wtorek, 25 stycznia 2022

Paulina Jurga "Ławrusznik"

Kiedy rok temu przeczytałam „Matrioszkę” autorstwa debiutantki, Pauliny Jurgi, już wtedy wiedziałam, że polubimy się literacko. Taka forma tworzenia bardzo mi odpowiada: intrygujący fabularny świat, dobry język, research na wysokim poziomie. Cała trylogia za mną, a teraz jestem świeżo po lekturze pierwszego tomu nowego cyklu (aczkolwiek dziejącego się w tym samym uniwersum), zatytułowanego „Ławrusznik”. I mam lekki dysonans. 


Jeśli czytaliście trylogię „Matrioszka” to bez trudu odnajdziecie się w „Ławruszniku”, gdzie poznajemy losy Igora Wasina „Rzeźnika”, czyli płatnego zabójcy należącego do rosyjskiej bratwy. Rzeźnik dał się wcześniej poznać jako genialny chirurg, bezwzględny morderca, kochający zapach krwi. Jednakże gdzieś pod tą bezdusznością ukrywa się mężczyzna, który przeżył w przeszłości osobisty dramat, doprowadzony przez świat, w którym żył, do okrutnego czynu, stał się maszyną do zabijania. O tym, co go postawiło w takiej roli, dowiadujemy się właśnie z tej książki. A także poznajemy jego tajemnicę z przeszłości, która to poruszy nawet najbardziej zatwardziałe serce.


I teraz wracam do meritum: czym jest ów dysonans, o którym pisałam powyżej? Otóż za cholerę nie wiem, która historia podobała mi się bardziej? Do tej pory byłam team Matrioszka, ale w tym momencie… Według mnie w „Ławruszniku” Paulina Jurga pokazała swój pisarski kunszt, kreując świat brutalny, do bólu prawdziwy i wciągający od pierwszego napisanego słowa.

Książka jest idealnie skonstruowana, mamy sceny walki, pełne brutalności i bezwzględności, mamy doskonale przedstawiony świat worów w zakonie, jest też miłość i erotyka. Wszystko na świetnym poziomie.


Summa summarum: Paulina Jurga pnie się coraz wyżej w swym literackim kunszcie i kibicuję jej z całego serca, bo w natłoku żle napisanych paździerzy, jest jak ten jasny promyk nadziei, że literatura popularna jeszcze nie zeszła na psy (swoją drogą, czemu psy, to takie kochane zwierzęta?).


I na koniec: Paulino, dziękuję za podziękowania w „Ławruszniku”, ależ było moje zaskoczenie, gdy je przeczytałam! Nasze rozmowy zawsze sprawiają mi niezwykłą przyjemność, a memy… no wiesz… :D.

Czytajcie, bo warto!




Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz