Wczoraj byłam na zakupach. Inaczej. Byłam oddać nieudany zakup do reklamacji i przy okazji nabyłam to i owo. Generalnie nie cierpię zakupów, sklepów, galerii, tłumów, mas przewalających się przez te weekendowe świątynie. Unikam jak mogę, a jeśli już muszę, to przenikam z szybkością Clarka Kenta i staram się nie udusić.
Ale do rzeczy...
Gdy wracałam z tej osobistej Golgoty zrobiłam sobie jeszcze jedną krzywdę. A właściwie nie sobie.
Teraz się głowiłam jak to przekażę mężowi...
Gdy usłyszałam ryk jego motocykla i zobaczyłam jak wjeżdża na podjazd, sfrunęłam po schodach jak ta Penelopa na przywitanie oczekiwanego małżonka.
To już powinno mu dać do myślenia, ale nic nie zauważył, ku mojej cichej radości.
-Ty wiesz co się stało? Jaki dzisiaj był u nas wypadek? - Zaczęłam ostro, patrząc jak ma gorsza połowa ściąga kask i patrzy na mnie zdziwiona.
-Jaki wypadek?
-No samochodowy. Jechał autobus a z drugiej strony samochód, chyba Chrysler i pewnie nie ustąpił pierwszeństwa, uderzył w autobus i nie wiem jak to się stało, ale autobus zniosło aż na chodnik. Wszędzie kupę blachy i odłamków plastiku i mnóstwo szkła i w ogóle laweta musiała zabierać ten samochód i było straszne zamieszanie i straszny korek - dobrze, że powietrza mi brakło, co natychmiast wykorzystał stojący obok mnie facet.
-No i? - Łypnął na mnie już nieco podejrzanie.
-No i ja się tam władowałam, a to już blisko do domu i nie chciałam stać i zaczęłam wycofywać i zawracać i zjechałam na lewo i wykręcałam i cofałam, wiesz takim dużym autem to nie jest tak łatwo i....
-I co? - Teraz ewidentnie zrobił się bardzo czujny i zerkał niespokojnie na stojące obok moje auto, które grzecznie zaparkowane na podjeździe w ogóle nie przejmowało się tym, że stało się obiektem naszego zainteresowania.
-I w sumie nic, tylko że tam nagle wyrósł wieeeeelki krawężnik, sama nie wiem skąd i chyba leciutko mi się zahaczyło... - dokończyłam z lekceważeniem, dla wzmocnienia przekazu wzruszając ramionami i machając ręką.
-Hm... Krawężnik wyrósł, mówisz... - Małżonek zdjął kurtkę i ruszył w stronę maski samochodu.
Stałam obok szczerząc zęby w nadziei chyba, że bardziej zainteresuje go moja debilna mina, niż lekko naderwany zderzak.
-Taaak. Krawężnik ci wyrósł? Zrobił to tak szybko, że nie usłyszałaś czujników parkowania?
-Nooo... Ty wiesz jaką teraz głośną muzykę w radio puszczają? - Próbowałam się obronić.
-No to teraz już ich na pewno nie usłyszysz, bo je wszystkie wyrwałaś – mruknął, zaglądając pod auto.
Wzięłam głęboki wdech.
-I tak mi nie były potrzebne, bo umiem parkować bez nich. A w ogóle to nawet się nie zapytałeś, czy mi się nic nie stało! A jak ja bym tam jechała?! Albo to we mnie by uderzył?! Ja byłam zaraz za autobusem! To co znaczy taki jeden zakichany czujnik, wobec autobusu pełnego ludzi! - warknęłam.
Małżonek podniósł się z kolan, spojrzał na mnie zupełnie zdezorientowany, w końcu zrezygnowany sapnął i mruknąwszy:
-Naprawię ci to kobieto awario – poczłapał smętnie do garażu.
Uff...
Ileż to się człowiek musi nagimnastykować przez jeden głupi czujnik...
"Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej". Rozmówki, przemyślenia, recenzje młodej pisarki. Bo jestem gadułą, choć czasami milczę. Bo jestem milcząca, choć czasami ględzę. Bo jestem miła, choć czasami trudno mnie znieść. Bo jestem niesympatyczna, choć czasami trudno w moim towarzystwie się smucić. Bo kocham słowo pisane. I kocham słowo czytane. I nie lubię fałszu i zawiści, a frustratom mówię stanowcze NIE. Szkoda czasu i atłasu, a życia to na pewno. :)
Ufff, cieszę się, że ja takich cudów w aucie nie mam ;) Ale męża masz wspaniałego :) Pozdrów Go ciepło :)
OdpowiedzUsuńno nawet niezły egzemplarz się udał:) Mówię oczywiście o małżu, nie o aucie:) Dziękuję:*
OdpowiedzUsuńo masakro... ja z tobą nie mogę, serio... masakra. Artur polewa jak zwykle z twojego wpisu.. jesteś mistrzuniu :D
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńChwilę temu pozwoliłam sobie wysłać do Pani maila. Oczywiście, jak to ze mną bywa zapomniałam napisać, że w najbliższych dniach na moim blogu ukaże się recenzja książki bez przebaczenia "Bez przebaczenia". Rozpoczęłam już ją nawet pisać, jednak buzujące we mnie uczucia związane z przeczytaniem lektury nadal są na tyle silne, że aż szok ;)
Pozwolę sobie dodać także tego bloga do linków, bym mogła na bieżąco śledzić nowinki ;))
Dziękuję serdecznie i z niecierpliwością czekam na recenzję, a także z pewną domieszką obawy, co jest zupełnie normalne:)
OdpowiedzUsuńTo wszystko jest zmyslone? Czy jest też trochę prawdy? http://www.yoursadqueen.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPiszę opowiadanie, jak chcesz możesz poczytać :)