„Waga” Bartłomieja Basiury to czwarta książka młodego autora. Idzie śmiało w kierunku kryminału i thrillera, gdzie wielowątkowość stanowi pułapkę na domysły czytelnika, zostawiając go na końcu z finałem, którego na pewno się nie spodziewał.
Wszystko rozpoczyna się od morderstwa. Typowe, jak to w kryminałach bywa. W jednym z krakowskich mieszkań zostają znalezione zwłoki trzech mężczyzn. Pewnie jakieś porachunki, może pseudokibiców, może kogoś innego… Potem okazuje się, że to dopiero początek swego rodzaju wysypu zwłok, którym w dodatku brakuje poszczególnych ogranów. Handel? Szajka medyczna? Nie wiadomo… Miłosz Goczałka, genialny technik kryminalistyki z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego w Krakowie zaczyna badać ślady i to co odkrywa, zaczyna go przerażać. Jego przełożonego także, ale z całkiem innych powodów. Jednocześnie poznajemy młodego studenta, Szymona, spotykającego się z profesorem Drouberem, w celu napisania bografii upartego i mało przyjaznego staruszka. Nie wie nawet, że wejście do dziwnie pachnącego, żeby nie powiedzieć zasmrodzonego mieszkania, otworzy mityczną puszkę Pandory, a potwory zaczną wychodzić nie tylko z szafy. Jego działania w przyszłości połączą się z prowadzonym z ukrycia śledztwem Goczałki i niemałą rolę odegra tutaj także córka śledczego-Dagmara.
Mamy tutaj także drugi wątek, Edyty Kotarskiej, która pełni funkcje zastępcy dyrektora Aresztu Śledczego w Krakowie na Montelupich. W pracy nie jest szanowana, z mężem-pilotem nie układa się tak, jak powinno, jedynie w towarzystwie przyjaciela, Macieja, potrafi się wyluzować i być sobą. Czytając, cały czas zastanawiałam się, w którym momencie wątek Kotarskiej przetnie się z wątkiem głównym i powiem szczerze, że bardzo zaskoczyło mnie rozwiązanie fabularne, jakie zastosował autor. Cała książka Bartłomieja Basiury, to wątki, zagmatwane historie, mnogość bohaterów, zagadki, piętrzące się pytania i wiele niedopowiedzeń. Dopiero na końcu wyjaśnia się wszystko i czytelnik zaczyna wertować książkę, aby znaleźć sygnały, które być może pominął, a były one wskazówką takiego, a nie innego finału.
„Wagę” należy czytać uważnie, właśnie ze względu na ową mnogość wątków i występujących postaci. Ale bez problemu można wszystko ułożyć w głowie i iść tropem bohaterów.
A ten trop jest bardzo mylny, krąży, kluczy, myli ślady i na koniec zaskakuje czytelnika. Takie książki bardzo lubię.
Cieszę się, że to dopiero pierwszy tom trylogii o Goczałce, z chęcią przeczytam kolejne i mam nadzieję, że autor nie poprzestanie w swym fabularnym kluczeniu i zaskakiwaniu czytelnika, bo to sprawia, że książkę czyta się z narastającą przyjemnością i nieznośnym oczekiwaniem na finał. Polecam.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograf.
Na okładce możecie także znaleźć moją opinię :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz