piątek, 22 lutego 2019

Bez pożegnania - pisze się :) fragment

Weronika zastanawiała się, gdzie Jacek może być. Najpierw pojechała na basen, był wieczór, kilka pasów było zajętych, ale nie dostrzegła nigdzie wysokiej sylwetki Kralla. A potem… przypomniała sobie, gdzie go jeszcze spotkała. Wróciła do domu, przebrała, podmalowała oczy i pojechała do modnego klubu.
W środku panował spokój, weekendowe szaleństwo minęło, widziała pary w lożach, kilka dziewczyn krążyło niemrawo na parkiecie. Weronika podeszła do baru i zamówiła wodę. Usiadła na wysokim stołku i rozglądała się po klubie. I wówczas jej wzrok trafił na oddaloną lożę, z której wychodził on. Jacek. Trzymał za rękę jakąś dziewczynę. Ona była lekko pijana, a on nieźle sfazowany. Poprowadził ją w kierunku ciemnego korytarza, gdzie znajdowały się toalety. Weronika zacisnęła dłonie. Z jednej strony chciała wybiec z tego klubu, zachować się tak, jak zachowałaby się każda zraniona kobieta. A z drugiej… wiedziała, że to nie jest takie oczywiste. Znowu jego demony wzięły go w obroty. A ona przecież obiecała mu pomoc. Wzięła łyka wody i poszła w kierunku korytarza. Dobiegły ją jakieś odgłosy. Dziewczyna jęczała. Gdy skręciła, ujrzała Jacka, który trzymał blondynkę w objęciach, jego dłoń miarowo poruszała się w jej spodniach. Ale najbardziej uderzył ją wyraz jego twarzy. Wpatrywał się nad głową kobiety w ceglaną ścianę, był spokojny, jakby oderwany od rzeczywistości. Jakby znajdował się gdzie indziej. Dziewczyna wiła się pod nim, widać było, że jest już blisko spełnienia. Wówczas Jacek spojrzał w bok i popatrzył wprost na Weronikę. Przez jego twarz przebiegł cień, ale po chwili śmiało ponownie spojrzał w jej oczy. Jakby chciał powiedzieć: patrz, taki jestem! Właśnie to robię! Na twoich oczach!
Weronika miał wrażenie, że ziemia usuwa się jej spod nóg. Ale wytrzymała ten wzrok. Oparła się o mur i skrzyżowała ramiona. Dziewczyna ją zauważyła i spłoszyła się. Jacek odsunął się i z premedytacją wyjął chusteczkę z kieszeni i wytarł w nią dłonie. Wciąż nie spuszczał oczu z Weroniki.
- Hej, kto to jest? twoja żona? - Dziewczyna spytała, przerażona.
Jacek nie odwracając wzroku, odparł:
- Tak, moja żona. Spadaj stąd.
- Kutas! - Blondynka wysyczała, wyminęła Weronikę, patrząc na nią z wyższością i zniknęła.
- Co ty tutaj robisz? - Krall zmrużył oczy. Nie udało mu się jednak ukryć rozszerzonych źrenic.
- Patrzę na ciebie. - Weronika odparła spokojnie.
- I co zobaczyłaś?
- Ciebie.
- No tak, to właśnie ja. - Wzruszył ramionami.
- Dlaczego nie przyszedłeś dzisiaj?
- Myślisz, że to ma sens?
- A o co konkretnie pytasz?
- O wszystko.
- Tak. - Weronika odepchnęła się od murku i podeszła do Jacka. Miała wrażenie, że się spłoszył, że jej bliskość go jakoś przeraziła. Osłabiła. - Nie odpuszczę, jeśli o to ci chodzi. Możesz nawet przelecieć na moich oczach wszystkie laski z tej dyskoteki. Nie takie rzeczy mnie dotykały. Dobrze o tym wiesz. Lubisz mnie ranić? Okej. Ale wiesz co? Myślę, że teraz najbardziej zraniłeś siebie.
- Skąd wiesz? - Wyszeptał. - Wiesz wszystko? Masz monopol na wiedzę tajemną?
- Właśnie tak. Siedzę w twojej głowie.
- To powiedz mi, o czym teraz myślę? - Wyprostował się, podszedł bliżej i spojrzał na Weronikę z góry. Sięgała mu do ramienia, zadarła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Choć starał się, aby ją odrzucić, ona się nie poddawała. Była uparta. A on był idiotą. Zdał sobie sprawę z tego po raz kolejny. I cholernie był wściekły na siebie. Jedyne o czym teraz myślał, to to, żeby ją przytulić, poczuć jej zapach i błagać o wybaczenie.
- Myślisz o tym, że jesteś zmęczony. I że chciałbyś się przespać.
- To co chcę nie równa się temu, co mogę. Nie śpię od roku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz