"Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej".
Rozmówki, przemyślenia, recenzje młodej pisarki. Bo jestem gadułą, choć czasami milczę. Bo jestem milcząca, choć czasami ględzę. Bo jestem miła, choć czasami trudno mnie znieść. Bo jestem niesympatyczna, choć czasami trudno w moim towarzystwie się smucić. Bo kocham słowo pisane. I kocham słowo czytane. I nie lubię fałszu i zawiści, a frustratom mówię stanowcze NIE. Szkoda czasu i atłasu, a życia to na pewno.
:)
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa BIS.
"Nieuchwytna narzeczona" to druga część powieści autorstwaStephanie Laurens
składająca się na cykl Czarnej Kobry.
Tym razem mamy okazję śledzić
podróż do Anglii drugiego z oficerów, majora Garetha Hamiltona. Tak jak w
poprzedniej odsłonie, Hamilton rusza do ojczyzny trzymając w ukryciu
dowód drastycznych działań Czarnej Kobry. Nawet nie spodziewa się, że
będzie musiał walczyć nie tylko z członkami kultu. Którzy, nawiasem
mówiąc, wykazują się wielką determinacją i nieustannie atakują majora i
jego grupę, nie zważając na niebezpieczeństwo i ryzyko. Major będzie
musiał także powalczyć z własnymi słabościami, które dadzą mu się we
znaki, w momencie gdy na jego statek trafi Emily
Ensworth. Ta dziewczyna doprowadza swoich rodziców do szaleństwa, bo
nie jest w stanie związać się z żadnym kawalerem, twierdząc, że czeka na
tego "jedynego". Gdy zdesperowani rodzice wysyłają ją do Indii,
aby popracowała nad sobą i może znalazła ukochanego, nie wiedzą, na jak
wielką zawieruchę trafi ich córka. Emily zostanie pod opieką Hamiltona,
lądując tym samym w samym środku rozgrywki z członkami kultu Czarnej
Kobry. Ale nic jej nie będzie straszne, gdyż wystarczy świadomość, że
znajduje się w zasięgu mocnych ramion majora.
Czy Gareth Hamilton okaże
się być tym "jedynym"? Czy uda się majorowi dotrzeć do celu? Kim jest
Czarna Kobra? Na pewno na brak akcji w tej książce nie będzie można
narzekać.
Jest to typowy romans historyczny z licznymi scenami walk i
tych na polu bitwy i tych w zaciszu alkowy. Autorka bardzo rozwija
sceny miłosnych zmagań i nie boi się nazywać rzeczy po imieniu. "Nieuchwytna
narzeczona" może niekiedy nużyć swą przewidywalnością, ale czytelnicy
tego rodzaju gatunku chyba nie spodziewają się większych odstępstw od
wzorca? Podejrzewam, że jeśli sięgnęło się po tom I, to zapewne
sięgnie się po tom II, choćby dla przekonania się, jak zakończy się ta
historia. Zdecydowanie dla wielbicieli gatunku.
Słowo wstępne napisała Anna Klejzerowicz, autorka takich książek, jak: Czarownica, Sąd ostateczny, Cień gejszy.
Powieści zostaną wydane przez wydawnictwo Novae Res.
Wszystkie części trylogii będzie można zakupić na Krakowskich Targach Książki, gdzie będę gościem na stoisku portalu Granice.pl (stoisko F5), 27 października o godzinie 11.00
I Festiwal Literatury Kobiecej „Pióro i Pazur” wczoraj miał
swoją kulminację. Uroczystą Galę, na której poznaliśmy Laureatki Pióra i
Pazura.
Tak więc Zwyciężczynią w kategorii Pióra na najbardziej poruszającą
polską powieść 2011 roku została Magdalena Kawka (powieść „Rzeka zimna” wydana
przez Wydawnictwo SOL). Natomiast w kategorii Pazura, w której oceniano najsympatyczniejszą,
najzabawniejszą i najbardziej optymistyczną polską powieść 2011 roku,
Zwyciężczynią została Danuta Noszczyńska (powieść „Pod dwiema kosami, czyli
przedśmiertne zapiski Żywotnego Mariana” wydana przez Wydawnictwo SOL).
Serdecznie gratuluję! Obie powieści miałam przyjemność czytać i recenzje
możecie znaleźć TUTAJ i TUTAJ
FLK „Pióro i Pazur” to prawdziwe święto literatury tworzonej
przez kobiety, ale nie tylko dla kobiet. Nie będę tutaj analizować genezy tej definicji,
bądź przesłania, jakie niesie za sobą to pejoratywnie czasami odbierane
sformułowanie, ale chciałam tylko uzmysłowić wam, jak wielkie znaczenie może to
mieć na przyszłość. Dla wszystkich piszących i czytających. Te trzy wrześniowe
dni, które miałam przyjemność przeżyć w Siedlcach, w otoczeniu moich
koleżanek-pisarek, jurorek, czytelniczek i wszystkich ludzi, dla których każda
przeczytana książka to osobiste święto, były początkiem czegoś większego,
czegoś, co może zmienić wygląd literatury popularnej, czasami traktowanej jak
produkt drugiej kategorii.
Oprócz tego niewątpliwie istotnego znaczenia dla sytuacji
polskich książek tworzonych przez kobiety, FLK był dla mnie wielką fetą kobiet
piszących, czytających, oceniających. Atmosfera była tak fantastyczna, że teraz
ciężko będzie powrócić do rzeczywistości i funkcjonować w „normalnym” świecie.
Dziękuję przede wszystkim wspaniałej kobiecie, pisarce, dziennikarce, Marioli
Zaczyńskiej, bez której konkurs Pióra i Pazura nie miałby szansy powstać.
Dziękuję także wszystkim uczestniczkom i grupie zaprzyjaźnionych pisarek, które
przywracają mi wiarę w ludzi, bezinteresowną przyjaźń, życzliwość i wzajemny
szacunek. A w dodatku… potrafią się wspaniale bawić:)
Tak więc… Siedlce, do zobaczenia za rok!!!
A poniżej kilka fotografii z tego wydarzenia:
Magdalena Kawka odbiera nagrodę Pióra z rąk przewodniczącej jury, Bernadetty Darskiej.
A tutaj nagrodę Pazura odbiera Danuta Noszczyńska.
Podziękowanie dla naszej Matki Założycielki, Marioli Zaczyńskiej:)
Tutaj sobotnie party, na zdjęciu jestem z Olgą Rudnicką.
Z Lucyną Olejniczak, Marią Ulatowską, Magdaleną Kordel i Kasią Enerlich.
Z Marią Ulatowską, Agnieszką Gil, Lucyną Olejniczak i Małgorzatą Kalicińską.
After party, z Moniką Sawicką, Agnieszką Gil i Magdaleną Zimniak.
Jedno z "festiwalowych" spotkań autorskich, z Małgorzatą Wardą, Hanną Cygler i Magdaleną Zimniak.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Świat Książki.
Przełom wieku XIX i XX. Moskiewskie
„dzielnice cudów”, czyli zakamarki Chitrowki, gdzie obcy nie
ma szans na przeżycie. Na te podejrzane ulice trafia młody
chłopak-Sieńka Skorik. Osierocony, bity i poniżany, postanawia
uciec od opiekuna-oprawcy i żyć w niebezpiecznej dzielnicy Moskwy.
On, Procha i Puchacz żyją z kradzieży i drobnych napadów, a ich
marzeniem jest dostanie się do talii Księcia. Talia to bandycka
szajka, która trzęsie całą Chitrowką. Jest jeszcze druga banda,
dowodzona przez Wampira, konkurenta Księcia. Dzieli ich wszystko,
ale łączy jedno-miłość do pięknej dziewczyny o przewrotnym
przezwisku Śmierć. Kobieta wie, jak wykorzystywać mężczyzn i
robi wszystko, aby jakoś utrzymać się na powierzchni. W dodatku
uzależniona jest od narkotyków. To taka współczesna femme fatale,
uwikłana w toksyczny związek i toksyczne towarzystwo. Młody Sieńka
już wkrótce też znajdzie się pod urokiem Śmierci. Tymczasem w
jego ręce wpadnie prawdziwy skarb, który zapoczątkuje serię
niebezpiecznych i nieprzewidywalnych zdarzeń. I wówczas na scenę
wkracza znany z poprzednich części powieści Akunina, Erast
Pietrowicz Fandorin. Błyskotliwy inżynier o ujmującej
powierzchowności i nieco zwichrowanej przeszłości. Erast i jego
kamerdyner, Japończyk Masa, robią wszystko, aby wyciągnąć Sieńkę
z tego niebezpiecznego towarzystwa. W dodatku na Chitrowce zaczynają
ginąć ludzie, zamordowani w okrutny i bezwzględny sposób. Czy ma
to coś wspólnego z cennymi srebrnymi prętami, które znalazł
Sieńka? Kto jeszcze wie o skarbie, jaki będzie w tym wszystkim
udział Śmierci i czy Fandorin zdoła rozwikłać zagadkę?
Tak, powieść Akunina zapewne zaspokoi
waszą ciekawość. A także pragnienie przeczytania świetnie
osadzonej historycznie książki kryminalnej ze wspaniałymi i
wyraziście zarysowanymi bohaterami, efektownymi zwrotami akcji i
śledztwem pełnym różnych tropów.
To moje pierwsze spotkanie z serią
autorstwa gruzińskiego pisarza, jakoś tak ostatnio się dzieje, że
trafiam na doskonałe cykle niejako „od końca”. Ale w niczym mi
to nie przeszkodziło w odbiorze powieści, a zachęciło do
sięgnięcia po poprzednie odsłony cyklu o przygodach Erasta
Fandorina. Polecam, warto!
Jesień z reguły obfituje w szereg okazji, które umożliwiają mi spotkania z szerszym gronem Czytelników i z moimi koleżankami i kolegami "po piórze". Zaczęło się od Targów Książki w Katowicach, a teraz prezentuję kolejne terminy, gdzie będzie można się ze mną spotkać:
21-23 września, Festiwal Literatury Kobiecej, Siedlce (szczegóły TUTAJ)
25 października, Biblioteka w Łasku
27 października, Targi Książki w Krakowie, godz. 11-stoisko wortalu Granice.pl, godz. 12-stoisko Opolgraf i portalu Zbrodnicze Siostrzyczki
Do zobaczenia:)))
A tu wspomnienie sprzed roku;) Targi Książki w Krakowie, 2011. Udzielam wywiadu dla Modnego Krakowa (jaka skupiona mina!)
A sam wywiad do obejrzenia tutaj (też nietęga mina!):
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.
Jak ja bardzo lubię wciągać się na kolokwialnego maksa. Czuć się pochłonięta, stłamszona,
poruszona. Skupiać się tylko na czytanym tekście, nie dopuszczając do siebie
żadnych wrażeń z zewnątrz. Nie każda lektura wywołuje u mnie takie doznania,
często nie mogą się skupić, wniknąć w treść, rozpraszana zbyt łatwo przez świat
zewnętrzny. Musi to być naprawdę poruszający tekst, abym była w stanie wyłączyć
moją zbyt podzielną uwagę i wniknąć całą sobą w czytaną powieść, dając się tym
samym pochłonąć bez reszty. I oto w moje ręce wpadła właśnie taka książka,
która po prostu ścięła mnie z nóg. Jest to „Ostatni wilkołak”, autorstwa Glena
Duncana, wydana przez wydawnictwo Replika. Zapewne niejeden czytelnik teraz
powie: „O nie! Znowu jakiś paranormal”. A ja powiem: „O tak! Na setkę powieści
paranormalnych, Ostatni wilkołak jest właśnie tą, po którą powinniście bezwzględnie
sięgnąć!”.
Bohaterem książki jest Jacob Marlowe, człowiek żyjący na
świecie od prawie dwustu lat, ostatni przedstawiciel swej drugiej rasy, rasy
wilkołaków. Jego życie zbliża się do końca, w dodatku polują na niego i wampiry
i członkowie MOKFO (Międzynarodowa Organizacja Kontroli nad Fenomenami Okultystycznymi).
Jake zdaje sobie sprawę, że to już blisko, z jednej strony nie zamierza
uciekać, z drugiej tak fajnie jest żyć, pomimo Klątwy, która nawiedza go co
miesiąc i zmusza do polowania na ludzi. Jednak do wszystkiego można przywyknąć.
Podobno. Ale czy do samotności także? Głupio tak myśleć, że jest się jedynym
taki kuriozum na świecie. Lecz wystarczy jedno spojrzenie, jeden gest, ten
zapach… I nic już nie będzie takie samo. Wszystko się zmieni. Dla Jake’a zmieni
się całe jego dotychczasowe życie, któremu przyświeca maksyma „pierdolić-zabić-zjeść”.
Teraz okaże się, ma o co walczyć i dla kogo żyć. Tylko nadal nie rozumie, skąd
się wzięła Talulla, wie tylko, że kocha ją mocniej niż cokolwiek kiedykolwiek
kochał. Drugim tłem jest intryga uknuta przez MOKFO, a także legenda związana z
poszukiwaniem księgiAleksandra Quinna,
w której podobno zawarta była geneza pochodzenia wilkołaków.
Uprzedzam od razu, że nie jest to kolejne romansidło paranormalne.
To powieść, której język naszpikowany jest ostrością, metaforami, ciętymi
ripostami, ogromem dygresji, refleksji. Innym razem jest pełen wulgaryzmów,
ciętego humoru, złośliwości, autokrytyki. Jeśli chodzi o konstrukcję książki,
to wszystko poznajemy z perspektywy głównego bohatera, który spisuje dziennik,
a jest nim właśnie trzymana przez nas książka. Akcja toczy się błyskawicznie,
bohater od razu wzbudza naszą sympatię, współczucie, pomimo okropności jakie
stały się jego udziałem. I w jego wykonaniu.
„Ostatni wilkołak” to świetnie skonstruowana powieść
sensacyjna, pełna przemyśleń, czarnego humoru i poruszającego wątku miłosnego.
Nie staram się nigdy przekonywać do sięgnięcia po daną książkę (no prawie
nigdy), pozostawiając decyzję czytającemu moje opinie o lekturach, które znalazły
się w mej domowej biblioteczce. Tym razem zrobię wyjątek. Po prostu MUSICIE
przeczytać „Ostatniego wilkołaka”. Naprawdę warto!
„Znaleźliśmy sposoby. Oto
właśnie jest historia, historia ludzi, historia wilkołaków, historia życia:
znajdowanie sposobów. Całowanie, powolne, było jednym z nich. Choć ciemnowłosa
i ciemnooka, Talulla miała jasną skórę, zmysłowy kontrast, do którego wciąż
powracałem. W jej przypadku należało wracać do wszystkiego (tego zresztą
domagało się moje pożądanie). Pieprzyk nad jej wargą był jednym z tuzina, czy
coś koło tego, rozsianych po jej całym ciele. Moje nowe gwiazdozbiory. Nie było
w tym gry, nie było pornografii, tylko całkowite nawrócenie na religię tego
drugiego, to erotyczne zrównanie, które wyśmiewa rozróżnienie pomiędzy sacrum a
profanum, które wprowadza anarchię w moralny świat ciała.” *
„Pisarze pracują cały
czas, mając oczy i uszy otwarte na wszystko, co się może przydać w twórczości.
Tak samo wilkołaki. Oczywiście one nie ze względu na dziwaczne postacie albo
urywki dialogów, ale by zaplanować mord, znaleźć miejsce, które pozwoli im
dyskretnie zabić.” **
*str. 255, Ostatni wilkołak, Glen Duncan, Replika, 2012.
Tam, w dniach 21-23 września odbędzie I Festiwal Literatury Kobiecej "Pióro i Pazur".
W poniższym linku znajdziecie listę nominowanych książek, program imprezy, terminy spotkań autorskich.
Ze mną będzie można się spotkać w piątek, 21 września o godzinie 18 w Filii Bibliotecznej nr 2, przy ul. Kaszubskiej 1 w Siedlcach. Będę tam razem z Hanną Cygler rozmawiać o romansach, natomiast Magdalena Zimniak i Małgorzata Warda podyskutują o grozie w literaturze.
Jak to jest żyć w świecie, w którym wszystko z pozoru jest
normalne, powszechnie znane, sprawiające wrażenie zwykłego obrazu, zwykłego
życia, zwykłego człowieka? Przecież żyję w takim świecie. I ty także. I on. I
ona…
Czy na pewno? Ona, czyli Amanda, czuje jednak coś więcej. Wszechobecne
zagrożenie. Wieczne napięcie. Czyhające niebezpieczeństwo. Zły dotyk. Złych ludzi.
Amanda stara się żyć normalnie, ale nawet rodzice spoglądają na nią zagadkowo,
kręcą z troską głowami, wyraźnie coś ukrywając. Czy dziewczyna może spróbować
normalnie żyć, skoro świat, który ją otacza, nie chce jej wcale tego umożliwić?
Czytając debiutancką powieść Moniki Gałgan, zatytułowaną „Biała izba”, wraz z
autorką wnikamy w psychodeliczny świat Amandy, nie wiedząc, czy to otoczenie
jest chore, czy bohaterka, czy to może z nami coś jest nie tak, że w ten sposób,
a nie inaczej odbieramy przedstawioną w powieści rzeczywistość.
Autorka napisała książkę, która w przewrotny sposób wciąga,
budząc niepokój, obawę, poczucie strachu, a potem bezsilności. Aż wreszcie
zrozumienia. Monika Gałgan potrafi wniknąć w postać, potrafi zbudować ją tak,
że czytając czujemy jej rozterki, jej zmagania się ze sobą, ludźmi, otoczeniem.
Chociaż powieść nie jest obszerna, ale jednak zawiązana w niej intryga wciąga i
prowadzi do nieuchronnego końca, którego wstępnie i tak się spodziewamy. Nie
umniejsza to jednak wrażeń, które dopadają nas po zakończeniu lektury.
Bardzo dobry debiut, konsekwentnie realizowana fabuła,
świetnie zarysowane postaci, wszechobecne poczucie zagrożenia. Wolałabym
oczywiście, aby książka była grubsza, ale myślę, że jest to dobry wstęp do
dalszej twórczości tej autorki. Serdecznie polecam.
„Położyłam się do
łóżka, choć znów cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
Przyzwyczaiłam swój wzrok do ciemności i rozejrzałam się po pokoju. Krzesło
wraz z przewieszonymi przez nie ciuchami przypominało małego, garbatego
potwora, który był zwrócony w moją stronę. Było jednak coś jeszcze. Czułam na
plecach czyjeś spojrzenie, nikogo nie dostrzegłam. Niepokojące uczucie nie
znikało”.*
Bardzo lubię tę moją zwariowaną Lilianę, trochę nerwową, nadpobudliwą i posiadającą zbyt wybujałą wyobraźnię. Przez to i nie tylko przez to, wpakuje się w wielkie kłopoty i jeszcze większe niebezpieczeństwo;)
Kolejny dzień zaczął się zupełnie zwyczajnie. Znowu jechałam
do fabryki, słuchając głośno radia i starając się uniknąć korków. Tym razem byłam
pewna, że nikt nie zajmie mojego miejsca na parkingu, bo koleżka z księgowości
poszedł na niezasłużony urlop.
Tak więc swobodnie wjeżdżam na parking, kierując
się strzałkami, gdy nagle z naprzeciwka, jadąc pod prąd, nadjeżdża czarna
beemka, świecąc mi ksenonami prosto w oczy. W zamian za to, ja błyskam kierowcy
„długimi”, ale facet (bo to facet), nic sobie z tego nie robi, tylko ścina
zakręt i wjeżdża na moje miejsce. Na MOJE miejsce. Uff... Czuję, że zaczynam
się gotować, poluźniam apaszkę, parkuję po drugiej stronie i wychodzę wściekła
z samochodu. Wyszarpuję torebkę, laptopa, papiery, nad którymi pracowałam w
domu. Widzę kątem oka faceta z beemki, który wyciąga teczkę z bagażnika i
przygląda mi się ukradkiem. Idę w stronę biurowca, wściekle stukając obcasami.
-A swoją drogą, przydałaby się znajomość zasad
poruszania się na parkingu i nie tylko! - Mówię głośno, nie patrząc na faceta.
A szkoda. Bo jest na co popatrzeć. Facet ma około metra dziewięćdziesięciu
wzrostu, niebieski ślad zarostu na twarzy, ciemne włosy i cholernie niebieskie
oczy. Kiedy zdążyłam się przyjrzeć? Błagam. Co to w ogóle za pytanie? Mam to
opanowane do perfekcji. „Obcinam” i oceniam i to tak, że obiekt nawet nie wie,
że już znalazł się na mojej osobistej liście. Tylko cholera... teraz mam
problem. Bo facet nie mieści się w mojej skali. Co nie znaczy, że nie jestem na
niego wkurzona i co nie znaczy, że liczę na coś więcej. Zerkam na rejestrację
jego auta - warszawska. Pewnie przyjechał w interesach, w naszym biurowcu
mieści się bardzo dużo firm. Chcę go ominąć, ale facet nie zamierza puścić
mojej sarkastycznej uwagi mimo uszu.
-A gdzie jeszcze?
Patrzę na niego przez ułamek sekundy i czuję lekki zawrót
głowy. Dlatego nie reaguję tak jak zwykle i ta chwila zawahania jest od razu
przez niego wykorzystana. Uśmiecha się lekko (co sprawia, że zaciskam dłonie na
rączce torby z laptopem) i tłumaczy jak pięciolatce:
-Gdzie jeszcze powinienem poznać zasady
poruszania się?
Mrugam, jakby stado much wpadło mi do oczu. Czy facet
próbuje ze mną flirtować? Wyszłam z wprawy, że nie rozpoznaję symptomów. Biorę
głęboki wdech i odzyskuję równowagę.
-Wszędzie. Na drodze szczególnie. Poza tym
zaparkował pan na moim miejscu.
Facet patrzy na mnie, na moje auto i na swoje. Zaczyna się
rozglądać, wreszcie, ku mojemu zdumieniu kuca i zagląda pod własny samochód.
-Co pan robi? - Nie wytrzymuję. Powinnam odejść,
ale coś mnie powstrzymuje.
-Jak pani ma na imię? - Jego niebieskie gały
wwiercają się we mnie. Ale trzymam się i nie daję, może dziesięć lat temu...
Ech, o czym ja w ogóle myślę!
-Co to ma do rzeczy?
-Szukam jakiś oznaczeń, może wygrawerowanego pani
imienia na tym miejscu parkingowym, może słupka, znaku, ale nic nie widzę.
Prycham, wzruszam ramionami, szkoda, że jeszcze się nie
poplułam. Odwracam się i chcę odejść z godnością, ale nie jest mi to dane.
Teczka z papierami wyślizguje mi się z rąk i w spektakularny sposób ląduje na
betonowej podłodze. Lekki wiatr podrzuca dokumenty, które zwiewnie szybują
niczym falujące małe chmurki. Moja reakcja jest mniej romantyczna, niż ten
widok.
-O kurwa!
Rzucam się i próbuję dogonić cholerne papiery, które wybrały
wolność. Facet spokojnie zaczyna zbierać kartki, opatrzone logo firmy, w której
pracuję. A także moim imieniem i nazwiskiem. I nazwą stanowiska. Widzę, że
czyta to, co jest tam napisane.
Wreszcie zbiera wszystko w ładną kupkę, odbiera mi teczkę,
chowa wszystko do środka i wręcza niczym bukiet.
-Proszę, pani Liliano.
Mruczę coś niezrozumiałego, co świadczy o mojej kulawej
inteligencji, nie patrzę już na faceta, tylko zmierzam w kierunku biurowca.
Słyszę, czuję, nie wiem co jeszcze, w każdym razie wiem, że on idzie tuż za mną
i mam wrażenie, że gapi się na moje nogi. W duchu dziękuję sobie, że założyłam
dzisiaj kostium, bo co jak co, ale nogi mam świetne. Wchodzę do biurowca, naciskam
guzik windy i czekam. Staram się nie rozglądać, bo wiem, że facet stoi tuż za
mną. Zastanawiam się, dokąd on zmierza, nasz biurowiec ma dziesięć pięter, na
każdym kilka firm, moja mieści się na piątym i szóstym. Ja urzęduję na piątym.
Wreszcie przyjeżdża winda i do środka wchodzi tłumek ludzi. O tej porze zawsze
jest przepełnienie, nawet tutaj. Jedziemy ściśnięci jak szprotki w konserwie,
mój parkingowy prześladowca stoi przede mną, bez skrępowania gapię się na jego
szerokie plecy. Facet ładnie pachnie, jego włosy lśnią w świetle jarzeniówki.
Jest naprawdę wysoki, cholera, podoba mi się, co mnie bardzo denerwuje, bo
prawdopodobnie nie zobaczę go już nigdy więcej. Wreszcie dojeżdżamy do piątego
piętra, otwierają się drzwi i przeciskam się do wyjścia. Ocieram się o rękę
„mojego” faceta, ten patrzy na mnie i się uśmiecha. I gdy go mijam, mówi cicho
„do zobaczenia”. Wysiadam i nie wiem, czy naprawdę coś powiedział, czy mi się
wydawało? Gdy wchodzę do swojego pokoju czuję się dziwnie, chcę opowiedzieć coś
moim dziewczynom, ale te są podekscytowane czymś innym.