poniedziałek, 24 czerwca 2019

Cichy i Sylwia. Miłość czy zakład?

Przedsprzedaż "Zakładu o miłość" w nowym wydaniu i nowym wydawnictwie już ruszyła na empik.com
Premiera: 17. lipca!
Książka po nowej redakcji i z dopisanymi scenami :)

Do klubu weszły właśnie cztery dziewczyny. Wszystkie były całkiem, całkiem. Ale ja widziałem tylko ją. Była najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem, w dodatku, ubrana w prostą sukienkę i buty na płaskim obcasie, wcale nie starała się ostentacyjnie podkreślać swojej urody. Ta prostota i naturalność mocno mną wstrząsnęły. Wyglądała… tak inaczej. Była jak haust świeżego powietrza w tym zadymionym klubie.

– Zaraz wracam – mruknąłem, zgarnąłem komórkę ze stolika i ruszyłem w stronę wejścia. Dziewczyny czekały na szefa sali, który miał zaprowadzić je do loży. Okrążyłem szatnię i podszedłem z drugiej strony, po czym stanąłem tuż za zielonooką. Widziałem, jak nagle drgnęła. Wydawała się wyczuwać moją obecność. Poczułem się trochę dziwnie. Wziąłem głęboki wdech. Uczucie wzmogło się, bo do moich nozdrzy dotarł zapach jej ciała. Delikatny, kwiatowy. Nie znam się na tym, ale na swoich odczuciach – owszem. Ta dziewczyna bardzo mi się podobała. I już wiedziałem, że będę na nią polował cały wieczór.Podszedłem do niej jeszcze bliżej, naruszając intymną sferę, którą ma każdy człowiek i  której pilnie strzeże, zwłaszcza przed nieznajomymi. Dziewczyna wyczuła, że coś jest nie tak, bo odwróciła się gwałtownie i spojrzała mi prosto w oczy. Lekko zakręciło mi się w głowie. Miałem wrażenie, że wzrok wwierca się we mnie i w pewnym momencie nie widziałem niczego poza nieskończoną zielenią jej spojrzenia. Zorientowałem się, że nie jestem tej dziewczynie obojętny.  Że jej także spodobało się to, co zobaczyła. Bardzo lubiłem takie zabawy. Wyglądałem nieźle, a im bardziej oschle i obojętnie się zachowywałem, tym bardziej laski do mnie lgnęły, co zresztą bardzo mnie bawiło. Chciałem złapać kosmyk jej włosów i powiedzieć coś mało odkrywczego, ale za to bezczelnego, jednak ona zamrugała, pokręciła głową, wymamrotała coś, co brzmiało jak „przepraszam”, i uciekła w tłum. Uśmiechnąłem się pod nosem i wzruszyłem ramionami. „Przede mną nie da się tak łatwo uciec” – pomyślałem i wróciłem do swoich kumpli. Był tam już Marek, nasz kolega z roku. Kiedy mnie zobaczył, uścisnął mi rękę i wyszczerzył się, wskazując na te cztery dziewczyny, które usiadły w loży nieopodal nas. 

– A ty, Cichy, za arystokratki się bierzesz?

Spojrzałem na niego, nic nie rozumiejąc.

– Ta laska, którą napastowałeś przy szatni, to jakaś hrabianka czy coś.

– No i?

 – Padniesz, gdy dowiesz się, czyją jest dziewczyną.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz