No chyba...
Ukończenie książki, którą się żyło ostatnie miesiące chyba jest wystarczającym powodem, żeby zrobić prywatkę jakiej nie przeżył nikt. I niech sąsiedzi walą do drzwi...
Po wielu tygodniach mojego czarnowidztwa, marudzenia, jęczenia, męczenia wszystkich wokół, napisałam to magiczne słowo:
K O N I E C
Czy to nie fantastyczne słowo?
To chyba jedyny koniec, który ma pozytywny wydźwięk. Przynajmniej dla mnie:)
I teraz, chociaż nogi tańczą i dusza śpiewa, czy jakoś tak... to dlaczego... dlaczego... czuję... że kolejny ptaszek wyfrunął z gniazda...?
Aaaa mój syndrom opuszczonego gniazda znowu się odezwał...
O czym ja teraz będę w nocy myśleć?
Co zapisywać w "świętym zeszycie"?
I na przypadkowym kartkach?
I do czego będę się inspirować muzyką?
I o czym rozmawiać z moimi "chomikowymi" przyjaciółkami?
I o czym marudzić Natce i Kapelusikowi?
I Sil, Kasi, Milenie, Małgoni, Ani?
No???
Ludzie!!!
Po co ja ją już skończyłam?????????????????
"Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej". Rozmówki, przemyślenia, recenzje młodej pisarki. Bo jestem gadułą, choć czasami milczę. Bo jestem milcząca, choć czasami ględzę. Bo jestem miła, choć czasami trudno mnie znieść. Bo jestem niesympatyczna, choć czasami trudno w moim towarzystwie się smucić. Bo kocham słowo pisane. I kocham słowo czytane. I nie lubię fałszu i zawiści, a frustratom mówię stanowcze NIE. Szkoda czasu i atłasu, a życia to na pewno. :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jakoś nie zauważyłam tego wpisu wcześniej .. striendż :P
OdpowiedzUsuń