poniedziałek, 6 września 2010

Gdzie ta pourlopowa witalność? Hę?

No i po ptokach...
To znaczy po urlopie.
Był i się zmył.
Szczęśliwej drogi już czas...
Żegnam was...
Time to say goodbay...
Ciao Ciao Italia (Turcja)
I pewnie kilka innych kawałków mogłabym zanucić, gdybym umiała i gdyby mój śpiew nie wywoływał u słuchaczy chęci przywalenia mi w sam środek czoła, pokrywką od kotła, w którym zazwyczaj rodzicielka ma gotowała konfitury.
No nie ma go.
Tego urlopu znaczy się.
Ale co gorsza, wraz z nim, ulotniła się witalność, którą jakoby powinnam mieć.
Po dwutygodniowej labie.
Każdy mi mówi "Ale wypoczęłaś, nie?"
Nie!
No dobra, wypoczęłam.
Ale teraz...
Chlip, chlip... Poproszę o urlop, podczas którego odpocznę po urlopie. W sumie powinno tak być. Przecież to normalne, że człowiek trochę wymęczony jest. Non stop słonce, plaża, ciepłe morze, ciepłe baseny, zimne drinki, do diabła! Przecież można upaść od tej codziennej roboty.
Ludzie! Kto to widział?
A tu jakiś dziwne przekonanie panuje, że człowiek wraca z naładowanymi bateriami.
Taaaak.
Tylko moje są słoneczne, a tu słońca ani widu ani słychu.
Za to mokro i zimnawo...
Ja reklamację składam i liczę dni do kolejnego urlopu...
....
Cholera...
Palców mi zabrakło...
Chlip...

1 komentarz:

  1. Wariatka :D Artur znowu polewa bo czytam mu te twoje genialne wpisy. Jeszcze kilka dni i zapomnisz że byłaś na jakimkolwiek urlopie. Zreszrą mówiłam ci, że miałaś nigdzie nie jechać, przynajmniej nie byłoby w tobie przeświadczenia, że gdzieś jest lepiej niż wśród nas.. wiesz to trochę boli jak ty wciąż nawijasz, że jakbyś mogła, to byś nie wracała... :(

    OdpowiedzUsuń