wtorek, 15 listopada 2011

Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna słońca"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MG.



"Pomyślałam, jak niewiele zostaje po człowieku. Parę wierszy, pocztówek i zdjęć. Świadectwa przeżytych chwil. Mówią tylko, że ktoś taki był. Oto są dowody przeszłej rzeczywistości. Niczego już nie przybędzie, czas minął. Cieszcie się tym co macie..."1

To być może oczywista prawda, swego rodzaju truizm, ale jeśli tak jest, to za czym ta ciągła pogoń, wyścig szczurów, licytacja materializmu, pielęgnowanie nienawiści? Czy nie lepiej żyć prosto, w zgodzie z samym sobą, światem, ludźmi? Wiem, utopia. Ale czy na pewno? A może są miejsca, gdzie da się tak właśnie funkcjonować? I chociaż czasami wiatr w oczy, to udaje się trwać w przekonaniu, że należy cieszyć się każdą nadchodzącą chwilą i dostrzegać małe radości codzienności.

"Jesień na Mazurach jest taka piękna (...)"2

O tak. Z tym zgadzam się w zupełności. W takiej pięknej scenerii poznajemy losy Ludmiły, bohaterki najnowszej książki Katarzyny Enerlich, pod tytułem "Prowincja pełna słońca". W tej odsłonie "prowincjonalnego" tryptyku, bohaterka musi stawić czoła kolejnym przeciwnościom losu, które w bezlitosny sposób przewartościują jej życie i zmienią spojrzenie na świat. Ludmiła uda się w podróż na południe, do Włoch, tam pozna wiele wspaniałych osób, niektóre z nich będą potrzebowały jej pomocy. Czytelnik pozna historie marokańskich kobiet, zamkniętych w męskim świecie dominacji, ich pozbawione radości i wolności życie, niewolnicze oddanie swemu panu i władcy. W centrum wydarzeń znajdzie się także Ludmiła. Sama skrzywdzona, ale starająca się odzyskać równowagę. Gdy wróci na ukochane Mazury, zacznie budować swoje życie od nowa. Kto jej w tym pomoże? Dawna miłość, czyli Piotr? A może nowo poznany Wojciech? A co z Martinem, jej mężem? Wiele pytań, wiele niespodzianek i wszechobecna moc przyrody. Wobec której ludzkie życie jest momentem, błyskiem, ułamkiem. I na każdej przeczytanej stronie wyziera do nas ta prawda, że należy cieszyć się każdą chwilą, czerpać ze świata nas otaczającego i szukać ukojenia właśnie w przyrodzie. To naprawdę może pomóc.

Widać, że Katarzyna Enerlich jest mieszkanką Mazur. Ba! Ona jest Mazurami. Pięknie opisuje ten region, skupiając się na szczegółach, które mogą pomóc "obcemu" bliżej poznać tę piękną krainę. W książce znajdziemy także stare fotografie miejsc, które zwiedza bohaterka, a także będziemy świadkami "oczyszczająco-eksperymentalnej" wycieczki Ludmiły po "obwarzanku" Polski.
Powieść ta ma w sobie coś magicznego, czyta się ją błyskawicznie, czytelnik czuje się tak, jakby uczestniczył we wszystkich wydarzeniach i wdychał mazurskie powietrze.

Było to moje pierwsze spotkanie z prozą pani Katarzyny, ale teraz już wiem, że dam się porwać mocy krainy wielkich jezior i na pewno tam jeszcze wrócę. Jeśli nie ciałem, to na pewno duchem, dzięki opowieściom mazurskiej autorki. Polecam z całego serca.

1) Str. 175
2) Str. 131

3 komentarze:

  1. Nie czytałam. To dobrze, że to dobra książka. Mazury aż jęczą o miłość. Zapuszczone, opuszczone, może teraz po tej akcji z cudami świata się coś zacznie szybciej zmieniać. Pozdrawiam ciepło Klaudia Maksa

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale posiadam jedną z jej książek i jak tylko nadarzy się okazja to po nią sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie dziękuję. Za dobre słowo recenzji i uśmiech nad książką... Katarzyna Enerlich

    OdpowiedzUsuń