Powieść „Dzień czwarty” autorstwa Sarah Lotz to drugi tom książki „Troje", który jednakże można czytać bez znajomości pierwszego. Akcja rozgrywa się w dość specyficznych warunkach, mianowicie na rejsowym wycieczkowcu, mogącym pomieścić tysiące pasażerów. Ograniczona przestrzeń sprawia, że w pewnym momencie wszystko nabiera nieco klaustrofobicznego wymiaru i sprawia, że wymaga się od akcji większej dynamiki, niespodzianek i zaskakujących zwrotów. Czy tutaj tak było?
Ano z tym bywało różnie. Zdarzały się dłużyzny, ale i nieoczekiwane zagrywki bohaterów, którzy… No właśnie. Słowo o bohaterach. Na plan pierwszy wysuwa się kobieta znana jako medium, czyli Celine del Ray. Ona zdaje się być główną osią prowadzonej akcji. I sprawczynią wszystkich wypadków, do których dochodzi na statku. Lecz czy na pewno? Bo oto na wielkim wycieczkowcu dochodzi do awarii, część pasażerów zostaje odcięta od reszty uczestników, muszą opuścić swoje kajuty i zebrać się wszyscy razem w jednym pomieszczeniu. Tymczasem okazuje się, że w jednej z kajut znajdują się zwłoki młodej kobiety, na statku zaczyna grasować gwałciciel, zbliża się sztorm, a kapitan daje nogę. Ale to nie koniec tragedii. To dopiero preludium.
"Dzień czwarty” to nieco apokaliptyczna historia z kryminałem, wątkami paranormalnymi, ale i obyczajowymi w tle. Nic nie jest oczywiste i pewne, a w tle poznajemy zwykłe ludzie problemy, słabości i zmaganie się z losem. Nie jest to historia, która mnie porwała, ale na pewno stanowi ciekawą odmianę gatunkową i pokazuje, jak zachowują się ludzie w momencie zagrożenia.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akurat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz