Anna Fryczkowska to autorka, która do tej pory dała się poznać raczej od nieco kryminalnej strony. Tymczasem na półki księgarskie trafiła jej najnowsza powieść, pod przewrotnym tytułem „Z grubsza Wenus”, która to jest poszerzonym i wzbogaconym wydaniem wcześniejszej publikacji. Książka nieco przewrotna w swej wymowie i sprawiająca często problem z odbiorem przekazanych w niej treści. Tylko uważny czytelnik może uchwycić delikatny niuans, że to nie tylko opowieść o grubaskach pragnących szczęścia, ale to coś o wiele więcej, a i problem nie dotyczy jedynie nadwagi i w ogóle to nie o tym jest ta powieść.
„Z grubsza Wenus” opowiada o dwóch kobietach: Janinie i Baśce, które spotykają się w jednym pokoju hotelowym, podczas turnusu na wczasach odchudzających. Jasia jest całkiem sympatyczną kobietą, znaną z prowadzenia w telewizji programu kulinarnego, mimo monstrualnych rozmiarów potrafi nawiązać kontakt z innymi uczestnikami wczasów. Baśka to dziewczyna zamknięta w sobie, niesympatyczna, gnębiona sennymi koszmarami, krytyczna wobec wszystkich, nie zapominając oczywiście przy tym o sobie. Obie panie nie pałają do siebie wielką sympatią, chociaż to Janina stara się wciąż i wciąż nawiązać jakiś kontakt z nieprzystępną towarzyszką. A przecież Jasia też ma swoje własne zmartwienia, sekrety i skomplikowaną sytuację uczuciową. Tak samo Baśka, która przez lata utrzymywała idealną figurę dla swojego małżonka, sama już nie wie czego właściwie oczekiwał i potrzebował mąż. Kobiety walczą nie tylko z nadprogramowymi kilogramami, starają się uporać jednocześnie z własną przeszłością, sięgając do najdalszych zakamarków umysłu, uwalniają wszystkie demony z dawnych lat, które doprowadziły je do tego pokoju hotelowego. Co tak naprawdę łączy Janinę i Baśkę? Czym dla Jasi jest ukochana wytarta koszula nocna? Kto nawiedza Baśkę w snach? Podczas lektury czytelnik może zamęczyć się pytaniami, a szukając odpowiedzi, będzie starał się zrozumieć przedstawioną w powieści symbolikę.
Jeśli ktoś spodziewa się żartobliwej powieści o grubasach, to w sumie się nie zawiedzie, bo olbrzymią zaletą tej książki jest ironiczny, złośliwy i inteligentny humor, który uwielbiam. Ale to jedynie cząstka prezentowanej fabuły, która, jak na początku wspomniałam, ma na celu ukazać nam coś więcej, niż tylko historię zmagania się z własnymi cielesnymi słabościami. Bo tu o słabości chodzi, rzec jasna, ale raczej te duchowe. Zastałe w człowieku od lat, definiujące to, czym się staje, wskutek działań innych ludzi i niemożności odparcia tego wewnętrznego ataku i postępowania wedle własnych reguł, które mogą się stać gwarancją normalnego życia. Bo jeśli żyjemy wedle planów i wytycznych kogoś drugiego, to marne szanse na to, aby w spokoju spoglądać na własną twarz w lustrze i ze swobodą witać każdy nowy dzień.
„Z grubsza Wenus” to dla mnie psychologiczne studium człowieka zagubionego i to nie tylko w świecie, ale we własnym umyśle, nastawionego na zaspokajanie potrzeb i oczekiwań innych ludzi. Doskonale napisana książka, z pazurem, z humorem i przesłaniem. Polecam uważnym i oczekującym czegoś więcej czytelnikom. Warto!
„- Wykonałaś dwanaście niepotrzebnych ruchów - dodał jeszcze, obserwując ją ze swojego fotela i siorbiąc kawę.
- A ty dwanaście niepotrzebnych dźwięków - wymamrotała pod nosem.
- Słucham? - spytał zaskoczony, ale nie powtórzyła. Na twarzy miała wymalowany bunt. Zauważył i zmilczał”. 1
1. str. 97, Z grubsza Wenus, Anna Fryczkowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
A ja podobnie jak Pani uwielbiam taki humor, więc to mnie zachęca :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, i to polskiej autorki! Bardzo chętnie : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anath