poniedziałek, 4 stycznia 2016

M.J.Arlidge "Ene, due, śmierć"


Powieść zakupiłam w momencie, gdy byłam pod wpływem świetnej trylogii Bernarda Miniera i wiedziałam, że wpadłam w fazę kryminalno-thrillerową. Po prostu nic innego nie przyjmuję. Pewnie to minie i zacznę czytać romanse lub erotyki, ale teraz, może pod wpływem ukończonego niedawno "Piętna Midasa" (Uwaga, przerwa na reklamę: powieść ukaże się w czerwcu!), łaknęłam i łaknę historii cięższego kalibru.
Tak więc kupiłam od razu dwa tomy serii i "Ene, due, śmierć" stały się moją pierwszą książką przeczytaną w 2016 roku.
Bohaterką jest inspektor Helen Grace, twarda, bezkompromisowa babka, która na zimno prowadzi nawet najbardziej skomplikowane śledztwa, sprawnie zarządza swym zespołem i zdaje się żyć pracą. Wrażliwość skrywa głęboko w sobie, tak samo jak tajemnicę dotyczącą przeszłości, o której dowiadujemy się dużo później. Ale już wiemy, że coś wydarzyło się w jej życiu, coś, co sprawiło, że odwiedza niejakiego Jake, dominatora w sado-maso. To jedna część jej osobowości, druga służy prawu, a to ma poważny problem. Pojawia się zabójca, a właściwie zabójczyni, która w chory sposób doprowadza ludzi do śmiertelnych wyborów. To gra, wyliczanka, albo zginę ja, albo ty. Helen, wraz z Christine, Markiem i resztą zespołu krok po kroku dochodzą do prawdy, która okaże się... druzgocąca. Jednocześnie obserwujemy losy poszczególnych członków grupy śledczej i to, co zaczyna łączyć Marka i panią inspektor. Jednak to nie bajka, to twarda rzeczywistość i należy być przygotowanym na najgorsze.
"Ene, due, śmierć" to bardzo udany kryminał, przy którym nie odczuwałam znużenia, gdyż akcja wartko szła do przodu, bohaterom chciało się kibicować, a niektóre posunięcia autora względem tychże nieźle irytowały. Polecam, tymczasem czytam tom drugi.
1/52


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz