DZIĘKUJĘ :)))
"Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej". Rozmówki, przemyślenia, recenzje młodej pisarki. Bo jestem gadułą, choć czasami milczę. Bo jestem milcząca, choć czasami ględzę. Bo jestem miła, choć czasami trudno mnie znieść. Bo jestem niesympatyczna, choć czasami trudno w moim towarzystwie się smucić. Bo kocham słowo pisane. I kocham słowo czytane. I nie lubię fałszu i zawiści, a frustratom mówię stanowcze NIE. Szkoda czasu i atłasu, a życia to na pewno. :)
poniedziałek, 31 marca 2014
wtorek, 25 marca 2014
Artur Górski "Masa o kobietach polskiej mafii"
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Kiedyś oglądałam polski serial sensacyjny,
zatytułowany „Odwróceni”. Opowiadał o policjancie, który za punkt honoru
postawił sobie rozbicie zarządu mafii pruszkowskiej i wołomińskiej. A także o
jednym z jej członków, który przechodzi na „białą” stronę nocy. Nie ukrywam, że
ta tematyka jest mi bliska i wiele na ten temat się naczytałam, naoglądałam,
miałam też okazję rozmawiać z ludźmi, którzy „latali” na mieście. Dlatego, gdy
tylko otrzymałam tę właśnie propozycję recenzencką, od razu zamówiłam książkę
Artura Górskiego. „Masa o kobietach polskiej mafii” to rozmowa autora z
Jarosławem Sokołowskim, „Masą”, świadkiem koronnym, o którym głośno było
niegdyś w mediach. To on przyczynił się w większym lub mniejszym stopniu do
rozbicia „pruszkowskich”.
W tej publikacji ze swadą i niegasnącym humorem
przedstawia różne sytuacje z codzienności polskiego gangstera, a przede
wszystkim pokazuje pozycje kobiet żyjących w tym specyficznym środowisku.
Szczerze mówiąc, dziewczyny, żony, kochanki były traktowane w sposób
instrumentalny i służący tylko do jednego celu. Do obrabiania gangsterów. Oczywiście
największym szacunkiem cieszyły się prawowite małżonki i partnerki i wobec nich
stosowane były także różne sposoby zachowań. Byli gangsterzy, którzy nie
dopuszczali w ogóle do głosu swoje panie, miały „leżeć i pachnieć”. Były także
w miarę normalne domy (jak dom Masy), gdzie żona wiedziała czym zajmuje się jej
mąż, ale starała się o tym po prostu nie myśleć, nie rozmawiać, normalnie wychowując
dzieci. Były także sytuacje, gdzie kobiety zaczynały przejmować obowiązki męża
i zmieniały się w „git-falbany”. Lecz generalnie płeć żeńska stanowiła otoczkę
gangsterskiego życia, uatrakcyjniając liczne imprezy, które były codziennością „chłopców
z miasta”. Sam Masa przyznaje, że przez jego ręce i nie tylko przewinął się
tabun dziewczyn, jedne zostawały w charakterze kochanek, którym wynajmował
mieszkanie i załatwiał posadę w jednym z klubów należących do mafii. Inne
przechodziły z rąk do rąk i żaden z chłopaków nie pamiętał nawet jednego
imienia. Dla mnie, jako kobiety, takie traktowanie jest nie do przyjęcia, ale
dla tych dziewczyn wożenie się z chłopakami z Pruszkowa to było niesamowite
wyróżnienie i nobilitacja. A zaznaczyć trzeba, że nie były to dziewczyny (w
większości) z jakiegoś marginesu społecznego, często wykształcone, zawsze
piękne, pewne swojej wartości. Jak to powiedział sam Masa, kobiety wolą takich
osiłków, troglodytów i tyle. Nie mnie to oceniać, aczkolwiek pewnie coś w tym
jest, może Freud miałby tutaj więcej do powiedzenia.
Wracając do omawianej lektury, dwaj prowadzący
konwersację panowie zahaczają o wiele niewygodnych tematów, dotyczących różnych
przekrętów, szemranych interesów i udziału osób ze świecznika. Oczywiście,
nazwiska nie padają wprost, ale na przykład można dowiedzieć się, że firma
Missland, zajmująca się organizacją wyborów najpiękniejszych Polek w sumie
kierowana była przez „pruszkowskich”. W książce pojawia się także krótka
wzmianka o Agnieszce Kotlarskiej, która została Miss Polski 1991 roku, a potem
padła ofiarą stalkera, który zamordował ją przed domem na wrocławskich Maślicach.
Historia ta jest mi doskonale znana, gdyż z Agnieszką chodziłam do podstawówki
i mieszkałyśmy praktycznie na jednym osiedlu.
Książka jest swobodną rozmową, pełną niewybrednych
żartów i czasami krew mrożących opisów różnych działań i zachowań chłopców z
Pruszkowa. Co dla jednych będzie niesmaczne i okrutne, dla innych ukaże
prawdziwość tego gangsterskiego życia, gdzie pieniądze były wielkie, kobiety
piękne, pięści twarde, a wszystko trwało zaledwie kilka lat. Czy warto było? Na
to na pewno nie znajdziemy odpowiedzi, Masa także nie da nam jasnego przekazu.
Najlepiej przeczytać to, co pomiędzy wierszami. Polecam.
niedziela, 23 marca 2014
Hanna Cygler "Grecka mozaika"
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebis.
Hanna Cygler mówi o sobie, że jest pisarką lubującą
się w romantycznych historiach. Mogę się z tym zgodzić, ale nie do końca jest
to prawda. Bo w jej powieściach, oprócz uniesień serca, szukania szczęścia w
życiu, walki z przeciwnościami losu, jest zawsze solidna podstawa
społeczno-obyczajowa doskonale osadzona w realiach historycznych.
Nie inaczej jest w jej najnowszej powieści, zatytułowanej
„Grecka mozaika”, gdzie autorka funduje nam kolejną podróż przez lata, przez
różne miejsca, wrzucając nas w szalony wir wydarzeń, które podane w smakowity
sposób sprawiają, że nie można się oderwać od tej książki. Poznajemy rodzeństwo
greckich uchodźców, Anastazego i Jannisa Kassalisów, którzy wraz z rodzicami
mieszkają w małej wiosce w Bieszczadach. Poznajemy starszego już Jannisa,
milionera, ojca trójki dzieci, zastanawiającego się nad podjęciem trudnej
decyzji ściśle związanej z własnym zdrowiem. Śledzimy losy młodej Polki, Niny,
która przybywa na spotkanie z Jannisem i oznajmia mu pewną zaskakującą nowinę.
W tej historii, która zaczyna się w Grecji, potem biegnie przez Polskę, Stany
Zjednoczone, aby znowu wrócić do Grecji nic nie jest oczywiste, tajemnice mnożą
się na każdym kroku, a kolejna otwierana strona funduje czytelnikowi ogrom
wrażeń, emocji i ponownie rodzących się pytań.
Oprócz warstwy obyczajowej mamy tutaj świetnie
przedstawione realia powojennej Polski, trudną sytuację uchodźców, nie mogących
zaznać spokoju w ich ojczyźnie targanej nieustającymi walkami, życie w
socjalistycznej Polsce, pierwsze kroki ku lepszemu bytowaniu, świat cinkciarzy,
prostytutek i szemranych interesów. Wraz z Jannisem, zwanym Jankiem i
Anastazym, zwanym Nastkiem poznajemy zagmatwane losy pewnej rodziny, która w
nieoczekiwany sposób wpłynęła także na losy wielu innych ludzi, definiując ich
przyszłość, a także przyszłość ich dzieci. W tym cudzoziemskim tyglu mieszają
się historie różnych bohaterów, a każdy z nich przedstawiony jest z należytą
uwagą i precyzją.
„Grecka mozaika” to prawdziwa uczta dla wielbicieli
twórczości gdańskiej pisarki, a także dla wszystkich tych, którzy cenią sobie
obyczajowe powieści z historią, intrygą i tajemnicą w tle. Doskonała,
wciągająca, poruszająca. Gorąco polecam i dziękuję za tak wspaniałą lekturę.
czwartek, 20 marca 2014
Stephanie Evanovich "Miłość w rozmiarze XXL"
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Czasami wystarczy usiąść obok właściwej osoby i
próbować jakoś przetrwać nielubiany lot. Wystarczy uśmiechnąć się i
porozmawiać. Czasami wystarczy zaufać przeznaczeniu. I spróbować zmienić siebie
i swoje życie. „Miłość w rozmiarze XXL” to romantyczna opowieść amerykańskiej
pisarki, byłej aktorki, Stephanie Evanovich. Książka opowiada historię młodej
wdowy, trzydziestoletniej Holly Brennan.
Dziewczyna pochowała męża, który umarł na raka,
zakończyła walkę o majątek, a teraz próbuje wrócić do normalnego życia. Z
miernym skutkiem. Przez lata żyła z mężem jak odludek, nie miała przyjaciół,
znajomych, a jej największą rozrywką stało się… jedzenie. Wszystko to
spowodowało, że młoda kobieta waży o wiele więcej (o grubo więcej) niż powinna
i to także utwierdza ją w przekonaniu, że raczej będzie miała problem z
nawiązaniem nowych przyjaźni.
Logan Montgomery to znany w Nowym Jorku właściciel
klubów fitness i siłowni, a w dodatku osobisty trener wielu sław sportu, między
innymi znanego bejsbolisty, Chase’a Walkera, który w dodatku jest jego
długoletnim przyjacielem. Logan to typowy przedstawiciel modnej w Nowym Jorku
warstwy społecznej: piękni, bogaci i… piękni. Poświęca się pracy, od czasu do
czasu spotyka się ze zgrabnymi modelkami, nie wiążąc się z żadną z nich na
dłużej. Jego związek z Natalie także właśnie się rozpadł, ale Logan wcale się
tym nie przejął. O wiele bardziej zdenerwowało go to, że w samolocie z Toronto
do Nowego Jorku zabrakło miejsc w I klasie i musiał zadowolić się klasą
ekonomiczną. Jeszcze gorszą wiadomością jest to, że obok niego zajęła miejsce
jakaś gruba kobieta o rozwichrzonych włosach i ładnym uśmiechu.
Holly i Logan spotykają podczas lotu, każde z nich
wydaje się być wyrwane z całkiem odmiennego świata. A jednak znajdują wspólny
język i dobrze się bawią podczas podróży. Logan do tego stopnia jest
zainteresowany niecodzienną towarzyszką, że proponuje jej to, co od dawien
dawna nie proponował nikomu. Osobisty trening. Holly decyduje się skorzystać z
tej oferty. Rozpoczyna się walka z własnymi słabościami, pokusami, a wkrótce treningi
z Loganem Montgomerym przeradzają się w coś, czego ani przeznaczenie, ani los
lepiej by nie przygotowały.
„Miłość w rozmiarze XXL” to całkiem zgrabny romans z
gorącymi scenami erotycznymi, prostą i przewidywalną fabułą i przez wszystkich
spodziewanym zakończeniem. Książka miła, łatwa i przyjemna, dla wielbicieli
takich miłosnych nieskomplikowanych historii pozycja idealna. Czyta się ją
szybko i sprawnie. Jeśli lubicie takie gorące romanse, coś w stylu Księcia i
Kopciuszka, to ta pozycja nadaje się doskonale.
wtorek, 18 marca 2014
"Martwy punkt" Louise Penny
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Feeria.
Louise Penny to kanadyjska pisarka, autorka
kryminalnej serii o śledztwach Armanda Gamache’a. Pierwszy tom nosi tytuł „Martwy
punkt” i stanowi wprowadzenie do cyklu z nieustępliwym detektywem w roli
głównej.
Akcja książki rozgrywa się w małym kanadyjskim
miasteczku, Three Pines, gdzie społeczność jest ze sobą ściśle związana,
wszyscy wiedzą niemal wszystko o pozostałych mieszkańcach, przyjaźnie i
antagonizmy przetrwały lata, a ludzie kochają, pragną i nienawidzą, tak jak w
każdym innym miejscu na świecie. Mimo to, okazuje się, że czasami nienawiść
przybiera okrutne wymiary, bezlitosne i interesowne. Pewnej niedzieli zostają
znalezione zwłoki jednej z mieszkanek miasteczka. Emerytowana nauczycielka, Jane
Neal została odnaleziona w lesie, a wkrótce po przybyciu policji, pierwsza diagnoza
jest jednoznaczna: ofiara została postrzelona z łuku. Do akcji wkracza
inspektor Gamache, wraz ze swoim zespołem, gdzie nowym nabytkiem jest agentka
Yvette Nichol, która przysporzy swojemu szefowi wielu trosk.
Zespół policyjny rozpoczyna żmudne śledztwo, musząc
najpierw pokonać niechęć eklektycznej społeczności do współpracy i podzielenia
się swoimi sekretami. Sama postać Jane jest wielce tajemnicza, okazuje się, że
krótko przed tragiczną śmiercią ofiara zgłosiła na konkurs swój obraz,
zatytułowany „Dzień targowy”, który od razu wzbudził wielkie kontrowersje. Ale
w końcu jury przyjęło dzieło nauczycielki. Kolejną niespodzianką było to, że Jane
zaprosiła wszystkich do siebie, tuż po otwarciu wystawy. To również był
ewenement, bo pomimo wielu przyjaźni, np. z Clare, nikt nigdy nie był w jej
domu.
Tajemnice wypływają na światło dzienne, jedna za
drugą, antagonizmy się nasilają, tropy mylą, podejrzani zmieniają jak w
kalejdoskopie, a w tym wszystkim porusza się jak ryba w wodzie Armande Gamache.
Który w dodatku musi radzić sobie z niesforną młodą agentką, która go zawodzi
niemal na każdym kroku.
Akcja tego kryminału toczy się wolno, autorka snuje
swą opowieść o życiu w małym miasteczku, wtrącając jednak drobne smaczki, które
utwierdzają czytelnika w przekonaniu, że to tylko cisza przed burzą. Intryga
jest zawiła i sięga wielu lat wstecz, a historia pokazuje, że czas wcale nie
leczy ran i można pamiętać krzywdy przez wieki.
„Martwy punkt” to świetnie skonstruowana opowieść
kryminalna, z dobrze osadzonym wątkiem społeczno-obyczajowym. A także z
ciekawie zarysowana postacią głównego bohatera, inspektora Gamache, który
troszkę przypominał mi Herkulesa Poirota (na pewno nie z wyglądu, bo różnią się
diametralnie), ale z kurtuazyjnego podejścia do toczonego śledztwa, ludzi i
wnikliwego umysłu. Polecam, dobra kryminalna zabawa.
niedziela, 16 marca 2014
Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna. Tom I.
Wydawca pozwolił mi pokazać okładkę do Zuzanny, I tomu chorwackiej historii, noszącej tytuł Szukaj mnie wśród lawendy.
Książka jest już napisana, premiera przewidziana jest na październik 2014 (prawdopodobnie będą to targi książki w Krakowie). Tom II będzie nosił podtytuł Zofia, a III - Gabriela. Te dwa tomy ukażą się w 2015 roku.
Krótki opis tej powieści:
Czy można zapomnieć o przeszłości, o stracie
zaufania, o niedotrzymanych obietnicach, wreszcie o zdradzie? Każdy
zasługuje na drugą szansę, czy takim dobrodziejstwem Zuzanna obdarzy
Roberta? A może nie tak łatwo zamknąć
karty przeszłości i napisać nową opowieść o wspólnej przyszłości? Piękna
Dalmacja Południowa, malowniczy Półwysep Pelješac, trzy siostry, trzy
historie, trzy miłości. Zuzanna to pierwszy tom trylogii o uczuciach, o
tym jak życie jest ulotne, o tym jak łatwo zniszczyć wszystko to, co w
nim cenne i jak potem trudno to odzyskać.
Zuzanna, Zofia i Gabriela.
Trzy historie kobiet w gorących chorwackich klimatach. Daj się porwać emocjom i urzec krajobrazom południowej Dalmacji :)
Zuzanna, Zofia i Gabriela.
Trzy historie kobiet w gorących chorwackich klimatach. Daj się porwać emocjom i urzec krajobrazom południowej Dalmacji :)
sobota, 15 marca 2014
Ankieta :)
Zapraszam do udziału w ankiecie, chciałabym zobaczyć, od której mojej książki rozpoczęła się Wasza przygoda z moją twórczością. Ankieta jest anonimowa.
Oto link do ankiety: KLIKNIJ
środa, 12 marca 2014
poniedziałek, 10 marca 2014
Koncert Within Temptation, niesamowite spotkanie, latający telefon i inne perełki, czyli Poznań wita!
W sobotę byliśmy na koncercie naszego ukochanego Within Temptation. Koncert odbywał się w Sali Ziemi na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Ja z małżem i naszą Madzią, oraz nasi przyjaciele zjechaliśmy z różnych stron Polski i spotkaliśmy się w Poznaniu, gdzie czekała na nas Ania (cwaniara, ona nie musiała nigdzie jechać).
Koncert był, jak zawsze, fantastyczny, Sharon dała z siebie 100%, jej mezzosopran po prostu miażdży. To nasz kolejny koncert WT i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to jeden z najlepszych zespołów grających metal/rock symfoniczny.
Przed wejściem spotkało mnie coś niesamowicie miłego, otóż podeszła do mnie uśmiechnięta dziewczyna, oznajmiła, że jest fanką moich książek i chciałaby zrobić sobie ze mną zdjęcie! To był szok, naprawdę! Zrobiłyśmy wspólną fotę, którą mi potem przesłała, oto ona:
Oczywiście moi przyjaciele dbają o to, aby nie przewróciło mi się w głowie (jakby to w ogóle możliwe było) i kupili mi to:
No comments :)))
Sam koncert-bajka, kawałki z każdej płyty, oczywiście najwięcej piosenek z najnowszej "Hydra", ale nie zabrakło mojego ukochanego "What have you done", "See who I am" czy "Mother Earth".
Pod koniec pojawił się także Piotr Rogucki i razem zaśpiewali "Whole world watching" z najnowszej płyty oczywiście. Tutaj nagranie z koncertu:
Tym razem na WT pojechała z nami nasza Magda, która także ma dobry gust muzyczny (po rodzicach) :) Oczywiście nagrywała telefonem (jak większość) i w pewnym momencie ktoś machnął ręką i telefon pooooooofruuuuunął w dziki tłum. Ale na takich imprezach ludzie są naprawdę w porządku, zaraz ktoś podniósł zgubę, ja zaczęłam machać i telefon (cały i zdrowy) wrócił do przestraszonej właścicielki. (Gdy młoda wróci ze szkoły, może uda mi się wyszarpać od niej ten filmik, doskonale widać "upadek" telefonu).
Gdy wychodziliśmy (a długo to trwało), przez tłum przepychała się pani z deską do prasowania, wszyscy zastanawiali się, czy machała nią na koncercie ;)
W drodze powrotnej do Wrocławia musieliśmy jechać jakimiś czarnymi dziurami bo na trasie zapalił się samochód i nie przepuszczali pojazdów. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale auto spłonęło doszczętnie :(
Za to my mieliśmy okazję jechać naprawdę dziwnymi drogami, rodem z horroru klasy B.
Tak więc sobota i sobotnia noc obfitowały w szereg wrażeń :)
A tutaj kilka zdjęć z koncertu:
Subskrybuj:
Posty (Atom)