poniedziałek, 30 czerwca 2014

Jennifer L. Armentrout "Obsydian"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Filia.


Bardzo lubię powieści, które mnie porywają i nie pozwalają odłożyć na półkę. Kiedy zarywam przez nie noce i ciągle myślę o bohaterach i ich poczynaniach. Jeśli chodzi o gatunek, to naprawdę są one odmienne, w zależności od tego, w jakiej fazie czytelniczej znajduję się w danym momencie, na co mam ochotę i co mnie bawi. W tej chwili, w związku z wakacjami, zdecydowanie preferuję lżejszą literaturę, dlatego też na moje półki biblioteczne zawitała powieść paranormalna, zatytułowana "Obsydian", autorstwa Jennifer L. Armentrout. Jest to pierwszy tom serii LUX, przeznaczony dla młodzieży, ale także dla czytelników lubujących się w pełnych akcji romansach paranormalnych.

Zaczyna się nieco konwencjonalnie, ona, siedemnastolatka, po śmierci ojca przeprowadza się wraz z matką ze słonecznej Florydy do deszczowej Wirginii Zachodniej. Zamieszkuje w miasteczku, które "ma tylko jedne światła na skrzyżowaniu". Obie kobiety z trudem otrząsnęły się po śmierci męża i ojca, dlatego próbują na nowo ułożyć swoje życie. Katy, bo tak ma na imię główna bohaterka, nie jest szczególnie zadowolona z przeprowadzki, ale nie chce sprawiać mamie zawodu i postanawia wpasować się w nowe środowisko. Ale przyjdzie jej to z niemałym trudem, mając za sąsiada takiego impertynenta, jakim okazuje się przystojny zielonooki Deamon. Za to zaprzyjaźnia się z jego siostrą, Dee, która jest siostrą-bliźniaczką zarozumialca. Katy nie rozumie, dlaczego Deamon jest niezadowolony z przyjaźni dziewczyn, a tym bardziej nie rozumie dziwnego przyciągania do tego zadufanego w sobie przystojniaka. Jednocześnie pojawia się coraz więcej dziwnych znaków i zagadek, dotyczących tego, kim naprawdę są sąsiedzi. Gdy na Katy napada mroczny i niebezpieczny mężczyzna i zadaje jej serię niezrozumiałych pytań, dziewczyna pamięta tylko to, że ratuje ją zielonooki Deamon i tylko przy nim czuje się bezpiecznie. Potem jeszcze kilka razy narażona jest na niebezpieczeństwo i za każdym razem z opresji wyciąga ją sąsiad. Dziewczyna zaczyna coraz bardziej się nim fascynować, rzucona w wir doznań, raz jest przez niego przyciągana, innym razem odpychana. Nic z tego nie rozumie. I nie wie, jak wielkie niebezpieczeństwo ściągnęła na Dee i Deamona. A także trójkę rodzeństwa, Adama, Andre i Ash. Już wkrótce dla Katy wszystko będzie jasne, a to czego się dowie, zburzy jej dotychczasowe postrzeganie tego, jaki jest świat ją otaczający. Co nie zmieni faktu, że wciąż czuje niesamowite przyciąganie do swego wybawcy. Ale czy on czuje to samo?

Rozpoczyna się walka o przetrwanie, bo złowrodzy Arumianie są już blisko. Katy jest zdolna do największych nawet poświęceń, aby ocalić przyjaciółkę i jej brata. Ale Deamon nie może na to pozwolić. 

Tak jak wspomniałam, jest to pierwszy tom serii, niezwykle wciągający, pełen akcji, błyskotliwych dialogów, napięcia, uczuć i emocji. Czyta się go błyskawicznie (przeczytałam książkę w jeden dzień),   stanowi doskonałą rozrywkę i pomimo, że opiera się na znanym w literaturze paranormal schemacie, to jednak wprowadza wiele nowych elementów, stanowiących o atrakcyjności powieści. Polecam młodszym czytelniczkom, a także tym starszym, które lubują się takich właśnie historiach. Mnie ta wciągnęła na tyle, że z niecierpliwościom czekam na kontynuację. Dodam jeszcze, że narracja prowadzona jest w 1 osobie z perspektywy Katy, natomiast na końcu znajdziecie bonus w postaci kilku rozdziałów opowiedzianych przez Deamona, a także początek drugiego tomu serii LUX. Polecam.

A tu trailer do książki:

niedziela, 29 czerwca 2014

Liane Moriarty "Sekret mojego męża"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.


Kiedyś na bieżąco śledziłam losy bohaterek serialu "Desperate Housewives”, który u nas miał tytuł „Gotowe na wszystko”. Mała społeczność Wisteria Lane sprytnie ukrywała własne grzeszki, na zewnątrz ukazując swą nieskazitelną, wydawać by się mogło, fasadę. Jednak w zaciszu domostw, a także w sercach i umysłach niektórych bohaterów czaił się mrok i skrzętnie ukrywane tajemnice sprzed lat. Książka, którą miałam okazję przeczytać, napisana jest w podobnym eklektycznym klimacie, lecz tym razem akcja dzieje się w Australii, na przedmieściach Sydney.

Bohaterów „Sekretu mojego męża” Liane Moriarty jest wielu, a ich początkowe stopniowe wprowadzanie zmierza do sprytnie zaplanowanego poplątania ich losów i połączenia w ciekawym finale. 

Cecilia Fitzpatrick znajduje ukryty na strychu list od męża, Johna-Paula. Napis na kopercie może przyprawić o dreszcz niepokoju „Dla mojej żony, Cecilii Fitzpatrick. Otworzyć wyłącznie w przypadku mojej śmierci”. Kobieta, idealna gospodyni, najlepsza konsultantka produktów Tupperware, matka trzech córek i żona przystojnego Johna-Paula, od tej pory wie, że nie osiągnie spokoju, jeśli nie otworzy tego listu. Który, jak się wkrótce dowiaduje, zaginął w papierzyskach jej mężowi i ten teraz prosi ją, aby go za żadną cenę nie otwierała, bo są tam same rzewne bzdury, napisane po narodzinach ich pierwszej córki Isobell. Lecz czy to powstrzyma Cecylię przed poznaniem zawartości zagadkowej przesyłki?

Tess dowiaduje się, że jej mąż Will i kuzynka Felicity… nie, nie spali jeszcze ze sobą. Ale czują do siebie dziwny pociąg, a także uczucie, które zwie się zakochaniem. Kobieta zabiera sześcioletniego syna Liama i wyjeżdża do swojej matki, do Sydney. A tam… spotkanie po latach. Jej pierwszy chłopak, Connor Withby ma smutne oczy, ale cudowne ciało i jest wyraźnie szczęśliwy, że Tess wróciła do rodzinnego domu. Jednak mężczyzna ciągle czuje się jak pod obstrzałem pełnego nienawiści wzroku Rachel, która wciąż nie może pogodzić się z nierozwiązaną zagadką zabójstwa jej córki Janie. Dziewczyna prawie trzydzieści lat temu została znaleziona uduszona na placu zabaw. Rachel ma swoją wersję dotyczącą zabójcy, ale nie ma na to żadnych dowodów. Ale może taki wkrótce się znajdzie?

Eklektyczny klimat przedmieścia wielkiego miasta, idealne gospodynie domowe, szkolne przedstawienia, pyszne ciasta, odrobina wina, uśmiechy i nieszczere rozmowy. I tajemnice. Duszące, gnębiące dzień i noc. Przypominające o tym, co zrobiliśmy, czego nie dopełniliśmy, czemu jesteśmy winni. Idealny obraz wcale nie jest taki nieskazitelny, bo każdy człowiek nosi coś w sobie i nigdy do końca się nie odsłania. Czy bohaterowie tej powieści będą potrafili się przełamać i wyznać całą prawdę? Zapraszam do lektury. 


Powieść rozkręca się powoli, stopniowo wprowadzając czytelnika w prosty, a jednocześnie skomplikowany świat bohaterów. Ich mnogość wymaga skupienia i uwagi, aby potem poznać wszystkie zależności i wraz z kolejnymi kartkami książki odkrywać kolejne tajemnice i łączyć poszczególne wątki. Aż w końcu odkryć zagadkę. A właściwie sekret jej męża. Polecam, świetna wciągająca lektura, w której nie brakuje emocji, dramatów i dylematów. Idealna lektura na wakacje.

środa, 25 czerwca 2014

Wybaczenie na liście bestsellerów :)

Wybaczenie od dzisiaj w sprzedaży na empik.com i w ciągu godziny wywędrowało na szczyt listy bestsellerów w kategorii Romans współczesny :)))


A to moje autorskie, pachnące :)))


wtorek, 24 czerwca 2014

Tina Reber "Miłość bez scenariusza"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akurat (MUZA)


Gdy patrzymy na życie gwiazd kina lub muzyki, to niektórzy pewnie marzą o podobnej celebryckiej egzystencji. Zero trosk finansowych, sława, błysk fleszy, okładki najpoczytniejszych magazynów, wakacje w najpiękniejszych miejscach na ziemi, gorące noce w modnych klubach. To ta jasna strona bycia gwiazdą, zwłaszcza hollywoodzką gwiazdą. Ale takie życie na świeczniku ma także swoje cienie i jeśliby położyć na wadze tę jasną i ciemną stronę życia celebryty, to nie wiem w którym kierunku przechyliłaby się szala. 

Do czego może doprowadzić nieustanne zainteresowanie fanów i wścibstwo paparazzi, śledzenie każdego kroku gwiazdy i przeinaczanie słów wypowiedzianych bez większego zastanowienia, bezlitosne błyskanie fleszami po oczach i umieszczanie gdzie się da zdjęć zrobionych w najmniej oczekiwanych momentach i wiele innych nachalnych ingerencji nieznajomych osób, możecie przeczytać w książce Tiny Reber, zatytułowanej „Miłość bez scenariusza”.

Powieść opowiada o romansie Kopciuszka i Księcia. Nie, nie tym razem, chociaż konwencja jest zachowana. Ona, Taryn Mitchell, prowadzi bar, mieszka tuż nad nim, niedawno została zdradzona przez narzeczonego i w związku z tym chce odpocząć od facetów, uznając, że jej dotychczasowe wybory nie były zbytnio szczęśliwe. On, Ryan Christensen, hollywoodzka gwiazda kina, kręci kolejny serial niedaleko miejsca zamieszkania Taryn. Mężczyzna jest przerażony dzikimi atakami rozhisteryzowanych fanek, które bez żenady atakują go na każdym kroku, bez grama przyzwoitości podsuwając pod nos nie tylko postery z prośbą o autograf. Ryan ze spokojem znosi te inwazje, kierując się dobrem filmu i własnej kariery, ale w głębi duszy jest całkiem innym człowiekiem, dla którego największą wartością jest rodzina i ukochana kobieta przy boku. Nie wie nawet, że uciekając w popłochu przed podnieconymi fankami, trafi do miejsca i do kobiety, które zmienią w jego życiu wszystko. Gdy do baru Taryn wpada znany aktor, dziewczyna nie robi z tego wielkiej afery, bo chyba jako jedna z nielicznych nie oglądała żadnego filmu z Christensenem, a całe zamieszanie związane z ekipą filmową tuż za rogiem ulicy traktuje z przymrużeniem oka. Ryana ujmuje spokój i wyluzowanie Taryn, cieszy się, że wreszcie znalazła się kobieta, która nie reaguje dzikim krzykiem i chęcią zerwania z niego koszulki. Na to oczywiście przychodzi czas później, bowiem okazuje się, że ich pierwsze niespodziewane spotkanie to dopiero początek. Bo zarówno Taryn, jak i Ryan nie mogą przestać o sobie myśleć. Lecz czy to w ogóle ma jakąkolwiek szansę na przetrwanie?

Autorka z wielką wprawą pokazała jak bardzo różni się życie zwykłych śmiertelników od życia celebrytów, dla których takie właśnie zwykłe bytowanie może znajdować się tylko w sferze marzeń. Czy zwykła dziewczyna z małego miasta i hollywoodzka gwiazda będą mieć szansę na normalne szczęśliwe funkcjonowanie? Kiedy nie tylko natrętni dziennikarze, czy fani utrudniają im codzienność, ale także ludzie filmu, koleżanki z planu nie są w stanie przyjąć tego „mezaliansu” do wiadomości. Zdaje się, że nie jest to odkrywczy pomysł na fabułę, od razu przypomniał mi się film z Julią Roberts i Hugh Grantem „Notting Hill”. Ale nie ukrywam, że książka bardzo mnie wciągnęła i przeczytałam ją praktycznie w dwa dni, a było co czytać, gdyż powieść liczy ponad 600 stron. 

„Miłość bez scenariusza” przepełniona jest emocjami, uczuciami i gorącymi scenami pomiędzy dwójką bohaterów. To bardzo wciągający romans, który czyta się błyskawicznie. Nie znajdziecie tutaj głębokich przemyśleń, opisów, czy analiz, tutaj dialog goni dialog, a kolejne sceny pojawiają się tak jak klatki w dynamicznym filmie. Może dzięki temu tak szybko się tę książkę czyta. Fabuła wciąga, irytuje, wzrusza. To lektura w sam raz na wakacyjny czas. Dla wielbicielek romansów wręcz pozycja obowiązkowa. Polecam.

niedziela, 22 czerwca 2014

Kate Hewitt & India Grey "Za jakie grzechy"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MIRA.


Dobry romans nie jest zły, zwłaszcza, kiedy za oknem słońce, przyroda w pełnej krasie, a wakacje za pasem. Wówczas warto dać wolne szarym komórkom, postawić na relaks i odpoczynek. Można wówczas sięgać po niezobowiązujące lektury, które odprężają i przenoszą na chwilę w świat uczuć, wyznań, ale i tajemnic.
Taka właśnie książka trafiła w moje ręce tuż w przededniu wakacji i myślę, że warto ją polecić właśnie na ten czas.

„Za jakie grzechy” to dwie historie z cyklu „Córeczki tatusia”. Pierwsza z nich, „Zoe”, napisana przez Kate Hewitt, opowiada o jednej z córek angielskiego arystokraty, Oscara Balfour. Zoe dowiaduje się, że jej matka miała romans z pewnym Amerykaninem i to ona właśnie jest owocem tej chwili zapomnienia. Dziewczyna załamuje się i ścigana przez paparazzi postanawia wyjechać na trochę do Nowego Jorku. A przy okazji zamierza odszukać swojego biologicznego ojca.
Max Monroe stoi na skraju przepaści. Życiowej przepaści. Okazuje się, że pieniądze, majątek, sukces na nic się zdadzą, kiedy choroba czai się gdzieś w środku i wybiera odpowiedni moment, aby zaatakować. Mężczyzna powoli traci wzrok. Nie potrafi się z tym pogodzić, zwłaszcza, że kiedyś poznał zło, jakie niesie ze sobą mrok i teraz okrutnie się tego boi. Na pewnej, finansowanej przez siebie wystawie, poznaje pewną śliczną dziewczynę, która sprawia wrażenie i swobodnej i nieco smutnej. Oboje postanawiają dać się porwać chwili. Czym to się zakończy i jak zmieni ich życie, przeczytacie właśnie w historii Zoe.

Druga opowieść poświęcona jest innej córce Oscara Balfour, Emily. Autorką jest India Grey. Tytułowa bohaterka dowiaduje się, że ma kolejną przyrodnią siostrę. Nie może tego wybaczyć ojcu, ucieka bez słowa wyjaśnienia, zaczynając sama zarabiać na własne utrzymanie. Pracuje w kubie nocnym a za dnia prowadzi grupę małych tancerek w ośrodku społecznym. Balet to jej wielka pasja, ale od pewnego czasu taniec przychodzi jej z trudem. Dopiero spotkanie portugalskiego znajomego ojca sprawia, że jej serce zaczyna mocniej bić, a i wyrażanie emocji za pomocą tańca przychodzi trochę łatwiej. Szkoda tylko, że Luis Cordoba de Santosa jest znanym playboyem i jeszcze większa szkoda, że jest księciem, który wkrótce zostanie królem. Czy miłość okaże się silniejsza niż konwenanse, przyzwyczajenia i tradycja? No cóż, historia Emily na pewno odpowie na te i wiele innych pytań.


„Za jakie grzechy” to typowe romansowe opowieści, gdzie emocje, uczucia przewijają się przez fabułę na zmianę z niedopowiedzeniami i tajemnicami. Jednakże wszystko zmierza do szczęśliwego końca, aby konwencji stało się zadość. Historie obu sióstr czyta się szybko i przyjemnie, tak więc jest to idealna lektura na leniwe plażowe popołudnie bez zobowiązań. 

środa, 18 czerwca 2014

Katarzyna Bonda "Pochłaniacz"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA.


Zawód profilera zaczyna być coraz bardziej popularny w naszym kraju, ale nie do końca jest jeszcze doceniany i akceptowany przez stróżów prawa. Za oceanem jest profesją samą w sobie i chyba nie ma przestępstwa na większa skalę, gdzie nie wykorzystywałoby się umiejętności profilowania sylwetki i osobowości sprawcy. Bardzo lubię czytać powieści, w których ukazana jest praca profilerów, z tym większym zaciekawieniem sięgnęłam po najnowszą książkę Katarzyny Bondy, zatytułowaną „Pochłaniacz”, bo czytać o tym pasjonującym zawodzie na naszym polskim gruncie to nie lada gratka.

Bohaterką powieści, otwierającej kryminalny cykl „Cztery żywioły Saszy Załuskiej” jest profilerka, była policjantka, matka i kobieta zraniona przez życie. Sasza Załuska. Przeszła przez piekło, a jednak nadal utrzymuje się na powierzchni, chociaż przychodzi jej to z niemałym trudem. Samotnie wychowuje córkę Karolinę, z której poczęciem wiąże się tragiczna i dramatyczna historia. To piętno przeszłości ciągle tkwi w kobiecie, balansującej na granicy ryzyka, tkwiącej w szponach nałogu, który powoli pokonuje. Lecz to jest proces. Czy wyzwoleniem może być praca? Załuska wraca z Anglii do Polski. Ostatnie siedem lat spędziła w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield, lecz teraz czuje, że musi wrócić do kraju. Dawne kontakty odżywają i kobieta dostaje zagadkowe zlecenie stworzenia profilu psychologicznego pewnego napastnika. Od tego momentu zaczynają mnożyć się niedopowiedzenia, wkrótce w jednym z najmodniejszych klubów w Trójmieście ginie Igła, gwiazda przeboju sprzed lat, a oskarżona o to zabójstwo młoda kobieta może nie być wcale winna zbrodni. Sasza wsiąka w dawne klimaty, spotyka się ze starymi kolegami z policji, jednak nie jest już tą dziewczyną sprzed lat. Powoli, systematycznie odkrywa kolejne tajemnice, które sięgają kilkudziesięciu lat wstecz. Czy uda się jej rozwikłać zagadkę śmierci Igły? Jaki ma z tym wszystkim związek przebój sprzed dekad „Dziewczyna z północy”? Czy Załuska sama odnajdzie się w nowej rzeczywistości i zwalczy nie tylko demony z przeszłości, ale także to, co teraz czeka ją każdego dnia? No cóż, pierwszy tom po części odpowie na te i wiele innych pytań, ale należy pamiętać, że to dopiero początek i wiele jeszcze kamieni na drodze Saszy Załuskiej.

Katarzyna Bonda wiele uwagi poświęciła merytorycznym aspektom pracy profilera, tutaj można naprawdę doszkolić się, jeśli chodzi o metodologię działań, sposoby tworzenia rysu, analizę, pytania, jakie należy zadawać świadkom, na co zwracać uwagę. Widać, że z wielką dokładnością autorka przygotowała tę „zawodową” część powieści, ukazując dosyć duże, wręcz reportażowe przygotowanie w tym zakresie. A wszystko to kosztem akcji fabularnej, bo jeśli spodziewacie się kryminału mrożącego krew w żyłach, tego tutaj nie dostaniecie. Fabuła rozgrywa się powoli, systematycznie dążąc do zaskakującego jednak finału. Bardzo ciekawie rozegrany, może wynagrodzić brak akcji i emocji, które dla mnie osobiście są niezmiernie ważne w książkach, czy też filmach.

Podoba mi się też zabieg, stosowany często w seriach kryminalnych i serialach kryminalnych, czyli osobiste aspekty głównych bohaterów, które powoli odsłaniają wszelkie tajemnice z życia postaci i oprócz sprawy kryminalnej, czytelnik ma możliwość poznawania kolejnych sekretów w następnych odsłonach cyklu.

Tak więc, podsumowując, „Pochłaniacz” to kryminał, a dla mnie to powieść nawet psychologiczno-obyczajowa z bardzo mocnym podłożem merytorycznym i zagadką, której rozwiązanie jest ukoronowaniem żmudnej czasami akcji. Myślę, że jak na początek cyklu zapowiada całkiem niezłą ucztę, liczę też, że w kolejnych tomach nie zabraknie dynamiki i emocji, co może sygnalizować finał „Pochłaniacza”. 

środa, 4 czerwca 2014

Elin Hilderbrand "Piękny dzień"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.


Małżeństwo to trochę wygrana na loterii, a trochę niezapisana karta, którą należy zapełniać słowami rozważnie, zastanawiając się na każdym sformułowaniem. A i tak do końca nie będzie wiadomo, czy wyrażenia, jakich użyliśmy będą właściwe i zadecydują o powodzeniu. Jednym z najważniejszych dni w życiu dwojga ludzi jest na pewno moment, kiedy składają sobie przysięgę małżeńską. Kiedy stoją w otoczeniu przyjaciół, rodziny, znajomych i patrząc sobie w oczy przysięgają wzajemnie to, czego i nawzajem od siebie oczekują. O takiej właśnie chwili, a właściwie o przygotowaniach do niej opowiada powieść Elin Hilderbrand „Piękny dzień”.

Oczywiście stwierdzenie, że ta książka jest tylko o tym okazałoby się olbrzymim nieporozumieniem, ale to właśnie przygotowania do ślubu Jenny i Stewarta są główną osią powieści i powodem, dla którego dwie rodziny spotykają się letnim domku familii panny młodej.
Od tego momentu rozpoczynają się gorączkowe przygotowania, a perypetie bohaterów nie obejmują tylko okołoślubnych perturbacji, ale także sięgają o wiele głębiej, ukazując jak wiele sekretów skrywają niektóre osoby i jak dużo problemów może pojawić się w szczęśliwej na pozór rodzinie.

Jenny przygotowuje ślub wedle wskazówek matki, Beth, która już nie żyje, ale pozostawiła pamiętnik, w którym zawarła wszelkie wytyczne dotyczące tego najważniejszego dnia w życiu najmłodszej córki. Nad całością czuwa starsza siostra panny młodej-Margot, która sama znajduje się na życiowym zakręcie. Rozwód z bawidamkiem, trójka dzieci i romans ze starszym mężczyzną na pewno nie ułatwiają jej życia, a tutaj jeszcze przyszło jej zmagać się ze weselnymi zawirowaniami.
Ojciec dziewczyn, Doug, ułożył sobie życie z Paulline, ale wciąż czuje obecność Beth i bardzo za nią tęskni. Tego nie może, ze zrozumiałych względów, znieść obecna małżonka.
Dwa bracia Jenny i Margot też stanowią nader kolorowy obrazek, Nick to pewny siebie podrywacz, który nie odpuszcza nawet zamężnej przyjaciółce Jenny. Kevin to pyszałek, który na każdy temat ma wyrobione zdanie.

Pojawiają się pierwsze zgrzyty i to nie tylko dotyczące tego, w jaki sposób rozłożyć namiot weselny, aby nie zniszczyć gałęzi starego drzewa, pełniącego funkcję rodzinnej legendy. Niesnaski pomiędzy przyszłymi teściami, zawirowania organizacyjne, tajemnice, zdrady, zawiedzione miłości. To wszystko stanowi kalejdoskop ludzkich zachowań i losów, z którym przyjdzie się zmierzyć podczas lektury „Pięknego dnia”.


Nie jest to tylko wakacyjne czytadełko, to książka o skomplikowanych relacjach rodzinnych i nie tylko, ukazująca jak mocno trzeba pracować nad każdym związkiem, aby ta niezapisana karta na koniec okazała się wartościową w treść i jakość lekturą. Sam „Piękny dzień” właśnie taką lekturą jest. Polecam.