czwartek, 31 maja 2012

Z mojego życia wzięte...

A wszystko przez cholerny deszcz...
Pojechałam po moją Magdę, ale najpierw postanowiłam wstąpić na pocztę, aby powysyłać zaległą korespondencję. Poczta mieści się tuż przy ulicy, która z jednej strony zastawiona jest samochodami, więc obszar samego przejazdu jest dość ograniczony. Nieważne. A w sumie ważne, ale do rzeczy. Więc wybiegam z auta, telefon do kieszeni, paczki pod brodę i zasuwam w stronę wejścia na pocztę. Kątem oka widzę nadjeżdżającą śmieciarę. Chcę wbiec do budynku i słyszę jakieś stuknięcie. Zaniepokojona łapię się za kieszeń i co? Nie ma telefonu. Rozglądam się wokół siebie i...
Nie! Nie mogło być prosto? Upadł, rozsypał się, podnoszę i jest. Nie, nie ze mną, nie teraz. Okazuje się, że telefon wpadł do piwniczki przy poczcie, jakieś pół metra poniżej poziomu chodnika, a dzieli mnie od niego metalowa krata.
- Zajebiście!
Mamroczę, wpatrując się w piwniczną otchłań, nie wiem w sumie po co, bo chyba nie oczekuję, że części mojej komórki uniosą się w górę prowokowane siłą mego spojrzenia.
- Co się stało?
Dwaj faceci (nie w czerni), ale w granacie (niewybuchu;)) zaintrygowani chyba moją nieruchawą postawą niczym żona Lota, podeszli bliżej i teraz już w trójkę zaglądamy do piwniczki.
- Upadł mi telefooon - mój głos jest żałosny, a jednocześnie zawiera w sobie to coś, co sprawia, że w panów w granacie wstępuje prawdziwie męski duch. Zaczynają się szamotać z zardzewiałą kratką, na początku mają problem, ale po chwili silne chłopaki dają radę. Ja stoję nadal obok, bo nie zamierzam zeskakiwać w pełną pajęczyn dziurę. A! Czy pisałam już, że uliczka jest dość wąska? I że za moimi plecami stoi śmieciara? Chyba tak. Zatem za rzeczoną śmieciarą tworzy się całkiem niezły korek. A jakby tego było mało, z naprzeciwka nadjeżdża karetka.
Bohaterski pan granatowy wskakuje do środka i próbuje dosięgnąć mojego telefonu (w częściach dodam, telefon, nie pan). Jednak jest wąsko i pan ma problem ze schyleniem się.
- Kurwa, szybko - drugi bohater z niepokojem spogląda na zamieszanie na ulicy. Ja tupię z radością i dopinguję pana w dziurze:
- Już blisko, może bokiem, już prawie, zaraz będzie!
Wreszcie zdenerowawany chłopak robi jakiś skręt bioder i hura! Jest!
Podziękowałam stokrotnie, mówiąc panom, że uratowali mi życie:)
I wiecie co, telefon działa!
A i jeszcze jedno. To żadna wyimaginowana scena z mojej książki. To działo się dosłownie przed niecałą godziną.
I potem ktoś mi powie, że życie nie pisze dziwnych scen!

Graham Masterton "Trauma"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.


Ostatnią noc spędziłam w objęciach Mastertona. Wiem, jak to brzmi, ale dokładnie tak właśnie było. Za jednym podejściem przeczytałam jego powieść „Trauma”, przypominając sobie stare dobre czasy licealne, kiedy to „wsiąkałam” w Kinga, Mastertona, Pattersona i czytałam do świtu, a potem  lekko nieprzytomna jechałam do szkoły. Taki posmak wspomnień, ślad przeżytych dni i doznanych wrażeń. Czy to możliwe, żeby krwawy thriller wywoływał takie rzewne myśli? No cóż, powiedziałabym, horrory to moja specjalność. Ale do rzeczy.
„Trauma” nie jest do końca horrorem, twierdzę, że to thriller z wątkiem kryminalnym i lekką nutką elementów nadprzyrodzonych. Główna bohaterka to Bonnie Winter, żona Duke’a i matka dorastającego Raya. Bonnie pracuje w korporacji sprzedającej kosmetyki a także prowadzi firmę sprzątającą. Lecz nie jest to ścieranie kurzu z bibelotów ustawionych na komodzie z afrykańskiego drewna w jednym z kalifornijskich domów. To wywabianie plam krwi, które wsiąknęły w jasną klepkę podłogi. To usuwanie resztek mózgu, które rozbryzgnęły się na ścianie. To zbieranie tkanki ludzkiej, która podczas gwałtownego samospalenia ofiary, przylepiła się do drzwi. Firma Bonnie świadczy usługi komunalne, polegające na sprzątaniu miejsc, w których znaleziono ludzkie ciała. Czasami są to zgony naturalne, innym razem samobójstwa, jeszcze innym zabójstwa. I właśnie te ostatnie najbardziej wstrząsają przywykłą już do swojej profesji kobietą. Zwłaszcza, że w każdym mieszkaniu znajduje kokon dziwnego owada. Gdy dowiaduje się, czym są owe kokony i co oznaczają w kulturze Azteków, zaczyna dostrzegać pewną analogię w dokonanych morderstwach. Lecz czy ktokolwiek uwierzy w tę prastarą legendę? Jednocześnie kobieta zmaga się z problemami osobistymi, ma męża, który całe dnie spędza pijąc piwo i oglądając mecze w telewizji. Syna, który wdaje się w bójki na tle rasowym. Szefa, który czuje do niej coś więcej. Matkę, która jej nie rozumie. A w tym wszystkim jest ona, Bonnie i jej dziwne domysły i przypuszczenia.
Jak zakończy się ta opowieść? No cóż. Masterton to Masterton i nie oczekujmy falbanek, uśmiechów i pełnego optymizmu jutra. Bo wszystko się wyjaśni i skończy, teraz, tutaj.
Nie powiem, żeby mi czegoś nie brakowało. Pewne wątki sprawiały wrażenie niedokończonych i jak sam autor napisał wstępie, ta książka nie jest zbyt obszerna. Końcówka opowieści zdaje się przyspieszać i mknąć na łeb na szyję do finału, który też nie do końca zaskakuje. Aczkolwiek wszystko zostało podane z taką finezją, postaci są wielowymiarowe, wyraziste, przedstawione sceny ociekają plastycznością, co sprawia, że „Traumę” czyta się w traumatycznie błyskawicznym tempie. Do tej powieści dołożone zostały dwa opowiadania, „Bazgroły” i „Szampański kompas”, które stanowią doskonałe uzupełnienie lektury.
Oczywiście polecam, oczywiście jestem nieobiektywna, oczywiście na ślepo wejdę w każdą książkę tego autora. Nie chcecie, nie czytajcie, to znaczy, że lubicie spać w nocy i nie budzicie się na każdy najmniejszy szmer i w pojawiających się nocnych cieniach nie dostrzegacie tego nadnaturalnego świata, który NA PEWNO istnieje.

wtorek, 29 maja 2012

Mariusz Zielke "Księga kłamców"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autora.

Nie ma to jak zamieszać czytelnikowi w głowie, zostawić go z rozdziawionymi ustami, wyrazem niedowierzania na twarzy, a nawet nieco debilnym jej wyrazem. Bo kto tu kogo zrobił w konia? Kto z kogo zrobił idiotę? A może ktoś tu się przeliczył, wierząc, że wszystko będzie takie jasne w odbiorze? Ależ skąd. W najnowszej powieści Mariusza Zielke „Księga kłamców” NIC nie jest jasne, NIC nie jest proste, WSZYSTKO z chirurgiczną precyzją stworzone zostało po to, aby biedny czytelnik zaliczył uderzenie koparą o podłoże.
O czym więc jest ta książka? Ech, gdyby było to takie łatwe, na pewno z chęcią odpowiedziałabym na to odwieczne pytanie. „O czym jest ta powieść?” „Co autor miał na myśli?”
A skąd ja, na litość boską, mam to wiedzieć? Wiem tylko, że występuje tutaj znana malarka Anna, która najbardziej lubi malować nago. Jest zafascynowany nią młodziutki Bastian. Jest jego dziewczyna, Ina, która nie do końca wie, kogo właściwie kocha. I on. Siergiej. Pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Zaskakuje. Szokuje. Jest bezwstydny, pewny siebie i swojej zniewalającej mocy, którą wykorzystuje wobec płci przeciwnej. Zawsze gotowy, zawsze chętny, biorący, ale i czasami hojny. Bóg seksu? Też. Demon? Na pewno. Ale… czy wierzę w to, co napisałam? Tego nie wiem.
Autor stworzył historię wielowymiarową, inspirującą, burzącą powszechny osąd na to co dobre, a co złe, na to co czarne i białe, znane i słyszane. Przekomarza się niemal w każdym słowie i w każdej scenie, burzy stereotypy, kala świętości, mówiąc kolokwialnie, ukręca na siebie bat. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, nie ma granic, nie istnieje dobro ogółu, ani jednostki, jest fantazja, jest nieposkromiona wyobraźnia, jedna historia wychodząca z drugiej, które na zmianę wciągają, innym razem oburzają, odrzucają. A jednak nie pozwalają się oderwać i rzucić niedokończoną powieść w kąt. Tak więc jest to idealna książka dla każdego, kto nie boi się wyzwań, kto lubi się trochę zakręcić, komu nieobce psychodeliczne klimaty, gdzie nigdy nie wiadomo co jest jawą, a co snem.
W sumie nie wiem po się tyle rozpisałam. Bo „Księgi kłamców” nie da się jednoznacznie określić, zdefiniować, a tym bardziej nie da się zrecenzować jej treści. Najlepiej po nią sięgnąć i po przeczytaniu udawać, że się nie zwariowało.


Majowa porcja lektur-odsłona 2

Troszkę się nazbierało, przybyło, wzrosło:)
Będzie głównie kryminalnie i sensacyjnie, ale to chyba oczywiste, że kocham te gatunki.

Oto kolejna porcja lektur, które zawitały do mojej domowej biblioteki:



Od góry:

Magdalena Zimniak "Pokój Marty" - wyd. Replika (jestem w trakcie lektury)
Mariusz Zielke "Księga kłamców" - od Autora (lada chwila recenzja)
Joanna Jodełka "Polichromia" - od Autorki
31.10 Halloween po polsku - nasza antologia:)
Maria Ulatowska "Przypadki pani Eustaszyny" - wyd. Prószyński

I teraz prezenty od portalu Zbrodnia w Bibliotece :*

Inge Lohnig "Zapłatą będzie śmierć"
A.B. Międzyrzecki "Consul"
Chris Tvedt "Uzasadniona wątpliwość"
Michael Kobr, Volker Klupfel "Operacja Seegrund"
Izabela Żukowska "Gotenhafen"

Jesli chodzi o maj, to chyba wszystko.
Chyba :)

sobota, 26 maja 2012

Viva Las Sanok!

Ubiegły weekend spędziłam w magicznym miejscu. Od soboty do poniedziałku byłam w pięknym Sanoku, gdzie brałam udział w panelu pisarek, w ramach II Nocy Kultury Galicyjskiej.
Spotkałam się z moimi koleżankami-pisarkami, co już samo w sobie było czymś wspaniałym. No i ta okolica. Piękne widoki, cudowna wystawa ikon (olbrzymi sentyment mam do tych dzieł, gdyż siostra mojej babci malowała ikony, mamy w rodzinie kilka takich obrazów), nowo otwarte muzeum z całym dorobkiem artystycznym Beksińskiego, śliczny Rynek. No i ludzie. Ci zarządzający miastem ugościli nas tak, że czułyśmy się naprawdę wyjątkowo. A na koniec zostałyśmy obdarowane wspaniałymi upominkami.

Dziękuję serdecznie za zaproszenie:) To wspaniałe, że miałam okazję uczestniczyć w tak magicznym spotkaniu, które odbyło się w równie magicznym miejscu.
Sanoku, na pewno do Ciebie wrócę:)


Od lewej siedzą:

Mariola Zaczyńska
Magdalena Zimniak
Maria Ulatowska
Lucyna Olejniczak
Ja
Manula Kalicka
Joanna Jodełka
Anna Fryczkowska



Charles Cumming "Ukryty człowiek"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Enigma.

Mnogość wątków, wyraziści, ale nie przerysowani bohaterowie, powoli rozwijająca się akcja, stopniowanie napięcia, intryga, zagadka, poczucie zagrożenia. To chyba podstawowe wyróżniki dobrze skonstruowanej powieści szpiegowskiej. Ale nie mającej wiele wspólnego z gadżeciarskim Jamesem Bondem. Tutaj nie liczy się efektowne wejście bohatera, tylko tajemnica i intrygujące jej rozwiązanie.
Podobny schemat dostrzegłam w powieści Charlesa Cumminga, zatytułowanej „Ukryty człowiek”. To nowa propozycja na naszym rynku wydawniczym, którą prezentuje wydawnictwo Enigma. Autor zastosował tutaj taki sposób przedstawienia bohaterów, jaki bardzo lubię. Bo oto mamy dwóch braci, Marka i Bena Keen. Mark jest biznesmenem, pracującym w dużej międzynarodowej korporacji, Ben to artysta, który ciągle boryka się z problemami finansowymi. Ma również szereg problemów w życiu uczuciowym, bo jego żona Alice, prężna i ambitna dziennikarka pragnie luksusu, jakiego Ben nie jest jej w stanie ofiarować. Obaj bracia są ze sobą bardzo związani, ale już wkrótce pomiędzy nimi stanie ktoś, kto może być powodem rozłamu pomiędzy mężczyznami.
Christopher Keen wraca po latach i chce rozliczyć się z przeszłością. A może nawet naprawić błędy? Keen to były agent brytyjskiego wywiadu, który dwadzieścia pięć lat temu zostawił swoją żoną z dwoma synami. Czy teraz uda mu się nawiązać kontakt z dorosłymi już mężczyznami? Mark jest gotów rozmawiać z ojcem i nawet próbuje go zrozumieć. Ben nie chce słyszeć nawet o spotkaniu z kimś, kto tylko na papierze może nazywać się jego ojcem.
Ale wydarza się coś, co sprawia, że obaj bracia znajdą się w samym środku międzynarodowej zawieruchy, gdzie działania pracowników MI5 przenikają się z akcjami prowadzonymi przez rosyjską mafię. A nad tą morderczą wręcz rozgrywką widnieje tajemnica, dotycząca przeszłości Christophera. Jak bracia poradzą sobie i z uporządkowaniem przeszłości swojej i ojca? Komu naprawdę mogą ufać i czy uda im się wyjść cało z tej niebezpiecznej konfrontacji, w jakiej przyszło im uczestniczyć? Myślę, że lektura może odpowiedzieć na te pytania.
Przyznam szczerze, że niełatwo czytało mi się tę powieść. Mnogość wątków, duża liczba pojawiających się postaci, retrospekcje, wszystko to sprawiało, że czasami gubiłam się w chronologii wydarzeń. Taką lekturę należy czytać w skupieniu, a ja ostatnio miałam z tym problem, tak więc podejrzewam, że wina leży po mojej stronie. Klimat powieści przypomniał mi moje czasy licealne, kiedy zaczytywałam się w książkach Roberta Ludluma. Tak więc wielbiciele ciekawie skonstruowanych historii szpiegowskich, nie powinni czuć się zawiedzeni. Na uwagę zasługuje na pewno konstrukcja głównych postaci, których nie sposób nie lubić. I nie sposób im nie kibicować. Dla wyznawców około bondowskich historii z mocnym wątkiem szpiegowskim-lektura w sam raz.


Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania-KONIEC



Kochani:)

Dziękuję wszystkim za udział w naszym tygodniowym BlogTour z pismem "Coś na progu". To była naprawdę fantastyczna zabawa.

Dziękuję Wydawnictwu Dobre Historie, które zaproponowało mi udział w tej akcji.
Mam nadzieję, że nawet ci, którym nie udało się wygrać konkursowego egzemplarza, dobrze się bawili i sięgną po to ciekawe wydawnictwo. Bo warto!

W ostatniej, piątej odsłonie konkursu, szczęście uśmiechnęło się do: rajzarogiem.
Gratuluję i czekam na adres do wysyłki nagrody:)

Do zobaczenia przy kolejnym BlogTour!

piątek, 25 maja 2012

"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part 5



Dziękuję za wczorajsze zgłoszenia:) Szkoda, że nie mam więcej egzemplarzy do rozdania, bo chętnie nagrodziłabym Was wszystkich. Ale los jaki jest, każdy widzi i tym razem uśmiechnął się do BRYNDZI. (adres proszę wysłać na mojego maila)

Tymczasem zapowiadam ostatnią odsłonę konkursu z pismem "Coś na progu". Aby zdobyć 1 numer tego kryminalnego czasopisma, wraz z zakładką, należy zostawić swój komentarz o treści: Coś na progu-rozdawajka.

I polecam felieton Joanny Kułakowskiej, w którym ukazuje nam świat prozy Howarda Philipa Lovecrafta, zatytułowany "Bluźniercza przestrzeń"

czwartek, 24 maja 2012

"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part 4



Witajcie w 4 odsłonie BlogTour z czasopismem "Coś na progu".

Wczoraj moja maszyna losująca, czyli Magda, wylosowała Evie13. Zatem serdecznie gratuluję i czekam na adres do wysyłki.

Tymczasem zabawa trwa dalej, kto chce wziąć w niej udział, niech zostawi wpis pod niniejszym postem "Coś na progu-rozdawajka".

A gdy będziecie mieć już ten numer w rękach, warto przeczytać artykuł Moniki Samsel-Chojnackiej i Rafała Chojnackiego, zatytułowany "Mordercy przyszli z północy". W tekście przedstawiona jest postać znanego detektywa, Kurta Wallandera, bohatera serii kryminałów Henninga Mankella.

Polecam także artykuł "Medyk sądowy na miejscu przestępstwa-fakty i mity", w którym wypowiadają się pracownicy Katedry Medycyny Sądowej we Wrocławiu.

środa, 23 maja 2012

"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part 3



Dziękuję za zgłoszenia w naszym blogowym konkursie:)
Tym razem los wskazał na: Lonny_lunatic (proszę o dane kontaktowe na mojego maila)

Ale to jeszcze nie koniec.

Aby zdobyć kolejny egzemplarz czasopisma "Coś na progu", wraz z zakładką, należy pod poniższym postem zostawić wpis: "Coś na progu-rozdawajka".

Jutro ogłoszę, kto otrzyma nagrodę z dzisiejszej odsłony konkursu, a tymczasem już polecam świetny felieton Marcina Wrońskiego "Lęki i strachy" traktujący o tym, jak to jest, gdy człowiek nie boi się horrorów.

wtorek, 22 maja 2012

"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part 2



Dziękuję za wczorajsze zgłoszenia. Numer "Coś na progu" wraz z zakładką powędruje do:
Joanny Rorat :) (pani Joanno, proszę o adres do wysyłki na mojego maila: agnieszka.loniewska@gmail.com)

Tymczasem bawimy się dalej. Jeśli chcecie zdobyć egzemplarz tego kryminalnego czasopisma, zostawcie wpis pod tym postem o treści "Coś na progu-rozdawajka". Jutro ogłoszę, kto wylosował kolejny egzemplarz.

A ja tradycyjnie polecam kolejny artykuł z numeru. Tym razem jest to przegląd polskich seryjnych morderców, którego dokonał Bartosz Czartoryski w tekście "Celebryci z kości i krwi".

niedziela, 20 maja 2012

"Coś na progu", czyli COŚ strrrasznego do rozdania, part1


Witam serdecznie na moim pierwszym blogtour z wydawnictwem Dobre Historie, wydającym dwumiesięcznik "Coś na progu". To niewątpliwie pasjonująca lektura dla miłośników horrorów, thrillerów i opowieści z dreszczykiem.
Od dzisiaj aż do piątku, codziennie będzie można wygrać na moim blogu pierwszy numer pisma wraz z zakładką. Wystarczy zostawić pod postem swój ślad w postaci wpisu:
Coś na progu-rozdawajka.

Codziennie będę wrzucała tutaj post informujący o konkursie, codziennie każdy, kto chce wziąć udział w losowaniu, wrzuca powyższy wpis.

A już teraz polecam Wam opowiadanie Edwarda Lee, zatytułowane "Makak". Krwawa opowieść o dilerze narkotyków i transakcji jego życia.

Czekam na wpisy osób, chcących wygrać pierwszy numer pisma "Coś na progu" w 1 dniu rozdawajki :)))

Terri Blackstock "Drapieżca"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości serwisu Zbrodnia w Bibliotece i Oficyny Wydawniczej VOCATIO.


Czy w dzisiejszych czasach możemy pozostać anonimowi? Czy możemy zamknąć się w swoim własnym świecie, otaczając się tylko garstką najbliższych? Przecież jesteśmy kuszeni tak wielką ilością nowości technologicznych, które pomagają w nawiązywaniu kontaktów, a jednocześnie sprawiają, że pragnienie bycia anonimowym jest trudne do zrealizowania. Portale społecznościowe, fora, blogi, czaty. To wszystko może być sposobem na zdobywanie nowych znajomych, na promowanie siebie i swoich dokonań, na organizowanie różnego rodzaju przedsięwzięć, zbiórek pomocy potrzebującym, akcji ratowania zwierząt. Cele szczytne i potrzebne, a obecna technologia bardzo ułatwia prowadzenie tego rodzaju działań. Ale czy do końca jesteśmy bezpieczni? Może tam, po drugiej stronie jest ktoś, komu w głowie lęgnie się krwiożerczy plan, a każdy nasz ruch w sieci jest pilnie śledzony?

O takim właśnie problemie pisze w swojej książce „Drapieżca” Terri Blackstock. To opowieść o dwudziestopięcioletniej Kristy, której młodsza siostra została w brutalny sposób zamordowana. Okazuje się, że nastolatka z wielkim zaangażowaniem korzystała z portalu społecznościowego GrapeVyne.net, na którym kilkanaście razy dziennie umieszczała posty dotyczące jej życia. Korzystając z tak zwanych „dymków” wrzucała szczegółowe informacje odnośnie tego, gdzie właśnie jest, co robi, o czym myśli. Skorzystał z tego psychopatyczny morderca, który dzięki owym wpisom z łatwością wyśledził dziewczynę, porwał i zabił. Krista i jej ojciec z trudem radzą sobie z tragedią, ale postanawiają sami odnaleźć mordercę siostry i córki. Oczywiście każde na własną rękę. David, ojciec, w każdym znajomym mężczyźnie upatruje zabójcy swego dziecka, co stwarza wiele ryzykownych sytuacji. Krista śledzi grupę znajomych siostry z portalu, wierząc, że wśród nich znajduje się psychopata. Zakłada fikcyjne konto nastoletniej dziewczyny, przygotowując pułapkę, w którą ma nadzieję schwytać mordercę. Jednocześnie nawiązuje kontakt z twórcą GrypeVyne.net, którym jest młody miliarder, Ryan Adkins. Mężczyzna na początku nie poczuwa się do odpowiedzialności za to, że dzięki jego portalowi zginęła nastolatka. Jednak już wkrótce pojawia się nowa ofiara, Ryan zaczyna dostrzegać pewne niebezpieczeństwo związane z użytkowaniem portalu i przez to ściąga na swoją głowę wiele problemów. Jednocześnie zauważa, że Kristy staje mu się coraz bliższa i chęć współdziałania nie do końca podyktowana jest tylko współczuciem czy odpowiedzialnością.

Autorka dodatkowo pokazuje aspekt wiary, załamania się wartości, w które wierzą bohaterowie w momencie, gdy w ich życiu wydarza się tak wielka tragedia. Również Ryan zaczyna zastanawiać się na swoim życiem, wyborami, przekonaniami. A to wszystko jest tłem do pasjonującej akcji kryminalno-sensacyjnej, która jest głównym wątkiem powieści. Plus oczywiście problem braku anonimowości w naszej egzystencji.

„Drapieżca” to wciągający kryminał z przesłaniem i ostrzeżeniem. Książka, którą powinien przeczytać chyba każdy rodzic i aktywny użytkownik portali społecznościowych. Polecam.


piątek, 18 maja 2012

Happy day :))))))))

Właśnie dotarły. Pachną farbą drukarską, czyściutkie, nieskalane, dziewicze. Oto one. Autorskie egzemplarze mojej najnowszej książki "W zapomnieniu". Od dzisiaj powieść już w sprzedaży. Za około tydzień ukaże się także w formie audiobooka.

A od 21 mają będą puszczane spoty reklamujące historię Magdy i Michała, które będzie można usłyszeć w Radio Gdańsk i Radio Kampus. W czerwcowym numerze Bluszcza będziecie mogli także przeczytać recenzję. A już wkrótce konkursy, w których będzie można wygrać egzemplarz "W zapomnieniu". (Na fejsbukowej stronie Naszego Wałbrzycha właśnie trwa 2 odsłona konkursu).

A tu lista patronów medialnych "W zapomnieniu":

Radio Gdańsk
Radio Kampus
Gazeta Bluszcz
portal dlalejdis.pl
portal webook.pl
serwis granice.pl






A tutaj wrzucam linki, pod którymi można zamawiać moją książkę (i nie tylko ten tytuł oczywiście:) )

Księgarnia wydawnictwa Novae Res
Księgarnia Atena Kamienna Góra
merlin.pl
Matras
jeśli koniecznie musicie robić zakupy w Empiku, to polecam raczej zamawianie na stronie:
empik.com


No nic, wracam do radowania się i po raz setny oglądania moich książek:) Aaa, spakowana już jestem, bo dzisiaj w nocy wyjeżdżam do Sanoka, na Galicyjską Noc Kultury:)))


Piotr Ibrahim Kalwas "Tarika"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Janka.

Czasami warto udać się w podróż. Podróż do własnej przeszłości, rekonesans po własnych dokonaniach, tych większych i tych całkiem bez znaczenia. Wycieczkę po szczątkach wspomnień, sięgających najdalszych przeżytych momentów, jakie zachowały się w naszej pamięci. Taka indywidualna retrospekcja czasami może pomóc ułożyć swoje obecne życie, a także nie bez znaczenia może mieć wpływ na przyszłe losy potencjalnego podróżnika.
Takim właśnie zabiegiem posłużył się Piotr Ibrahim Kalwas w swojej najnowszej książce, zatytułowanej „Tarika”. Tytułowa tarika oznacza w języku arabskim właśnie drogę. I w taką drogę wyrusza autor w swoich opowieściach, które funduje nam z prozatorskim mistrzostwem. Jak sam twierdzi, nauczycieli nie chce i nie potrzebuje, to ta książka jest jego nauką i drogą ku zrozumieniu. „Tarika” może być postrzegana jako powieść, albo jako zbiór opowiadań, esejów, felietonów. Autor podróżuje, raz jest w Polsce lat peerelowskich, innym razem odnajdujemy go w Aleksandrii, albo w Ghanie. Raz jest dorosłym człowiekiem z pewnym dorobkiem życiowym, innym razem uczniem, który nie chce dać się wpasować w sztywne ramy szkolnego drylu.

Właśnie te historie nawiązujące do przeżyć w rzeczywistości lat osiemdziesiątych i nie tylko, bardzo przypadły mi do gustu. Autor wykorzystuje także dorobek światowej literatury, częstując nas licznymi odniesieniami do twórczości Schulza, Cortazara, Gombrowicza. Umiejętnie wplata ich teksty w swoje historie, czasami wprowadzając zamęt w umyśle czytającego.
Odnoszę wrażenie, że wszystkie historie Kalwasa stworzone zostały po to, aby czytelnik poczuł się odurzony, jak po zażyciu czegoś mocniejszego. Nie można czasami się odnaleźć, a jednocześnie magia języka, prozatorskie żonglowanie autora pomiędzy humorem a szyderstwem, złością a poezją, sprawiają że „Tarika” staje się czymś więcej, niż tylko lekturą dla wymagającego odbiorcy. To istna uczta dla wielbicieli sztuki słowa i treści, wielocząstkowa historia skłaniająca do przemyśleń, czasami denerwująca, innym razem bawiąca czytelnika swym gorzko-słodkim humorem. A przede wszystkim prowokująca do zastanowienia się, co dla autora jest jego tariką, a czym owa tarika jest dla nas. Polecam.


czwartek, 17 maja 2012

Majowa porcja lektur, odsłona 1 plus zapowiedź ROZDAWAJKI:)

W maju trochę przystopowałam z pozycjami książkowymi, gdyż mam ich jeszcze sporo w zapasie i chcę terminowo wywiązać się z wszystkich zobowiązań. Ale kilka nowych książek pojawiło się w mojej biblioteczce i oto mam przyjemność je zaprezentować:)


I tak:

"Coaching doskonały" pod red. Jonathana Passmore'a - wyd. Muza (do życia zawodowego się przyda:) )
"Las. Pytania i odpowiedzi" Paweł Fabijański - wyd. Muza
"Maja poznaje świat 2" Magdalena Zarębska - wyd. Skrzat
"Strasznie trudne wierszyki" + audiobook Izabela Mikrut - wyd. Skrzat

I jeszcze jedna paczuszka:


A w niej:

"Tajfun" Charles Cumming
"Ukryty człowiek" Charles Cumming
Obie książki z Wydawnictwa Enigma, które niedawno zaproponowało mi współpracę recenzencką, co oczywiście bardzo mnie ucieszyło. I jestem niezmiernie ciekawa tych dwóch pozycji:)

................................................................................................................................................................

A od poniedziałku, codzienny BlogTour z czasopismem "Coś na progu". Od poniedziałku do piątku będę wrzucała post związany z tym właśnie pismem i wystarczy zostawić komentarz, aby wziąć udział w losowaniu egzemplarza tego kryminalno-horrorowatego dwumiesięcznika wraz z zakładką.
Zapraszam:)))




Olga Rudnicka "Cichy wielbiciel"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości serwisu Zbrodnia w Bibliotece i Wydawnictwa Prószyński.

Jesteś młoda, pełna życia, masz ukochanego mężczyznę, pracę, która sprawia ci przyjemność, przyjaciółki, dobre układy z rodzicami. Wydaje ci się, że świat i los ci sprzyja. Nie wiesz jednak, że czasami właśnie los może zadecydować i sprawić, że to co do tej pory zbudowałaś, nagle legnie w gruzach. Bo ślepy zdecydował o tym, że na drodze Julii, bohaterki najnowszej powieści Olgi Rudnickiej, pojawił się ON. „Cichy wielbiciel”.
A wszystko zaczęło się od bukietu kwiatów, przyniesionego przez posłańca do salonu telefonii komórkowej, w którym pracuje Julia Rogacka. Oczywiście, wszystko zaczęło się nieco wcześniej, kiedy złośliwy los sprawił, że Julia znalazła się właśnie w tym miejscu, w tym momencie, gdzie był także i ON. Ale to uzmysłowiła sobie dużo później. Tak więc dziewczyna zaczyna dostawać kwiaty, potem rozpoczynają się głuche telefony na służbowy numer komórki. Po głuchych telefonach zaczynają się esemesy pełne miłosnych wyznań. Romantyczny wielbiciel? Czyż nie marzy o tym każda kobieta? Jasne, miło czytać o tym w romansach, ale gdy telefon dzwoni niemal nieprzerwanie, w dzień i w nocy, a miłosne wyznania zastępowane są często przez wyzwiska i wyrzuty, to już przestaje być romantyczne. Julia na początku nikomu o tym nie mówi, ale wkrótce problem zaczyna ją przerastać, o nękającym wielbicielu dowiadują się przyjaciółki, rodzice, koleżanka z pracy i wreszcie pracujący w innym mieście ukochany Robert. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że to dopiero początek tragicznych wydarzeń, które doprowadzą Julię na skraj wyczerpania nerwowego i zmienią jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Jak zakończy się ta mrożąca krew w żyłach historia? Czy w Polsce prawo chroni ofiary stalkera? Gdy rozgrywa się akcja książki, w polskim ustawodawstwie jeszcze nie było takiego paragrafu. Jak zatem Julia i jej rodzina uwolnią się od chorego mężczyzny?
Książka Olgi Rudnickiej to na pozór opowieść o dziewczynie, którą prześladuje zakochany facet. Ale dla mnie to horror z prawdziwego wrażenia. Autorka w tak umiejętny sposób ukazała pętlę zacieśniającą się wokół bohaterki, pokazała macki, jakie prześladowca umiejętnie rozpościera w życiu Julii, że niemal czułam ściskanie w gardle, za każdym razem, gdy w opisanych scenach dzwonił do bohaterki telefon. W powieści poruszony jest oczywiście problem stalkingu i pokazane metody, jak należy radzić sobie w przypadku, gdy stajemy się ofiarami uporczywego nękania.
„Cichy wielbiciel” to powieść na poły sensacyjna, na poły psychologiczna ze świetnym rysem postaci będącej ofiarą nękania i z opisem zmian i fizycznych i psychosomatycznych jakie zachodzą u takiej osoby. Powieść napisana jest wciągającym językiem, a akcja rozwija się w sposób przypominający świetnie skonstruowany thriller psychologiczny. Polecam, kawał porywającej lektury.


wtorek, 15 maja 2012

Dla wielbicielek trylogii "Zakręty losu"

Dostałam ostatnio kilka próśb o wrzucenie fragmentów z kolejnych części trylogii "Zakręty losu". Już jesienią będzie można kupić całość, właśnie rozpoczął się proces wydawniczy tej serii.

Ale pomna Waszych maili wrzucam krótkie fragmenty z II tomu, zatytułowanego "Zakręty losu-Braterstwo krwi" i z tomu III, czyli "Zakręty losu-Historia Lukasa". Tekst surowy, przed korektą.

BRATERSTWO KRWI

Gdy Krzysiek witał się z nową aplikantką, Łukasz Borowski siedział na skórzanej sofie w swoim nowym mieszkaniu i uczył się, jak zakładać szkła kontaktowe, zmieniające mu kolor oczu z brązowych na niebieski. Ratajczak musiał wyjść, bo ktoś próbował się do niego dodzwonić i teraz wrócił, wpatrując się w siedzącego na sofie potężnego faceta, z potarganymi jasnymi włosami i niebieskimi jak niebo oczami. Łukasz popatrzył na wchodzącego mężczyznę, wstał i powiedział po polsku z wyraźnym niemieckim akcentem:
- I co powiesz,Ratajczak? Reprezentuję doskonały okaz rasy nordyckiej?
- Jesteś chory, Lukas. Ale wyglądasz na niezłego, szwabskiego sukinsyna. - Ratajczak był pod wrażeniem umiejętności swoich ludzi, którzy nie tylko poprzez zmianę samego wyglądu, ale i odpowiedni dobór garderoby i różnych gadżetów sprawili, że Marcus Borycki wyglądał tak, jak powinien wyglądać właściciel nocnego klubu, o niezbyt chlubnej przeszłości. I to ostatnie dotyczyło zarówno właściciela, jak i samego klubu. Do tego dochodziły umiejętności Łukasza, który genialnie potrafił wczuć się w rolę i zmieniać tożsamość jak wąż skórę. Dlatego Ratajczak przekonał swoich szefów, żeby zaangażować starszego Borowskiego do tej akcji. Zwłaszcza po tym, kiedy dowiedział się ze swoich źródeł, że Siergiej postawił mecenasa Borowskiego w sytuacji bez wyjścia. Na początku szefostwo nie chciało słyszeć o pozyskaniu Łukasza, uznając, że nie będzie można mu zaufać. Ale Ratajczak ręczył za niego głową, wiedząc, że skoro wtedy postanowił z nimi współpracować,  tym bardziej zrobi to teraz, kiedy się dowie, w jakie gówno wchodzi jego młodszy brat. Jasne! Bazował tutaj na uczuciach, na oddaniu, na tym, co łączy obu braci. To było kurestwo, ale dla niego, Ratajczaka, liczył się efekt końcowy a nie środki, jakie do niego poprowadzą. A efektem miało być aresztowanie Igora Siergiejewicza. Osobą, która mogła do tego doprowadzić był tylko i wyłącznie Łukasz Borowski, który w strukturach mafijnych funkcjonował od siedemnastego roku życia.
- Jestem szwabskim sukinsynem i zrobię w tym mieście niezły rozpierdol. - Łukasz nadal mówił z niemieckim akcentem i Mirek w końcu się roześmiał.
- Uważaj, bo cię polubię... - usiadł na sofie i kiwnął głową do Łukasza, żeby także zajął miejsce. - Siadaj, muszę ci coś powiedzieć.
- Co jest?
- Dzwonił do mnie twój brat.
Łukasz spojrzał na niego niebieskimi oczami i zacisnął szczęki.
- Jutro się z nim spotkasz.
- Jak to?
- Przywiozę go tutaj.
- On... on ma o tym wszystkim wiedzieć? - Łukasz spytał cichym głosem.
- On szuka pomocy. Znasz swojego brata. Jest z gruntu uczciwy. Chce chronić siebie i żonę, ale wie, że to nie jest rozwiązanie. Dlatego zadzwonił do mnie. Poza tym niejednokrotnie próbował się dowiadywać czegokolwiek na twój temat. Szukał cię. Dzwonił do nas.
- Naprawdę?
W oczach potężnego jasnowłosego mężczyzny pojawiła się iskierka radości, która zaraz zgasła.
- Tak - Mirek Ratajczak kiwnął głową. - Dlatego włączymy go do tego. Jemu będzie łatwiej, wiedząc, że jest ktoś, kto tym wszystkim steruje. Będzie mógł działać dla nich, chroniąc rodzinę, a my będziemy i tak robić swoje. A poza tym...
- Poza tym? - Łukasz zacisnął pięści i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w ścianę.
- Spotkacie się. To chyba dobra wiadomość?
- Tak... Tak... - Łukasz zamrugał oczami, odrywając się od dręczących go myśli. - To najlepsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć w ciągu ostatnich lat - spojrzał na Ratajczaka wzrokiem przepełnionym radością i jeszcze czymś, co do tej pory było głęboko schowane w jego sercu i teraz na chwilę uwolniło się i pokazało, że Łukasz Borowski naprawdę ma duszę.





HISTORIA LUKASA


Wróciłem z ćwiczeń naszej szkolnej grupy rockowej. Byłem w drugiej klasie liceum, miałem siedemnaście lat i kochałem muzykę. Grałem na saksofonie w naszym lokalnym zespole, który założyliśmy z kumplami z klasy. Dyrektor szkoły, doceniając zaangażowanie i chęci, udostępnił nam stary szkolny magazynek, który zaanektowaliśmy na klub. I teraz, po ośmiu miesiącach działalności mieliśmy za sobą kilka szkolnych występów, między innymi na studniówce najstarszych klas, a od kilku tygodni przygotowywaliśmy się do udziału w konkursie zespołów rockowych, który mógłby dać nam szansę i perspektywy na dalszy rozwój w tym kierunku. Oczywiście, staraliśmy się nie zaniedbywać nauki, żeby rodzice się nas nie czepiali, ale teraz ten konkurs był dla nas najważniejszy. 
Po cichu wszedłem do domu, bo było już dość późno, miałem nadzieję, że uda mi się przemknąć niepostrzeżenie, tak aby nie spotkać się z ojcem, z którym ostatnio miałem na pieńku. Hm. Ostatnio? Chyba od zawsze, raczej. Ale ta nadzieja umarła, zanim na dobre zdołała zakwitnąć w mojej głowie, bo gdy tylko złapałem za poręcz, chcąc pobiec na górę, do swojego pokoju, mój ojciec wyszedł ze swojego gabinetu. Patrząc na mnie jak zawsze, czyli z krytyką.
-       Nie za późno? - Spytał, z marsową miną.
-       Sorry. Próba się przeciągnęła – burknąłem.
-       Nie zapomnij, że w weekend wyjeżdżasz ze mną na spotkanie z członkami rady adwokackiej.
-       W ten weekend?
-       Tak w ten.
-       To miało być za tydzień – patrzyłem na ojca zszokowanym wzrokiem.
-       Pomyliłem terminy. Wyjeżdżamy w piątek wieczorem – ton ojca był zimny jak lód.
-       Nie ma mowy – wzruszyłem ramionami, mocniej zaciskając palce na rączce futerału, w którym spoczywał mój saksofon.
-       Słucham?
-       Mówiłem ci chyba z milion razy, że jadę do Zielonej Góry na przesłuchanie. Robią nabór do konkursu „Młoda Rockmania”. Przeszliśmy pierwszy etap, jeśli teraz przejdziemy, pojawi się szansa na nagranie płyty.
Ojciec wzniósł oczy do nieba, jakby szukał tam natchnienia do wygłoszenia kolejnej tyrady. Ale powiedział tylko:
-       Będziesz musiał wybierać.
Spojrzałem na niego z uśmiechem.
-       Już wybrałem.
-       To znaczy? - Zmrużył brwi i podszedł do mnie. Pomimo że był wysoki i tak musiał unieść głowę, żeby spojrzeć mi w oczy. Nie sądzę żeby teraz odnalazł w nich odrobinę ciepłych uczuć. Muzyka była dla mnie wszystkim i wiedziałem, jaki on ma do tego stosunek. Bolało mnie to bardzo, ale ukrywałem to przed nim, bo musiałem przecież być stonowanym przyszłym prawnikiem z maską zamiast twarzy.
-       To znaczy, że w sobotę rano pakujemy się do pociągu i wyjeżdżamy. Na przesłuchanie – odpowiedziałem pewnie, chociaż moje serce szalało ze zdenerwowania.
-       Śmieszny jesteś – parsknął i wydawał się być naprawdę nieźle rozbawiony.
Ja za to byłem wkurzony. I to bardzo.
-       Może jestem śmieszny. Ale pogódź się z tym, że na weekend ze swoimi prawnikami pojedziesz beze mnie.
-       To się jeszcze okaże.
-       Załóż się – warknąłem, wchodząc na schody.
-       Łukasz. - No tak, znałem ten ton. Doskonale. Zaczynało się. Ale tym razem nie miałem zamiaru tego słuchać.
-       Oszczędź sobie. Nie jesteś w sądzie. Wcale nie muszę tam z tobą jechać, wydepczesz dla mnie ścieżkę kiedy indziej – powiedziałem przez zęby i pobiegłem do siebie, trzaskając drzwiami tak, że pewnie obudziłem mojego młodszego brata Krzyśka, który miał pokój naprzeciwko mnie.
Kurwa!
Kląłem w myśli, bo generalnie nie przeklinałem i wiedziałem, że mama tego nie toleruje. Czy kiedykolwiek mój ojciec spojrzy na mnie inaczej, niż jak na obiekt utrzymania rodzinnej tradycji i poważania dla nazwiska Borowski w tym jego śmiesznym świecie? Chyba znałem odpowiedź na to pytanie. A przecież zawsze robiłem wszystko, aby był ze mnie zadowolony. Nigdy nie miał ze mną najmniejszych problemów. Nigdy. Uczyłem się dobrze, nie paliłem, nie ćpałem, szanowałem matkę, kochałem brata. A ojciec... też go szanowałem, ale... Czy go kochałem?
Boże...
Oczywiście, że tak. Ale...
Czy on kochał mnie?




PREMIERA: jesień 2012 :)