poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Doddie Smith "Zdobywam zamek"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Świat Książki.
Recenzja przedpremierowa.


Blogi, pamiętniki, wspomnienia, przemyślenia. Głęboko schowane, a jednocześnie przelewane na papier w formie osobistych listów do nikogo. Czy nie lubimy pobawić się w podglądaczy i poznać  ludzkie tajemnice, ich skrywane marzenia, pragnienia, osobiste przeżycia? Pozwala to uczestniczyć w życiu bohaterów, poznawać ich najskrytsze myśli i choć przez moment poczuć się członkiem ich sekretnego świata. A jeśli bohaterka pisze swój pamiętnik żartobliwo-sardonicznym językiem i w dodatku mieszka na zamku w pierwszej połowie XX wieku, to tym bardziej cała historia zyskuje na swej atrakcyjności.

Takim właśnie zabiegiem posłużyła się Dodie Smith, autorka wielokrotnej przekładanej i wydawanej w różnych krajach powieści, pod tytułem „Zdobywam zamek”. Książka miała swą premierę w 1948 roku w Anglii i od tamtej pory doczekała się kilkudziesięciu wydań, zarówno w formach tradycyjnych, a także jako ebooki i audiobooki.

W „Zdobywam zamek” poznajemy historię siedemnastoletniej Cassandry, która wraz z siostrą Rose, bratem Thomasem, ekscentrycznym ojcem i jeszcze bardziej szaloną macochą, a także z przystojnym Stephenem mieszka w opuszczonym zamku niedaleko Londynu. Rodzina żyje na skraju nędzy, mimo, że pan domu ma swoim koncie jedyną napisaną książkę, która okazała się międzynarodowym bestsellerem, a za którą tantiemy już dawno zostały spożytkowane przez członków rodziny Mortmain. Teraz wszyscy żyją nadzieją, że senior rodu powróci do pisania i może w końcu zacznie zarabiać jakieś pieniądze. Wszystko zmienia się, gdy pojawiają się właściciele zamku, bogaci Amerykanie, bracia Cotton. Simon i Neil okazują się być nie tylko przystojni, ale także nieżonaci, co nie pozostaje bez związku ze starszą siostrą Rose i panującą na zamku biedą.

Jak zakończą się losy tego czworokąta, a właściwie pięciokąta, bo nie można zapomnieć o przystojnym Stephenie, który darzy gorącym uczuciem Cassandrę? Ta ostatnia jest narratorką opowieści, a wszystkie wydarzenia otrzymujemy w formie pamiętnika, pisanego przez nastolatkę. I nieważne, że powieść ta została napisana ponad sześćdziesiąt la temu, marzenia i pragnienia, namiętności i zawody pozostały takie same, w końcu to technika i medycyna się rozwinęły, ale pasje rządzące ludźmi, aż tak bardzo się nie zmieniły.

Powieść ujmuje prostotą, lekkością, poczuciem humoru, a także licznymi analogiami do znanych dzieł literackich. Nieodparcie towarzyszyło mi wrażenie, że czytam jakąś nieznaną do tej pory część Dumy i uprzedzenia. Może z lekkim powiewem nowoczesności. 

Książka Dodie Smith to uczta dla wrażeń, uczuć i wyobraźni, pozwala przenieść się na chwilę na zimne angielskie wzgórza i zaznać wolności i swobody, mimo, że w domu chłód, a wszystkie świece już dawno się wypaliły. Gorąco polecam, lektura, która powinna znaleźć się chyba w każdym kanonie.


3 komentarze:

  1. Uwielbiam takie klimaty. Dziękuję za polecenie dobrej lektury

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej książce do tej pory, lubię takie uniwersalne historie, więc się rozejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezwykle mi się ta twoja recenzja podoba :). Też mi się ta lekkość spodobała - i chociaż to nie moje klimaty, to powieść tę przeczytałam niesamowicie szybko :).

    Zdecydowanym jej plusem jest cała plejada sympatycznych i jednocześnie barwnych bohaterów. Miło jest widzieć, jak wraz z rozwojem powieści nabierają własnego życia.

    http://zakamarek2013.blogspot.com/2013/12/zdobywam-zamek-i-corka-tatarskiego-chana.html

    OdpowiedzUsuń