Nadejszła wiekopomna chwila...
Taaa
Kiedy Agnesscorpio w końcu jedzie na urlop.
Ale żeby nie było tak słitaśnie, to opowiem, jak zaczął się dzisiejszy dzień. Wstajemy rano, schodzimy na dół po porannych oblucjach oczywiście i małżonek zerka na podwórzec. I zaniepokojony, pyta:
- Zostawiłaś bramkę otwartą?
Taaa. Jestem zakrętem, ale mam obsesję na punkcie zamykania, ryglowania, blokowania, tarasowania, przymykania i wszelkich tego typu czynności uniemożliwiających wejście osobom postronnym, akwizytorom i wściekłym psom. Zatem pytanie uznałam za co najmniej głupie a co więcej za obrazę i wzruszyłam ramionami, nie wydając z siebie nic poza pogardliwym prychnięciem.
17 lat po ślubie, a on nadal we mnie wątpi?
Phi!
Jednakże otwarte skrzydło bramki zawisło pomiędzy nami i zepsuło cały poranny, codzienny, niezmienny rytuał. Polegający na:
- myciu, czesaniu, malowaniu (ja, nie on... na szczęście), wypijaniu mu kawy (zawsze trzy łyki, a on po dwóch zabiera mi filiżankę, krzycząc, że mu wszystko wypiję... kolejna rzecz, jakiej nie jest w stanie zrozumieć, że ja MUSZĘ wziąć te cholerne trzy łyki), karmieniu kotów, robieniu kanapek (on mi, bo teraz gdy minęło 15 lat małżeństwa jego kolej, po następnej 15-ce zmiana będzie i tak na jego wyszło, ale zawsze był lepszy z matmy).
Tak więc mężczyzna mego życia ubrał się pośpiesznie i poszedł na obchód domostwa. Po chwili wrócił i oznajmił radośnie:
- Nic nie zginęło.
Pokiwałam obojętnie głową, mieszkamy tu 4 lata i jeszcze nic nigdy nam nie ukradli, więc...
No własnie.
Zawsze musi być ten pierwszy raz.
I był.
Gdy zeszłam na dół, chcąc wsiąść do mojego auta okazało się, że:
Auto stoi. Otwarte. Jak zawsze, bo nigdy na podjeździe nie zamykam. Ale za to. Nie ma lusterek. Ani prawego ani lewego...
Tia...
Pojechałam jego autem, on bez lusterek sobie poradził, a ja nie mam zamiaru oglądać swoich pośladków, gdybym musiała za mocno kark przekręcić (nie żeby były niefajne, czy coś, w sumie są, kiedyś na pewno o wiele lepsze, teraz jednak czas, dzieci, kanapa, komputer, a zawsze chciałam być dlugonogą, zielonooką, aaa no tak, na czym to ja...aha!) Tak więc on pojechał moim i się okazało, że oprócz lusterek moje auto nie ma czegoś jeszcze. Gdy już byłam w pracy dzwoni szanowny małż i mówi, lekko złośliwym tonem, (co powinno mnie zaniepokoić, ale jakieś poranne zaćmienie miałam, pewnie przez to, że mi rytuał te skrzydła zburzyły):
- Zaglądałaś ostatnio do dowodu rejestracyjnego?
Czy ja tam zaglądałam? Boże! A po jakiego diabła miałam tam zaglądać? Czy było tam coś ciekawego? Czy coś mogło mnie ująć, powalić na kolana, wstrząsnąć, chyba że mówimy o numerze nadwozia, on jest tak cholernie podniecający... Zwłaszcza te niespodziewane literki w środku... Taaaa...
- Eeee - odparłam inteligentnie. - A po co?
- Chociażby po to, aby stwierdzić, że od lipca jeździsz bez przeglądu, kobieto!
Ojej...
Zaraz takie wielkie słowa.
Kobieto zaraz...
Czy on mnie obraża?
Bo ta kobieta mi się nie podobała w jego wykonaniu.
Wzięłam głęboki wdech i odparłam z godnością:
- A ty myślisz, że ja mam czas na takie rzeczy, przecież ty jesteś za flotę odpowiedzialny, czy ja ci każę rozdziały kolejne konczyć, albo pytam co w epilogu napisać, ciesz się, ze tankuję sama, i nawet wiem, z ktorej strony mam wlew, to jeszcze mam się jakąś książeczką zajmowac, sam mówiłeś, że ciągle z nosem w ksiązkach siedzę tak więc akurat ta mała mnie nie zainteresowała.
Ufff.
W odpowiedzi usłyszałam ciche westchnięcie i ponure:
- Wiedziałem, że to i tak będzie moja wina, zalatwię dzisiaj przegląd.
Cholera!
Mam faceta-wizjonera!
"Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej". Rozmówki, przemyślenia, recenzje młodej pisarki. Bo jestem gadułą, choć czasami milczę. Bo jestem milcząca, choć czasami ględzę. Bo jestem miła, choć czasami trudno mnie znieść. Bo jestem niesympatyczna, choć czasami trudno w moim towarzystwie się smucić. Bo kocham słowo pisane. I kocham słowo czytane. I nie lubię fałszu i zawiści, a frustratom mówię stanowcze NIE. Szkoda czasu i atłasu, a życia to na pewno. :)
buahahhahaha, nic dodać nic ująć.. tylko gdzie ten los urlopos??:P kochana pozdrów Miro... ja wpis podesłałam Arturo.. właśnie rechota przy swoim kompie :P
OdpowiedzUsuńFacet wiedzący kiedy "przyznać się" do winy ;)
OdpowiedzUsuńdziękujemy i też pozdrawiamy:)
OdpowiedzUsuńHahahaha, uśmiałam się :) Pozdrów Mirasa i dzieciaki! Miłego urlopowania, Aguś!
OdpowiedzUsuńAha, i jeszcze jedno: udanego wypoczynku i ładowania baterii! :)
OdpowiedzUsuńhehe Tommy komentuje:) a zapewniała mnie, że "to taka spokojna dzielnica":P
OdpowiedzUsuńHa, to jest nas dwie, ja też zorientowałam się o tym, że powinnam zrobić NCT (to nasz przegląd) dopiero dnia, kiedy upływał. A tu autoryzowanych stacji nie ma w każdym mieście i dlugo się czeka na termin, powinnam byla się umówić daaaawno. No i miałam problem.
OdpowiedzUsuńZłodziej był wyspecjalizowany, jak to dzisiaj jest powszechne. Tylko lusterka... W sumie bardzo kulturalny, choć mógł zostawić karteczkę: dziękuję.
OdpowiedzUsuńAle gul mi skoczył! Mnie tez jakas świnia dwa razy lustereczka rąbnęła. I też bez dziękuję.
zaczynska
w sumie kulturalny, bo elegancko wyciągnął wkłady i nawet nie wyrwał kabelków... szacun;)
OdpowiedzUsuńAgnes, no ja nie mogę, jaki szacun, zaraz ogłoszenie dziękczynne dasz do gazety, haha. Szacun to by był, gdyby facet w ogóle nie ukradł. Ech, co się porobiło, złodzieje na każdym kroku, cieszymy się jak nam przy okazji domu czy samochodu nie zrujnują. Chociaż co ja tak narzekam, kochani - u nas złodziei nie ma, samochody z kluczykiem włączone zostawiają na parkingu, kiedy idą po fajki czy gazete. Raj
OdpowiedzUsuń