Oto pierwsze opowiadanie, zatytułowane: "On jest młodszy!"
MIŁEJ LEKTURY!!!
"On jest młodszy!"
Wszystko zaczęło się tak banalnie, tak, jak czasami można przeczytać w opowieściach o miłości. Opuszczałam sklepowy parking, nie zauważyłam samochodu wyjeżdżającego z prawej strony i... bach! Zgrzyt blachy, ostre szarpnięcie i ogromny stres. Wjechałam w czarnego mercedesa, prowadzonego przez jakiegoś mężczyznę.
-Nic się pani nie stało?
Kierowca kosztownego auta wykazał się co najmniej dziwną troską, bo zamiast martwić się o zarysowany błotnik, przejmował się mną.
- Nie, wszystko w porządku. Bardzo pana przepraszam. Zamyśliłam się, zupełnie zapomniałam, że tu obowiązuje prawa strona.
- Cóż, zdarza się. Może załatwimy to bez wzywania policji. Ma pani auto-casco?
- Tak, mam. Dobrze, policja niepotrzebna.
Spisaliśmy oświadczenie, wymieniliśmy się numerami telefonów i rozjechaliśmy w przeciwne strony. Uprzejmy kierowca mercedesa miał na imię Paweł, także mieszkał we Wrocławiu i był dziewięć lat młodszy ode mnie. To zapamiętałam doskonale, a także to, że miał piękne orzechowe oczy i gęste ciemne włosy. A także szczery uśmiech. Pewnie z pobłażaniem myślał o ryczącej czterdziestce, która nie potrafi prowadzić samochodu.
Minęły cztery dni, trochę mnie pochłonęło załatwianie formalności związanych z naprawą auta. Niespodziewanie czwartego dnia zadzwoniła moja komórka i ku mojemu zdziwieniu na wyświetlaczu pojawiło się nazwisko Pawła.
- Tak, słucham?
- Pani Iwono. Tu Paweł Korzecki. Mieliśmy stłuczkę, pamięta pani?
- Tak, oczywiście, że pamiętam. Coś nie tak z moim ubezpieczeniem? – troszkę się zdenerwowałam.
- Nie, skąd, wszystko gra. Chciałem zapytać, czy u pani wszystko w porządku.
Trochę mnie to zaskoczyło, ale odparłam uprzejmie.
- Wszystko okej, szkody pokryje ubezpieczenie, tylko będę pozbawiona na jakiś tydzień środka lokomocji.
- Rozumiem. To może pomogę? Może potrzebuje pani transportu? Chętnie służę pomocą.
- Ależ nie trzeba. To niezwykle miłe z pana strony, ale naprawdę poradzę sobie.
- A czy da się pani namówić na kawę? – Padło niespodziewane pytanie. Zupełnie mnie tym zaskoczył. Podryw starszej babki? Przecież widział w dokumentach ile mam lat. Poza tym miałam syna, prawie dorosłego, bo w wieku siedemnastu lat wpadłam z kolegą z klasy. Oczywiście nasze drogi się rozeszły, mój eks jedynie z Piotrkiem utrzymywał kontakt, a ten
-Nic się pani nie stało?
Kierowca kosztownego auta wykazał się co najmniej dziwną troską, bo zamiast martwić się o zarysowany błotnik, przejmował się mną.
- Nie, wszystko w porządku. Bardzo pana przepraszam. Zamyśliłam się, zupełnie zapomniałam, że tu obowiązuje prawa strona.
- Cóż, zdarza się. Może załatwimy to bez wzywania policji. Ma pani auto-casco?
- Tak, mam. Dobrze, policja niepotrzebna.
Spisaliśmy oświadczenie, wymieniliśmy się numerami telefonów i rozjechaliśmy w przeciwne strony. Uprzejmy kierowca mercedesa miał na imię Paweł, także mieszkał we Wrocławiu i był dziewięć lat młodszy ode mnie. To zapamiętałam doskonale, a także to, że miał piękne orzechowe oczy i gęste ciemne włosy. A także szczery uśmiech. Pewnie z pobłażaniem myślał o ryczącej czterdziestce, która nie potrafi prowadzić samochodu.
Minęły cztery dni, trochę mnie pochłonęło załatwianie formalności związanych z naprawą auta. Niespodziewanie czwartego dnia zadzwoniła moja komórka i ku mojemu zdziwieniu na wyświetlaczu pojawiło się nazwisko Pawła.
- Tak, słucham?
- Pani Iwono. Tu Paweł Korzecki. Mieliśmy stłuczkę, pamięta pani?
- Tak, oczywiście, że pamiętam. Coś nie tak z moim ubezpieczeniem? – troszkę się zdenerwowałam.
- Nie, skąd, wszystko gra. Chciałem zapytać, czy u pani wszystko w porządku.
Trochę mnie to zaskoczyło, ale odparłam uprzejmie.
- Wszystko okej, szkody pokryje ubezpieczenie, tylko będę pozbawiona na jakiś tydzień środka lokomocji.
- Rozumiem. To może pomogę? Może potrzebuje pani transportu? Chętnie służę pomocą.
- Ależ nie trzeba. To niezwykle miłe z pana strony, ale naprawdę poradzę sobie.
- A czy da się pani namówić na kawę? – Padło niespodziewane pytanie. Zupełnie mnie tym zaskoczył. Podryw starszej babki? Przecież widział w dokumentach ile mam lat. Poza tym miałam syna, prawie dorosłego, bo w wieku siedemnastu lat wpadłam z kolegą z klasy. Oczywiście nasze drogi się rozeszły, mój eks jedynie z Piotrkiem utrzymywał kontakt, a ten
odwiedzał ojca kilka razy w roku, bo mój niedoszły były mieszkał na Mazurach. Zresztą... to tylko kawa, a ja już tworzyłam sobie w głowie skomplikowany scenariusz.
- Czemu nie? Z wielką chęcią. – A co mi tam, facet był miły, przystojny, może chciał jakoś ładnie zakończyć to nasze niefortunne spotkanie na parkingu.
Ale gdy spotkaliśmy się na rzeczonej kawie, okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów, że uwielbiamy jazdę na rowerze, że słuchamy podobnej muzyki, że bawią nas komedie romantyczne, a także lubimy się bać przy filmach Hitchcocka. Podobieństw było sporo. Coraz lepiej się nam rozmawiało, coraz więcej mieliśmy sobie do powiedzenia, coraz bliżej siebie siedzieliśmy. To było pierwsze spotkanie, ale potem pojawiło się ich więcej. Kino, wycieczka rowerowa, grill u znajomych. Gdy odwoził mnie po tym grillu do domu, gdy zaparkował przez moim blokiem, popatrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. Poczułam dreszcz, wiedziałam, co zaraz się wydarzy.
- Bardzo cię lubię, Iwonko.
- Ja ciebie też.
- Jesteś taka śliczna – pochylił się i objął moją twarz dłońmi.
- Jestem o wiele starsza od ciebie.
- To nic nie znaczy.
- Dla mnie znaczy bardzo wiele – odparłam ze smutkiem.
- Zupełnie niepotrzebnie.
Jego usta były niecierpliwe, całował mnie cudownie tkliwie, a jednocześnie trochę drapieżnie. Nie pamiętam, żeby jakikolwiek mężczyzna mnie całował tak jak Paweł. I już wiedziałam, że jestem stracona. Zakochiwałam się. Boże, w facecie młodszym prawie o dekadę! Musiałam mu też powiedzieć, że mam syna, musiał wiedzieć, w co się pakuje. Bo przecież tym razem wiedziałam, czułam, dostrzegałam to w jego oczach. Tu nie chodziło o jednorazową podrywkę, o łóżko, o seks. To było coś o wiele więcej. Spadło na nas zupełnie niespodziewanie i teraz musieliśmy sobie z tym jakoś poradzić.
Minął tydzień, zanim spędziliśmy wspólną noc. Było cudownie, magicznie, romantycznie, a jednocześnie tak intensywnie, że miałam wrażenie, iż rozpadnę się na kawałki. Będąc w jego ramionach, byłam w sumie na to gotowa.
- Masz ładne dłonie. Takie delikatne – całował moje palce, jeden po drugim. – Cała jesteś piękna. – Teraz całował mnie całą. To było wspaniałe. Wspaniałe spalające uczucie.
- Iwonko, zakochałem się w tobie.
- Tak po prostu? – Oparłam się na łokciu i patrzyłam w jego szczere oczy. - Tak po prostu. To chyba zawsze się tak dzieje.
- Chyba tak. Bo na mnie też to spadło, tak po prostu...
- To powiedz to.
- Boję się.
- Czemu nie? Z wielką chęcią. – A co mi tam, facet był miły, przystojny, może chciał jakoś ładnie zakończyć to nasze niefortunne spotkanie na parkingu.
Ale gdy spotkaliśmy się na rzeczonej kawie, okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów, że uwielbiamy jazdę na rowerze, że słuchamy podobnej muzyki, że bawią nas komedie romantyczne, a także lubimy się bać przy filmach Hitchcocka. Podobieństw było sporo. Coraz lepiej się nam rozmawiało, coraz więcej mieliśmy sobie do powiedzenia, coraz bliżej siebie siedzieliśmy. To było pierwsze spotkanie, ale potem pojawiło się ich więcej. Kino, wycieczka rowerowa, grill u znajomych. Gdy odwoził mnie po tym grillu do domu, gdy zaparkował przez moim blokiem, popatrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. Poczułam dreszcz, wiedziałam, co zaraz się wydarzy.
- Bardzo cię lubię, Iwonko.
- Ja ciebie też.
- Jesteś taka śliczna – pochylił się i objął moją twarz dłońmi.
- Jestem o wiele starsza od ciebie.
- To nic nie znaczy.
- Dla mnie znaczy bardzo wiele – odparłam ze smutkiem.
- Zupełnie niepotrzebnie.
Jego usta były niecierpliwe, całował mnie cudownie tkliwie, a jednocześnie trochę drapieżnie. Nie pamiętam, żeby jakikolwiek mężczyzna mnie całował tak jak Paweł. I już wiedziałam, że jestem stracona. Zakochiwałam się. Boże, w facecie młodszym prawie o dekadę! Musiałam mu też powiedzieć, że mam syna, musiał wiedzieć, w co się pakuje. Bo przecież tym razem wiedziałam, czułam, dostrzegałam to w jego oczach. Tu nie chodziło o jednorazową podrywkę, o łóżko, o seks. To było coś o wiele więcej. Spadło na nas zupełnie niespodziewanie i teraz musieliśmy sobie z tym jakoś poradzić.
Minął tydzień, zanim spędziliśmy wspólną noc. Było cudownie, magicznie, romantycznie, a jednocześnie tak intensywnie, że miałam wrażenie, iż rozpadnę się na kawałki. Będąc w jego ramionach, byłam w sumie na to gotowa.
- Masz ładne dłonie. Takie delikatne – całował moje palce, jeden po drugim. – Cała jesteś piękna. – Teraz całował mnie całą. To było wspaniałe. Wspaniałe spalające uczucie.
- Iwonko, zakochałem się w tobie.
- Tak po prostu? – Oparłam się na łokciu i patrzyłam w jego szczere oczy. - Tak po prostu. To chyba zawsze się tak dzieje.
- Chyba tak. Bo na mnie też to spadło, tak po prostu...
- To powiedz to.
- Boję się.
Naprawdę się bałam. Bo chciałam, aby to było coś prawdziwego, coś realnego.
- Nie bój się. Jestem tuż obok.
- Wiem.
- To powiedz.
- Kocham cię.
Uśmiechnął się i nakrył moje ciało swoim. I w tym wszystkim, w tym szale, w tej spalającej nas namiętności zapomniałam o tak istotnej rzeczy, jak wiek mojego syna.
Dwa dni później Piotrek przyjechał do Wrocławia. Zadzwonił do mnie i obiecał, że przyjedzie po mnie do pracy. Wiedział o moich kłopotach komunikacyjnych. Poza tym przyznał, że się stęsknił.
- Jak było u ojca? – Spytała, gdy jechaliśmy w stronę domu.
- Dobrze. Spotyka się teraz z taką jedną – mój syn machnął ręką.
- To już nie ma Olgi? – Pamiętałam imię ostatniej damy serca ojca mego dziecka.
- Nie, teraz jest Lidia.
- Ojciec nie próżnuje.
- Jak zawsze. A co u ciebie?
- Noo, rozwaliłam auto, ale to już wiesz. Dostałam podwyżkę. Poznałam fajnego faceta.
- O! Gratuluję. To znaczy nie gruchota, tylko podwyżki i faceta. Powiesz coś więcej?
- Może was po prostu zapoznam? Zaprosiłabym go na kolację. Co ty na to?
- Jestem za. Mam nadzieję, że go polubię.
- Wariat – roześmiałam się i wysiadłam. Piotrek wyciągnął zakupy z bagażnika, objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę domu. Tam rozpakowałam siatki, mój syn zainstalował się w swoim dawnym pokoju. Próbowałam dodzwonić się do Pawła, aby poinformować go o wspólnej kolacji, ale nie odbierał. Dzwoniłam i dzwoniłam, pisałam smsy, wreszcie zaczęłam się niepokoić.
- Piotruś, pożyczysz mi auto? Muszę jechać do Pawła, może coś się stało. Denerwuję się.
- Wiesz, pożyczać ci samochód to ryzyko.
- Daj spokój, zaraz będę z powrotem.
- Dobra, dobra, żartuję przecież. Tam leżą kluczyki – wskazał gestem komodę i wrócił do konwersacji na skype.
Jechałam z duszą na ramieniu, zaparkowałam byle jak i wbiegłam na drugie piętro, gdzie mieszkał Paweł. Pukałam dość długo, ale nikt nie otwierał. Miałam dziwne wrażenie, że on jest w mieszkaniu, tylko po prostu nie chce mnie widzieć. Nie chce mnie znać. Załamana wróciłam do domu. Coś tam mruknęłam do Piotrka i zamknęłam się w swoim pokoju. Teraz
- Nie bój się. Jestem tuż obok.
- Wiem.
- To powiedz.
- Kocham cię.
Uśmiechnął się i nakrył moje ciało swoim. I w tym wszystkim, w tym szale, w tej spalającej nas namiętności zapomniałam o tak istotnej rzeczy, jak wiek mojego syna.
Dwa dni później Piotrek przyjechał do Wrocławia. Zadzwonił do mnie i obiecał, że przyjedzie po mnie do pracy. Wiedział o moich kłopotach komunikacyjnych. Poza tym przyznał, że się stęsknił.
- Jak było u ojca? – Spytała, gdy jechaliśmy w stronę domu.
- Dobrze. Spotyka się teraz z taką jedną – mój syn machnął ręką.
- To już nie ma Olgi? – Pamiętałam imię ostatniej damy serca ojca mego dziecka.
- Nie, teraz jest Lidia.
- Ojciec nie próżnuje.
- Jak zawsze. A co u ciebie?
- Noo, rozwaliłam auto, ale to już wiesz. Dostałam podwyżkę. Poznałam fajnego faceta.
- O! Gratuluję. To znaczy nie gruchota, tylko podwyżki i faceta. Powiesz coś więcej?
- Może was po prostu zapoznam? Zaprosiłabym go na kolację. Co ty na to?
- Jestem za. Mam nadzieję, że go polubię.
- Wariat – roześmiałam się i wysiadłam. Piotrek wyciągnął zakupy z bagażnika, objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę domu. Tam rozpakowałam siatki, mój syn zainstalował się w swoim dawnym pokoju. Próbowałam dodzwonić się do Pawła, aby poinformować go o wspólnej kolacji, ale nie odbierał. Dzwoniłam i dzwoniłam, pisałam smsy, wreszcie zaczęłam się niepokoić.
- Piotruś, pożyczysz mi auto? Muszę jechać do Pawła, może coś się stało. Denerwuję się.
- Wiesz, pożyczać ci samochód to ryzyko.
- Daj spokój, zaraz będę z powrotem.
- Dobra, dobra, żartuję przecież. Tam leżą kluczyki – wskazał gestem komodę i wrócił do konwersacji na skype.
Jechałam z duszą na ramieniu, zaparkowałam byle jak i wbiegłam na drugie piętro, gdzie mieszkał Paweł. Pukałam dość długo, ale nikt nie otwierał. Miałam dziwne wrażenie, że on jest w mieszkaniu, tylko po prostu nie chce mnie widzieć. Nie chce mnie znać. Załamana wróciłam do domu. Coś tam mruknęłam do Piotrka i zamknęłam się w swoim pokoju. Teraz
ja nie chciałam nikogo widzieć. Prawie całą noc przepłakałam. Wolałabym, aby prosto w oczy wykrzyczał mi, że to była pomyłka, nie wiem, chwilowa podrywka, zabawa. Że chciał zobaczyć, jak to jest ze starszą kobietą. Żeby powiedział cokolwiek. COKOLWIEK! Bo teraz... nic nie rozumiałam. A to było gorsze nawet od najboleśniejszej prawdy. Kilka razy próbowałam się z nim skontaktować, jeździłam codziennie do jego mieszkania, dzwoniłam, wysyłałam smsy. Wreszcie... stanęłam przed lustrem i wyzwałam się od nachalnych idiotek. Starych idiotek. Moja pewność siebie i poczucie własnej wartości zostało całkowicie zdruzgotane. Nie byłoby tak, gdybym się w nim nie zakochała. A kochałam Pawła, wciąż kochałam, a jednocześnie nienawidziłam. Za to co zrobił. A raczej czego nie zrobił. Odszedł bez słowa i nic nie wyjaśnił.
Mój syn chyba zorientował się, że coś złego się ze mną dzieje i postanowił wyciągnąć mnie na spacer do Ogrodu Botanicznego.
- Chodź ze mną, chcę porobić kilka zdjęć. Przestań się zamartwiać, żaden frajer nie jest tego wart.
Długo mnie namawiał, ale w końcu wzięłam się w garść, przecież nie mogłam zawieść własnego dziecka! Teraz spacerowaliśmy po wrocławskim ogrodzie botanicznym, a Piotrek usiłował mnie rozbawiać.
- Stań tutaj, koło tej azalii. Ma ładne czerwone kwiaty, takie same jak twoje oczy.
- Bardzo śmieszne – burknęłam, ale ustawiłam się, a syn robił zdjęcia.
Nagle poczułam dreszcz. I zanim zrozumiałam co się dzieje, ujrzałam stojącego nieopodal Pawła i przypatrującego się nam z ponurym wyrazem twarzy. Wyglądał bardzo... marnie, jego oczy były podkrążone i równie czerwone jak moje. Kilkudniowy zarost pokrywał policzki i brodę. Podszedł bliżej i powiedział cicho:
- To tak się bawisz...
Nic nie rozumiałam. Ale miałam wrażenie, że dzieje się coś, na co nie mam wpływu. A przynajmniej nie miałam.
-Teraz chcesz nagle rozmawiać? – Warknęłam, bo ogarnęła mnie wściekłość.
Mój syn podszedł do nas, patrząc na Pawła równie nieprzyjaznym wzrokiem.
- Wszystko okej? – Popatrzył na mnie.
- Tak, Piotruś. Zostaw nas na moment.
Piotr z ociąganiem odszedł trochę dalej, ale cały czas mnie obserwował, gotów w każdej chwili przyjść z pomocą. Wiedziałam, że to nie będzie potrzebne.
Paweł spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami.
- Jak mogłaś? - Jego głos był oschły i jakiś taki... zrozpaczony. Nic nie rozumiałam.
- O czym ty mówisz? Co ja mogłam? To ty uciekłeś i nie byłeś nawet na tyle odważny, aby powiedzieć mi to w twarz.
- Ale co? To, że cię kocham, a ty mnie oszukałaś? – Krzyknął.
Mój syn chyba zorientował się, że coś złego się ze mną dzieje i postanowił wyciągnąć mnie na spacer do Ogrodu Botanicznego.
- Chodź ze mną, chcę porobić kilka zdjęć. Przestań się zamartwiać, żaden frajer nie jest tego wart.
Długo mnie namawiał, ale w końcu wzięłam się w garść, przecież nie mogłam zawieść własnego dziecka! Teraz spacerowaliśmy po wrocławskim ogrodzie botanicznym, a Piotrek usiłował mnie rozbawiać.
- Stań tutaj, koło tej azalii. Ma ładne czerwone kwiaty, takie same jak twoje oczy.
- Bardzo śmieszne – burknęłam, ale ustawiłam się, a syn robił zdjęcia.
Nagle poczułam dreszcz. I zanim zrozumiałam co się dzieje, ujrzałam stojącego nieopodal Pawła i przypatrującego się nam z ponurym wyrazem twarzy. Wyglądał bardzo... marnie, jego oczy były podkrążone i równie czerwone jak moje. Kilkudniowy zarost pokrywał policzki i brodę. Podszedł bliżej i powiedział cicho:
- To tak się bawisz...
Nic nie rozumiałam. Ale miałam wrażenie, że dzieje się coś, na co nie mam wpływu. A przynajmniej nie miałam.
-Teraz chcesz nagle rozmawiać? – Warknęłam, bo ogarnęła mnie wściekłość.
Mój syn podszedł do nas, patrząc na Pawła równie nieprzyjaznym wzrokiem.
- Wszystko okej? – Popatrzył na mnie.
- Tak, Piotruś. Zostaw nas na moment.
Piotr z ociąganiem odszedł trochę dalej, ale cały czas mnie obserwował, gotów w każdej chwili przyjść z pomocą. Wiedziałam, że to nie będzie potrzebne.
Paweł spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami.
- Jak mogłaś? - Jego głos był oschły i jakiś taki... zrozpaczony. Nic nie rozumiałam.
- O czym ty mówisz? Co ja mogłam? To ty uciekłeś i nie byłeś nawet na tyle odważny, aby powiedzieć mi to w twarz.
- Ale co? To, że cię kocham, a ty mnie oszukałaś? – Krzyknął.
- Nie krzycz. Ja oszukałam? Czy ty się w ogóle słyszysz? – Pokręciłam głową i roześmiałam się gorzko. – Mówiłam, że jestem dla ciebie za stara. Sam to zrozumiałeś i zrejterowałeś. Tylko dlaczego w taki sposób?! Żebym musiała robić z siebie wariatkę.
Paweł sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę rzucić się na mnie. Wziął głęboki wdech i zapanował nad sobą.
- To ty zrobiłaś ze mnie idiotę. I z wszystkiego co do ciebie czułem. I czuję nadal. Widziałem cię.
- Co?
- Widziałem cię. Przed twoim domem. Z tym facetem. – Wskazał na Piotrka. - Wiesz, wierzyłem, myślałem, że to coś specjalnego, prawdziwego, że między nami jest coś, czego nic nie zburzy, nic tego nie zniszczy. Myliłem się...
Patrzyłam na niego osłupiałym wzrokiem. O czym on... Co się dzieje... Ojej... No tak... Już wszystko rozumiałam. Usiadłam na ławce i potarłam twarz rękoma. A potem się uśmiechnęłam.
- Bawię cię? – Spytał wściekłym tonem.
- Paweł. Spotykasz się, a raczej spotykałeś ze starszą kobietą od siebie, wiesz o tym?
- I co z tego?
- A to, że ta kobieta w wieku siedemnastu lat urodziła syna. Ot, błąd młodości, ale dzięki temu mam teraz wspaniałego syna, Piotrka. To właśnie on. – Kiwnęłam głową w kierunku mojego pierworodnego, który przyglądał się nam z ponurym wyrazem twarzy.
Teraz Paweł patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Był zdumiony i zszokowany. No jasne, jego dziewczyna ma syna w wieku dwudziestu trzech lat. Też byłabym w szoku.
- To twój syn?
- Tak. Dzwoniłam do ciebie, żeby zaprosić cię na kolację. Chciałam was poznać. Jesteście teraz najważniejszymi facetami w moim życiu. Ale ty już sobie sam ułożyłeś własny scenariusz.
- A co mogłem pomyśleć? Byłem pewien, że to twój nowy facet.
- Tak nisko mnie cenisz? W życiu bym cię nie okłamała – powiedziałam smutno.
Paweł zaczął chodzić w tę i z powrotem. Piotrek podszedł do mnie i zapytał:
- Mamo, wszystko dobrze?
Paweł spojrzał na nas i zamknął na chwilę oczy. Widać było, że jest wściekły, zaskoczony i chyba... szczęśliwy.
- Wybacz mi. Wybaczcie. – Podał Piotrkowi rękę, którą ten z ociąganiem uścisnął.
I nagle ten niemożliwy facet ruszył w moją stronę, postawił mnie na nogi i objął.
- To znaczy, że mnie kochasz?
Paweł sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę rzucić się na mnie. Wziął głęboki wdech i zapanował nad sobą.
- To ty zrobiłaś ze mnie idiotę. I z wszystkiego co do ciebie czułem. I czuję nadal. Widziałem cię.
- Co?
- Widziałem cię. Przed twoim domem. Z tym facetem. – Wskazał na Piotrka. - Wiesz, wierzyłem, myślałem, że to coś specjalnego, prawdziwego, że między nami jest coś, czego nic nie zburzy, nic tego nie zniszczy. Myliłem się...
Patrzyłam na niego osłupiałym wzrokiem. O czym on... Co się dzieje... Ojej... No tak... Już wszystko rozumiałam. Usiadłam na ławce i potarłam twarz rękoma. A potem się uśmiechnęłam.
- Bawię cię? – Spytał wściekłym tonem.
- Paweł. Spotykasz się, a raczej spotykałeś ze starszą kobietą od siebie, wiesz o tym?
- I co z tego?
- A to, że ta kobieta w wieku siedemnastu lat urodziła syna. Ot, błąd młodości, ale dzięki temu mam teraz wspaniałego syna, Piotrka. To właśnie on. – Kiwnęłam głową w kierunku mojego pierworodnego, który przyglądał się nam z ponurym wyrazem twarzy.
Teraz Paweł patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Był zdumiony i zszokowany. No jasne, jego dziewczyna ma syna w wieku dwudziestu trzech lat. Też byłabym w szoku.
- To twój syn?
- Tak. Dzwoniłam do ciebie, żeby zaprosić cię na kolację. Chciałam was poznać. Jesteście teraz najważniejszymi facetami w moim życiu. Ale ty już sobie sam ułożyłeś własny scenariusz.
- A co mogłem pomyśleć? Byłem pewien, że to twój nowy facet.
- Tak nisko mnie cenisz? W życiu bym cię nie okłamała – powiedziałam smutno.
Paweł zaczął chodzić w tę i z powrotem. Piotrek podszedł do mnie i zapytał:
- Mamo, wszystko dobrze?
Paweł spojrzał na nas i zamknął na chwilę oczy. Widać było, że jest wściekły, zaskoczony i chyba... szczęśliwy.
- Wybacz mi. Wybaczcie. – Podał Piotrkowi rękę, którą ten z ociąganiem uścisnął.
I nagle ten niemożliwy facet ruszył w moją stronę, postawił mnie na nogi i objął.
- To znaczy, że mnie kochasz?
- Do szaleństwa.
- To twój syn? – Patrzył na mnie roziskrzonym wzrokiem.
- Jedyny. Obiecuję – uśmiechnęłam się.
- Przepraszam – wymamrotał i nie zwracając uwagi na Piotrka, pocałował mnie mocno i tęsknie.
Mój syn przewrócił oczami i poszedł fotografować krzewy pełne kwiatów. A ja?
Najpierw byłam smutna, potem wściekła, a teraz... po prostu szczęśliwa.
Nasz związek się rozwija. Paweł znalazł z Piotrkiem wspólny język, obaj interesują się fotografią. Spotykam się z Pawłem od roku, ostatnio zaczął coś wspominać o tym, że moje obecne nazwisko mu się nie podoba i Iwona Korzecka brzmiałoby o niebo lepiej. Sama nie wiem... Zobaczymy. Ci młodsi faceci są tacy... nerwowi i niecierpliwi. Ale... kocham mojego Pawła i pewnie zgodzę się na wszystko, o co mnie poprosi.
- To twój syn? – Patrzył na mnie roziskrzonym wzrokiem.
- Jedyny. Obiecuję – uśmiechnęłam się.
- Przepraszam – wymamrotał i nie zwracając uwagi na Piotrka, pocałował mnie mocno i tęsknie.
Mój syn przewrócił oczami i poszedł fotografować krzewy pełne kwiatów. A ja?
Najpierw byłam smutna, potem wściekła, a teraz... po prostu szczęśliwa.
Nasz związek się rozwija. Paweł znalazł z Piotrkiem wspólny język, obaj interesują się fotografią. Spotykam się z Pawłem od roku, ostatnio zaczął coś wspominać o tym, że moje obecne nazwisko mu się nie podoba i Iwona Korzecka brzmiałoby o niebo lepiej. Sama nie wiem... Zobaczymy. Ci młodsi faceci są tacy... nerwowi i niecierpliwi. Ale... kocham mojego Pawła i pewnie zgodzę się na wszystko, o co mnie poprosi.
Fajne opowiadanie 😊
OdpowiedzUsuńŁał mega mega. Już mi się podoba i chcę kontynuacji. Pliss. Wierna czytelniczka Monika
OdpowiedzUsuńSuper się czyta. Love
OdpowiedzUsuńFajnie,lekko i przyjemnie. Pozdrawiam 🤗
OdpowiedzUsuńAle fajne opowiadanie :) Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie zdecydowanie za krótkie 😜 Zdecydowanie preferuję dłuższe opowiadania, szczególnie jeśli są tak dobre jak to, które właśnie przeczytałam 😁Gratuluję dobrego pióra, życzę dalszej weny i czekam na więcej. I tak, to dobry pomysł żeby wydać książkę z takimi opowiadania i 😁Pozdrawiam 😊
OdpowiedzUsuńNie, no to opowiadanie jest zdecydowanie za krótkie 😜 Gratuluję i czekam na więcej. I tak, wydanie książki z takimi opowiadania i to bardzo dobry pomysł 😊Pozdrawiam, Małgosia.
OdpowiedzUsuń