i mówię tutaj o tej pracy, która pozwala mi na płacenie rachunków. Po drugie, nadeszło przesilenie jesienne, które to, prawda czy nie, zawsze na mnie jakoś oklapnięto-depresyjnie wpływa i chociaż to może czyste przekłamanie, ja tak mam i już! No więc mamy full pracy i zły wpływ warunków atmosferycznych. Co jeszcze? No w ogóle to, że pracować muszę! No to jest już jakaś przesada… A gdzie mój cichy kącik, w którym tylko ja i moje pomysły? I laptop? Aaaa dobrze, że o tym wspomniałam! O pomysłach, nie o laptopie, aczkolwiek jedno i drugie jakoś ze sobą współgra. Otóż pomysły… Mój święty zeszyt zapisany nimi jest. HAWK! Poukładałam sobie wszystko i realizuję jeden z nich. Jestem na 8 rozdziale, gdzie była wspomniana scena zawieszki, w której moi bohaterowie ugrzęźli w samochodzie i ruszyć się przez dwa tygodnie z niego nie mogli. Boże… Za takie coś to bym sama siebie zamknęła za karę w altance ogrodowej, a że nocki teraz zimnawe, miałabym ci ja za swoje! No więc moi zmumifikowani niemal bohaterowie dzisiaj mogą przejść do następnej odsłony, a mi tymczasem urodził się w głowie pomysł numer… któryś tam z kolei, do cyferek głowy nie mam, bo ja po humanie jestem i nie mówię tu o kaszce, bo za moich czasów to chyba tylko w Pewexach dostępna była. No i teraz klops, masz babo placek, czy kilka innych kulinarnych skojarzeń… Bo co robić? Panie dzieju? Panie Janeczku mam grać…? A nie, to nie o tym chciałam… No i na moim ulubionym portalu społecznościowym (precz z kryptoreklamą!) podpowiedziano mi, że tak jak się czyta kilka książek naraz, tak można je i pisać. Hm… tego jeszcze nie praktykowałam, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. A’propos czytania, to teraz na tapecie mam dwa tytuły: „Cztery pory lata” Renaty L. Górskiej (którą to książkę otrzymałam zresztą z osobistą dedykacją autorki) i „Ymar” Magdaleny Kałużyńskiej. Nie ma to jak czytać dwie książki o tak odmiennej tematyce. I jak już przy książkach jesteśmy (jakbyśmy gdzieś indziej byli, hłe hłe hłe), dzisiaj moje „Zakręty losu” do drukarni wędrują! Wreszcie, że tak powiem bez śladu najmniejszego zniecierpliwienia, ależ skąd! Jestem niespotykanie cierpliwą osobą. Cierpliwie cierpiącą na zniecierpliwienie. O tak!


Reasumując, chyba zakreślę sobie wstępną drabinkę nowego pomysłu, co by mnie wredota po nocach nie męczyła, a potem wrócę z powrotem do historii, którą teraz tworzę. Bo przecież inaczej się nie da i skończy się tym, że sama ze sobą nie wytrzymam i wytrzaskam się po twarzy! A poza tym dopadło mnie choróbsko, mało atrakcyjnie wizualnie i zapachowo też, więc czasu trochę miałam i pewnie stąd te natrętne myśli, czyli można domniemywać, że gdy weny mi zabraknie, najlepiej złapać jakiegoś wirusa i wówczas pójdzie jak po maśle… Ta... To jest myśl!

7 komentarzy:

  1. Dasz radę jak zawsze ;) Zgodnie z hasłem "Kto ja nie TY" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja ostatnio stwierdziłam, że dni wolne od uczelni calkowicie mi nie służą. Tak się rozleniwiłam, że aż szkoda gadać... a na jutro trzeba się nauczyć na ćwiczenia o układzie kostnym i o calusieńkim przebiegu ciązy od podszewki ;) No nic - jakoś to będzie.

    Jesli chodzi o notkę, to jestem, jak najbardziej "ZA" nowymi pomysłami ;) Z nieecerpliwościa czekam na moment, w którym "Zakręty losu" wejda już do sprzedazy. A nieco cięższe chwilę dopadają każdego, więc nie ma się czym martwic :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no to mnie trochę pocieszyłyście, bo już miałam zamiar rzucić wszystko w cholerę, zapuścić dredy i ruszyc w Polskę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Agusia. Kiedy ja utknęłam na dwa miesiące na scenie w kwiaciarni U Flory, po prostu machnęłam na nią ręką i pisałam dalsze sceny :). Wyobraziłam sobie, że już jest napisana i hulaj dusza piekła nie ma:). Trochę się rozpisąłam i potem przypomniałam sobie- o kurcze , tam przeciez dziura jest w tekście. Może Ty też tak zrób, jak masz"zacięcie". Sciskam
    Anka Szepielak

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Aniu:)
    Może i tak zrobię, albo poczekam na wiosnę:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokładnie rok temu miałam podobnie... ze szkicu równoległej powieści zrobiło się (i wydało) całe tomisko, a zarzuconą kończę dopiero teraz. Możliwe jednak, że Tobie dwutorowa twórczość wyjdzie lepiej ode mnie... nie zawadzi spróbować! :) Pozdrawiam, R.

    OdpowiedzUsuń
  7. leb jak sklep.. jak zawsze, tylko tyk tak możesz nie? Pisaj, nie pisaj.. odpoczywaj... byleś była :)

    OdpowiedzUsuń