Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza.
O kobietach, ich zawirowaniach życiowych, problemach z facetami, dziećmi, niesprawiedliwymi szefami, korporacjach, niewierności i szukaniu drugiej połówki naczytałam się już wiele, bo i napisano o tym już dużo. Historia, a właściwie historie przedstawione w książce „Wszystko, o czym marzysz” Mike’a Greenberga w sumie w niczym nie odbiegają od typowej chick-lit połączonej z elementami standardowej literatury kobiecej. Ale czy na pewno?
Samantha, Katherine i Brooke. Trzy kobiety, będące w różnym wieku, na różnych etapach życia, nie znające się i nic o sobie nie wiedzące.
Samantha to wysportowana i pełna zapału młoda mężatka przed trzydziestką. Właśnie przebywa w podróży poślubnej na Hawajach i przypadkiem dowiaduje się o niewierności męża. Piękna sceneria i pozbawiona podtekstu seksualnego opieka starszego mężczyzny dają jej siłę do zakończenia tego krótkotrwałego małżeństwa.
Katherine to rekinka biznesu, kobieta twarda, bezkompromisowa, poruszająca się na Wall Street jak we własnym salonie. Odniosła sukces zawodowy, jest niezależna finansowo, gdyby tylko nie musiała codziennie oglądać swojego szefa, który… osiemnaście lat temu złamał jej serce i ożenił się z inną kobietą. A jednak Katherine przez te wszystkie lata wciąż jest blisko i zarobiła dla jego firmy miliony dolarów. Czy to zdrowe?
Brooke to babka w okolicach czterdziestki, wciąż zakochana w swoim mężu, którego poznała w collegu, matka bliźniąt. Oddana domowi i mężowi, planuje szalony prezent dla ukochanego Scotta.
Trzy kobiety, trzy historie, trzy życia. A tu nagle… Jedna informacja, jedna rozmowa, jedna wizyta w… szpitalu. I zmienia się cała perspektywa.
Wszystkie trzy bohaterki dowiadują się o tym, że są chore na raka. Aby nie zwariować, aby jakoś się trzymać zaczynają udzielać się na forum internetowym, skupiającym kobiety zmagające się z tą chorobą. Niebawem Samantha, Katherine i Brooke zaczynają ze sobą korespondować, a jeszcze później dochodzi do spotkań w realu. I znowu poznajemy ich historie, próby radzenia sobie z nową rzeczywistością, walkę z chorobą i każdorazowo walkę o znalezienie w sobie siły, aby się nie poddawać. Życie toczy się dalej i kobiety także pragną żyć. Odnajdują swoje miłości, pielęgnują to, co już udało się im zdobyć. I zaprzyjaźniają się.
Autor w posłowiu opowiedział historię swojej przyjaciółki, Heidi, matki, żony, sportsmenki, świetnej narciarki, którą nagle zaczęły boleć plecy. Od tego się zaczęło, a historia skończyła się na jej pogrzebie, gdzie autor opowiedział historię ich przyjaźni. To go skłoniło do napisania tej powieści.
„Nigdy nie byłem świadkiem większej niesprawiedliwości” powiedział i chyba należy się z tym zgodzić. A także z tym, że trzeba dostrzegać piękno w każdej sekundzie życia, nie marnować ani chwili, bo przecież tak naprawdę jesteśmy tu tylko na chwilę. „Wszystko, o czym marzysz” pokazuje siłę miłości, przyjaźni i siłę woli, aby walczyć, nie poddawać się i każdy kolejny dzień odhaczać w kalendarzu, jako ten przeżyty, dobrze i z sensem. Bo przecież… lada moment wszystko może się skończyć. Polecam, mądra, miejscami zabawna, ciepła lektura nie tylko o tym, o czym marzysz, ale o tym, co tak naprawdę się liczy.
Twój opis bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać tą książkę :)
OdpowiedzUsuń