niedziela, 21 grudnia 2014

Cecelia Ahern "Love, Rosie"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akurat (Muza).

Na to pytanie chyba nikt nigdy nie znajdzie jednoznacznej odpowiedzi. Pada mnóstwo teorii, uzasadnień, przykładów, ale czy są one miarodajne i prawdziwe? Bo czy możliwa jest przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną? Taka wolna od wszelkich podtekstów seksualnych i wzajemnych pragnień? Zaczęłam się nad tym zastanawiać po lekturze książki „Love, Rosie” autorstwa Cecelii Ahern, gdzie właśnie ukazana jest taka niesamowita przyjaźń pomiędzy tytułową Rosie i Alexem.

Ta para jest właściwie nierozłączna od najmłodszych lat. Wszystko robili razem, byli outsiderami, trzymali się tylko we dwójkę, skutecznie doprowadzając nauczycieli do szału. Jednakże czas szedł do przodu, para przyjaciół dorosła, dojrzała i nadeszła pora na wiążące decyzje. Wskutek pewnych okoliczności, Alex znalazł się w Bostonie na studiach medycznych, a Rosie… została w Irlandii, gdzie musiała porzucić swoje marzenia o studiach hotelarskich, gdyż w jej życiu pojawiła się pewna mała istotka, za którą stała się w pełni odpowiedzialna.

„Love, Rosie” to właściwie zapis wieloletniej wymiany mailowej, smsowej pomiędzy Alexem a Rosie, dzięki której poznajemy niemal ich całe życie, zmagania z przeciwnościami losu, tęsknoty, błędy, pragnienia, marzenia. Niby są przyjaciółmi, ale… Właśnie, o czym jest ta książka? O przyjaźni damsko-męskiej? Też, ale jest to wciągająca i wzruszająca powieść o miłości. Bo od samego początku wiemy, że bohaterowie kochają się, tylko po pierwsze: jeszcze o tym nie wiedzą, po drugie: uświadamiają to sobie w różnych momentach życia, po trzecie: mają problem z zadeklarowaniem tego drugiej połówce.

Powieść ta to historia mijania się w czasie, w życiu, historia bolesna i często bardzo irytująca, chciałoby się potrząsnąć bohaterami, wrzasnąć na nich, pomóc w jakiś sposób. To dobrze, bo to znak, że emocje zostały nagromadzone w takim stopniu, że udzielają się czytelnikowi.
Warto dodać, że ta książka została wcześniej wydana pod tytułem „Na końcu tęczy”, a niedawno wszedł na ekrany kin film na podstawie tej opowieści.


Polecam wszystkim wielbicielkom prozy Sparksa, bo jakoś skojarzyła mi się ta historia z jego książkami, a także wszystkim pasjonatkom skomplikowanych, nie pozbawionych humoru, powieści o wielkich miłościach. 


Trailer filmu:

6 komentarzy:

  1. Przypadła mi do gustu ta historia:) Rozmowy Rosie i Ruby były naprawdę zabawne;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och ze Sparksem ta ksiażka nie ma nic wspólnego ! Ksiązki Sparksa szczególnie te nowe są beznadziejne, a "Love, Rosie" jest absolutnie cudowna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kwestia indywidualnego odbioru. Mam skojarzenia z Pamietnikiem, luźne konotacje

      Usuń
  3. Jestem fanką Sparksa więc poszukam tej opowieści. Ahern zresztą też lubię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam na początku miesiąca i niesamowicie mi się podobała! Film był udany choć (bardzo) dużo zostało zmienione, ale nie powstrzymało mnie to od obejrzenia go dwa razy <3

    OdpowiedzUsuń